ROZSTANIE - owoc dojrzałej miłości

Istnieje sakrament małżeństwa, ale nie istnieje sakrament rodzicielstwa. Bóg oddaje rodzicom dzieci w adopcję miłości po to, by rodzice nauczyli je kochać i przygotowali do założenia w przyszłości własnej szczęśliwej rodziny. Don BOSCO, 1/2010



Kiedy dorastający syn czy córka pogodnie opuszczają dom rodzinny, nie tracąc więzi miłości z rodzicami, to taka sytuacja jest błogosławieństwem dla wszystkich. Kiedy natomiast rodzice nie kochają siebie nawzajem wystarczająco lub gdy nie potrafili wychować dzieci w mądry sposób, wtedy zarówno rodzice, jak też ich dorastające dzieci mają poważne problemy z dojrzałym przeżywaniem koniecznego przecież rozstania.

Pierwsza skrajna postawa rodziców – to emocjonalne odrzucenie dziecka, a druga – to dążenie do psychicznego uwięzienia syna czy córki. Odrzucenie oznacza, że rodzice okazywali dziecku zbyt mało miłości i czułości, a przez to dziecko czuło się obco we własnym domu. Takie dziecko może wprawdzie swobodnie opuścić dom rodzinny, ale ma trudności w założeniu własnej szczęśliwej rodziny, gdyż trudno mu uwierzyć w miłość.

Druga skrajność zachodzi w sytuacji, kiedy rodzice przyjmują swe dzieci z miłością i troską, ale nie zgadzają się na ich odejście. Więzi rodzicielskie stają się wtedy toksyczne. Niedojrzali i nieszczęśliwi rodzice czynią wszystko, by wyrobić u dorastającego dziecka poczucie zagrożenia przed światem („tylko z nami możesz być szczęśliwy”) i starają się wzbudzić w nim poczucie winy („jeśli opuścisz dom, to wyrządzisz nam wielką krzywdę”).

Z kolei typowym błędem ze strony dorastających dzieci jest bunt wobec rodziców i ucieczka z domu albo przeciwnie – lęk przed odejściem, poczucie bezradności w obliczu wyzwań dorosłości i egoistyczne „przyssanie się” do rodziców. Bunt może przybierać różne formy: od agresji słownej i unikania osobistych rozmów z rodzicami, aż do ucieczki z domu oraz agresji fizycznej i nienawiści wobec rodziców. Nawet jeśli rodzice popełnili wiele błędów, to zwykle bunt dziecka kończy się przysłowiową wpadką z deszczu pod rynnę. Nieszczęśliwe dzieci mają bowiem tendencję do tego, by w swym dorosłym życiu łączyć się z ludźmi, którzy albo są również nieszczęśliwi, albo są egoistami szukającymi naiwnej ofiary po to, by żyć jej kosztem.

Druga skrajna postawa nastolatków, to niezdolność do opuszczenia domu rodzinnego, pozostawanie w sytuacji „wiecznego dziecka”, zalęknionego perspektywą samodzielności i koniecznością podejmowania obowiązków, jakie niesie samodzielne życie. Coraz częściej pozostawanie dorosłych już dzieci w domu rodzinnym jest przejawem wygodnictwa, bo przecież wygodnie jest żyć na koszt rodziców i ciągle uchodzić za „nastolatka”.

Uniknięcie powyższych skrajności zależy zwykle bardziej od rodziców niż od dzieci. Harmonijne rozstanie jest możliwe wówczas, gdy rodzice respektują podstawowe zasady w odniesieniu do dzieci. Zasada pierwsza brzmi: dziecko nie jest własnością rodziców! Nie jest „polisą ubezpieczeniową”, która ma zapewnić rodzicom pogodną starość. Radosną jesień życia mogą zapewnić sobie rodzice sami wtedy, gdy nie tylko mądrze wychowują dzieci (aby później cieszyć się ich miłością i szczęściem!), ale kiedy też mąż i żona troszczą się o wzajemną, czułą miłość.

Tylko wtedy bowiem mogą być dla siebie źródłem wsparcia i radości w okresie, gdy ich dorosłe już dzieci opuszczą dom rodzinny. Dojrzali rodzice wiedzą o tym, że nadal są kochani przez odchodzące dzieci, ale że sensem życia ich dzieci nie jest „poświęcanie się” rodzicom. Sami wyjaśniają swym córkom czy synom, że gdy założą oni swoje rodziny, to odtąd troska o małżonka i dzieci będzie miała pierwszeństwo przed troską o rodziców. Ewangelia jest w tym względzie jednoznaczna: mężczyzna/kobieta opuści matkę i ojca po to, by złączyć się z ukochaną osobą i założyć własną rodzinę.

Szczęśliwe dzieci szczęśliwych rodziców kochają ojca i matkę także po założeniu własnej rodziny, ale wiedzą, że mogą osobiście opiekować się rodzicami czy teściami na tyle, na ile można to odpowiedzialnie pogodzić z troską o własną rodzinę. Nikt nie jest zobowiązany do tego, by pomagać rodzicom kosztem małżonka i dzieci. Żadne dorosłe dziecko nie powinno „ratować” małżeństwa swoich rodziców w taki sposób, że doprowadza do kryzysu czy rozpadu swego własnego małżeństwa.

Małżonkowie, którzy po przyjściu dzieci na świat nadal troszczą się o rozwój wzajemnej miłości, nie mają potrzeby, by zatrzymywać dorastające dzieci dla siebie. Tacy małżonkowie nie boją się tego, co stanie się z nimi, gdy ich synowie i córki opuszczą dom rodzinny. Kochają oni swoje dzieci naprawdę bezinteresownie. Ich dorastające dzieci utrzymują wtedy chętnie serdeczne kontakty ze swymi rodzicami. Młodzi dorośli stronią natomiast od tych rodziców czy teściów, którzy są zaborczy w okazywaniu „miłości” i którzy pragną „uszczęśliwiać” siebie kosztem swych dzieci i ich szczęścia w nowych rodzinach.

Ogromną pomocą w pogodnym przeżywaniu fizycznego rozstania i tęsknoty ma wychowanie religijne. Jeśli rodzice i dzieci przeżywają serdeczną przyjaźń z Bogiem, jeśli razem modlą się, jeśli w codziennym życiu kierują się Dekalogiem oraz dążą do świętości, to ich wzajemna miłość ma tak solidny fundament, że nie naruszy jej ani odległość, ani upływ czasu.

Mądrze wychowane dzieci opuszczają dom rodzinny bez lęku i poczucia winy. Bez lęku, gdyż nauczyły się od rodziców mądrze myśleć, odpowiedzialnie kochać i solidnie pracować. Bez poczucia winy, gdyż są one pewne tego, że ich rodzice nadal kochają siebie nawzajem i ponieważ widzą, że rodzice są spokojni zarówno o własną przyszłość, jak i o przyszłość dzieci, które dobrze wyposażyli na drogę samodzielnego życia.



«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...