On wziął na siebie nasze grzechy

Odkąd stało sie to, co stało się w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, nikt już nie jest sam ze swoim nieszczęściem. Nie ma już cudzej, obojętnej, bezpańskiej winy, podobnie jak nie ma cudzego, obojętnego, bezpańskiego cierpienia. Zeszyty Karmelitańskie, 4/2006





Odkąd stało sie to, co stało się w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa, nikt już nie jest sam ze swoim nieszczęściem. Nie ma już cudzej, obojętnej, bezpańskiej winy, podobnie jak nie ma cudzego, obojętnego, bezpańskiego cierpienia. Stwierdzenie to jest głęboko wpisane najpierw w teksty biblijne – w interpretacje tekstów Starego Przymierza w odniesieniu do Sługi Bożego – Mesjasza, następnie w liturgie Kościoła, a co za tym idzie także w wiarę i pobożność, teologie, i sztukę chrześcijańska. To głębokie wpisanie sprawia, że rzecz ta traktowana jest jako cos zupełnie oczywistego. Tymczasem także wobec rzeczy zupełnie oczywistych mamy prawo i obowiązek zapytać, co te w istocie znaczą. Czasem wobec rzeczy oczywistych trzeba tak pytać tym bardziej – bo to, co wydaje się oczywiste, łatwo przestaje być dobrze słyszane i rozumiane. Spróbujmy zatem zapytać nieco uważniej o to właśnie słowo o Chrystusie, który bierze na siebie nasze grzechy i bóle.

Pierwsze pytanie brzmi: Czym jest takie stwierdzenie? Czy jest mniej lub bardziej uprawniona przenośnią, czy dokładnym nazwaniem pewnego stanu rzeczy? Czy naprawdę można wziąć na siebie winę kogoś drugiego? Czy można przyjąć na siebie czyjeś cierpienie? Czy właśnie wobec winy i bólu, które dotykają kogoś obok nas, nie jesteśmy najbardziej bezradni? Możemy współczuć, leczyć i uśmierzać, ale nie możemy z kogoś zdjąć jego osobistego cierpienia i tym bardziej nie możemy przenieść na siebie czyjejś osobistej winy. Możemy wprawdzie zasłonić kogoś sobą i przyjąć na siebie cios, który słusznie czy niesłusznie miałby go spotkać. Ale tu chodzi przecież o cos więcej. Jak zatem możemy to „więcej” rozumieć?

Zwróćmy najpierw uwagę na to, co w teologii Starego Przymierza pojawia się przynajmniej równie silnie, jak myśl o wzięciu na siebie ludzkich win i cierpień przez Sługę Jahwe – Mesjasza. Chodzi o stopniowe kształtowanie się w rozwoju biblijnym pojęć odpowiedzialności indywidualnej i zrozumienia dla rzeczywistego skomplikowania relacji miedzy wina a jej skutkami – kontekstem jest tu wcześniejsze przekonanie o ścisłym związku czynów poszczególnych osób i dotykających je skutków (jeśli ktoś cierpi, to znaczy, że jest niesprawiedliwy), przy czym skutki takie dotykają często także dalszych pokoleń. Przykładem zmiany w takim myśleniu jest Księga Hioba, w której nie ma wcale oczywistego związku miedzy czyjąś wina a cierpieniem – Hiob cierpi, choć jest sprawiedliwy (dlatego zresztą Hiob jest figura cierpiącego Mesjasza). Z tego punktu widzenia o zasadniczej zmianie w myśleniu Izraela świadczy prorok Ezechiel (rozdział 18): „Pan skierował do mnie te słowa: «Z jakiego powodu powtarzacie miedzy sobą te przypowieść o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a żeby ścierpły synom? Na moje życie – wyrocznia Pana Boga. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu. Oto wszystkie osoby są moje: tak osoba ojca, jak osoba syna, są moje. Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła.»” (Ez 18,1-4). Jeśli przyjmujemy te słowa, musi się pojawić wątpliwość: jak w takim razie możliwe jest, żeby Bóg, w którego imieniu prorok to mówi, chciał śmierci Mesjasza (tym bardziej swojego Syna), który sam przecież nie zgrzeszył.
«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...