Tygodniowy przegląd prasy - 9 sierpnia 2008

Według Terlikowskiego „Społeczne zaangażowanie proboszcza Jastrzębiej Góry nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto go choć trochę zna. Jeszcze jako ksiądz diecezjalny o. Łągwa wybudował kilka kościołów. Później, gdy wstąpił do jezuitów, niemal od razu po nowicjacie zaczął pomagać szczecińskiej opozycji...



Niewiele artykułów dotykających w jakikolwiek sposób kwestii religijnych czy duchowych zamieściły tym razem tygodniki nazywane opiniotwórczymi.

W tygodniku Wprost (nr 32 z 10 sierpnia 2008) Tomasz P. Terlikowski w tekście zatytułowanym „Ojciec separatysta” przypomina, że „Już pod zaborami w Wielkopolsce czy Galicji społeczną aktywność organizowali księża, liderzy ‘rzeczypospolitych parafialnych’”.

Publicysta Wprost opowiada jednak o postaci być może już historycznej, ale jak najbardziej żyjącej i aktywnej. Bohaterem artykułu jest pewien polski jezuita. „Od 18 lat mieszkańcy Jastrzębiej Góry starają się uniezależnić od Władysławowa. Jednym z liderów tego ‘samorządowego buntu’ (a może trzeba by powiedzieć: samorządowej schizmy) jest jezuita, ojciec Józef Łągwa, proboszcz parafii pod wezwaniem św. Ignacego Loyoli. Ten 56-letni, łysy i potężnie zbudowany mężczyzna o tubalnym głosie, odwiedził już wraz ze swoimi parafianami chyba wszystkich polskich polityków, którzy mogli pomóc w uniezależnieniu się jego miejscowości od wielkiego władysławowskiego brata. Poza rozmowami, naciskami i prośbami zrobił wiele, aby Jastrzębia Góra stała się letnią kulturalną stolicą Pomorza”.

Według Terlikowskiego „Społeczne zaangażowanie proboszcza Jastrzębiej Góry nie jest zaskoczeniem dla nikogo, kto go choć trochę zna. Jeszcze jako ksiądz diecezjalny o. Łągwa wybudował kilka kościołów. Później, gdy wstąpił do jezuitów, niemal od razu po nowicjacie zaczął pomagać szczecińskiej opozycji, aby wreszcie zostać jednym z dwóch kapelanów strajków w Stoczni Szczecińskiej. - Można się było wtedy zamknąć w kościele i tylko się modlić, ale przecież nie tylko o to chodzi w pracy duchownego, ale również o to, by pokazać ludziom, że nawet w sytuacji beznadziejnej można zrobić coś dobrego - opowiada o. Łągwa. Opowieści o zomowcach czy ubekach starających się nie dopuścić go do pracy ze stoczniowcami albo o biskupach naciskających na przełożonych, aby zatrzymali go w klasztorze, nieodmiennie ubarwia anegdotami o opozycjonistach wyprowadzanych z sal jezuickich w strojach kobiet”.

Zdaniem o. Łągwy jeśli „działalność chrześcijańska ma mieć sens, to musi wychodzić poza mury kruchty, zmuszając ludzi nie tylko do modlitwy za świat, ale też do jego zmieniania. A to zawsze zaczyna się od rzeczy drobnych. Ten styl myślenia nie jest zresztą w Polsce niczym nowym” - konstatuje Terlikowski. „Już pod zaborami istniały w Wielkopolsce czy Galicji miejsca, gdzie społeczną aktywność organizowali księża stający na czele ‘rzeczypospolitych parafialnych’. Ojciec Łągwa tylko kontynuuje ich zaangażowanie, pokazując, że parafia może być autentycznym źródłem energii społecznej, której wciąż Polakom brakuje”.

Jeszcze niespełna sto lat temu księża i biskupi byli aktywnymi uczestnikami życia społecznego i politycznego, zasiadali w ławach parlamentarnych itp. Po Soborze Watykańskim II tego rodzaju aktywności duchownych Kościół zdecydowanie zakazał. A Benedykt XVI wyraźnie (i to w Warszawie) powiedział, że ksiądz ma być specjalistą od spotkań z Panem Bogiem, a nie od polityki. Tym mają się zajmować świeccy.



«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...