Orkiestra z misją

Niedziela 25/2010 Niedziela 25/2010

Grali na wszystkich kontynentach w najbardziej prestiżowych salach koncertowych. Ale też na łące i dworcach kolejowych. Zagrali blisko sto prawykonań. Wylansowali kilkunastu kompozytorów, mających dziś światową renomę.

 

Nagrali blisko dwieście płyt. Występowali pod batutą najwybitniejszych dyrygentów. Z najznakomitszymi wirtuozami i solistami. Grali na wszystkich kontynentach w najbardziej prestiżowych salach koncertowych. Ale też na łące i dworcach kolejowych. Zagrali blisko sto prawykonań. Wylansowali kilkunastu kompozytorów, mających dziś światową renomę. Otrzymali ponad trzydzieści nagród krajowych i zagranicznych. To wszystko w ciągu siedemdziesięciu pięciu lat orkiestry niegdyś – tylko radiowej. Później – wielkiej. Dziś – narodowej.

Pierwszy koncert

„[…] za podwójnymi, oszklonymi drzwiami przesłoniętymi ciężką kotarą – gra pod niezawodną batutą dyr. Fitelberga nowa orkiestra. Gra po raz pierwszy przed otwartym mikrofonem […]. Skupione, pobladłe z emocji twarze muzyków. Oczy wpatrzone w dyrygenta. Instrumenty jakby związane niewidzialnymi nićmi z pałeczką

p. Fitelberga. Cała Polska słucha […]. Koncert skończony. Muzycy odkładają instrumenty. Połowa z nich opuszcza miejsca i otacza kapelmistrza. Krzyżują się radosne słowa i spojrzenia. Bo wszyscy już teraz wiedzą, że nowa orkiestra zdała celująco swój trudny egzamin […]. Egzamin, do którego przygotowywała się przez dni...

osiem”. *

Tak po koncercie antenowym 2 kwietnia 1935 r. pisał recenzent podpisujący się J. P. Tego wieczoru radiosłuchacze mogli wysłuchać Wariacji B-dur na temat „La ci darem la mano” na fortepian i orkiestrę op. 2 oraz Fantazji A-dur na fortepian i orkiestrę op. 3 Fryderyka Chopina. Ale droga do powstania Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia, w której skład wchodziło początkowo ponad pięćdziesięciu wybitnych muzyków, nie była tak prosta. Zanim dali ów koncert, przeszli przez sito trudnych eliminacji. Później ćwiczyli przez pół roku po kilkanaście godzin dziennie. Wciąż też o sobie dawał znać światowy kryzys gospodarczy. Wielu oburzało się na organizowanie w Warszawie kolejnej, wysoko opłacanej orkiestry symfonicznej. Innych rozsierdzało angażowanie do niej najwybitniejszych muzyków z pozostałych krajowych orkiestr. Jednak założyciel orkiestry, a zarazem wybitny dyrygent – Grzegorz Fitelberg z uporem powtarzał: „Bez własnej orkiestry […] dalszy rozwój pracy muzycznej Polskiego Radia jest nie do pomyślenia. Bylibyśmy teatrem bez zespołu, jakimś dziwolągiem, usiłującym tworzyć wartości artystyczne i utrzymywać linię programową przy pomocy… gościnnych występów. Musimy całemu krajowi i światu pokazać cały nasz dorobek muzyczny, do czego właśnie radio jest powołane, mając w tym kierunku najdalej istniejące możliwości [...]. Poziom ten jest bez własnej orkiestry nie do osiągnięcia”.

Tak wysokiego poziomu oczekiwań w żaden sposób nie mogła zaspokoić istniejąca już od kilku lat orkiestra radiowa. Grała ona zazwyczaj muzykę rozrywkową, rodem z teatrów ogródkowych, na niskim poziomie wykonawczym. Wprawdzie występowali w niej niepośledni muzycy, lecz utwory dla radia grali bez przygotowania. Koncerty transmitowane na żywo niejednokrotnie więc miały wiele błędów.

… radiowa

Nie o takiej orkiestrze marzył Grzegorz Fitelberg. Ten niegdyś uczeń Zygmunta Noskowskiego, a wówczas już blisko sześćdziesięcioletni wybitny skrzypek i kompozytor, znany był też jako dyrygent orkiestr w Moskwie i Wiedniu, a przede wszystkim orkiestry Filharmonii Narodowej. Bardzo mu więc zależało, aby transmisje polskiej muzyki szły na cały świat w najdoskonalszym wykonaniu. Cały świat miał poznawać i podziwiać najwyższej jakości polskie utwory. I tak też się stało. Po skompletowaniu orkiestry, dzięki wybitnym zdolnościom dyrygenckim i umiejętnościom organizatorskim Fitelberga, Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia zaczęła konkurować z krajowymi filharmoniami. Szczególnie z Narodową. Jak się okazało – z ogromną korzyścią dla kompozytorów. Dla Grzegorza Fitelberga działalność orkiestry była wypełnianiem misji. Jednym zaś z jej trzech zasadniczych celów było przedstawienie rodakom dorobku kompozytorów światowych. Dzieł rodakom nieomal nieznanym. Trzem zaborcom bowiem zupełnie nie zależało na podnoszeniu kultury Polaków. Więc i muzyka światowych kompozytorów nie trafiała do sal koncertowych. Drugim założeniem Fitelberga było pokazanie światu dotychczasowego dorobku kompozytorskiego polskich twórców. Trzecim zaś – inspirowanie ich do twórczości i lansowanie dotychczas nieznanych dzieł na arenie międzynarodowej. I ta Fitelbergowska idea przyświeca orkiestrze do dziś. – On ciągle szukał, co nowego jest w polskiej muzyce symfonicznej – opowiada Joanna Wnuk-Nazarowa, obecna dyrektor naczelna i programowa Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. – Widywał się i bardzo regularnie korespondował z Szymanowskim. Poprawiał mu partytury, bo Szymanowski miał czasem wątpliwości, czy wszystko jest dobrze zorkiestrowane.

Do dziś można zobaczyć na niektórych utworach Szymanowskiego poprawki Fitelberga. Zaraz po wojnie Fitelberg słał pisma do Lutosławskiego czy Grażyny Bacewicz, zachęcając ich do komponowania. Zamawiał u nich utwory. Zachowała się korespondencja, w której wręcz prosił wielu młodych kompozytorów o nowe. Bo przecież wiadomo, że zarówno kiedyś jak i obecnie orkiestry symfoniczne wzbraniają się przed nowinkami. Wolą grać klasykę. Były i są pod presją sprzedaży biletów. Ale u Fitelberga takich kłopotów nie było. Orkiestra była utrzymywana przez radio i mogła sobie zaplanować nieznane dotąd kompozycje.

Te cztery lata do wybuchu wojny to pasmo sukcesów, powiększonej już o trzydziestu kolejnych znakomitych muzyków, Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. To fenomenalne przyjęcie przez publiczność podczas Koncertów Wawelskich w 1936 r. Wówczas to właśnie orkiestra gra radiowe prawykonanie „Poematu żałobnego” Bolesława Woytowicza, poświęconego Józefowi Piłsudskiemu oraz prawykonanie „Harnasiów” Karola Szymanowskiego. Kolejne lata to kolejne prawykonania polskich kompozytorów. Także obcych, którzy dotychczas nigdzie nie mieli możliwości zaprezentowania swoich utworów. Od 1936 r.  Fitelberg rozpoczął też cotygodniowe koncerty w warszawskiej sali „Roma”, które niemal od razu zdobyły duży rozgłos. Miarą tego było zdobycie w 1937 r., zarówno przez dyrygenta, jak i jego orkiestrę, złotych medali w konkursie orkiestr i dyrygentów, zorganizowanym podczas Światowej Wystawy w Paryżu.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...