Zbudźmy się wreszcie!

Głos ojca Pio 4/64/2010 Głos ojca Pio 4/64/2010

Kamili nigdy polityka nie interesowała. Uczenie się historii uważała za stratę czasu. Przecież to już było. Poszła na medycynę. Pochłonęła ją nauka. Nie było miejsca dla Ojczyzny, nie było miejsca dla Boga. 10 kwietnia wszystko się zmieniło.

 

W sobotę wstała jak zawsze przed dziewiątą rano. Usiadła w kuchni przy gorącej kawie i zaczęła przeglądać notatki z anatomii. Ciszę w mieszkaniu przerwał podniesiony głos współlokatorki.

Oderwała się od książek i pobiegła zobaczyć, co się dzieje. Znajoma wskazała na ekran telewizora. Kamili rzucił się w oczy napis na żółtym tle: „Prezydent Lech Kaczyński nie żyje”.

– To było jak sen. W pierwszej chwili nie dotarło do mnie to, co się stało. Oglądałyśmy w milczeniu wszystkie doniesienia. Telewizor był jak namagnesowany, tak przykuwał wzrok. Z tego wszystkiego zapomniałam nawet, że mam się uczyć.

Kiedy poinformowano, że w południe zabije dzwon Zygmunta, zdecydowały z koleżanką, że pójdą na Wawel. W drodze Kamila uświadomiła sobie powagę sytuacji. Dzwon nie odzywa się byle kiedy i, jak głosi legenda, w zależności od wagi wydarzenia wydaje z siebie albo wesoły, albo smutny dźwięk. Tego dnia był przejmująco smutny…

Wszystko dla niej tego dnia było nowe. Jaki Katyń? To już siedemdziesiąt lat minęło? Kim był prezydent? Kto z nim leciał? Jakim samolotem?

– Starałam się doczytać to, o czym wcześniej nie wiedziałam. A teraz wiedzieć chciałam – wyznaje.

Kamila odczuła też potrzebę wyspowiadania się.

– Potrzebowałam tego. Chciałam zrzucić z siebie ciężar. Rozpłakałam się… Czułam się osierocona. Potrzebowałam przeżywać to we wspólnocie.

Gdy trumna z ciałem Marii Kaczyńskiej spoczęła przy trumnie jej męża, Kamila postanowiła pojechać do Warszawy. Była gotowa stać w niekończącej się kolejce do Pałacu Prezydenckiego. Zapytana o to, dlaczego zdecydowała się na taki krok, odpowiedziała, wzruszając ramionami, że musiała tam być.

– Pojechałam ze współlokatorką do Warszawy. Na miejscu czekałyśmy czternaście albo szesnaście godzin na swoją kolej. Kilka razy musiałam udzielać pierwszej pomocy. Nic dziwnego, było zimno, nie wszyscy mogli tyle stać. Ale do końca życia nie zapomnę uczucia, które mi towarzyszyło, gdy uklękłam, by oddać hołd przed trumnami pary prezydenckiej. To było silne wzruszenie… Dlatego szybko stamtąd wyszłam.

Dni wlokły się niemiłosiernie, a cała Polska żyła wydarzeniami ze Smoleńska i oczekiwaniem na uroczystości pogrzebowe. Kamila do Warszawy już nie wróciła.

– Pożegnanie Pary Prezydenckiej przez stolicę oglądałam w telewizji, bo przyznam się, że emocje już nieco opadły. Ale wróciły ze zdwojoną siłą następnego dnia.

Wybuch islandzkiego wulkanu utrudnił przybycie delegacji z całego świata do Krakowa. Jednakże znaleźli się tacy, którzy na przekór niesprzyjającej aurze pojawili się najpierw na Mszy Świętej, a potem na Wawelu, by złożyć kondolencje.

Kamila też tam była. Żeby się dostać do tzw. sektora szarego, po raz kolejny odstała swoje w kolejce, tym razem po wejściówki.

– W momencie, gdy skończył się pogrzeb, poczułam ogromne znużenie. Byłam już zmęczona tym tygodniem. Dlatego nie pchałam się od razu do krypty. Wolałam poczekać, aż nieco się tam wyludni. Mam ten przywilej, że mieszkam blisko Wawelu, dlatego często z niego korzystam i odwiedzam kryptę.

Gdy w Polsce skończyła się żałoba narodowa, a społeczeństwo stanęło w obliczu przyśpieszonych wyborów prezydenckich, Kamila postanowiła na bieżąco śledzić doniesienia ze śledztwa w sprawie katastrofy i przebiegu kampanii wyborczej.

– Pójdę głosować. Wstyd mi, że tak długo nie interesowałam się sprawami mojej Ojczyzny – mówi łamiącym się głosem. – Teraz czuję, że bycie Polką zobowiązuje. Nie, nie zrezygnuję ze studiów medycznych, aż tak bardzo nie chcę poświęcić się polityce. Polsce potrzebna jest elita intelektualna, która będzie uwrażliwiona na sprawy Ojczyzny. Zbudźmy się wreszcie!

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...