Inna strona serca

Rycerz Niepokalanej 9/2010 Rycerz Niepokalanej 9/2010

Pomiędzy życiem a wiarą chrześcijanie wykopali głęboki rów. Ta chrześcijańska schizofrenia to groźna w skutkach choroba współczesnego Kościoła.

 

Pomiędzy życiem a wiarą chrześcijanie wykopali głęboki rów. Ta chrześcijańska schizofrenia to groźna w skutkach choroba współczesnego Kościoła.

Mahatma Gandhi zachwycił się Ewangelią, lecz gdy spotkał chrześcijanina, Ewangelia stała się dlań księgą niewiarygodną, a Chrystus - postacią literacką i wyidealizowaną.

Pomiędzy życiem a wiarą chrześcijanie wykopali głęboki rów. Ta chrześcijańska schizofrenia to groźna w skutkach choroba współczesnego Kościoła. Z jednej strony długie szeregi wiernych idących do Komunii; z drugiej - poczucie zawodu, gdy te same szeregi w dzień powszedni to zgoła inni ludzie.

Wytrych do narzekania

Można by ponarzekać na kondycję Kościoła w Polsce, bo to najłatwiej. Słowo "Kościół" często służy jego krytykom za wytrych. Zarzuca się mu wiele grzechów, zwłaszcza jego zwierzchnikom i duszpasterzom. Zapomina się jednak, że Kościół to lud Boży, konkretni ludzie, ja i ty.

Jeśli jestem krytyczny wobec instytucji, to przecież krytyka ta dotyka przede wszystkim mnie samego. Wiele grzechów noszę na sumieniu. Rzec można można - odstąpiłem od pierwotnej miłości. Trzymam się nauk tego świata. Choć moje imię znaczy Życie, to umarłem, i bynajmniej nie dla tego świata. Umarłem dla nieba. Stałem się bogaty inaczej. Ale to nie powód do dumy. Przeciwnie - często do rachunku sumienia. Poszedłem na układy i kompromisy. Stałem się tolerancyjny wobec samego siebie: własnych wad, błędów i nieprawości. Potrafię sobie wiele wybaczyć.

Niczym brzydkie kaczątko

Jaka jest moja wiara? Jakie jest moje życie? Wiara nie ma względu na osoby. A w życiu są równi i równiejsi. Sam wymyśliłem tę miarę. Mierzę nią wszystkich. Tym równiejszym daję pierwsze miejsca w państwie, w kościele i w domu.

Nigdy nie słyszano, by na przykład proboszcz miejski, wiejski i nijaki w czasie bierzmowania powitał najpierw młodzież, potem ich rodziców, resztę parafian, a później dopiero księży z zaprzyjaźnionych parafii, a na końcu - księdza biskupa, który przybył tu przecież z posługą, a nie dla własnej chwały. Jest na odwrót.

Im wyższa uroczystość i więcej przybywa gości, tym dłuższa lista powitania: jego eminencje, ekscelencje, przewielebni, czcigodni i tym podobni. Niezmiennie na końcu wita się wiernych.

Jakże inaczej witał św. Paweł, pisząc listy do Kościołów. Przesyłał je na ręce biskupów, ale o nich ani słowa. Powitania, pożegnania i pozdrowienia słał najpierw wszystkim świętym w Chrystusie Jezusie, a potem biskupom i diakonom w Rzymie, Koryncie, Galacji, Efezie, Filippi, Tesalonice.

Św. Jakub stawia niepokojące pytanie:

Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują?

To pytanie nie straciło na aktualności. Może nawet w obecnych czasach jest bardziej aktualne niż w starożytności. Namnożyło się nam urzędników i VIP-ów. Do tego dochodzą jeszcze "określone gremia". W otoczeniu najbliższym: najbogatszy we wsi posiadacz ziemski, właściciel marketu na ulicy, dyrektor lokalnego przedsiębiorstwa, znany aktor lub pisarz. Tych rozgrzeszam z życiowych "przypadków". Szanuję ich i poważam. Odmawiam jednak poszanowania poszukującym żywności w śmietnikach, bezrobotnym, bezdomnym żebrakom wałęsającym się po dworcach, na ulicach i w przejściach podziemnych. Lecz czy to nie przez bogaczy - pyta św. Jakub - stali się biedakami? I czy to nie oni ciągną ich do sądów, pewni wygranej?

Nieposzanowanie tych ostatnich stanowi zbezczeszczenie zaszczytnego Imienia i bluźnierstwo przeciw Bogu, wszak nad każdym chrześcijaninem - także tym najbiedniejszym i najbardziej poślednim - wypowiedziano przy chrzcie świętym imię Jezus. Jeśli więc przykazanie miłości bliźniego nie jest dla mnie czczą formułką, moje życie wytyczają czyny miłości. Wiara znaczy życie. Jeśli jednak jest inaczej i kieruję się względem na osobę, popełniam grzech. W świetle prawa Bożego jestem więc przestępcą.

Tymczasem moje samopoczucie jest bardzo dobre. Bardzo dobrze czuję się między wpływowymi przyjaciółmi, towarzyską śmietanką. To ich witam, kłaniam się w pas i czapkuję. Z daleka wygląda to dość śmiesznie. Drepcę wokół szanownego, czcigodnego, jak kaczę wokół kaczki-matki. Biedaka nie witam na progu, nie odprowadzam do drzwi z uszanowaniem. Jest chrześcijaninem? To za mało, by go szanować. Szanuję drugiego człowieka z całkiem innych powodów. Gdy tylko pojawi się na zgromadzeniu "człowiek przystrojony w złote pierścienie i bogatą szatę", zaraz sadzam go na zaszczytnym krześle. A gdy zajrzy w moje progi człowiek ubogi w przybrudzonym ubraniu i pachnie "brutalem", bo nieogolony, wówczas palcem wskazuję mu nawet nie miejsce gdzieś w kącie, lecz klamkę - po drugiej stronie drzwi mego serca.

Rady Apostoła

Jestem grzesznikiem. Moje życie w niczym nie przypomina życia Jezusa z Nazaretu ani żywotów licznych Jego naśladowców. Moja wiara jest pusta. Bez uczynków jestem tylko ochrzczony, nie wierzący. Nie wszystko stracone. Kilka rad ma dla mnie Apostoł Jakub.

Nie bądź tylko słuchaczem oszukującym samego siebie.
Wprowadzaj Słowo w czyn.
Żyj wiarą i wierz życiem.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...