Spadkobiercy doktor Błeńskiej

Niedziela 1/2011 Niedziela 1/2011

Pomagali już polskim księżom w Kazachstanie i ewangelizowali Afrykańczyków na Wyspach Zielonego Przylądka. W tym roku pracowali w domu dla arabskich sierot w Jerozolimie

 

Prawie dwa tysiące godzin. Tyle przepracowali latem studenci z Akademickiego Koła Misjologicznego przy poznańskim Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Ziemi Świętej. Piętnastu młodych ludzi pomagało przez miesiąc polskim elżbietankom w Jerozolimie. Pracowali w sierocińcu, który siostry założyły dla arabskich sierot.

– Dzięki takim akcjom jak wasza tutejsi chrześcijanie nie czują się osamotnieni – powiedział im abp Fouad Twal, łaciński patriarcha Jerozolimy.

Alae, Michaela i Rut

Dzień wyglądał tak: rano Msza św., śniadanie i praca do obiadu. Potem dwie godziny sjesty i znowu praca. Tylko weekendy mieli wolne. Zwiedzali wtedy miejsca związane z ziemskim życiem Chrystusa. Oprócz Jerozolimy, byli w Betlejem, Kafarnaum, Kanie Galilejskiej, Nazarecie. Pobyt w Domu Pokoju – jak nazywa się założony przez elżbietanki sierociniec – zaczęli od zdrapania farby z metalowych drzwi, krat w oknach, bramy i balustrad. – Było ich chyba z milion – wspomina Joanna, jedna z uczestniczek wyprawy. Potem wszystko malowali.

Uszczelniali też przeciekający dach, pracowali w ogrodzie, malowali ściany w pokojach dzieci, odnawiali drewniane łóżka. Do tego pranie, zszywanie i cerowanie dziecięcych ubrań. – A ja podłączałem jeszcze komputery – chwali się Damian, świeżo upieczony absolwent informatyki. Nie wszystkie dzieci wyjechały na wakacje. Joanna miała pod opieką dwie kilkuletnie dziewczynki: Michaelę i Rut. – Straszne urwiski – mówi. Powtarza, że mniej się zmęczyła, zdzierając stary lakier z łóżek, niż gdy się nimi zajmowała. – Ale miały tak rozbrajający uśmiech, że cała złość mi przechodziła – dodaje Joanna.

W domu była jeszcze Alae – czternastoletnia Palestynka, która nie ma nikogo z bliskich. Przez jakiś czas w sierocińcu odwiedzała ją mama, ale któregoś dnia się nie pojawiła. Nikt nie wie, co się z nią stało. – To było kilka lat temu – opowiada Joanna. Mówi, że żal jej było młodej dziewczyny.

Kieszonkowe dla afrykańskich dzieci

Akademickie Koło Misjologiczne w Poznaniu działa ponad 80 lat – prawie tyle samo co Uniwersytet Adama Mickiewicza. – To dobrze świadczy o poznańskich studentach, którzy zawsze byli wyczuleni na sprawy misji – mówi ks. Szymon Stułkowski.

To nie jest kurtuazja. Przed wojną do AKM należała studentka medycyny Wanda Błeńska. Później przez 42 lata leczyła w Ugandzie chorych na trąd. – Wspólnie z przyjaciółmi pakowaliśmy i wysyłaliśmy książki, leki i opatrunki do placówek prowadzonych przez polskich misjonarzy. A w parafiach opowiadaliśmy o misjach – wspomina sędziwa misjonarka.

Koło skupia dziś studentów i absolwentów różnych poznańskich uczelni. Łączy ich jedna pasja – misje. Spotykają się często w domu Sióstr Klawerianek, które zajmują się opieką duchową i materialną nad misjami – zwłaszcza w Afryce.

Joanna (absolwentka biologii, kończy ochronę środowiska) jest w Kole od trzech lat. Wciągnęła ją koleżanka z farmacji. Jednak do zaangażowania w misje Joannę od najmłodszych lat zaprawiała mama. Namawiała, by oddawała część kieszonkowego dla dzieci z Afryki. Odłożone pieniądze jej ciocia wysyłała potem misjonarzom. – Było mi trochę żal, ale zawsze umiałam się przełamać – wspomina Joanna.

Podobnie jak za studenckich czasów dr Błeńskiej, wolontariusze odwiedzają parafie i opowiadają o pracy misjonarzy, a przy okazji zbierają pieniądze na misje. Jedną z form zdobycia finansów jest sprzedaż butelek na wodę święconą, które młodzież własnoręcznie maluje.

Za pozyskane pieniądze zaangażowali się w akcję „Adopcja Serca”. To pomoc materialna dla konkretnego dziecka z kraju misyjnego. Polega na wpłacaniu co miesiąc 60 zł, aby zapewnić godne warunki życia i wykształcenie adoptowanemu w ten sposób dziecku.

Poznańscy studenci „adoptowali” dwoje dzieci z Wysp Zielonego Przylądka – Cheilę i Dawida.

Gdzie jest Cabo Verde?

Latem 2007 r. grupa AKM-owiczów wyruszyła z Poznania do odległego o pięć tysięcy kilometrów Kazachstanu. Była to pierwsza wyprawa z cyklu „Doświadczenie misyjne”.

Tak poznańscy studenci nazywają wyjazdy do krajów misyjnych, najlepiej odległych od Polski. – Chcemy sprawdzić się w konkretnym działaniu na terenie misyjnym, innym kulturowo od tego, w którym żyje się na co dzień – mówi ks. Szymon Stułkowski, opiekun Koła.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...