Na początku było Słowo

Niedziela 11/2011 Niedziela 11/2011

O mrokach oświecenia, prawach fizyki, wielkim wybuchu i encyklice ,,Fides et ratio’’ z prof. Krzysztofem A. Meissnerem rozmawia Wiesława Lewandowska

 

WIESŁAWA LEWANDOWSKA:  – Współczesny świat ciągle, a może nawet coraz bardziej, spycha wiarę i religię na margines życia, a jednocześnie ponoć połowa amerykańskich uczonych wierzy w Boga osobowego i w skuteczność modlitwy. Co to znaczy, Panie Profesorze?

PROF. KRZYSZTOF A. MEISSNER: – To może znaczyć, że trwający od czasów oświecenia i ciągle podsycany spór między nauką a religią wydaje się tracić swą ostrość i ważność z powodu nowych prądów w nauce. Mówiąc o tym sporze, należy pamiętać, że w religii mamy dwie płaszczyzny: „duchową”, dotyczącą naszych relacji z Bogiem, zbawienia czy sensu cierpienia – o tym nauka w żaden sposób się nie wypowiada – i „materialną”, dotyczącą wpływu Boga na świat materialny, relacji człowieka z tym światem. Choć w chrześcijaństwie, szczególnie w Nowym Testamencie,  ta druga płaszczyzna odgrywa rolę raczej marginalną w porównaniu z pierwszą, to w naturalny sposób tylko o niej możemy w tym kontekście rozmawiać.

– Jaka jest geneza sporu między nauką a wiarą?

– Spór miał wiele przyczyn, ale z punktu widzenia fizyki w dużym uproszczeniu wynikał z tego, że oświeceniowi myśliciele wyciągali daleko idące wnioski z fizyki klasycznej (chociaż może warto tu wspomnieć, że dzieło jednego z ojców oświecenia, Woltera, które przyczyniło się do rozpropagowania koncepcji praw mechaniki i grawitacji Newtona w Europie, zdradza bardzo słabe rozumienie fizyki newtonowskiej przez Woltera). Fizyka ta – w odróżnieniu od dzisiejszej fizyki kwantowej – zakładała całkowity determinizm. To znaczyło, że znając stan świata w danej chwili, można zarówno odtworzyć to, co było w przeszłości, jak i dokładnie przewidzieć to, co stanie się w przyszłości. Człowiek zyskiwał ogromną pewność siebie. Pod koniec XIX wieku wydawało się, że wszystko jest do końca zrozumiane, do tego stopnia, że chciano nawet likwidować wydziały fizyki, mówiąc, iż resztę można pozostawić inżynierom, bo wszystko już wiemy… W związku z tym istnienie tajemnicy, wolnej woli, transcendencji, Boga, musiało się boleśnie zderzyć z ówczesnym naukowym widzeniem świata.

– I musiało przegrać?

– Jeżeli podważymy istnienie wolnej woli, to potrzeba wiary – w moim przekonaniu – staje się dużo trudniejsza do zrozumienia... Nauka separowała się coraz bardziej od religii, a wykluczając Boga ze swoich zainteresowań badawczych, sprawiała pośrednio wrażenie, że w ogóle zaprzecza Jego istnieniu.  Laplace na pytanie Napoleona, dlaczego w swoim traktacie o mechanice nieba nie zawarł nigdzie wzmianki o Bogu, odpowiedział: „Ta hipoteza nie była mi potrzebna”. Potem to zdanie, nie do końca zgodnie z pierwotnym zamysłem, rozpropagowano jako manifest ateisty w nauce.  Od tego czasu – który prof. Andrzej Staruszkiewicz nazywa „mrokami oświecenia” – jesteśmy stale bombardowani oświeceniową wizją relacji wiary i nauki.

– Dlaczego te „mroki oświecenia” wciąż się utrzymują, mimo załamania się modelu deterministycznego w nauce?

– Dlatego, że twierdzenie,  iż wiara jest immanentnie sprzeczna z nauką, od niemal 300 lat jest nieustannie podtrzymywane przez pewne środowiska, które do dziś usiłują przekonywać, że kwestie wiary i religii są wyłącznie sprawami prywatnymi i lepiej ich z nauką nie konfrontować, bo źle z tej konfrontacji wyjdą. Oświecenie francuskie przez cały czas mówiło: Jeżeli odłożycie na bok racjonalność, to wtedy możecie sobie wierzyć, w co chcecie.  Jednak dziś mamy mocne przesłanki, by wierzyć nie mimo, że jesteśmy racjonalni, lecz dlatego, że jesteśmy racjonalni. Przez ostatnie dwa stulecia usiłowano stale podkreślać – czasem nie bez winy Kościoła, który pozwolił na takie wzajemne usytuowanie nauki i wiary – że są to jakby dwa państwa, które graniczą ze sobą, więc rozrost jednego powoduje nieuchronnie kurczenie  się drugiego.

– A tak już nie jest?

– Obecnie chyba lepszym obrazem są dwie wyspy na bezkresnym morzu, z których każda może rosnąć bez szkody dla drugiej.

– A ta, na której obowiązuje światopogląd naukowy, nadal jest większa?

– Nie można mówić o czymś takim jak światopogląd naukowy.  Czegoś takiego po prostu nie ma, ponieważ istnieją zasadne i dobrze postawione pytania dotyczące świata, na które trzeba odpowiadać, „wierząc w coś”. Stwierdzenie: „świat po prostu istnieje” nie jest w żadnym sensie głębsze lub bliższe nauce niż stwierdzenie:  „Bóg stworzył świat”. Jeżeli światopogląd jest ogółem moich poglądów na świat, czyli ogółem sensownych pytań, które o świecie mogę zadać, to istnieją też pytania, na które nauka nigdy nie odpowie, więc przymiotnik „naukowy” przy jakimkolwiek światopoglądzie jest po prostu mylący.

– Jakie to pytania?

– Faktem fundamentalnym kierującym mnie ku transcendencji jest to, że istnieją prawa fizyki. Dlaczego ten świat w ogóle podlega jakimkolwiek prawom, dlaczego wszystko, co nas otacza, na najgłębszym poziomie podlega prawom, dlaczego nie ma chaosu? Przecież wszechświat wyciągnięty przypadkowo z kapelusza powinien być chaotyczny (pominę tutaj mało dla mnie przekonujące wyjaśnienia znane pod nazwą zasady antropicznej)... Istnienie praw nie może być uzasadnione wewnątrz nauki, można je odkrywać, ale nie można ich istnienia uzasadnić. Fizycy przyjmują ich istnienie jako podstawowe założenie, którego nawet nie trzeba werbalizować, bo bez niego żadna nauka by nie istniała. Zresztą istnienie praw jest  fundamentalne nie tylko dla uprawiania nauki, ale także w ogóle dla naszego istnienia… Znakomitym podsumowaniem jest powiedzenie Einsteina: „Najbardziej niezrozumiałe jest to, że w ogóle świat daje się zrozumieć”. To jest niezwykle głębokie stwierdzenie.

– I właśnie tu można wprost postawić pytanie o Boga?

– Można, ale nie spodziewajmy się odpowiedzi – ona wynika z przyjęcia albo pierwotnego „tak”, albo pierwotnego „nie” i nauka może któreś z tych pierwotnych założeń uwiarygodniać, ale nie może żadnego dowieść.

– W XIX wieku, kiedy swe największe triumfy święciła myśl oświeceniowa, w czasie I Soboru Watykańskiego stwierdzono, że istnienie Boga można poznać z całą pewnością także bez wiary i bez Bożego objawienia, przez „naturalną jasność ludzkiego rozumu”. Czy możliwe jest poznawanie Boga przez naukę?

– Św. Augustyn i św. Tomasz pisali, że wierząc, musimy używać rozumu, ale stąd nie wynika, że gdy użyjemy rozumu (w każdym razie w tak niedoskonały sposób, do jakiego jesteśmy zdolni jako ludzie),  to musimy uwierzyć.  Racjonalność została nam dana, więc trzeba jej używać w przypadku wahań i wątpliwości w każdej dziedzinie. W odkrywaniu znaków Boga poprzez naukę istnieje, oczywiście, pewna granica, poza którą jest już tylko słowo „wierzę’’. Ważne, żeby tę granicę dobrze zidentyfikować, aby nie mylić porządków nauki i wiary. Tak samo w naszym rozumieniu świata istnieje cały wielki obszar – określony choćby tym pytaniem, dlaczego istnieją prawa fizyki – który też wymaga słowa „wierzę”.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...