Bóg mnie ocalił

Rycerz Niepokalanej 4/2011 Rycerz Niepokalanej 4/2011

To była straszna walka między piekłem a niebem, z moim udziałem - trwająca siedem lat. Dlatego dzisiaj proszę razem ze św. Pawłem: "Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła".

 

Na początku wszystko wygląda niewinnie...

Jako najstarszy z sześciorga rodzeństwa nie miałem łatwego życia. Obowiązki przerastające dziecięce możliwości, poczucie braku miłości, złe traktowanie i przekleństwa sprawiły, że od dziecka byłem raniony i cierpiałem. W efekcie, w wieku dojrzałym stałem się letnim i nijakim katolikiem.
 Nie znałem katechizmu, Jezusa i Pisma Świętego. Ciągle łamałem któreś z Bożych Przykazań. Ponadto wierzyłem w zabobony, np. że kominiarz, mając czarny kombinezon, miał mi przynieść szczęście, a witanie na krzyż lub przez próg - nieszczęście. Nie wiedziałem, że brak modlitwy, trzymanie w domu posążków Buddy, znaków Zodiaku, książek ezoterycznych, noszenie talizmanów czy pierścienia Atlantów, wiara w horoskopy, nałogowe oglądanie telewizji i złych treści w internecie - jest grzechem bałwochwalstwa, który rozwija się w człowieku i jego otoczeniu jak choroba nowotworowa. Doświadczyłem tego na sobie.

Ucieczka w pustkę

Poznałem dziewczynę i zachwycony jej urodą wziąłem z nią ślub, chociaż była osobą niepraktykującą, a jej matka była rozwódką, wierzyła w tarota i kabałę. Bardzo ją kochałem. Żeby zarobić na mieszkanie, wyjechałem za granicę. Po pięciu latach małżeństwa, z którego urodziło się dwoje dzieci, powiedziała mi, że kocha innego i odeszła. Przeżyłem szok i załamanie nerwowe. Zamiast zwrócić się do Boga, uciekłem w alkohol i związek niesakramentalny.

Podświadomie szukałem ratunku i odpowiedzi na pytanie: Dlaczego od dziecka tak cierpię, dlaczego to zło mnie dotyka? Nie mogłem znieść ciszy, dlatego na przemian słuchałem radia i karmiłem wzrok telewizją.

Usypiałem swoje sumienie, zatruwałem umysł, ciało i duszę pustymi i kłamliwymi treściami, jak również starannie ukrytymi okultystycznymi energiami.
W 1991 r. w audycji radiowej usłyszałem ogłoszenie: "Joga - relaks - dobre samopoczucie". Nie miałem pojęcia, co to jest joga, ale łudziłem się, że w niej znajdę odpowiedź na dręczące mnie pytania.

I tak wpadłem w sidła szatana. Zacząłem korzystać z relaksu, ćwiczyć oddech, ćwiczyć jogę ciała i praktykować medytację wschodnią. Mój guru stał się moim bożkiem, głównie dlatego, że już przy pierwszym spotkaniu okazał mi dużo ciepła i troski, którego nie zaznałem w rodzinie. Przestałem chodzić do kościoła, żeby w pełnej "wolności" rozwijać się duchowo, psychicznie i finansowo.

Po kilku miesiącach poczułem się znacznie lepiej. Przestałem pić i palić. Byłem pewien, że znalazłem to, czego potrzebowałem. Nie wiedziałem, że tamte zniewolenia zamieniły się w dużo groźniejsze - okultystyczne.

Zajęcia odbywały się w klubie osiedlowym lub w szkole podstawowej, wśród dzieci, których rzekoma energia jest najsubtelniejsza, jak nam mówiono. Wyjeżdżałem też na szkolenia do Holandii. Nauczyciel posługiwał się także wyrwanymi z kontekstu słowami Pisma Świętego i modlitwą Ojcze nasz, i mówił dużo o miłości. Ćwiczenia jogi, odpowiednie odżywianie, głównie wegetariańskie, oraz wiedza miały mi zapewnić przekroczenie siebie w celu uzyskania "stanu Buddy": oświecenia, samozbawienia.

Któregoś dnia mój nauczyciel stwierdził, że powodem moich niepokojów i cierpień jest krzyż, który wisi w moim pokoju, i kazał mi go usunąć.
Jako pilny uczeń dostałem tajemne imię. Poznawałem buddyzm, sufizm i inne religie. Otrzymałem nakaz prowadzenia relaksu, podczas którego powtarzałem mantrę, odwołującą się do sił kosmicznych. Mantrami były skażone kasety relaksacyjne nagrywane w studio i wykłady, które prowadził guru. Korzystałem z porad numerologa. Ta usługa miała mi zapewnić dobre zarobki. Brałem też leki homeopatyczne.

Dzisiaj wiem, że twórca homeopatii dr Samuel Hahnemann w 1777 r. został przyjęty do loży masońskiej w Transylwanii. Dodatkowo parał się spirytyzmem. Jak sam oświadczył, homeopatia powstała dzięki informacjom przekazanym mu podczas seansów spirytystycznych. Nieświadomie oddawałem swój umysł, ciało i wolę nauczycielowi i demonowi okultyzmu.

Brałem też udział w seansach uzdrawiających, które prowadził guru. Byłem świadkiem wyraźnej poprawy wzroku u pacjentki, która podobnie jak ja została uzdrowiona mocą nie pochodzącą od Boga. Uczęszczałem na festiwale, podczas których okultyści leczyli metodą reiki, kolorami, muzyką, bioenergoterapią, wahadełkiem, lekami homeopatycznymi... Sprzedawałem książki sufizmu, tarota, kasety relaksacyjne i reklamowałem prowadzoną przez guru szkołę jogi oraz kursy tarota. Byłem przekonany, że czynię dobro. Medytowałem, mantrowałem i mudrowałem 20 godzin na dobę - oczekując na obiecane oświecenie.

Na zajęcia do mojego nauczyciela przyjeżdżali ludzie, którzy zajmują się astrologią, numerologią i od nich słyszałem, że wielu polityków, biznesmenów korzysta z tej wiedzy. Robi się nawet wykresy astrologiczne dla rządzących państwami. Ustala się nazwy firm, np. Lewiatan, który uosabia groźne dla człowieka siły kosmiczne i polityczne, a w Nowym Testamencie jest symbolem szatana. Nauczyciel prowadził również szkołę tarota, wykładał buddyzm, sufizm, ezoteryzm, wiedzę tajemną.

Powrót do Boga

Były jednak okresy w moim życiu, kiedy chciałem się wycofać z grupy. Nie dałem jednak rady - zajęcia relaksacyjne działały jak magnes. Jeżeli dłużej niż tydzień nie poszedłem na zajęcia, czułem niepokój; gdy szedłem na zajęcia - było lepiej.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...