Często, ale godnie

W drodze 6/2011 W drodze 6/2011

Kościół serdecznie zachęca wszystkich, aby udział w ofierze mszy świętej dopełniali komunią. Jednak msza ma ogromny sens także wtedy, gdy do komunii nie przystępujemy.

 

Kościół od wieków przekazuje wiernym Chrystusa dwa, pozornie przeciwstawne wezwania: Z jednej strony wciąż na nowo przypomina się nam, że słowa Chrystusa: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”, są nie tylko formułą konsekracyjną, ale stanowią wezwanie skierowane do każdego z nas, żebyśmy komunii świętej nie unikali. Z drugiej strony staramy się w Kościele pamiętać o przestrodze apostoła Pawła, że „Kto spożywa ten chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej” (1 Kor 11,27).

Przestroga powinna oczyszczać wezwanie, a z kolei ono – wyznaczać granice przestrodze. Niestety, najczęściej słyszymy tylko jedno z tych dwóch słów, o drugim zaś niemal zapominamy. W ciągu wieków, zarówno w Kościele wschodnim, jak i zachodnim, słyszano przede wszystkim przestrogę, ażeby zbyt łatwym przyjmowaniem komunii nie znieważyć jej. Lęk przed niegodnym przyjęciem Sakramentu doprowadził do tego, że niemal w całym chrześcijaństwie zaniechano częstego przystępowania do komunii. Jakby zapomniano o tym, że autentycznie religijny lęk nie paraliżuje, ale raczej pobudza do pozytywnego działania.

Podjęta przed stu laty przez św. Piusa X reforma eucharystyczna przywróciła w Kościele katolickim częstą komunię świętą. Dobre owoce tej reformy wydają się bezdyskusyjne. Ale niestety w ślad za tym, co dobre, zazwyczaj idzie jakiś cień. Obecnie bardzo wielu z nas do komunii przystępuje często. Nieraz się zdarza, że towarzyszy temu rutyna, a czasami nawet grzech ciężki. Nasze otwarcie na dar Eucharystii potrzebuje uzdrowienia – w taki jednak sposób, żeby zwyczaj częstej komunii ocalić, oczyszczając go jedynie z pożałowania godnych nadużyć.

Parę słów na temat częstej komunii świętej

O wartości częstej komunii świętej mówiono w Kościele zawsze. Przywołam tu choćby wielkiego nauczyciela Kościoła greckiego św. Bazylego, który pisał w 372 roku: „Przystępowanie nawet codzienne do komunii i przyjmowanie świętego Ciała i świętej Krwi Chrystusa jest rzeczą piękną i zbawienną, sam Chrystus mówi bowiem wyraźnie: Kto pożywa ciało moje i pije moją krew, ma życie wieczne” (List, 93).

Do częstej komunii zachęcali również wielcy nauczyciele Kościoła łacińskiego. Na początku V wieku św. Augustyn z aprobatą przywoływał opinię, że „Nie wolno rezygnować z codziennego przyjmowania Ciała Pańskiego, tzn. skutecznego lekarstwa dla duszy, z wyjątkiem pozostawania w grzechu ciężkim, który wyłącza ze wspólnoty eucharystycznej” (List, 54,3).

Mimo to jednak przeciętni wierni wcale się do komunii nie garnęli, dlatego w 1215 roku sobór laterański IV musiał ustanowić obowiązek przystępowania do spowiedzi i komunii świętej przynajmniej raz na rok. Częstej komunii nie przywrócił w Kościele również sobór trydencki, mimo że w dokumencie z 17 września 1562 roku udzielił jej jednoznacznego poparcia: „Święty sobór życzyłby sobie, aby wierni obecni na każdej mszy przyjmowali Komunię nie tylko duchowym pragnieniem, ale także sakramentalnym przyjęciem Eucharystii, aby dzięki temu przypadł im obfitszy owoc najświętszej Ofiary”.

Jak więc wytłumaczyć, że podjęta w 1902 roku, w dekrecieSacra Tridentina Synodus, inicjatywa św. Piusa X przywrócenia w Kościele częstej komunii świętej okazała się skuteczna? I to skuteczna do tego stopnia, że dzisiaj do częstej komunii już w zasadzie nie trzeba wiernych zachęcać, należy raczej przypominać im, że gdyby mieli przyjmować ją byle jak lub nawet niegodnie, to słuszniej jest do Sakramentu w ogóle nie przystępować.

Niezwykle trafny wydaje się argument, w imię którego zachęcano wówczas do częstej komunii. „Komunia nie jest nagrodą za dobre życie, ale pokarmem, jakim Chrystus nas karmi, abyśmy nie ustali w drodze” – czytamy we wspomnianym dekrecie. Była to zachęta, żeby swoją cześć dla Eucharystii zacząć wyrażać w nowy, właściwszy sposób. Odbiorca został potraktowany jako człowiek głębokiej wiary, a przecież argument był skierowany do wszystkich katolików. Okazało się jednak, że perswazja wyrażona z szacunkiem oraz z pozytywną oceną tych, do których jest zwrócona (choćby nawet na wyrost), powoduje w nas niemal spontaniczną przychylność.

Do tego, że coraz więcej katolików zaczęło praktykować częstą komunię, istotnie przyczyniło się też oficjalne poparcie, jakiego Stolica Apostolska udzieliła nabożeństwu Najświętszego Serca Jezusa oraz związanej z nim „instytucji” dziewięciu pierwszych piątków. Nie bez znaczenia była również wielka praca nad kształtowaniem pogłębionego stosunku do Eucharystii, jaką przez całe lata musiał wykonać Kościół w związku ze znacznym obniżeniem wieku pierwszej komunii dzieci.

Rzeczywiście na przestrzeni XX wieku – po raz pierwszy od półtora tysiąca lat – częsta komunia święta stała się dla milionów katolików zwyczajem oczywistym. Bogu trzeba za to dziękować. Obyśmy tego zwyczaju nie zagubili, ale też obyśmy go nie zbanalizowali, przystępując do komunii tylko z nawyku, zapominając o tym, że w niej Chrystus Pan daje nam się cały i oczekuje naszej wzajemności.

Kiedy do komunii przystąpić nie wolno

Popierając serdecznie częstą komunię świętą, Kościół nigdy nie ukrywał, że są sytuacje, kiedy do komunii przystąpić nie wolno. „Jeśli ktoś ma świadomość grzechu ciężkiego, przed przyjęciem komunii powinien przystąpić do sakramentu pojednania” – przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego, 1385. Temat ten dokładniej rozwija Jan Paweł II w czwartym rozdziale swojej encykliki o Eucharystii.

 

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...