Według naszego księdza singiel = egoista. Plus różne "dowcipne" uwagi różnych księży kierowane pod adresem takich osób - również osobiście. Ale najczęściej traktowanie jak powietrze, jak niepotrzebnego dziwoląga.
Podobnie jest z rekolekcjami. W mojej parafii (i w sąsiednich) przynajmniej. Ciekawe jak to wygląda w innych...? Są rekolekcje dla matek (czasem żon) i ojców (czasem mężów), dla młodzieży, dla dzieci i dla osób starszych i chorych. Dla singli jakoś nie ma miejsca, czasem też dla bezdzietnych małżonków ... Smutne to, i tyle.
Może niekoniecznie nowa kategoria. Mogłyby być nauki dla kobiet, mężczyzn po prostu. U nas tak to wygląda, że po Mszy z nauką ogólną rekolekcyjną mają zostać na nauki np. żony i matki. No to trzeba się ewakuować razem z dziećmi i mężczyznami bo się nie należy do żadnej kategorii.
Tak. U nas też tak to wygląda. I też myślę, że mogłaby być po prostu nauka dla kobiet/ dla mężczyzn. Mogłaby też być nauka dla rodziców i małżonków przecież. Podczas ostatnich rekolekcji były u nas ze trzy nauki dla rodziców, oczywiście też dla dzieci i młodzieży, i ludzi chorych. Tak więc singlom i bezdzietnym małżonkom (a są tacy w naszej parafii) daje się po prostu do zrozumienia, że nie ma dla nich miejsca w Kościele. Jeszcze jedno, u nas są czasem nauki ogólne, które nie wiedzieć czemu zaczynają się tak mniej więcej: "Widzę, że przyszło wiele rodzin, małżonków, są też młodzi, którzy w przyszłości będą małżonkami ..." i tu się zaczyna nauka dla małżonków. Jak są rekolekcje (nawet misje) u nas w parafii, to cała moja rodzina przez tydzień biega ze dwa razy na dzień do kościoła na swoje nauki, tylko ja mam luz. Tak w ogóle, to ja przez całe swoje życie, a mam 33 lata, usłyszałam jedno jedyne kazanie o ludziach żyjących w pojedynkę.
Czytałam kiedyś wypowiedź pewnej kobiety, która wielokrotnie została zraniona zarówno przez duchownych, jak i świeckich mocno związanych z Kościołem. Powód? Jest ona samotna, w związku z czym wiele osób stara się na siłę wmówić jej egoizm i niechrześcijańskie podejście do życia. Będąc osobą głęboko wierzącą i w związku z tym wrażliwą w kwestiach wiary i moralności, bardzo przeżywa te oskarżenia. Co ciekawe, zdarzyło się też parokrotnie, że ktoś posunął się do sugestii, że powinna sobie znaleźć kogokolwiek, niechby to nawet był rozwodnik - tak, jakby niesakramentalny związek był lepszy niż samotne życie w czystości. Wielu zakłada, że jest ona tym podejrzanym, postępowym "singlem" stawiającym karierę i własną wygodę ponad życiem w rodzinie. Tymczasem jest ona, mówiąc lapidarnie, najzwyklejszą w świecie "starą panną" - według dziewiętnastowiecznej terminologii. Nie wyszła za mąż, bo do tej pory nie spotkała właściwego mężczyzny. I jak w dziewiętnastym wieku (ech, ten chrześcijański tradycjonalizm) jest za swoje "staropanieństwo" dyskryminowana. ;)
Tzn. mam na myśli, że środowisko, w którym się obraca, będąc tradycjonalistyczne z wyboru, dyskryminuje ją z dwojakich przyczyn: po pierwsze, mając nieco staroświecką mentalność, tak jak poprzednie pokolenia krzywo patrzy na "stare panny"; po drugie, tocząc walkę z "postępową cywilizacją", węszy w niej członka "obozu przeciwnika" i dopatruje się u niej grzesznych pobudek. I wreszcie, poszczególne osoby czują się w obowiązku "pouczyć grzesznika"... i biedna co rusz dostaje po nosie akurat ze strony tej społeczności, na której akceptacji jej zależy.
Myślę, że jako chrześcijanie (tj. jako ludzie z natury zainteresowani moralną kondycją świata wokół nas) powinniśmy być szczególnie ostrożni przy ocenianiu innych, dlatego że w naszym wypadku ta pokusa jest silniejsza.
Wyszłam za mąż mając prawie czterdziestkę, urodziłam dziecko mając trochę ponad. Boże jedyny, ile ja się wcześniej nasłuchałam! Łącznie z pewną spowiedzią, w której ksiądz oskarżył mnie o egoizm i zaproponował pracę (za darmo oczywiście) w parafialnej bibliotece... no bo przecież mam mnóstwo wolnego czasu.
Ale przykłady pognębiające! Na szczęście u nas proboszczowie chyba dość wcześnie zauważyli, ze trzeba organizować rekolekcje dla mężczyzn i kobiet a nie dla matek i zon i ojców bo kościół byłby pustawy...najgorsze co może zrobić rekolekcjonista to w naukach "namawiać" na założenie rodziny i w ogóle prowadzi jakby nauki przedmałżeńskie zamiast w tym świętym czasie nauki mówić o Bogu, doradzać jak spotkać Boga, jak Nim rozmawiać, jak słuchać Go a powołanie kiedy ukształtowany będzie chrześcijanin samo się znajdzie. Ale ...rekolekcjoniści czasami nie wiedza o czym mówią
Niestety (jeśli można tak powiedzieć, bo równie dobrze można powiedzieć, że niestety człowiek jest człowiekiem) księża jak i wielu ludzi głęboko wierzących nadal pozostają tylko ludźmi i popełniają błędy, i dlatego potrzebne są tego typu publikacje by mogli zauważyć swój błąd.
A myśmy=single założyli wspólnotę przy parafii pallotyńskiej. Spotykamy się już 6 lat. Nie ma u nas granicy wieku (jak w Grupie 33 =55 lat), bo co "późniejsze" single miałyby ze sobą zrobić? A 55 lat to kwiecie wieku... I gromadzimy nie tylko single "od zawsze" ale i te " z odzysku", tzn. osoby, które mimo sakramentalnego związku małżeńskiego są same; dla nich to jest chyba najcenniejsze... I mamy wspaniałego opiekuna duchowego. Organizujemy rekolekcje adwentowe i wielkopostne dla nam podobnych. I Panu Bogu Najwyższemu dzięki ogromne, że nas spotkał ze Sobą i między sobą... Spróbujcie podobnie, single kochane!!
Zauważyłam,że niektórzy księża bardziej zadają się z rodzinami i odwiedzają je,mówią sobie po imieniu.Bo wiadomo,żeby nie było niepotrzebnych plotek,a ludzie czasami naprawdę widzą to czego nie ma. Chociaż też mogą gadać,że ksiądz sobie pozwala mówić na ty.
Kochani, po przeczytaniu artykułu i Waszych komentarzy nasunęły mi się takie refleksje: po pierwsze czym innym jest problem opieki duszpasterskiej nad osobami samotnymi z różnych życiowych powodów ( nikt mnie nie chciał za żonę, rozwiodłam się, zmarł mi mąż itp), która rzeczywiście kuleje bardzo i podobnie jak wielu z Was na własnej skórze odczuwałam przez lata całe, że parafii w ogóle nie jestem potrzebna. Czym innym zaś jest opisane w artykule bycie pustelnikiem niekonsekrowanym. Moim zdaniem, takie zjawisko w ogóle nie istnieje, a z pewnością nie dotyczy ludzi młodych, tak jak to pisze autor artykułu, czy mówią cytowane w artykule osoby. Ludzie młodzi, jeśli odkrywają w sobie powołanie, zostają kapłanami, zakonnikami, zakonnicami. Do rozwoju duchowego potrzebna jest wspólnota, potrzebne jest prowadzenie duchowe. Co może zdziałać człowiek w pojedynkę? Rzeczywiście tylko posprzątać kościół.
Myślę, że jako chrześcijanie (tj. jako ludzie z natury zainteresowani moralną kondycją świata wokół nas) powinniśmy być szczególnie ostrożni przy ocenianiu innych, dlatego że w naszym wypadku ta pokusa jest silniejsza.
Spróbujcie podobnie, single kochane!!
po pierwsze czym innym jest problem opieki duszpasterskiej nad osobami samotnymi z różnych życiowych powodów ( nikt mnie nie chciał za żonę, rozwiodłam się, zmarł mi mąż itp), która rzeczywiście kuleje bardzo i podobnie jak wielu z Was na własnej skórze odczuwałam przez lata całe, że parafii w ogóle nie jestem potrzebna.
Czym innym zaś jest opisane w artykule bycie pustelnikiem niekonsekrowanym. Moim zdaniem, takie zjawisko w ogóle nie istnieje, a z pewnością nie dotyczy ludzi młodych, tak jak to pisze autor artykułu, czy mówią cytowane w artykule osoby. Ludzie młodzi, jeśli odkrywają w sobie powołanie, zostają kapłanami, zakonnikami, zakonnicami. Do rozwoju duchowego potrzebna jest wspólnota, potrzebne jest prowadzenie duchowe. Co może zdziałać człowiek w pojedynkę? Rzeczywiście tylko posprzątać kościół.