Uroczystość Bożego Ciała jest podniosła, ale łagodna. Dość odważna już wiosna, dziewczynki w białych sukienkach, wirujące w powietrzu płatki róż i błyszcząca monstrancja pod bogato zdobionym baldachimem. Gdzież tu miejsce na rozmowę o śmierci?
Można pisać o historii Bożego Ciała – przypomnieć św. Juliannę z Cornillon, cuda eucharystyczne z połowy XIII w., skrwawiony korporał przechowywany do dziś w Orvieto i bullę papieża Urbana IV, ustanawiającą uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Pańskiej dla całego Kościoła. Można pisać na temat Bożego Ciała teologiczne traktaty, ale przecież i tak najbardziej przekonywające jest świadectwo.
Męczennicy
W Osięcinach, niedaleko Radziejowa, stoi wysoki pomnik. Na pomniku widać postaci dwóch księży w sutannach: jeden wydaje się chronić drugiego, choć obaj odważnie patrzą przed siebie. Nad nimi, w krzyżowym rozdarciu ceglanego muru, jaśnieje wielka monstrancja. Księża Wincenty Matuszewski i Józef Kurzawa zostali beatyfikowani w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Zginęli za Boże Ciało. Może to lekkie uproszczenie. Może nie za samo Boże Ciało ponieśli męczeńską śmierć, ale to właśnie ta uroczystość stała się głównym motywem wydarzeń z 24 maja 1940 r. Gdyby nie poszli z Najświętszym Sakramentem przez ulice Osięcin, historia mogłaby wyglądać zupełnie inaczej...
W maju 1940 r. ks. Wincenty Matuszewski, rocznik 1869, był już księdzem od czterdziestu pięciu lat. Zanim trafił do Osięcin, pracował w Widawie, Nieszawie, nawet w samej Częstochowie. W Osięcinach posługiwał już dwudziesty drugi rok, więc parafianie znali dobrze swojego proboszcza: dostojnego i skrupulatnego, który długie godziny spędzał w konfesjonale, a często można go było spotkać, jak z brewiarzem w dłoniach spacerował wokół kościoła. Uczył dzieci w szkole religii, przyjaźnił się ze strażakami, był nawet ich honorowym prezesem. Za zgodą biskupa włączał się w prace Rady Gminy – zwłaszcza te, które miały na celu pomoc najuboższym mieszkańcom. Szanowali go nie tylko jego parafianie, ale i miejscowi Żydzi i Niemcy.
Ks. Wincenty już kilka lat przed wojną zaczął niedomagać, więc w kwietniu 1932 r. prosił swojego biskupa o przysłanie mu do pomocy wikariusza. W ten sposób do Osięcin trafił najpierw ks. Henryk Łysiak, później ks. Hieronim Tomicki, ks. Franciszek Buchalski, a wreszcie ks. Józef Kurzawa.
Kiedy ks. Wincenty z młodym wówczas, dopiero przecież wyświęconym, ks. Józefem spacerowali wokół kościoła, modlili się wspólnie lub rozmawiali jak ojciec z synem. Kiedy szli na cmentarz, natychmiast otaczały ich dzieci, dla których ksiądz proboszcz zawsze miał cukierki. Nie mniej serdeczne relacje łączyły dzieci z młodym ks. Józefem. Ks. Józef był wysoki i wysportowany, grywał z młodzieżą w piłkę nożną i siatkówkę, jeździł na rowerze, potrafił ładnie śpiewać i mówił piękne kazania. Nic dziwnego, że ludzie garnęli do niego równie mocno jak do starego, dobrego proboszcza.
Gdy wybuchła wojna, księża solidarnie znosili prześladowania razem ze swoimi parafianami. Kiedy hitlerowcy wzięli ponad dwudziestu zakładników, znalazł się wśród nich również ks. proboszcz Matuszak, który przez całą noc swoim opanowaniem podtrzymywał na duchu całą resztę. A gdy córce miejscowego kościelnego udało się dostać do uwięzionych i przyniosła proboszczowi koc i poduszkę, ten odmówił ich przyjęcia – nie chciał, by było mu choć odrobinę lżej niż jego parafianom. Prawdziwa próba miała jednak nadejść później.
Wiara w czasie wojny
Na początku wojny sytuacja w Osięcinach nie była specjalnie groźna. Burmistrzem był miejscowy Niemiec, który nie ingerował w odprawiane jak zwykle Msze św. i nabożeństwa. Zmieniło się to, gdy w kwietniu 1940 r. burmistrzem komisarycznym został Ernst Daub, a kierownikiem posterunku policji – Johan Pichler. Może już wtedy, na samym początku swojego urzędowania w Osięcinach, postanowili pozbyć się księży? I szukali pretekstu? Swój plan realizowali dość systematycznie. Najpierw nakazali ks. Kurzawie przeprowadzkę z budynku wikariatu na plebanię. Później, nocą, nakazali przeprowadzić na plebanii rewizję – pod pozorem szukania ukrytej broni sprawdzano, czy księża nie przygotowują się do ucieczki. 23 maja żandarmi z Osięcin wezwani zostali do Piotrkowa Kujawskiego, żeby nadzorować ewakuację Polaków. Pozostali w Osięcinach Daub i Pichler mieli pełną swobodę działania. Spotkali się w gospodzie z niejakim Willim Fritzem Haackiem, potrzebnym im głównie ze względu na samochód, który posiadał.
Tymczasem księża Wincenty i Józef poprowadzili przez Osięciny procesję Bożego Ciała. Przed niebezpieczeństwem ostrzegał ich były burmistrz, Leonard Arndt, i właściciel gospody, który podsłuchał rozmowę Niemców, ale oni nawet nie chcieli słyszeć o ucieczce. Ks. Matuszewski nie chciał opuszczać parafian. – Ja was, dzieci, nie opuszczę – miał powiedzieć tym, którzy namawiali go na wyjazd z parafii. Ks. Kurzawa również nie brał pod uwagę wyjazdu i pozostawienia proboszcza samego wobec grożącego mu niebezpieczeństwa. Wprawdzie uproszony przez ks. Wincentego wyjechał, ale tylko na chwilę – jeszcze przed wieczorem wrócił do Osięcin.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.