Polska młodzież się czerwieni

Przegląd Powszechny 2/2012 Przegląd Powszechny 2/2012

Protesty i zamieszki w Hiszpanii, Grecji czy Wielkiej Brytanii mają swoje różne preteksty, ale ich wspólnym tłem jest kryzys społeczeństwa, a nie tylko kryzys finansowy oraz tak zwane rynki. Mówimy więc o procesach i o społeczeństwie w czasie przemian. Także w Polsce.

 

Nawet jeśli Ruch Oburzonych nie artykułuje jasnego programu albo szafuje czasem głupimi hasłami, ma swoje źródło w zmianach pokoleniowych i zmianach systemu wartości. Te zmiany są najciekawsze. Ci, którzy śmieją się z młodzieży albo mają do niej pretensje, że za mało ceni starszych, mogą przegapić coś ważnego.

Tylko prawdziwa lewica

Niektóre problemy polskie są podobne do problemów zachodnich społeczeństw. Polska należy do grupy krajów o przewadze tymczasowego zatrudnienia, które obejmuje zwłaszcza ludzi młodych, skazywanych na niebezpieczeństwo nieustannego stażowania – czytamy w rządowym raporcie „Młodzi 2011” przygotowanym w zespole ministra Boniego, zwłaszcza przez socjolog profesor Krystynę Szafraniec. Prawie 60 procent mężczyzn w przedziale wiekowym 18-34 mieszka w Polsce z rodzicami. Te dorosłe roczniki wyżu demograficznego miały dokonać pchnięcia cywilizacyjnego, tymczasem bezskutecznie napierają na rynek pracy, marząc o usamodzielnieniu się i założeniu rodziny. W takiej niestabilnej sytuacji młodzi nie są w stanie racjonalnie planować przyszłości, sprawa aspiracji i pracy jest w zasadzie sprawą ich poczucia tożsamości – kim jestem w społeczeństwie, które mnie nie potrzebuje?

Jednak polskie oburzenie ma też swoje cechy charakterystyczne. Przykład: K., rocznik ‘90, studentka z Warszawy. Aktywnie szuka pracy w wielu miejscach, zatrudnienie udaje jej się znaleźć jedynie w gastronomii. Ostatnio zaczęła więcej czytać Ericha Fromma, „O sztuce miłości”, „Mieć czy być”. Krytykuje układ stosunków społecznych, kapitalizm. Woli „być”. W ostatnich wyborach prezydenckich głosowała na Grzegorza Napieralskiego, w parlamentarnych na Ruch Palikota, bo, jak mówi, to jedyna prawdziwa lewica. Wychowana w rodzinie umiarkowanie katolickiej kwestionuje w ogóle obecność Kościoła w przestrzeni publicznej. Ma dość jego zaangażowania, więc nie interesują ją żadne względy.

Według listopadowego raportu Centrum Badania Opinii Społecznej o wyborcach Ruchu Palikota  (opracował Krzysztof Pankowski) grupę tę najbardziej wyróżniają dwie cechy: młody wiek oraz nieuczestniczenie w praktykach religijnych. Janusz Palikot trafnie rozpoznał oczekiwania i potrzeby zwłaszcza młodych wyborców. Więcej niż co piąty wyborca, który nie miał jeszcze 25 lat (21 procent), głosował właśnie na jego Ruch. Tak samo jak ponad jedna czwarta uczniów i studentów (27 procent).
Co wybierali młodzi? CBOS określa Ruch Palikota jako: ugrupowanie „pozasystemowe”, które jeszcze nie rządziło i które jest alternatywą dla obecnego układu sił na scenie politycznej; partię antyklerykalną, która walczy z wpływem Kościoła na przestrzeń publiczną, politykę i obyczajowość; ugrupowanie „nowoczesne”, modernizacyjne (z dokumentem programowym „Nowoczesne Państwo”); ugrupowanie, które broni praw wszelkich mniejszości. K. dodaje, że ważne mogło być porozumienie Palikota z Inicjatywą Wolne Konopie, która postuluje liberalizację prawa narkotykowego; jej działacze startowali w wyborach z list Ruchu Palikota. Ostatecznie partia zyskała poparcie 10,02 procent głosujących, trzeci wynik w kraju i czterdzieści sejmowych mandatów.

Kto nie skacze, ten za krzyżem

Antyklerykalizm Palikota ma szczególne znaczenie, bo od niego – w powiązaniu z żałobą po katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem – w gruncie rzeczy wszystko się zaczęło.

W kwietniu 2010 roku na Facebooku szybko powstają grupy przeciwników pochowania pary prezydenckiej na Wawelu. Grupa „Nie dla pochowania Kaczyńskich na Wawelu”, która po godzinie istnienia liczy ponad siedmiuset członków, niedługo ma ich czterdzieści tysięcy. Pogrzeb wzbudza poważne kontrowersje. Kilka miesięcy po pogrzebie pary prezydenckiej na Wawelu TNS OBOP przeprowadza badanie: 27 procent respondentów uznaje decyzję, by tam pochować Lecha Kaczyńskiego, za słuszną (10 procent udziela odpowiedzi zdecydowanie tak, 17 procent raczej tak). Przeciwnego zdania jest ponad dwa razy więcej osób – 63 procent (raczej nie – 29 procent, zdecydowanie nie – 35 procent badanych). Wyrobionego zdania nie ma 9 procent ankietowanych.

W lipcu Palikot w wywiadzie telewizyjnym mówi: Lech Kaczyński ma krew na rękach, trzeba sprawdzić, czy w samolocie, nad Smoleńskiem, nie był po alkoholu. Te słowa jednych więc oburzają, ale wypowiedź trafia na podatny grunt. Na Facebooku popierają Palikota tysiące internautów, polityk odchodzi z Platformy Obywatelskiej, powstaje Ruch Palikota, w którym znaczący udział mają osoby z „Fejsa” (duże znaczenie ma jego oddolny charakter).

W międzyczasie dochodzi do najdziwniejszej chyba i najciekawszej demonstracji w III RP – akcji „Krzyż”. W poniedziałkowy późny wieczór 9 sierpnia 2010 roku kilka tysięcy osób przychodzi na Krakowskie Przedmieście protestować przeciwko obecności drewnianego krzyża – ustawionego przed Pałacem Prezydenckim w dniach żałoby narodowej. Odruchowo skrzykują się na Facebooku, to umawianie się trwa zaledwie kilka godzin. Z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, że ten rodzaj antyklerykalnej samoświadomości, dzięki której Ruch Palikota w znacznej części zawdzięcza swój sukces, ukonstytuował się latem 2010 roku na Krakowskim Przedmieściu przed Pałacem Prezydenckim – pisze Krzysztof Pankowski w raporcie CBOS.

Tego lata media na co dzień relacjonują spod krzyża skrajne wypowiedzi, które mogą budzić grozę. Ale na miejscu nie ma wiele agresji. Pod krzyżem stoją jego tak zwani obrońcy, zatrzymują się przechodnie, turyści, ktoś rozmawia, ktoś robi zdjęcia, filmuje. Obok, w lokalu Przekąski Zakąski, serwowane są wódka, wino, śledzie. Panuje wakacyjny klimat, ale przy okazji wiele osób się zatrzymuje i rozmawia o tym, co uważa za ważne: o polityce, o stosunkach państwo-Kościół, o symbolach religijnych. Jedni wierzą w spisek, wszechobecność agentów albo w katastrofę smoleńską jako znak od Boga. Drudzy – nie chcą krzyża w przestrzeni publicznej, nie chcą sakralizacji katastrofy albo odreagowują pseudomesjanistyczne wzmożenie polityków i komentatorów prawicy.

Demonstracja 9 sierpnia jest wyjątkowa. Osoby, które biorą w niej udział nie myślą raczej, że przyszły robić rewolucję obyczajową – to w końcu spontanicznie skrzyknięta akcja. Jednak nigdy wcześniej w tym katolickim kraju poczucie mocy tych, dla których wpływ Kościoła na życie społeczne jest nieznośny, nie jest tak duże. Protestujący skandują Kto nie skacze, ten za krzyżem! Brzmi jak bluźnierstwo, jednak ich stosunek do samej wiary trudno ocenić. Choć demonstracja nie ma programu i rozchodzi się o pierwszej w nocy, jej doświadczenie jest elektryzujące.

Stare i nowe

W zeszłym roku obserwowaliśmy zamieszki w Londynie. W „Gazecie Wyborczej” czytam, że wzięło w nich udział pokolenie, dla którego bezsensowna przemoc i agresja stała się sposobem na udowodnienie własnej wartości. Londyńczycy – jak bohaterzy „Fight Clubu”, którzy oczyszczenia szukają w bijatykach – zarówno bogaci, jak i biedni zbuntowali się przeciwko światu, w którym najważniejszym wyznacznikiem tożsamości są pieniądze. Protesty i zamieszki w Hiszpanii, Grecji czy Wielkiej Brytanii mają swoje różne preteksty, ale ich wspólnym tłem jest kryzys społeczeństwa, a nie tylko kryzys finansowy oraz tak zwane rynki.

A w Polsce? Mówimy czasem „rewolucja”, bo zaskakują nas wydarzenia takie jak akcja „Krzyż”. Okazuje się jednak, że ten odruch – zwłaszcza młodych – kształtuje się od dawna. Teraz się objawił.

I może warto, jeśli stawia się szybkie diagnozy, nie przesadzać z krytyką młodych tylko dlatego, że nie potrafimy wytłumaczyć jakiegoś aktu społecznego w ramach „starego dobrego porządku”. Bo może to stary porządek jest przyczyną dolegliwości społecznych?

Nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że na świecie rozleje się krytyka kapitalizmu, a w łaskach będą idee sprawiedliwości społecznej. Są równie uprawnione opinie, według których nastroje społeczne przesuną się na prawo, także ku nacjonalizmowi. Widać jednak, że w lewicy tkwi buntowniczy potencjał; wartości lewicowe, takie jak solidarność, nie straciły na aktualności. To dobrze, że energia społeczna kontestacji uchodzi w kanał lewy, a nie kanał prawy – dzięki temu zmusza się do kompromisu liberałów czy kapłanów dawnego porządku, a nie burzy się żywiołów narodowych.
Polska młodzież się czerwieni. Nie wolno tego lekceważyć i nie trzeba się tego bać.

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski, ur. 1984, redaktor „Przeglądu Powszechnego”, współpracuje z „Gazetą Wyborczą”.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...