Wartość pracy ludzkiej to wartość w pełni zrozumiała nie tylko w kategoriach przedmiotowych (płaca, zysk, prestiż społeczny). To wartość, którą ukazuje nam najpełniej wiara i Ewangelia pracy.
Spojrzenie ewangeliczne
To tylko zarys dramatu bezrobocia, a raczej człowieka bezrobotnego. To zarys, szkic portretu człowieka ugodzonego w poczuciu wartości, wykluczonego, obciążonego poczuciem winy za grzechy niekoniecznie popełnione. W takiej perspektywie Chrystusowa bulwersująca przypowieść może nabrać innego znaczenia.
Siedzący bezczynnie na rynku, niezatrudnieni, bezrobotni ponoszą niewymierny materialnie koszt. Koszt, którego nie da się zrekompensować w sposób wymierny. To, co czyni gospodarz z przypowieści, jest z pewnością zaskakujące od strony ekonomicznej. Jest w kategoriach sprawiedliwości zamiennej niesprawiedliwe. Jest bulwersujące. Ale jest tak bardzo ewangeliczne! Tak bardzo ocalające i promujące godność człowieka!
Gospodarz wykazuje znakomitą orientację w kosztach osobowych i społecznych. Daje tym ludziom pracę, ale daje coś więcej – przywraca poczucie wartości, godności, osadza ich na normalnych zasadach równości społecznej w środowisku.
Czy stać nas na bezrobocie?
Ta przypowieść zyskuje dziś może większą aktualność niż kiedykolwiek wcześniej.
Czesław Strzeszewski – jeden z najwybitniejszych znawców katolickiej nauki społecznej w Polsce, w swojej książce Praca ludzka. Zagadnienie społeczno-moralne stwierdził, że: „W normalnym społeczeństwie przy wolności pracy i życia gospodarczego jest rzeczą nieuniknioną, aby pewna liczba ludzi nie znalazła zatrudnienia, jeżeli jednak całe rzesze pozostają bez pracy, to jest to dowodem błędów ustroju pracy”.
W przywołanym wcześniej liście biskupów amerykańskich o sprawiedliwości gospodarczej można przeczytać, że „nasze własne doświadczenia, dotyczące jednostek, rodzin i społeczności, ponoszących ciężar bezrobocia, utwierdzają nas w przeświadczeniu, że my – jako naród – po prostu nie możemy sobie pozwolić na miliony bezrobotnych mężczyzn i kobiet w pełni sił. Nie stać nas na koszty ekonomiczne, deformacje społeczne i bezmiar tragedii ludzkich spowodowanych przez bezrobocie. To, na co nas najmniej stać, to zamach na godność człowieka, który zdarza się tam, gdzie miliony ludzi pozostają bez właściwego zatrudnienia”.
Można i trzeba stawiać pytanie odnoszące owo „nie stać nas” do polskich realiów. Czy nas, jako społeczeństwo, doświadczone wieloma problemami minionych dekad, społeczeństwo o wielkich aspiracjach i zarazem ciągle pozbawione ustalonego porządku prawnego, stosownej, to znaczy na miarę człowieka, polityki socjalnej, polityki rodzinnej i polityki pracy – czy nas, Polaków stać na bezrobocie, z jego wszystkimi kosztami, zwłaszcza osobowymi i moralnymi?
To nie jest pytanie polityczne, a przynajmniej, nie jest to pytanie wyłącznie polityczne.
To jest pytanie, które stawiamy w przestrzeni wiary. A wiara uczy nas uwrażliwienia na człowieka, który jest drogą Kościoła, który jest taką wartością, za którą Chrystus oddał życie.
To zaś, w konsekwencji znaczy powinność myślenia każdego człowieka, tak pracującego, jak i bezrobotnego, w kategoriach poczucia własnej godności.
Godność i nadzieja
To myślenie wskazuje na konieczność postrzegania, także przez człowieka bezrobotnego, samego siebie jako tego, który chcąc zmienić istniejący stan rzeczy, odkrywa samego siebie jako człowieka w rozwoju: jestem w tej chwili bezczynny, ale owa bezczynność jest zatrzymaniem mojego rozwoju, jest przekreśleniem drogi nadziei mojego powołania życiowego, mojej samorealizacji.
Jak pisał kiedyś wybitny znawca myśli społecznej Kościoła prof. Franciszek Kampka w artykule Bezrobocie i postawy moralne: „Potencjał rozwojowy każdego z nas jest przecież ściśle związany z posiadanym przez nas obrazem samych siebie. Rzeczywistymi barierami rozwoju nie są ani wiek, ani płeć, ani jakiekolwiek wrodzone właściwości, lecz bariery mentalne, które odbierają wiarę i nadzieję. Jeśli człowiek bezrobotny staje wobec potrzeby zmiany zawodu, miejsca zamieszkania, udoskonalenia swoich kwalifikacji, podjęcia ryzyka, to przede wszystkim musi uwierzyć, że zadania te nie przekraczają jego możliwości, a chwila obecna i miejsce, w jakim się znajduje, to zaledwie etap na drodze ciągłego rozwoju”.
Wiara we własny rozwój, we własne możliwości, wsparta prawdziwym, a więc i krytycznym osądem własnego dotychczasowego zaangażowania, to pewien punkt wyjścia w przestrzeni spotkania. Można i należy mieć nadzieję, że istnieje zawsze szansa spotkania takiego człowieka z ewangelicznym gospodarzem, pracodawcą, który kierując się zasadą pomocniczości, dostrzeże frustrację i degradację bezrobotnego. Dostrzeże i pomoże.
Należy przypominać wartość pracy, by zrozumieć antywartość i dramat bezrobocia
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.