Na pytanie: Dlaczego mam wierzyć?, odpowiedziałbym: A dlaczego masz oddychać? Oddychać mogę głęboko lub płytko, nosem lub ustami, powietrzem świeżym lub zadymionym, ale oddychać muszę. Podobnie jest z wiarą.
Przyszli do mnie rodzice ogromnie zaniepokojeni tym, że ich dziecko, które nie chce chodzić do kościoła, wciąż powtarza pytanie, wobec którego oni są bezradni: Dlaczego mam wierzyć? Sami są głęboko wierzącymi katolikami. Modlitwa, myślenie wiarą oraz kierowanie się w życiu słowem Bożym realnie kształtują ich życie, a Pan Jezus jest dla nich kimś naprawdę bliskim i bardzo kochanym – ale co powiedzieć dziecku, kiedy mówi, że ono tego zupełnie nie czuje ani nie rozumie?
Na pytanie o wiarę trudno odpowiadać, udowadniając, że Pan Bóg istnieje. Nie tylko dlatego że przekonujące przeprowadzenie takiego dowodu przekracza zazwyczaj kompetencje rodziców i cierpliwość dziecka. Zarówno rodzice, jak i dziecko intuicyjnie wyczuwają, że dowód na istnienie Boga może co najwyżej umocnić w religijnych przekonaniach kogoś jednoznacznie wierzącego, nie przybliży jednak do Boga kochającego, w nikim też nie rozbudzi miłości do Boga.
Osobiście spróbowałbym wówczas na pytanie odpowiedzieć pytaniem – i to takim, które początkowo może wydawać się ucieczką od poważnej rozmowy. Zatem na pytanie: Dlaczego mam wierzyć?, odpowiedziałbym: A dlaczego masz oddychać? Oddychać mogę głęboko lub płytko, nosem lub ustami, powietrzem świeżym lub zadymionym, ale oddychać muszę; przestanę oddychać dopiero wtedy, kiedy umrę.
Dość podobnie jest z wiarą. Zostaliśmy tak stworzeni, że całkowity brak wiary jest dla nas czymś niemożliwym. Nie mówię teraz o wierze w sensie posiadania przekonań, z których praktycznie niewiele wynika. Bo w ten sposób – pozornie – można wierzyć w Boga, w różne wzniosłe idee, na przykład w postęp, w powszechne międzyludzkie braterstwo, w demokrację itp. Jeśli ta lub inna moja wiara nie wyraża się w realnych postawach i działaniach, jest ona tylko wiarą pozorną, a ja sam mogę w ogóle nie zdawać sobie sprawy z tego, w kogo lub w co naprawdę wierzę.
Jednak w coś lub w kogoś wierzę na pewno. Pismo Święte na różne sposoby poucza i przypomina, że jeżeli porzucamy wiarę w Boga prawdziwego, stajemy się wyznawcami i czcicielami takich lub innych bożków. Wierzyć to znaczy bowiem rozpoznać kogoś lub coś jako wartość najwyższą, która jest godna bezwarunkowej czci i dla której gotowi jesteśmy rezygnować z innych.
Zazwyczaj na swoich bożków, w których najwyższe znaczenie człowiek uwierzy i których staje się niewolnikiem, wybieramy jakieś wartości skądinąd pozytywne. Pieniądze i dostatek, przyjemności i wygoda, robienie kariery, sprawowanie władzy czy dobra opinia u ludzi – same w sobie są dobre, a w pragnieniu ich osiągnięcia i posiadania nie ma nic nagannego. Nieszczęściem jest dopiero to, że człowiek którąś z tych wartości uznaje za wartość najwyższą – i zaczyna się w jej służbie dopuszczać czynów niegodziwych. Bałwochwalstwo zaczyna się wówczas, kiedy któraś z tych wartości staje się bożkiem, ważniejszym niż zasady sprawiedliwości, a nawet niż rodzone dzieci.
Owszem, możemy uwierzyć również w bożków bezwartościowych – w rzekomo najwyższą wartość alkoholu, narkotyków czy rozpusty. Możemy uwierzyć nawet w bożków kompletnie bezwartościo- wych – możemy fałszywie uwierzyć w ostateczny bezsens naszego życia i zacząć kłaniać się temu ohydnemu bożkowi, któremu na imię rozpacz. Tak czy inaczej, nie da się być człowiekiem i nie wierzyć w nic ani w nikogo. Podobnie jak nie da się żyć bez oddychania.
Dość więc mylące jest utrwalone w naszym języku dzielenie ludzi na wierzących i niewierzących, w domyśle – wierzących lub niewie- rzących w Boga. Nie wszyscy, którzy uważają się i są uważani za wierzących w Boga, wierzą w Niego naprawdę, tzn. naprawdę zawierzają Mu (lub przynajmniej pragną zawierzać) całych siebie i w tej perspektywie starają się układać wszystkie swoje sprawy. Z drugiej strony: Nie wszyscy, którzy uważają się i są uważani za niewierzących, naprawdę w Niego nie wierzą. Zapewne wiele racji miał św. Augustyn, kiedy twierdził, że Pan Bóg ma wrogów wśród tych, którzy uchodzą za Jego przyjaciół, ale też ma przyjaciół wśród tych, którzy uchodzą za Jego wrogów. On jeden zna do końca serca każdego z nas.
Zauważmy, że nawet buntując się przeciwko Panu Bogu, człowiek intuicyjnie rozumie, że jedynie wiara w Niego jest wiarą autentyczną. Przecież pytanie: „Dlaczego mam wierzyć?” – chyba dla wszystkich bez wyjątku znaczy: „Dlaczego mam wierzyć w Boga?”.
Na koniec jeszcze raz odwołajmy się do św. Augustyna. Zauważył on przenikliwie, że ostatecznie mamy do wyboru tylko dwa życiowe scenariusze. Możemy kochać Boga aż do rezygnacji z samych siebie albo też kochać samych siebie aż do odrzucenia Boga. Każdy musi wybrać. •
Jacek Salij – ur. 1942, dominikanin, duszpasterz, profesor teologii UKSW, autor wielu książek i artykułów, mieszka w Warszawie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.