Najbardziej widać to w szkole, gdzie szarzyznę murów ożywiają kolorowe paznokcie 11-latek, minispódniczki 12-latek i farbowany blond 13-latek. Wszystkie marzą o tym, żeby być seksowne. Tylko że to nie jest ich prawdziwe pragnienie a ślepe podążanie za modą, które może się zakończyć prawdziwą katastrofą. Szczególnie, jeśli przekaz ten wzmocni „zła”edukacja seksualna.
Orgazm dla 9-latka
Działania te wpisują się w zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, która po raz kolejny dała popis swojej „akceptacji” i „tolerancji” dla wszystkiego, co jest sprzeczne z ogólnie przyjętymi w naszej kulturze normami oraz udowodniła, że wcale nie zależy jej na dobru dzieci i młodzieży.
WHO opublikowała raport „Standardy edukacji seksualnej w Europie. Podstawowe zalecenia dla decydentów oraz specjalistów zajmujących się edukacją seksualną”. Druga część dokumentu nosi tytuł „Matryca edukacji seksualnej”. W obszernej tabeli ujęte są informacje, jakie powinny zdobyć dzieci w określonym wieku, umiejętności, które powinny nabyć i postawy, jakie mają przyjąć.
Można odnieść wrażenie, że ulubionym słowem autorów raportu jest masturbacja. Sugerują, by wytłumaczyć, na czym ona polega już dzieciom z grupy wiekowej 0–4, a następnie wzmacniać ten przekaz aż do ukończenia 15. roku życia. Zdaniem autorów raportu, maluchy powinny znać fachowe nazwy i funkcje wszystkich narządów. Odrobinę starsze dzieci (4–6 lat) powinny już wiedzieć, skąd się biorą dzieci oraz jakie są różnice związane z płcią, wiekiem i pochodzeniem kulturowym. Mają akceptować fakt, że wszyscy ludzie mają takie same prawa i szanować „różne normy związane z seksualnością” (czyli np. dwóch tatusiów). 9 lat to – zdaniem WHO – odpowiedni wiek, by rozpocząć rozmowy o różnorodnych zachowaniach seksualnych młodych ludzi i pierwszych doświadczeniach seksualnych oraz uświadomić im, że wpływ na decyzje dotyczące seksu mają m.in. rówieśnicy, media pornografia i religia. Dziecko powinno wiedzieć, co to jest orgazm oraz umieć skutecznie stosować prezerwatywy i środki antykoncepcyjne. „Starszacy” (12–15 lat) mają już prawo do wiedzy o antykoncepcji doraźnej (czyli po stosunku – to de facto środki wczesnoporonne) oraz informacji, gdzie mogą takie specyfiki nabyć. W zakresie płodności i prokreacji należy porozmawiać z 12-latkiem także o ciążach w związkach jednopłciowych (sic!) czy operacyjnym odtwarzaniu błony dziewiczej. Natomiast przed 15-latkami nie powinno być już żadnych tajemnic. Mają mieć pełną wiedzę o możliwości usunięcia ciąży, a gdy zdecyduje się na to ktoś z ich otoczenia, powinni to po prostu zaakceptować i zrozumieć, jednocześnie będąc krytycznymi wobec norm kulturowych/religijnych w odniesieniu do rodzicielstwa. Ważną umiejętnością, jaką powinien nabyć 15-latek, jest także ujawnienie wobec innych własnych uczuć homoseksualnych lub biseksualnych (tzw. coming out).
Edukacja seksualna może być dobra
Permisywna edukacja seksualna, jakiej przykłady mamy w Niemczech czy Szwajcarii, a którą propaguje WHO, wyrządza młodemu człowiekowi dużą krzywdę. Ale błędem byłoby założenie, że każda edukacja seksualna, w jakiejkolwiek formie, jest zła.
Wbrew temu, co głoszą środowiska lewicowo-genderowe, mamy w Polsce bardzo dobry model wychowania seksualnego. Lekcje dla nastolatków w ramach fakultatywnego przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie są edukacją seksualną typu A, według klasyfikacji Amerykańskiej Akademii Pediatrii (klasyfikację tę uwzględnia również na str. 15 raport WHO).
Edukacja seksualna A jest zachętą do wstrzemięźliwości, czystości przedmałżeńskiej i wierności. Liczne badania nie zostawiają wątpliwości, że ma ona najlepszy wpływ na osobowość młodego człowieka. W Polsce, gdzie prowadzona jest edukacja do czystości, mamy o wiele niższe wskaźniki aborcji u nieletnich dziewcząt niż w krajach zachodnich (m.in. Anglia, Szwecja, Niemcy, Francja). Podobnie, jeśli chodzi o zakażenia chorobami wenerycznymi, w Polsce notuje się ich zdecydowanie mniej. Taka edukacja seksualna jest bardzo pożyteczna.
WHO sugeruje, że edukacja seksualna typu A jest synonimem ciemnogrodu i jednoznacznie kojarzy ją z tradycją, konserwatyzmem. Ale chyba lepiej uchodzić za „zacofańca”, niż pozwolić na deprawowanie i niszczenie wrażliwości naszych dzieci.
Magdalena Guziak-Nowak – dziennikarka, specjalistka ds. komunikacji społecznej; publikuje m.in. w „Przewodniku Katolickim”, jest redaktorem naczelnym „Trybów. Katolickiego miesięcznika studenckiego”
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.