Między świadkiem a mistrzem

Niedziela 41/2014 Niedziela 41/2014

O wartościach w wychowaniu, o edukacji seksualnej i o tym, dlaczego nauczyciel musi być przywódcą ducha, z prof. Mirosławem Wójcikiem – rektorem Wyższej Górnośląskiej Szkoły Pedagogicznej im. Kardynała Augusta Hlonda w Mysłowicach – rozmawia ks. Marek Łuczak

 

KS. MAREK ŁUCZAK: – Papież Paweł VI napisał w encyklice „Evangelii nuntiandi”, że świat nie potrzebuje dziś nauczycieli, lecz świadków. Jak w kontekście tych słów widzieć powołanie pedagoga?

PROF. MIROSŁAW WÓJCIK: – To są niewątpliwie mądre słowa. Przyznam, że nigdy nie zastanawiałem się nad nimi głębiej, ale zgadzam się z takim wyrażeniem myśli o posłannictwie nauczycieli. Tradycyjnie rzecz biorąc, nauczyciel to ktoś taki, kto przekazuje wiedzę. W przeszłości mieliśmy do czynienia z taką właśnie koncepcją pracy nauczyciela, w której nie chodziło o wnikanie w głąb, ale właśnie o mechanistyczną czynność przekazu. Cała tradycyjna pedagogika jest pedagogiką rygoryzmu, daleką od przywództwa dusz. Myślę, że w świecie wyzutym z wartości czy w świecie o wymieszanych wartościach, które tak naprawdę można określić mianem quasi-wartości, świadectwo staje się czymś szalenie istotnym – podstawą dobra. Trzeba dawać świadectwo.

– Czy te zawirowania, o których mówi Pan Rektor, nie wynikają trochę z fałszywej przesłanki, którą posługuje się dzisiejszy świat, że możliwa jest neutralność światopoglądowa?

– Trzeba powiedzieć jasno i zdecydowanie: nie ma przestrzeni na neutralność światopoglądową. W świecie trzeba się dookreślić w wartościach.

– Czy wobec tego szkoła może być neutralna?

– Uważam, że takie postawienie sprawy byłoby błędem. Przyjmujemy założenie, że nauka jest wolna, więc możemy mówić o obiektywnej wiedzy, ale cały proces uczenia czy poszukiwania prawdy oparty jest zawsze na pewnym systemie wartości i od tego faktu nie da się uciec. W naszej uczelni od początku ma miejsce wyraźne opowiedzenie się za wartościami chrześcijańskimi. Mimo że jesteśmy placówką prywatną, od początku wybraliśmy za patrona kard. Augusta Hlonda. Jest on sztandarem naszej działalności edukacyjnej, sam przecież na tej niwie wykonał ogromną pracę. Jesteśmy uczelnią świecką, ale samo przyjęcie takiego patrona oznacza, że wartości chrześcijańskie są u nas bardzo ważne. Zawsze twierdzę, że nawet jeśli jakaś instytucja z powodów politycznych czy koniunkturalnych musi być postrzegana jako neutralna, to nauczyciel nie może być tak postrzegany. Jak bowiem zaszczepiać mądrość, jak zjednywać ludzi ku ideom, jeśli nie mamy cywilnej odwagi, by pokazać swój kręgosłup aksjologiczny? Nauczyciel, który nie byłby wyrazisty w odpowiedzi na pytanie o to, kim jest, byłby żadnym nauczycielem. Ja staram się ukazywać świat wartości, które wyznaję, ale czynię to w sposób delikatny. Taka postawa jest warunkiem wiarygodności. Strona intelektualna jest, oczywiście, szalenie ważna w pracy nauczyciela, ale nie ona jest źródłem siły. Prawdziwe źródło siły bierze się z ducha i wartości.

– Zapytajmy więc konkretnie o deklarację wiary nauczycieli. Przez media, mówiąc kolokwialnie, przewaliło się wiele dyskusji na ten temat. Jak Pan Profesor skomentuje ten pomysł?

– To zagadnienie jest trudne do rozważenia, choćby ze względu na to, jak bardzo podzielone jest nasze społeczeństwo. W moim przekonaniu deklaracja wiary jest konieczna, bo ona konstruuje to, co pojawiło się w naszej rozmowie. Tu chodzi o autentyczność. Nauczyciel, który postępowałby wbrew własnym przekonaniom, w żadnym działaniu pedagogicznym nie może być autentyczny. Wewnętrzny kontakt przełoży się na wiele dziedzin i nauczyciel w swoich działaniach pogubi się. Uczniowie są doskonałymi obserwatorami. Z racji niedużych doświadczeń mają wprawdzie problem z interpretacją, ale szybko zauważą fałsz. Taki nauczyciel straci twarz.

– Idźmy więc dalej w naszych rozważaniach – od ogółu do szczegółu. Doskonale pamiętam lekcje biologii z klasy ósmej. Była tam mowa o fizjologii ciała ludzkiego, a dopełnieniem był przekaz rodziców w domu, że z miłości rodziców przyszedłem na świat. Czy zatem medialny szum, że jakoby nie było w Polsce edukacji seksualnej, jest zasadny?

– Trzeba by rozpocząć od odpowiedzi na pytanie, co rozumiemy pod pojęciem „edukacja seksualna”. Dla mnie polega ona na przygotowaniu do życia społecznego. Tu nie chodzi o instrumentalne przygotowanie młodych ludzi do zbliżenia seksualnego. Tu chodzi o coś więcej: zbliżenie musi być dopełnieniem głębokiego uczucia, które wcześniej musi tych ludzi połączyć. Nie do przecenienia jest tu rola rodziny. Niektórzy podchodzą do edukacji seksualnej w taki sposób, jakby jedynym celem człowieka była sprawność seksualna. Pamiętajmy, że seks to płeć, a z pojęciem płci wiążą się role społeczne.

– Te role przez wieki były fundamentem ładu społecznego. Dziś pojawiają się dziwne postulaty odwracające ten porządek. Nie ukrywam, że chodzi mi o wątpliwości związane z gender…

– Ja osobiście kategorię gender traktuję jako przedmiot badań. Nie podoba mi się, że dla niektórych jest to kategoria służąca manipulacji. Dla mnie pojęcie „płeć kulturowa” jest faktem. Życie społeczne modyfikuje te role, a w związku z tym potrzebna jest obiektywna refleksja na ten temat.

– Proponuję, byśmy znów odnieśli się do konkretów. Obaj znamy metodologię prac społecznych i wiemy, z jaką pieczołowitością należy podchodzić do dzieci. Jak Pan Profesor zakwalifikuje opisywane tu i ówdzie praktyki z przedszkoli, w których chłopcy przebierali się za dziewczynki i na odwrót?

– To są praktyki absolutnie niedopuszczalne. To nie są jakieś eksperymenty, to jest gwałt na dzieciach! Nie ma żadnego moralnego prawa, by nauczyciel i jakikolwiek podmiot edukacyjny tak daleko ingerował w to, co jest naturalne i ma zakorzenienie w Stwórcy, a przez Stwórcę jest zakorzenione w rodzinie. To prawda, że w Europie coraz bardziej stajemy się społeczeństwem zróżnicowanym, ale otwierając się na różnice, musimy budować fundament tolerancji, natomiast próba przeinaczania czy intrygowania społeczeństwa w taki sposób jest niedopuszczalna.

– Niedługo będziemy przeżywać kolejny Dzień Nauczyciela. Jak Pan Profesor czuje się w roli osoby kształtującej przyszłych nauczycieli? Jak być pedagogiem dla przyszłych pedagogów?

– W pytaniu tym kryje się pewien niepokój o poziom szkolnictwa. Wynika on z fatalnej polityki państwa w tym zakresie. Nie mam na myśli konkretnych rządów, bo są to – śmiem twierdzić – zaszłości z wielu lat. Zła polityka czyni krzywdę w obszarze edukacyjnym. Jednym z przykładów fatalnych skutków błędnej polityki społecznej jest przekonanie młodych, że nie warto zakładać rodziny, że nie warto mieć dzieci, bo z tego są tylko problemy i wyżyć się nie da. Stąd emigracja i towarzyszące jej dylematy. Ta fatalna polityka doprowadziła do sytuacji, że młodzi ludzie pogubili się w tym, co ważne. Niektórzy przystępują zatem do studiowania bez głębszej refleksji. Kiedy my zaczynaliśmy studiować, towarzyszyła nam myśl o perspektywie zawodowej, o misji społecznej. Dzisiaj często młodzi myślą, że coś trzeba robić, ale nie do końca wiedzą, o co w życiu chodzi. Studenci więc są, ale jakoby ich nie było. Niektórzy przyjęli następującą filozofię: idea? – nie warto! , nauka? – nie warto! , wartości? – nie warto! Dzisiaj światem rządzi pieniądz, dlatego ci sprytniejsi, którzy mają po temu potencjał, zaczynają „robić pieniądze”, a reszta się frustruje.

 

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...