Wybory. Jakie wybory? Tak wedle badań socjologów wygląda reakcja większości z nas na pytanie o czerwcowe głosowanie nad kandydaturami do Parlamentu Europejskiego. Nie bardzo wiemy, że takie ciało istnieje, a jeśli już wiemy, to z wielkim trudem przychodzi nam zdefiniowanie, jakie są owego parlamentu zadania. Przewodnik Katolicki, 17 maja 2009
Zatwierdzanie i współdecydowanie
Kolejnym czynnikiem wzmacniającym rolę parlamentu stały się ambicje międzynarodówek partyjnych, zwłaszcza tych największych - Europejskiej Partii Ludowej i Europejskich Socjalistów. Dzieląc i rządząc w PE międzynarodówki chciały nie tylko synekur i zaszczytów, ale i realnej władzy. Uzyskał ją kosztem Rady Unii Europejskiej i Komisji. Realne uprawnienia parlamentu to zatwierdzanie i ewentualnie votum nieufności (większością 2/3 głosów) dla Komisji.
Prawo, z którego parlament korzysta, że przypomnę głośną sprawę włoskiego chadeka Rocco Buttilione, którego kandydatura na komisarza upadła, gdyż nie wykazał wystarczającego entuzjazmu dla mniejszości seksualnych, a co gorsza „obnosił się” ze swoim katolicyzmem. A przede wszystkim tak zwana procedura współdecydowania, czyli zatwierdzanie i współtworzenie unijnych ustaw wspólnie z Radą Unii. Bez zgody PE nie może zostać wprowadzona żadna unijna ustawa.
Poprawa jakości posłów do PE w połączeniu z przesunięciem do niego części realnej władzy sprawiły, iż parlament stał się miejscem atrakcyjnym dla polityków. Nie bez znaczenia – zwłaszcza w krajach takich jak Polska – jest też doskonały status materialny europosła. Wynagrodzenie i diety to ponad 11 tys. euro (netto).
Do tego dochodzi prawie 20 tys. euro na koszty biura i asystentów. No i jeszcze obfite diety na podróże. W porównaniu z dochodami posła do Sejmu polskiego to ponad pięć razy więcej.
Logika życia politycznego jest taka, że skoro w Parlamencie Europejskim będzie więcej polityków z krajowych „pierwszych lig”, to będą oni działali na rzecz przesunięcia do Strasburga decyzji dotyczących coraz bardziej strategicznych kwestii.
Iluzoryczna kontrola
Pozostaje otwarte pytanie, czy jako wyborcy i obywatele jesteśmy na to przygotowani? Bo po 20 latach demokracji powoli i z oporami uczymy się rozliczania posłów i partii z działalności w polskim Sejmie. Oglądamy sprawozdania, zaczynamy pamiętać, jak poszczególni posłowie głosowali. To proces będący wciąż w powijakach, ale jakoś tam, lepiej czy gorzej, postępujący.
Tymczasem kontrola działalności naszych eurodeputowanych jest czysto iluzoryczna. Dowiadujemy się a to o jakichś ekscesach, a to o pojedynczych inicjatywach. I tyle. To samo dotyczy zresztą innych państw. Strasburg i Bruksela są na tyle daleko, że mało który wyborca zadaje sobie trud przebrnięcia przez polityczną nowomowę, zwłaszcza że trzeba do niej docierać za pomocą Internetu i niejednokrotnie przebijając się przez barierę angielskiego bądź francuskiego.
Mówiąc krótko, w czerwcu, przy małej frekwencji (w Polsce bywa to ok. 20 proc. w innych krajach z wyjątkiem Belgii niewiele lepiej), wybierzemy posłów, których działania kontrolujemy wyłącznie poprzez relacje dziennikarskie, a którzy mają coraz większy wpływ na nasze codzienne życie. Kiedy irytujemy się, że mityczna Bruksela coś nam narzuca czy zakazuje, to powinniśmy wzywać na dywanik naszego lokalnego europosła i rozliczać go, a nie ciskać gromy w próżnię.
Obawiam się jednak, że jest to postulat zdecydowanie na wyrost. Przyznam szczerze, że nie wiem, czy zwiększanie uprawnień PE to rzeczywisty wzrost demokracji, czy tylko parawan dla konstytuowania się w Brukseli wyalienowanej kasty ludzi zarządzających Europą poza kontrolą, a często i wiedzą obywateli.
Niewątpliwe jest tylko jedno: jeśli nie przemyślimy dobrze naszych wyborów i nie zaczniemy już teraz mówić o sposobach kontrolowania i rozliczania naszych europosłów, to możemy obudzić się w świecie, na który wcale nie głosowaliśmy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.