Dobrze, że Ewangelia nie spłonęła

Lekcje religii budzą duże emocje wśród uczniów i nauczycieli. A szkolni katecheci są dobrej myśli. Tygodnik Powszechny, 19 kwietnia 2009


Na chamstwo nie ma rady

– Trudne dziecko to dziecko wołające o pomoc – powtarza Irena Wolska, metodyk i katechetka w łódzkiej podstawówce. – Jeżeli uczeń rozrabia, trzeba starać się do niego dotrzeć i wspólnie rozwiązać problem. Może się okazać, że ma kłopoty w domu albo wśród rówieśników – zauważa. Sama za swoich uczniów, zwłaszcza najtrudniejszych, modli się.

– Lubię ludzi – mówi s. Sozańska. – Złego zachowania na lekcji nie odbieram jak ataku na mnie, tylko na instytucję, którą reprezentuję, i na to, że jestem po drugiej stronie biurka. Gdy słyszę wulgaryzm, przypominam, że szanujemy się nawzajem i że mnie to obraża.

To zazwyczaj wystarcza. Choć parę razy miała ochotę wyjść ze skóry. – Ale to ja muszę okazać większą dojrzałość – dodaje siostra.

Wie, że powody niewłaściwego zachowania bywają różne. Kiedyś, jak rozpoczęła modlitwę, jeden chłopak nie zdjął czapki. Powiedziała: w naszym kręgu kulturowym mężczyźni modlą się bez nakrycia głowy. Wyszedł z klasy. – Spytałam go na korytarzu: „Co jest?” – opowiada. – „Jestem po chemii. Wstydzę się” – odparł. Przeprosiła.

Na lekcjach Andrzeja Hołdana, katechety z Katowic z niemal 30-letnim stażem (uczył już, kiedy katecheza odbywała się przy parafiach), uczniowie modlą się w różnych intencjach: za chorą mamę, za kłócących się rodziców. Pan Andrzej dołożył swoją intencję: za ciężko chorą siostrę. – Uczniowie odkryli, że też mam problemy i że zwracam się z nimi do Boga – opowiada. – Czasem trzeba pokazać, że nie jest się kimś ponad kłopotami.

Hołdan cieszy się, że religia wróciła do szkół. – Gdybyśmy, jak kiedyś, uczyli jej w kościelnych salkach, mielibyśmy mniej niż połowę uczniów – mówi. – Dziś docieramy prawie do wszystkich.

Już drugi rok szkolny stopnie z religii wliczane są do średniej ocen na świadectwie. Czy zmieniła się dyscyplina i zwiększyło zaangażowanie uczniów?

– Raczej nie – uważa Irena Wolska. Żali się na naciski (także innych nauczycieli), żeby stawiała uczniom dobre oceny z religii nawet, gdy na to nie zasługują. A rodzice szantażują, że wypiszą dziecko z religii, bo ocena psuje ich dzieciom średnią.

Tłumaczyła kiedyś uczniom, żeby mama i tata chodzili z nimi w niedzielę na Msze. – „Powiedz tej babie, żeby mi dała spokój” – Wolska przytacza reakcję jednego z ojców, którą jego syn powtórzył w klasie. – Jak mamy uczyć, skoro rodzice, nawet jeśli przyznają się do wiary, to przykazania traktują wybiórczo?

Ks. Lechów: – Katecheta nie da sobie rady tylko z chamstwem. Bo na chamstwo nie ma rady.

***

Wolska nie czuje się gorsza od innych nauczycieli. – Przeciwnie, czuję się uprzywilejowana, bo kształtuję tych ludzi – mówi. Pracy nie zamieniłaby na inną. Choć miałaby gdzie pójść: skończyła politechnikę.

Także Hołdan nie zmieniłby pracy. Do szkoły często przychodzą byli uczniowie. Pytają albo o wychowawcę, albo o katechetę. Niedawno dostał telefon od dawnego wychowanka. Pamiętał: to ten, który usiłował ustawić w szeregu Pana Boga i nauczyciela. Teraz poszli na kawę. Chłopak pokazał swoje wiersze.

Hołdan był zdumiony i poezją, i tym, że został zaproszony do lektury. – Przecież ten chłopak miał tylu nauczycieli – mówi nie bez dumy – a wiersze przyniósł katechecie!

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...