Spisek

Spiskowa teoria wszystkiego ma inne jeszcze dobre strony: jeśli w nią uwierzyć, pozwala zmniejszyć nieznośny lęk przed jutrem. Przyszłość, która zawsze była groźną niewiadomą, jest tutaj nie tylko nazwana, ale zanalizowana, a jedynie słuszne wnioski – wyciągnięte. Znak, 9(616)/2006




Bolszewizm, czyli duch sekty

Ale przecież spiski istnieją… Coraz to… i tak dalej, i tak dalej. Było, jest i będzie. Ale deformuje ludzi nie tylko wiara w spiskową teorię wszystkiego, lecz także udział w spisku. Nie ma nic za darmo. Pisali o tym sporo – każdy po swojemu – zarówno Conrad, jak i Dostojewski. W każdym społeczeństwie są osoby szlachetne i żarliwe, nieraz wyprzedzające swój czas i patrzące dalej niż zwykli ludzie, ale nieraz też maniacy, choć w swej manii jakoś niezwykli, którzy starają się dotrzeć ze swoimi ideami do społeczeństwa, przekonać je, wskazać nowe horyzonty, zawrócić ze złej drogi. Cóż z tego, kiedy „zjadacze chleba” – nie przerobieni jeszcze w aniołów – lekceważą swoich proroków i zapoznanych wodzów. Wtedy, skoro nie można skupić wokół siebie narodu, skupia się grupkę fanatycznie oddanych zwolenników i zawiązuje spisek.

Pisze o tym przenikliwie Roger Caillois w eseju O duchu sekt (w tomie Żywioł i Ład, tłum. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1973):

Wówczas najżarliwsi odwracają się od społeczeństwa, uciekając się do sekt. Sekty wzmacniają się i mnożą, tym liczniejsze i potężniejsze, im bardziej środowisko macierzyste – rozpraszając się i tracąc mir – okazuje się niezdolne do ostatecznego skaptowania sobie owych wielkodusznych jednostek. (...) Wtedy właśnie zaczynają się tworzyć związki mające na celu obalenie istniejącego porządku.

I nieco dalej:

Sekta od razu pozbawia jednostkę jej najelementarniejszych praw i gwarancji, jakimi ustawodawstwo chroniło ją przed zakusami państwa. Teraz do samej sekty należy dyktowanie praw i stosowanie ich.

Grupka sekciarska – owszem, złożona z osób żarliwych i pełnych wiary – tym bardziej utwierdza się w przekonaniu o swej racji, im bardziej świat zewnętrzny jest inny, a więc zepsuty lub wrogi, i im bardziej nie ma ochoty na zastosowanie ani nawet na samo wysłuchiwanie pouczeń sekciarzy. Taka grupka skazana jest na głęboki konflikt z otaczającym światem, którego jedynym dającym się przyjąć wytłumaczeniem jest spisek lub zdrada. Członkowie sekty boją się świata, nie są w stanie stawić mu czoła w otwartej dyspucie i spokój znajdują tylko w gronie myślących tak samo jak oni. Na końcu tej drogi jest już tylko przekonanie, że świat niewart jest naszego misjonarskiego trudu: skoro nie chce się dać przekonać, trzeba go podporządkować lub zniszczyć. Najbardziej kuszącą obietnicą sekty nie jest nawet przyszła władza nad światem, ale uwolnienie od doczesnego strachu: daje ona poczucie bezpieczeństwa, odbierając tylko wolność, która jest uciążliwa i ciągle stawia człowieka wobec nie dających się rozstrzygnąć dylematów.

Wiekopomną i godną zapamiętania częścią sławnej niegdyś książki Czesława Miłosza Zniewolony umysł jest jej motto, które autor przypisuje „staremu Żydowi z Podkarpacia”. Mówi oto ów starozakonny:

Jeśli ktoś ma 40 procent racji, to już nieźle. Jeśli ktoś ma 60 procent racji, to powinien Panu Bogu dziękować, że ma jej aż tak wiele. Ale jeśli ktoś powiada, że ma 100 procent racji, to jest on najgorszym szmondakiem i rabuśnikiem, trzeba się go wystrzegać i trzymać odeń z daleka!

Jest to inna definicja sekciarza. Albo inaczej: jest to najlepsza i najkrótsza definicja bolszewika – człowiek głęboko przekonany, że ma 100 procent racji i gotów oddać za to życie. Bolszewizm jest bowiem szczególnym przypadkiem sekty: nie każda sekta dąży do władzy, niektórym wystarczy, że mają przepis na zbawienie wieczne, ale bolszewizm jest przykładem, jak w sprzyjających warunkach sekta potrafi podporządkować sobie pół świata i ustanowić tam dyktaturę. Nie chodzi mi o bolszewizm Lenina, Trockiego, Dzierżyńskiego i coraz bardziej odchodzące (a niesłusznie!) w zapomnienie dzieje „imperium sovieticum”. Nie zawsze bolszewizm – tak w sowieckiej, jak w hitlerowskiej wersji – trafia na tak sprzyjające warunki, jakie dał mu świat po I wojnie światowej. Lenin w innych warunkach byłby sfrustrowanym przywódcą sekty, Stalin – kaukaskim bandytą, Hitler – atrakcją monachijskiej piwiarni lub pensjonariuszem domu wariatów. Bolszewizm jest bowiem wieczny, tak jak wieczna jest sekta i spisek: bolszewikiem jest ten, kto wierzy, że ma 100 procent racji i ze strachu przed myślącymi inaczej wdeptałby ich w ziemię. Także dzisiaj.

***


Jerzy Surdykowski - ur. 1939, pisarz, publicysta, obieżyświat, w latach 1980-1990 wiceprezes SDP, w latach 1990-1996 konsul generalny RP w Nowym Jorku, od 1999 do 2003 roku ambasador RP w Tajlandii, na Filipinach i w Unii Myanmar (Birma). W roku 2005 ukazała się jego powieść S.O.S, a ostatnio tom esejów filozoficznych Wołanie o sens (2006).
«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...