Leszek

Miał Leszek Kołakowski nieprawdopodobny dar wygłaszania całego wykładu Na dopiero co zadany temat. Każdy temat wywoływał u Niego głęboką refleksję, a Profesor wyjawiał ją bez opierania się na usystematyzowanych notatkach, luźnych kartkach bądź wcześniej przygotowanych punktach. Znak, 9/2009



Pobyt na Uniwersytecie zaowocował jeszcze jednym istotnym wydarzeniem. Zapytałem minister Barbarę Labudę o możliwość reaktywowania Leszka na stanowisku profesora na Uniwersytecie Warszawskim. Jej zdziwienie było ogromne. Jak to? – zareagowała. – To żadna z władz UW po 1989 roku na ten pomysł nie wpadła?

Dwa dni później Leszek kończył okrągłą rocznicę urodzin i nie było szans na nadanie biegu tej sprawie. Ale ona nie przycichła. Kilka dni później pani minister, z polecenia prezydenta Kwaśniewskiego, zapytała mnie telefonicznie, czy profesor Kołakowski przyjąłby Order Orła Białego. Natychmiast skontaktowałem się z Leszkiem, a ten przez swoją, znaną powszechnie, skromność zaczął się głośno zastanawiać, czy aby zasłużył sobie na tak wielkie wyróżnienie, że są przecież ludzie bardziej zasłużeni itd., itp. W końcu dał się przekonać. Resztę znamy.

Pod koniec 1988 roku opublikowałem esej (objętości jednego arkusza), którego początkowo nikt nie chciał drukować: List do przyjaciela emigranta. Myślą przewodnią tego tekstu było: „Wróć, tutaj wcale nie jest taka pustynia”. Czytelnicy w mig się zorientowali, że chodziło o Leszka Kołakowskiego. W tekście był jednoznacznie rozpoznawalny – na przykład po tym, że na oficjalnych pochodach Mistrz otoczony uczniami (niekoniecznie współpracownikami) zaczynał jakąś myśl, a każdy idący obok dopowiadał ciąg dalszy, aż opowiastka wracała do Leszka.

Ten zaś (już w domu) siadał za biurkiem i spisywał (rzecz jasna, w przybliżeniu) przebieg owego „spaceru” – tak powstały niektóre bajkowe teksty z królestwa Lailonii. Rozdzwoniły się telefony z całego kraju: Czy Kołakowski wraca? Czy jest dla Niego praca i która uczelnia jest na tyle odważna, by Go zatrudnić? Itd. itp.

I wspomnienie ostatnie, związane z Uniwersytetem Wrocławskim, w którym się habilitowałem i w którym przeszedłem całą procedurę tytułu profesorskiego (między innymi na podstawie recenzji Leszka Kołakowskiego). Władze tej uczelni zwróciły się do mnie z propozycją zrecenzowania doktoratu honoris causa mojego nauczyciela. Z jednej strony było to wyróżnienie, ale z drugiej… Jak mogłem taką recenzję napisać, przecież dorobek Kołakowskiego jest trudny do ogarnięcia, nie mówiąc już o jego recepcji.

Długo się trudziłem, a mottem była myśl już tu przeze mnie przywołana: „Racje w humanistyce są podzielone”, ze wszystkimi możliwymi wynikającymi z tego wnioskami. Zawarłem tam również inne spostrzeżenie. Otóż PT. Doktorant był tytanem pracy, dosłownie napisałem: „był pracoholikiem”, co potem Mistrz ze znaną sobie skromnością skwitował: „Moj przyjaciel, rzecz jasna, przesadził”. Dziękując wszystkim osobom, które miały swój udział w nadaniu Mu honorowego doktoratu, swoim zwyczajem powiedział: „Nie czytałem recenzji, ale sądząc z wyniku, były to recenzje jak należy – kumoterskie (sic!) i przyjacielskie”.

Jest faktem, i to w recenzji też się znalazło, że miał Leszek Kołakowski nieprawdopodobny dar wygłaszania całego wykładu na dopiero co zadany temat, niczym król Midas, który czego się dotknął, zamieniał w złoto. Podobnie było z profesorem Kołakowskim: każdy temat wywoływał u Niego głęboką refleksję, a wyjawiał ją bez opierania się na usystematyzowanych notatkach, luźnych kartkach bądź wcześniej przygotowanych punktach. To była zresztą Jego normalna praktyka. Na sali wykładowej chodził i bez kartek wygłaszał wspaniałe wykłady. Pomagała Mu w tym, wspomniana wyżej, fenomenalna wprost pamięć, zdolność ejdetycznego myślenia i niewiarygodna wprost zdolność syntetyzowania.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...