Pośród coraz bardziej olśniewających odkryć naukowych i technologicznych świat wydaje się smutny, pozbawiony nadziei i przerażony samotnością. Młodzi odczuwają brak wzorców i stałych punktów odniesienia. Także intelektualiści, mistrzowie myśli, zdają się mówić nie wiadomo o czym, a przede wszystkim – nie wiadomo, po co. Nowe Miasto, 2/2007
Pod koniec Drugiej Wojny Światowej była silna nadzieja na zbudowanie wreszcie świata piękniejszego i spokojniejszego, w konsekwencji twardej lekcji historii. Minęło 60 lat i dzisiaj zauważa się coraz większe rozczarowanie, niepokój i zagubienie. Zwłaszcza na naszym Zachodzie, bogatym i demokratycznym. Pośród coraz bardziej olśniewających odkryć naukowych i technologicznych świat wydaje się smutny, pozbawiony nadziei i przerażony samotnością. Tylko nieliczni młodzi odczuwają brak wzorców i stałych punktów odniesienia. Także intelektualiści, mistrzowie myśli, zdają się mówić nie wiadomo o czym (poza banałami), a przede wszystkim – nie wiadomo, po co.
Ktoś zatroskany opisuje ciemność, noc kultury. Należy to dokładniej zbadać. Możliwie z kimś, kto ma coś oryginalnego do powiedzenia, kto ma jakąś uzasadnioną nadzieję na nowy świt. Wybieram Giuseppe Marię Zanghìego, filozofa, odpowiedzialnego za naukę i działalność kulturalną Ruchu Focolari. Niedawno właśnie wyszła jego najnowsza książka „Tramonto della terra dell’Occidente” (Schyłek świata zachodniego). Jest ona kluczem do odczytania kulturowej przygody Europy. Autor jest optymistą, chciałbym więc poznać jego analizę współczesności... i przyszłości.
Na zdjęciu poniżej Giuseppe Maria Zanghi.Panie Profesorze, jak stawić czoła obecnemu kryzysowi europejskiej kultury?Jest to pytanie, jakie stale sobie stawiam, gdyż nie możemy udawać, że nic się nie stało: Zachód jest w głębokim kryzysie. Ostatnia książka André Glucksmanna, na przykład, mówi wprost o „trzeciej śmierci Boga”. Dlaczego, zastanawia się, w Europie istnieje kultura bez Boga?
Tylko w Europie?Z pewnością ateiści trafiają się też pośród hindusów czy muzułmanów, lecz są to jednostki, a nie cała kultura, określająca siebie jako ateistyczną. To jest produkt typowo europejski.
Czy zdarzyło się to już wcześniej w historii?Nie, nigdy. Właśnie to mnie natchnęło, aby szukać odpowiedzi, a wspomagała mnie w tym, muszę to powiedzieć, zarówno duchowość Ruchu Focolari, ofiarowująca mi Jezusa Opuszczonego, jak i kilka przepięknych wypowiedzi Jana Pawła II. Przy grobie św. Jana od Krzyża powiedział, że noce ciemne przeżywają nie tylko jednostki, ale i całe kultury. To mnie uderzyło. A następnie inny fragment Jego nauczania, dla mnie podstawowy, kiedy stwierdził, że nie powinniśmy myśleć o kryzysie Zachodu jako o czymś, co z zewnątrz wymaga od Kościoła wyjaśnienia. Przeciwnie, wymaga wyjaśnień wewnątrz, w Kościele, ponieważ ten kryzys Zachodu nie jest niczym innym, jak właśnie kryzysem relacji z Bogiem Jezusa Chrystusa.
Dlaczego akurat w Europie?Europa jako pierwsza w całym świecie musiała zmierzyć się z inkulturacją orędzia Chrystusowego. Jako jednostki wiemy, co czyni Jezus, kiedy przychodzi: przedstawia się łagodnie, prosząc o wejście, lecz wewnątrz zaraz rozpoczyna dzieło postępującej przemiany. Jak powiedział Paweł VI, „Duch Święty nicuje wszystkie nasze horyzonty”. Czyni to, nasze kategorie myślenia w określony sposób o Bogu zastępując innymi, odpowiednimi do myślenia o Bogu, którego objawia nam Jezus.
Czy nie jest to wpływ dotyczący tylko aspektu religijnego?Nie, aspektu kulturowego. Bóg Jezusa jest Trójcą i to stwarza nam tę wielką trudność. A gdzie Jezus definitywnie objawia nam Trójcę Bożą? Na krzyżu, kiedy przeżywa opuszczenie przez Ojca, na nowo się Jemu powierza i daje nam Ducha Świętego. Tam odkrywa tajemnicę Boga Miłości, Jednego w Trzech Osobach. To jest fundamentalne. Lecz jeśli Bóg jest Trójcą, nie mogę nadal myśleć o Jednym według Plotyna lub o Dobru według Platona, ani też o nieruchomej Sile Sprawczej – Arystotelesa. Muszę te rzeczy zmienić. Moim zdaniem, po pierwszym wstrząsającym odkryciu wszystko to wtrąciło kulturę Zachodu w prawdziwą i właściwą noc ciemną.
Noc ciemną, która jest procesem przenikania Boga w najgłębsze wnętrze stworzenia, aby uczynić je nowym.