Pośród coraz bardziej olśniewających odkryć naukowych i technologicznych świat wydaje się smutny, pozbawiony nadziei i przerażony samotnością. Młodzi odczuwają brak wzorców i stałych punktów odniesienia. Także intelektualiści, mistrzowie myśli, zdają się mówić nie wiadomo o czym, a przede wszystkim – nie wiadomo, po co. Nowe Miasto, 2/2007
Wydaje mi się, że to nie jest negatywna wersja kryzysu kultury europejskiej.
Nie, to coś całkowicie innego. Siergiej Bułgakow pytał się: - Czy ta ciemność, którą widzimy, nie jest może cieniem rzucanym przez Tego, który nadchodzi? Według mnie, co do tego, powinniśmy dokonać nawrócenia: zawsze odczytywaliśmy krzyż Chrystusa jako wydarzenie zbawcze, i to jest prawdziwe. Jako wydarzenie odkupicielskie, i także to jest prawdziwe. Ale czy nigdy nie odczytywaliśmy go jako wydarzenia kulturowego?
Jakże jednak rozumieć kulturę jako krzyż?
Przypomnijmy sobie, co pisze Paweł: Chrystus ukrzyżowany jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla Greków.
Właśnie tak...
Według mnie, Jezus na krzyżu uznał za zamknięte nie tylko Prawo, lecz także filozofię. Jednakże po to, by przywrócić je odmienione – w miłości.
Ale co w końcu uczynią: cała kultura zachodnia z jej racjonalizmem, a wschodnia z pojęciem niebytu?
Dla obydwu jest jeszcze do zrobienia ostatni krok. Zachód musi zrozumieć, że bycie, istnienie nie jest ostateczną przystanią myśli: gdy staję przed krzyżem, widzę, że Bóg uczynił się nicością, umarł. Jest to opuszczenie, a więc jest ono punktem ostatecznym. W jakiś sposób jest nie-byciem. Ale, uwaga, nie-bycie „z miłości” staje się miłością. Zmartwychwstanie to objawia.
A Wschód?
Wschód uprzywilejował niebyt, nie-bycie, został upojony transcendencją Boga i tak uratował się przed dryfowaniem w nihilizmie. Lecz owo nie-bycie zamknęło się w niewysłowieniu. Natomiast Ten, który uczynił się nie-byciem na krzyżu - zmartwychwstał i jako taki ofiarowuje mi się jako Słowo wypowiedziane. Zatem obie te kultury powinny uczynić pewien krok i mogą się też wzajemnie ubogacić swoimi tradycjami.
Czy możemy powiedzieć, że jesteśmy w momencie syntezy?
Tak, nowej syntezy.
Ale kto i jak powinien teraz poruszyć filozofa trzeciego tysiąclecia?
Dla mnie filozofem prawdziwym jest Chrystus, ale Chrystus pośrodku nas. Możemy zapewne być wielkimi i oryginalnymi myślicielami, ale nie tam zmierzamy. To, co wnosi duchowość jedności Chiary Lubich, na linii Ewangelii, jest czymś nowym. Na Zachodzie aż dotąd podmiotem tworzącym kulturę była jednostka, o różnych odcieniach, dlatego Grecja do wnętrza polis włączyła akademię lub liceum platońskie czy arystotelesowskie. Następnie podmiot ten został włączony do Kościoła, lecz zawsze jako jednostka. Potem zwolna uwalniał się i wyłoniła się indywidualność jako taka, powstała kultura współczesna. Krzyż wskazuje ci, że bycie, jeśli rzeczywiście jest miłością, nie jest. A kto nie jest, jeśli naprawdę nie jest z miłości, ten jest. Zatem katedrą jest krzyż, a filozofem jest Jezus Chrystus. Mistycy i doktorzy Kościoła zaczynali to pojmować. Zdążamy do pełnego zrozumienia tego.
On pośrodku wielu, powiedział Pan?
Dokładnie tak. Stąd podmiotem nie jest już zazdrosna o siebie jednostka na Zachodzie.
Czy jest nim jakiś rodzaj kolektywu?
Nie, ponieważ kolektyw nie czyni nic innego, jak mnożenie i powiększanie sprzeczności jednostek. Nowością nie jestem ja, nie jesteś ty, nie jest suma nas, lecz jest nią uobecnianie pomiędzy nami jakiejś „szczególności”, która jest zdolna zaakceptować indywidualności i wyrazić je jako jedno. Tym podmiotem jest Jezus żyjący pośrodku nas.
Ale jak ten sposób uprawiania filozofii funkcjonuje w praktyce?
Rodzi się z krzyża. My obaj możemy mieć między nami ten podmiot pod pewnym warunkiem. Zazwyczaj akt myślenia otwiera się na drugiego tylko dla informowania, lecz ostatecznie, jak rodzi się ze mnie, tak we mnie się kończy. Natomiast ten akt myślenia musi zagubić się, to znaczy: ja muszę starać się przerzucić siebie poza mnie, ku innemu, aż do myślenia w tobie. I vice versa.
To może być ryzykowne.
Oczywiście, jeśli ja wychodzę z siebie, aby myśleć w tobie, istnieje ryzyko, że sprawa tu się skończy. Stąd tak jest ważne, co ja myślę w samym sobie. Jeśli jednak rzecz jest wzajemna, nie spotykamy się we mnie czy w tobie, lecz w wymiarze, który nas przyjmuje, a którym jest osoba Chrystusa. Dlatego nie boję się powiedzieć, że podmiotem kulturowym, jakiego dziś ludzkość poszukuje, jest osoba Chrystusa, który daje siebie w komunii swoich członków. Winorośl i latorośle. My jesteśmy latoroślami, indywiduami, natomiast winoroślą, osobą niosącą jest Chrystus.