Adaś

Urodził się jako nasz czwarty syn, był dzieckiem upragnionym i oczekiwanym. Nic wcześniej nie zapowiadało, że może urodzić się tak ciężko chory. Gdy przychodził na świat, w latach 50., w Polsce nie zajmowano się powszechnie konfliktem serologicznym, a taki właśnie wystąpił w naszym przypadku. List, 9/2009



majsterkowicz

Dziś Adam ma 56 lat, samodzielnie je, chodzi, jeździ na rowerze. Bardzo lubi spacery. Cieszy się pięknem świata. Kiedy się z nim idzie, pokazuje: tu jest kwitnące drzewo, tam jest las. W górach rozkoszuje się przestrzenią. Zawsze bardzo dużo z nim chodziliśmy i podróżowaliśmy. To go rozwijało, nie tylko fizycznie, pobudzało także jego inteligencję. Kilka lat temu wszedł nawet samodzielnie na wieżę Eiffla. Adam słabo widzi, bo ma zbieżne pole widzenia. Nie dało się uratować jego wzroku. Cierpi również na krwawe biegunki, które sprawiają mu ogromny ból. Prawdopodobnie lekarstwa zażywane w dzieciństwie zniszczyły mu jelita.

Nie mówi, ale mam z nim świetny kontakt. Obcowanie z takim człowiekiem uczy odczytywania jego potrzeb. Kiedyś na przykład, gdy listonosz przyniósł jego rentę, Adaś pokazał mi, że ma dziurawe spodnie. W ten sposób dał mi do zrozumienia, że potrzebuje nowych. Ale nie myśli tylko o sobie. Innym razem, gdy zobaczył, że są pieniądze, kilkakrotnie podnosił do góry kosmyki moich włosów, żeby mi pokazać, że powinnam iść do fryzjera. Gdy ogląda telewizję, zawsze przyprowadza mnie na prognozę pogody, bo wie, że mnie ona interesuje.

Uwielbia majsterkować. Kiedy jeszcze był dzieckiem i chodził ze mną na moich stopach, zawsze zatrzymywał się na widok jakiegoś kręcącego się mechanizmu, np. maszynki do mielenia mięsa. Teraz na swoim biurku ma skrzynkę z narzędziami, lubi na przykład wkręcać śrubki.

Adam jest człowiekiem bardzo spokojnym, dobrym, serdecznym i opiekuńczym. Zawsze wstaje z uśmiechem. Kiedy jest w wyjątkowo dobrym humorze, staje na moje stopy tak jak wtedy, gdy był dzieckiem. Czasem, gdy chce się przytulić, a mam dużo zajęć i mówię mu: „Adaśku, nie mam czasu", on bierze mój szlafrok i całuje go. Wszystko wtedy zostawiam i mocno go przytulam.

fundacja

Intensywna rehabilitacja syna trwała osiem lat. Przez ten czas nie pracowałam, a na nasze utrzymanie i drogie lekarstwa dla syna zarabiał mąż. Potem wróciłam do pracy, ale większą część moich dochodów pochłaniało wynagrodzenie dla niani. Adam uczęszczał też do „szkoły życia", gdzie głęboko upośledzone dzieci uczą się podstawowych przydatnych na co dzień czynności.

Od wielu lat chodzi też do ośrodka dziennego na zajęcia i terapię. Poznał w tych miejscach swoich przyjaciół, a ja inne matki znajdujące się w podobnej sytuacji. Wspieramy się nawzajem, troszczymy się o siebie i pomagamy sobie. Wszystkie też odczuwamy upływający czas i coraz bardziej martwimy się o przyszłość naszych dorosłych synów i córek. Co z nimi będzie, kiedy nas zabraknie lub choroba uniemożliwi nam opiekę nad nimi?

Gdy przeszłam na emeryturę, rzuciłam hasło: „Zakładamy fundację!". Udało się. Założyłyśmy w Krakowie fundację imienia Matki Teresy z Kalkuty. Obecnie działają w niej dwadzieścia cztery osoby, kobiety w podeszłym wieku. Od dwunastu lat wspólnymi siłami budujemy dom dla naszych głęboko upośledzonych dzieci. To ma być dom opieki dożywotniej, bo właściwie skończył się już okres, gdy można było je leczyć. Teraz nasze pięćdziesięcio- czy sześćdziesięcioparoletnie dzieci wymagają już opieki ze względu na dolegliwości wynikające z wieku, a nie z wad wrodzonych.

O budowie tego domu zadecydowała potrzeba społeczna, ponieważ w Polsce opieka nad niepełnosprawnym człowiekiem czy nad jego rodzicem nie jest raczej przedmiotem zainteresowania państwa. Domów pomocy społecznej jest za mało, są przepełnione, w jednym pokoju mieszkają nawet trzy osoby. Jeśli trafiałam dzieci takie jak nasze, są przerażone - zamiast mamy i domu sami obcy ludzie, obce ściany.

One nie rozumieją, co się stało, zamykają się w sobie, a ich stan szybko się pogarsza. My tworzymy w pewnym sensie taką dużą rodzinę. Kiedy nas zabraknie, nasze dzieci nie trafią do obcego środowiska, ale zamieszkają wśród ludzi, których nie tylko dobrze znają, ale i lubią. Każde z nich będzie miało osobny pokoik. To ważne, bo każdy z tych ludzi ma inne objawy swojego stanu, które utrudniają życie drugiemu pensjonariuszowi.




«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...