Między wzniosłością a wykluczeniem

Znak 6/2010 Znak 6/2010

Podczas żałoby narodowej, kiedy tylko czułem, że media swoim nachalnym przesłaniem mnie zatruwają, rezygnowałem z nich. Zaś u tych moich pacjentów, którzy hipnotycznie zastygali w fotelu przed telewizorem, następował proces jakiejś wewnętrznej dewastacji.

 

Po emisji tego filmu rozgorzała w mediach dyskusja: większość wypowiadających się zdecydowanie go krytykowała; ciekawe jednak było usłyszeć, w jaki sposób bronią go zwolennicy. Otóż twierdzili oni, że zaletą tego filmu jest to, iż dopuszczono w nim do głosu część społeczeństwa, która do tej pory była z debaty publicznej wykluczona.

No cóż, gdyby uznać, że ośmieszanie jest rodzajem wykluczania, to część społeczeństwa rzeczywiście miała prawo poczuć się wykluczona. Ja sam, gdybym był zwolennikiem PiS-u, prawdopodobnie odczuwałbym pewien dyskomfort ze względu na sposób, w jaki przedstawiano braci Kaczyńskich: Lecha jako zabawnego, Jarosława – jako groźnego. Rzecz w tym, że jest to proces cyrkularny: i jeżeli Jarosław Kaczyński mówił na przykład: „My jesteśmy tu, gdzie wtedy, a oni tam, gdzie stało ZOMO”, to tę spiralę nakręcał. To mówiąc, jestem jednocześnie pewien, że przeciwnicy PO bez kłopotu wskażą na takie wypowiedzi polityków Platformy, które można by uznać za napędzające napięcie i agresję.

W czasie żałoby zobaczyliśmy inną, sympatyczną twarz prezydenta Kaczyńskiego. Jeszcze „przedwczoraj” niektóre (bo przecież nie wszystkie) media mówiły o nim jak najgorzej, od „wczoraj” zaś zaczęły go mitologizować, niemalże beatyfikować. Trudno się dziwić, że w tej sytuacji jedni oskarżyli owe media o hipokryzję, z kolei drudzy poczuli się intelektualnie „zgwałceni”, bo tragiczna śmierć prezydenta nie zmieniła ich negatywnej oceny jego dokonań.

Na temat jednej i tej samej osoby można prowadzić kilka rożnych narracji. Można na przykład powiedzieć, że ktoś jest uparty albo że ma silną wolę. Że jest skąpy albo gospodarny. Rzeczywiście zastanawiające było to, że w ostatnich tygodniach zaczęto prezydenta idealizować: nagle okazało się na przykład, że szybko podejmował decyzje, podczas gdy pamiętamy, jakie problemy mieli oczekujący na nominacje ambasadorowie… Możliwe, że niektórzy robili to (przykładali rękę do stworzenia mitu) z poczucia winy. Myślę jednak, że większą rolę odgrywała tu zasada, iż o zmarłym nie pisze się źle.

Mówi Pan o poczuciu winy. Niektórzy piszą w tym kontekście o „pętakach”, „łajdakach”…

O ludziach, którzy za podstawę opisu i rozumienia świata przyjmują podział na „łajdaków” i tych, przed którymi trzeba „paść na kolana”, myślę z niepokojem ale też ze współczuciem. Bo jeśli jest w nich aż taki poziom gniewu i potrzeby wykluczania innych, to musi im być strasznie źle na świecie.

Mówiliśmy już o teoriach spiskowych. Dyskusja na temat katastrofy wyniosła do poziomu opinii równorzędnych z opiniami czysto racjonalnymi również takie zdania, które – gdyby je analizować na chłodno – zostałyby uznane co najmniej za nielogiczne, a czasem po prostu – głupie. Jaka jest rola zabobonów w takiej sytuacji, jak Pan to ocenia z perspektywy terapeuty?

Kiedy nie ma innych wyjaśnień, jesteśmy skazani na zabobon. Im więcej we mnie złogów nienawiści, tym bardziej wrogą wymyślę wersję. Oczywiście, idealnymi obiektami nienawiści są w tym wypadku Rosjanie. Stąd te wszystkie skojarzenia, że to jest „drugi Katyń”. Spotkałem się nawet z takim oto „rozumowaniem”: katastrofa wydarzyła się 10.04.2010, a 10 plus 4 równa się 14, plus 20 to jest 34, a to plus 10 daje 44 – i wszystko jest jasne. A w dodatku 4 dodać 4 równa się 8, czyli nieskończoność. Kiedy rozmawiam z osobą tak myślącą, widzę na jej twarzy prawdziwą ulgę, że znalazła wreszcie wyjaśnienie i rozwiązanie. Bo nawet najbardziej absurdalny konstrukt myślowy pozwala nam dostrzec konieczny porządek. Można powiedzieć, że ludzki umysł cały czas pracuje po to, żeby mieć porządek. Jeśli go nie ma, pojawiają się psychozy. Nawet system urojeniowy w schizofrenii jest systemem opartym na fałszywych twierdzeniach, ale i tak jest on lepszy od lęku dezintegracyjnego, który poprzedza psychozę.

Jeśli owo dynamiczne przejście od lęku do urojeń potraktujemy jako metaforę sytuacji po tej katastrofie, otrzymamy wyjaśnienie sensu wszystkich teorii spiskowych i zabobonów. Swoją drogą, my chyba przeceniamy rozum, uważamy go za bardziej autonomiczny, niż jest w rzeczywistości. On tymczasem w znacznym stopniu stanowi funkcję emocji. Jest więc, moim zdaniem, czymś racjonalnym docenianie roli emocji w powstawaniu myśli.

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Pobieranie... Pobieranie...