Spotkanie z książkami Heschela to notatnik pełen zapisów z lektury. To także zgoda na to, że wiele zdań przeniknie serce i pozostanie w nim na zawsze
Takim wydarzeniem jest również szabat, który jest wiecznością zanurzoną w czasie. Ciekawie polemizuje Heschel z Arystotelesem, przedstawiając zasadność „świętego dnia”. Dla Stagiryty odpoczynek jest potrzebny, ponieważ nie możemy ciągle pracować. Dzień święty służy zatem odpoczynkowi, aby dalej pracować. Jego celem jest zebranie sił do dalszej pracy. W Biblii szabat jest ukoronowaniem tygodnia, wszystkie dni czekają na ten jeden dzień. Dzień święty nie służy odpoczynkowi przed dalszą pracą, a przeznaczony jest do życia i świętowania. To właśnie siódmy dzień pokazuje prawdziwe powołanie człowieka: przyjaciela Boga, Jego znawcy i kontemplatyka. Odpoczynek nie jest rozumiany jako coś negatywnego, czyli zaniechanie, powstrzymywanie się, sugerujące czynną postawę wzbraniania się przed czymś. „Co zostało stworzone w siódmym dniu? Cisza, pogoda, pokój i wytchnienie”.
Nieoczekiwana aktualność książki Heschela daje się zaobserwować, gdy pytam siebie: czy potrafię tak świętować? Czy mój szabat / moja niedziela nie jest raczej dniem, w którym nadrabiam zaległości w pracy (której jakby więcej i więcej), gdy realizuję projekty poboczne, na które nie mam w tygodniu czasu? Dzień święty jest dystansem wobec rzeczywistości mojego „małego wszechświata”. Dzieło rąk naszych najczęściej obraca się przeciwko nam samym, postęp techniki, zamiast dawać wolność, zniewala i pomnaża udręki, bo pożądamy więcej i więcej. Siódmy dzień ma smak siódmego nieba – pisze Heschel, a ja zastanawiam się, jak szybko tracę duchowy zmysł smaku.
Boga można spotkać jedynie w czasie, w wydarzeniu, a to się czyta: w życiu. Nie da się odłożyć znalezienia Boga na później, jak również nie inaczej doświadcza się Go, jak po prostu żyjąc. Oznacza to akceptację czasu. Czasu, którego paradoksalnie nie mam. Mogę go łapczywie zagarniać, jednak nie zapanuję nad nim, nie pomnożę go. Między innymi dlatego, że nie mam nad nim kontroli, że staję przed nim bezradny, jest on szansą na dostrzeżenie Boga.
„Czas jest jak pustynia. Odznacza się wielkością, ale nie pięknem. Jego dziwna, straszliwa siła zawsze budzi strach, ale rzadko kiedy rozwesela. I wtedy przybywamy do siódmego dnia, a Szabat obdarzony jest błogością, porywającą duszę, która szybuje w naszych myślach uzdrawiającym współodczuwaniem. Jest to dzień, w którym jedna godzina nie wyrzuca innej. Jest to dzień, który może uśmierzyć wszelki smutek”. Dzień siódmy, wpisany w naturalny rytm czasu, poprzez swoje uświęcenie staje się wybawieniem z opresji czasu. Poświęcając go Bogu, zawieszam ruch wskazówek zegara i jego uporczywe tykanie, aby wejść w wieczność. „Trzeba zostać onieśmielonym przez cud czasu, aby być gotowym przyjmować obecność wieczności w tej chwili; należy żyć i działać tak, jak gdyby los całego czasu zależał od pojedynczej chwili”. Doprawdy, to szabat jest dla człowieka – dla jego godności i dla jego rzeczywistego powołania.
Próbę opisu życia przed Bogiem podjął Heschel w książce „Pańska jest ziemia”. Co ciekawe, próżno szukać w niej gotowych odpowiedzi, konkretnych wskazówek, niemal brak w niej jakichkolwiek porad. Oczarowuje jednak czytelnika nie mniejszą siłą za pomocą rozległych duchowych pejzaży. Czasem jest to szkic o westchnieniu, czasem przejmująca scenka rodzajowa z czytania i studiowania Biblii przez woźnicę, innym razem czułe odczytanie pieczątki z książki znajdującej się w nowojorskiej bibliotece: „Stowarzyszenie drwali dla studiowania Miszny w Berdyczowie”. Opisując świat wewnętrzny i świat zewnętrzny – które Żydom w Europie Środkowo-Wschodniej udało się połączyć w jeden – czytelnik nie ma wrażenia, że autor opisuje rzeczywistość minioną.
Rzeczywiście, miasta Korzec, Karolin, Bracław, Lubawicz, Berdyczów nie będą już miały blasku świętych ksiąg. Mam jednak wrażenie, że przesłanie tej książki znajduje się między innymi w takich słowach, jak te: „Cywilizacja całkowicie poświęcona temu, co użyteczne, w gruncie rzeczy nie różni się od barbarzyństwa. Świat podtrzymywany jest przez to, co poza światem”. To przekonanie rodzi świadomość, że świat nie jest pozostawiony sam sobie, nie jest bezpański. Że człowiek jest tu, gdzie jest, aby odczytywał znaki Pana Boga. Jak pisze Heschel: „Historia była dla nich tylko znakiem, rzeczy były jak palimpsesty, niebo jak styczna do okręgu całego ludzkiego doświadczenia. Byli pewni, że wszystko jest aluzją do czegoś transcendentnego, że to, co jest jasne dla rozumu, jest tylko cienką zewnętrzną warstwą nieujawnionego; często woleli zdobywać oparcie na brzegu otchłani nawet za cenę porzucenia trwałej podstawy tego, co powierzchowne”.
Jakie światło daje oparcie na brzegu otchłani? Zapewne podobne do światła świecy: tańczące, delikatne, przyjazne. Klimat tego ciemnego światła pozwalają odczuć nie tylko dwie niecodzienne książki, ale również towarzyszące słowom – i nie mniej wymowne – drzeworyty Ilyi Schora oraz tłumaczenie, zmarłego przedwcześnie rok temu, Henryka Halkowskiego.
Marcin Cielecki – ur. 1979. Poeta, autor zbioru wierszy Czas przycinania winnic. Publikował na łamach „Twórczości”, „Znaku”, WIĘZI, „W drodze”. Ostatnio opublikował książkępoetyckąOstatnie Królestwo. Pracuje nad zbiorem esejów „Miasto wewnętrzne”. Mieszka w Olsztynie z żoną i synem.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
O św. Stanisławie Kostce rozmawiają jezuiccy nowicjusze z Gdyni: Marcin, Szymon, Jakub i Mateusz
O kryzysie Kościoła mówi się dziś bardzo wiele, choć nie jest to w jego historii sytuacja nowa.