Tam cię potrzebują…

ks. Radosław Warenda SCJ

publikacja 17.11.2011 23:00

Czyściec nie jest pasywną poczekalnią. Jest stanem pełnym cierpienia duchowego, ognia niefizycznego, którego pośrednią przyczyną jest fakt pełnego poznania dobra i zła, swojej grzeszności i ogromu Miłości Boga, od której dusza czasowo jest odłączona.

Czas serca 115/6/2011 Czas serca 115/6/2011

 

Podwarszawski Skolimów, sierpień 1925 roku. Świeżo upieczona postulantka Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia zostaje wysłana właśnie tutaj na wakacje wraz z dwiema innymi siostrami. Powód? Pogorszenie stanu zdrowia spowodowane najprawdopodobniej silnymi przeżyciami duchowymi i zmienionym trybem życia. W czasie snu doświadcza wizji Anioła Stróża, który prowadzi ją do mglistego miejsca pełnego ognia i cierpiących dusz. Płomienie nie dotykają jej. Zresztą nie one są największym utrapieniem owych dusz, lecz tęsknota za Bogiem.

To nie jedyna wizja dotycząca czyśćca, której doświadczyła siostra Kowalska, najpierw jako Helena, później jako siostra Faustyna. Ostatnie strony trzeciego zeszytu rękopisu Dzienniczka zawierają słowa, które usłyszała od Jezusa, dotyczące dusz czyśćcowych: „Dziś sprowadź Mi dusze, które są w więzieniu czyśćcowym i zanurz je w przepaści miłosierdzia Mojego, niechaj strumienie krwi Mojej ochłodzą ich upalenie. Wszystkie te dusze są bardzo przeze Mnie umiłowane, odpłacają się Mojej sprawiedliwości; w twojej mocy jest im przynieść ulgę. Bierz ze skarbca Mojego Kościoła wszystkie odpusty i ofiaruj za nie… O, gdybyś znała ich mękę, ustawicznie byś ofiarowała za nie jałmużnę ducha i spłacała ich długi Mojej sprawiedliwości” (Dz. 1226). Skąd u niewykształconej uniwersytecko w dziedzinie teologii zakonnicy wizje czyśćca i pozostałych rzeczy ostatecznych dokładnie zgodne z nauką Kościoła?

pomiędzy sprawiedliwością a miłosierdziem

Aby poznać ideę czyśćca, trzeba jeszcze zrozumieć dwa inne pojęcia: niebo i grzech. Już będąc dziećmi z łatwością jednym palcem, obojętnie której ręki, potrafiliśmy pokazać niebo. O, tam, w górze. Tam jest Pan Bóg, aniołowie i pewnie niedawno zmarła babcia. Lecz owo „tam” znaczy bardziej stan życia wspólnego, w komunii, niż miejsce. Niebo to stan wiecznej szczęśliwości, pełnej radości. Z czego? Z oglądania Boga, z możliwości przebywania w Jego towarzystwie. Co ciekawsze, nigdy się to człowiekowi nie znudzi, bo On jest pełnią, Miłością. Niebo jest więc spełnieniem tego, czego pragniemy już teraz: życia szczęśliwego w miłości. I choć tutaj owa miłość przybiera formy nie zawsze pełne, a nigdy doskonałe, to Miłość tam jest spełnieniem tego, co nawet nam się nie śniło.

Drugim pojęciem, bez którego czyściec pozostanie mglistą ideą, jest grzech. Popełniając go, wpadamy w tarapaty; takie, w jakie wpadł mój szkolny kolega kopiący piłkę. Wystarczył dobry strzał, by ta przeleciała przez garaże. Skąd mógł wiedzieć, że za garażem sąsiad myje samochód? Rozbita przednia szyba rozsierdziła właściciela, więc na ucieczkę nie było szans. W sumie kwestia winy była sprawą klarowną. Problem kary – wydane pieniądze z kieszeni rodziców, by naprawić szkodę – również. Podobnie jest z grzechem: jesteśmy winni popełnienia konkretnego zła i zasługujemy na karę. Winę odpuszcza nam Bóg w sakramencie pojednania. Kara, zwana doczesną, zostaje. Wyjścia są dwa: albo „odpracuję”, „odkupię” kary za życia, albo po śmierci będę musiał to „spłacić”. Kategorie „odpracować”, „odkupić”, „płacić” są oczywiście próbą analogii i nie pasują w 100% do rzeczywistości. Szczęśliwszymi pojęciami będą tutaj sprawiedliwość i miłość.

Bóg tak umiłował to, co stworzył, że nie chce, by zostało to zniszczone (potępione, czyli oddzielone od Niego), pragnie dla człowieka szczęśliwej wieczności. Wieczności pełnej Niego samego. Oczywiście do takiego stanu szczęśliwości trzeba dojrzeć. Czyściec jest właśnie stanem dojrzewania do wieczności, po przejściu którego mamy stać się zdolnymi do bycia partnerami w miłości wobec Boga. Czy można w nim nie dojrzeć? Nie. Czyściec jest jednokierunkową drogą, bo Boża Miłość chce wiecznej szczęśliwości dla człowieka. Natomiast Boża sprawiedliwość wymaga „naprawy” popełnionych błędów ze strony człowieka, przede wszystkim dla samego człowieka, by ten stał się dojrzałym w swoim pragnieniu Miłości.

gdzie jest wejście, a gdzie wyjście

Czy muszę do czyśćca trafić? Jak go uniknąć? Jak z niego wyjść? Co się tam dzieje? Teologia katolicka wskazuje, że w momencie śmierci człowieka kończy się możliwość zasługiwania. Mówiąc prościej, nie da się już zgrzeszyć, ale nie można też czynić dobra. Ostatnią decyzję o chęci bycia z Bogiem, bądź odwrotną, może człowiek podjąć w chwili umierania. Potem czeka nas sąd, nazywany teologicznie sądem jednostkowym, szczegółowym. Nie ma to nic wspólnego z wymiarem sprawiedliwości jakiegokolwiek państwa. Nie ma tam adwokatów, świadków, wyciągania na jaw kompromitujących faktów, ułaskawień… Sąd szczegółowy to akt pełnej samoświadomości duszy człowieka o jego zakończonym właśnie życiu. Mówiąc inaczej, to chwila, w której dusza ludzka dzięki łasce Boga poznaje samą siebie taką, jaką była za ziemskiego życia, bez spoglądania na siebie przez różowe okulary. Nie jest to jedynie moment upokorzenia za popełnione życiowe błędy, ale chwila poznania ogromu Miłości Boga. I to właśnie boli najbardziej – świadomość odrzuconego niegdyś skarbu. Nie ma odwołań, składania apelacji do wyższej instancji. Dusza, która pragnęła być za życia ziemskiego z Bogiem, a w momencie śmierci cielesnej była w stanie łaski uświęcającej (czyli bez grzechu – wina została odpuszczona), ale z karami za grzechy, za które nie zadośćuczyniła, zostaje wprowadzona w stan oczyszczenia. Podobnie dzieje się z tymi, którzy umarli w grzechu lekkim.

Czyściec nie jest pasywną poczekalnią. Jest stanem pełnym cierpienia duchowego, ognia niefizycznego, którego pośrednią przyczyną jest fakt pełnego poznania dobra i zła, swojej grzeszności i ogromu Miłości Boga, od której dusza czasowo jest odłączona. To męka oderwania, która ma charakter nie tyle zemsty i odwetu, co stanu leczniczego. I co najważniejsze, nie jest nieskończona, podobnie jak sam czyściec. Ostatecznie, czyli po ponownym przyjściu Jezusa na ziemię – paruzji, pozostaną dwa stany: szczęścia – nieba i jego braku – piekła. Czyściec ma tylko jedne drzwi wyjściowe – do stanu nieba.

Mówiąc o czyśćcu, podobnie jak o niebie i piekle, trzeba być ostrożnym, by nie używać pojęć związanych z kategoriami czasoprzestrzennymi. O sprawach ostatecznych nie da się powiedzieć w sposób dziecięcy: niebo jest tam, u góry, a piekło pod ziemią. Podobnie nie można stwierdzić, że przebywanie w czyśćcu będzie wprost proporcjonalne do ilości grzechów minus ilość odbytych spowiedzi. Bóg nie ma ani zegarka, ani kalkulatora.

skąd to wiadomo?

Idea czyśćca nie jest zbyt wyraźnie zarysowana w Biblii. Bardziej została odkryta przez Tradycję, czyli jest wynikiem żywej wiary Kościoła Chrystusowego, którego nieustannie wspiera Duch Święty. Pierwsze pojęcia czyśćca, takie jak: katharterion, purgatorium, pojawiają się w IX wieku, a na powszechności zyskują dopiero dwa wieki później. Choć oczywiście idea taka występuje u ojców Kościoła, którzy wspominają o takim stanie bytowania dusz, gdzie doznają one oczyszczenia. Pismo Święte daje nam jednak pewne podstawy. W Starym Testamencie Juda Machabejski każe złożyć ofiarę ok. dwóch tysięcy drachm za zabitych i wysłać ją do Jerozolimy. Ów zabici dokonali bowiem w Jamnii rabunku przedmiotów, które były poświęcone bóstwom, a czego Prawo Żydom zabraniało. Juda świadomy zmartwychwstania i drugiej, pozaziemskiej części życia, próbuje złożyć ofiarę za grzech, naprawiając w ten sposób zło. Biblijny autor chwali Judę nie tyle za ową ofiarę, która miała rekompensować kradzież, ile za to, że wraz z nią Juda wierzy w zmartwychwstanie (2 Mch 12,38-45). Również Jezus mówiąc o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, stwierdza, że „Jeśli ktoś powie słowo (…) przeciwko Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,32). Zatem dopuszcza moment, ów „przyszły wiek”, w którym zadośćuczynienie za dokonane zło będzie jeszcze możliwe.

tam cię potrzebują

Wraz ze śmiercią bliskiej osoby nie kończy się nasza łączność z jej duszą. Świat duchowy ma możliwość oddziaływania na nas, podobnie jak my możemy pomagać duszom, które są przy nadziei nieba. W jaki sposób? Poprzez modlitwę, a szczególnie przez zyskiwanie za nich odpustów zupełnych, przez posty, ofiarowane w ich intencji gesty dobroci, a przede wszystkim przez sprawowanie Eucharystii i ofiarowywanie za nich przyjmowanej Komunii Świętej. Jeśli i Hiob za żyjących synów i córki składał Bogu ofiarę za ewentualne ich grzechy po zapewne hucznych ucztach (Hi 1,4-5), to wołanie Jezusa do Siostry Faustyny brzmi jeszcze silniejszym tonem: „Wstępuj często do czyśćca, bo tam cię potrzebują” (Dz. 1738).

ks. Radosław Warenda SCJ (Kraków)


 

TAGI: