Spojrzenie na Maryję

Ks. Wojciech Gajewski

publikacja 31.01.2012 22:42

Czy Miriam, pokorna służebnica Pańska, mogła przypuszczać, że swoją postawą w przyjęciu Słowa stanie się wzorem dla chrześcijan? Na Jej przykładzie widzimy, że dla Boga liczy się pokora, słuchanie z wiarą i posłuszeństwo. Bóg stroni od świata naszej polityki, ale nie stroni od ludzi.

Rycerz Niepokalanej 1/2012 Rycerz Niepokalanej 1/2012

 

 
Pół roku po spotkaniu z Zachariaszem w jerozolimskiej świątyni anioł Gabriel przyszedł do młodej Miriam, narzeczonej Józefa, kuzynki Zachariasza i Elżbiety. W relacji z tego spotkania ważne jest wszystko: zarówno to, że Panna pocznie i porodzi - aby spełniło się proroctwo Izajasza, jak i fakt Jej zaślubin z mężem z domu Dawida - aby ziściła się obietnica dana królowi Izraela o wiecznym panowaniu jego dynastii. Ważne są słowa o cudownym poczęciu: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię, aby Nowonarodzony mógł być Pośrednikiem między niebem i ziemią, szczególnie zaś to, że Narodzony z Dziewicy będzie nazwany Synem Bożym, aby mogło się zrealizować marzenie o Emmanuelu, Bogu mieszkającym z ludźmi.
 
Reakcja Miriam na zwiastowanie jest zadziwiająco dojrzała. Nie domaga się znaków, jak Zachariasz czy Gedeon, nie próbuje uniknąć ciężaru służby, jak Eliasz czy Mojżesz, nie wymawia się zbyt młodym wiekiem, jak Jeremiasz. A przecież anielskie zwiastowanie stawia Ją w wyjątkowo trudnej sytuacji. Brzemienna dziewica: czy ktoś uwierzy w taki cud? Do dziś budzi to niedowierzanie i nawet od nas domaga się wiary, czego wyrazem jest artykuł Składu Apostolskiego: "Wierzę w Jezusa Chrystusa, który narodził się z Maryi Panny". Mogła liczyć się z dotkliwymi konsekwencjami, z posądzeniem o cudzołóstwo włącznie.
 
Przyzwolenie na działanie Słowa niosło za sobą komplikacje rodzinne i osobiste. Nie mogła przewidzieć, jak zareagują najbliżsi. Mimo to w jednej chwili zgodziła się zmienić własne plany, aby Bóg mógł zrealizować swoje. Elżbieta powie Jej: "Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana". Pokora i ufność Miriam stawiają Ją w szeregu wielkich "niewolnic Jahwe". Wiarą przewyższa Sarę, Rachelę i Leę, wielkie patriarchinie Izraela, ideały żydowskiej pobożności. Miriam nie uśmiecha się z niedowierzaniem na wieść, że ma urodzić syna, będąc dziewicą, tak jak śmiała się Sara, gdy anioł zapowiedział, że w wieku 90 lat zostanie matką. Z głęboką wiarą wychodzi na spotkanie Słowa. Słucha i rozważa, pomna na słowa pierwszego przykazania: "Słuchaj, Izraelu..." Jej odpowiedź wyraża ideał służebnicy: "Niech mi się stanie według słowa twego".
 
Gdy wyruszyła do Judei, była już pełna Ducha Świętego. Jej "chrzest w Duchu" dokonał się w ciszy nazaretańskiego domu, co potwierdzają słowa anioła: "Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię". Duch działa od dnia stworzenia, zawsze jednak w cieniu Ojca i Syna. W czasie wędrówki Izraela po pustyni, jako obłok, okrywał Arkę Przymierza, w której znajdowało się Słowo Wszechmogącego. Teraz Duch spoczął na Miriam. W dniu Zielonych Świąt ten sam Duch osłonił Kościół i od dwóch tysięcy lat nie przestaje go osłaniać, będąc jednocześnie zasadą nowego życia wierzących. Matka Pana jawi się jako typ i pierwowzór Kościoła, zgromadzenia pierworodnych. Jako pierwsza miała przywilej przyjąć Jezusa do swojego serca. Chrystus stał się Jej osobistym Zbawicielem, a Ona wyśpiewała swój wielki Magnificat.
 
Zaraz po zwiastowaniu udała się śpiesznie do domu Zachariasza, do Ain-Karim, miasta odległego o 10 km na zachód od Jerozolimy. Podróż brzemiennej Miriam uzmysławia nam istnienie wewnętrznej, duchowej potrzeby bycia z tymi, którzy dzielą z nami radość wiary. Jest to naturalny odruch wierzącego serca. Nie zmienia postaci rzeczy, że Miriam została w pewnym sensie zmotywowana do tego przez anioła. Wskazując na błogosławiony stan Elżbiety, zachęcił Ją, aby na własne oczy przekonała się o wielkich dziełach Pana. Idąc, mogła dzielić radość z kuzynką i ugruntować swoją wiarę. Po to istnieje Kościół. Jest miejscem, w którym możemy budować wiarę, wzajemnie się zachęcać, czerpać wzorce, dzielić radość i przekonywać o działaniu Boga.
 
Łukasz wyeksponował Jej pokorę i prostotę. Mimo że jest Tą jedyną, którą Bóg wybrał na Matkę dla swojego Syna, nie znajdziemy w Niej pychy ani wyniosłości. Wady te często dostrzegamy wśród innych sług Słowa. Obdarzeni większą łaską, a może po prostu charyzmatem, uważają się za lepszych od reszty Ludu Bożego. Pokora wciąż pozostaje towarem deficytowym, nawet w Kościele. Wiąże się z uniżeniem, rezygnacją z przysługujących praw i przywilejów. Łatwość, z jaką popadamy w poczucie wyższości z tytułu jakiegoś charyzmatu, urzędu, pozycji społecznej czy władzy, bywa porażająca. Natura chrześcijanina zna jednak i rozumie konieczność dystansu wobec siebie samego, rozdzielenia naszych naturalnych talentów i pracy od niezasłużonego daru łaski Bożej. W otaczającym nas świecie mniejsi są zmuszani usługiwać większym. W królestwie Bożym ten porządek jest odwrócony. Kto chce być pierwszy, musi stać się sługą. W świecie i w naszej starej naturze są to rzeczy nie do pomyślenia. Wzór sługi odnajdujemy w pierwszej kolejności w Jezusie Chrystusie, który przyszedł nie po to, aby Mu służono, lecz aby służyć i oddać życie. Usługiwanie może mieć bardzo różną postać. Zawsze jednak pierwszym i podstawowym znakiem gotowości do służby jest obecność. To z niej wypływa chęć dzielenia się, możliwość okazywania pomocy i składania świadectwa. Miriam, wyruszając na spotkanie z Elżbietą, podejmuje inicjatywę. Otoczona łaską i obdarzona szczególnym charyzmatem, okazuje pokorę i chęć uczestnictwa w radości swojej krewnej. Odnajdujemy w tym istotny wzór do naśladowania. Wyjście ku innym jest tym, do czego Bóg powołuje, choć wymaga to wysiłku i gotowości do przekraczania swoich słabości.
 
Posłuszna głosowi Bożemu Miriam poszła drogą wiodącą z Galilei do Jerozolimy. Szła ze swoim Panem. Autor trzeciej Ewangelii nie wspomina nic o trudach wyprawy. Nic też nie mówi o niebezpieczeństwach panujących na ówczesnych drogach, o podróży, która musiała trwać kilka dni (może nawet tydzień), a przecież w drogę wyruszyła młoda dziewczyna, i to w pierwszych tygodniach ciąży. To wszystko schodzi na dalszy plan i nie jest ważne w kontekście radości, która stała się udziałem Miriam. Radość dzielenia się i chęć uczestniczenia w Bożych dziełach to sedno ewangelizacji. Głoszenie Ewangelii może odbywać się na wiele różnych sposobów. Głoszenie Chrystusa nie może być ograniczone do grupy duchownych i "duchowych". Ewangelizacja nie zaczyna się w chwili głoszenia. Jej początek to osobiste słuchanie i przyjęcie słowa. Niosąc innym Chrystusa, nie możemy zapomnieć, że pierwszym Jego odbiorcą nie jest ktoś drugi, ale ja sam. Zanim skutecznie przekażę Go innym, muszę pozwolić, aby najpierw mnie wprowadził na właściwe ścieżki, abym mógł wkroczyć w ślady Pana. Skuteczne świadczenie to spójność między moimi słowami a czynami. Czyny to pewien rodzaj słów. Przemawiają one często lepiej niż setki kazań i świadectw. Jezus wielokrotnie wzywał swoich naśladowców, aby przekroczyli granice słownych deklaracji i wyruszyli w drogę: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje Mnie". W pierwszym Kościele chrześcijanie nazywali siebie "uczniami (zwolennikami) Drogi (Pańskiej)". Być może jest to aluzja do żydowskiej tradycji nazywania poszczególnych szkół w judaizmie "drogami". Dla chrześcijanina sformułowanie to ma jednak głębszy sens. Drogą nie tyle jest ta czy inna nauka, ale sam Chrystus. Kościół jest wierny Panu, gdy podąża za Nim, gdy jest w drodze. Tak właśnie zaczyna się wielki nakaz misyjny: "Idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody". Nie jest to więc nakaz skierowany do misjonarzy, ale zachęta dla wszystkich uczniów Chrystusa. Gdziekolwiek się udadzą, mają głosić Dobrą Nowinę.
 
Czy Miriam, pokorna służebnica Pańska, mogła przypuszczać, że swoją postawą w przyjęciu Słowa stanie się wzorem dla chrześcijan? Na Jej przykładzie widzimy, że dla Boga liczy się pokora, słuchanie z wiarą i posłuszeństwo. Bóg stroni od świata naszej polityki, ale nie stroni od ludzi. Spotkanie dwóch oczekujących matek, dwóch wielkich postaci Biblii, jest dla nas nie tylko lekcją wielkiej miłości Boga do człowieka, ale także doskonałą wskazówką dla realizowania powołania, z którym zostawił nas Pan. Otrzymaliśmy wzory zachowań, konkretne wskazówki. Obyśmy tylko umieli je wykorzystać w naszej codziennej drodze za Chrystusem. Niech Boże Słowo trwa w nas, a my wzorem Matki Pana zachowujmy wszystkie te słowa w sercu swoim.
 
Ks. Wojciech Gajewski, doktor nauk historycznych, badacz pierwszych wieków chrześcijaństwa, pracownik naukowy Wydziału Filologiczno-Historycznego Uniwersytetu Gdańskiego, pastor zboru zielonoświątkowego we Fromborku.
 
 
TAGI: