Dla wojska: spocznij!

Wiesława Lewandowska

publikacja 14.02.2012 23:08

Geopolityka to dziś nie tylko domena wielkich mocarstw, a państwa niebędące superpotęgami, takie jak Polska, nie muszą być wyłącznie przedmiotem geopolityki mocarstwowej...

Niedziela 7/2012 Niedziela 7/2012

 

Bezpieczeństwo militarne Polski na początku XXI wieku” było tematem konferencji zorganizowanej w grudniu ubiegłego roku przez Ruch Społeczny „Polska w Potrzebie”. Rozważano sprawy, o których w Polsce mówi się mało lub wcale się nie mówi, gdyż uważa się je za niepoprawne. Niepoprawni specjaliści wojskowi, czyli naukowcy i oficerowie funkcjonujący poza armią (odeszli z racji odmiennych poglądów), poddali krytyce wybrane aspekty bezpieczeństwa militarnego RP w kontekście zmieniającej się sytuacji geopolitycznej Polski w Europie.

Renesans geopolityki

Na skutek zawłaszczenia i skompromitowania tego pojęcia przez narodowych socjalistów Hitlera i Stalina, po II wojnie światowej geopolityka jako dyscyplina straciła na znaczeniu, jednak po latach okazało się, że dociekania związków geografii z polityką są na tyle istotne, iż nie można nie uwzględniać analiz geopolitycznych. W rezultacie nastąpił renesans myśli geopolitycznej w różnych rejonach, dzisiaj geopolityka jest dyscypliną uprawianą również w Polsce.

Pytanie: Co wynika z tych związków geografii i polityki i jest ważne z punktu widzenia naszego kraju?

Geopolityka to dziś nie tylko domena wielkich mocarstw, a państwa niebędące superpotęgami, takie jak Polska, nie muszą być wyłącznie przedmiotem geopolityki mocarstwowej... Jak twierdzi prof. Romuald Szeremietiew – były minister obrony narodowej – biorąc pod uwagę obecny potencjał, Polska może i powinna odgrywać rolę podmiotową, zwłaszcza że w dziejach już taką rolę pełniła, bywała w przeszłości czynnikiem politycznie decydującym, a nawet rozstrzygającym... Dziś bardziej chodzi o to, żeby rozważając uwarunkowania geopolityczne, umiała je wykorzystać w obronie własnych interesów, a przede wszystkim w organizowaniu obronności dla bezpieczeństwa kraju.

Zdaniem niezależnych ekspertów, Polska potrzebuje pilnie rzetelnych analiz geopolitycznych, które pokazywałyby ośrodkom decydującym, a także narodowi, powstające zagrożenia zewnętrzne. Polska nie pełni dawnej funkcji przedmurza chrześcijańskiej Europy, jak wówczas, gdy była potęgą (czasy Pierwszej Rzeczypospolitej), ale nie może też stanowić rodzaju „przepierzenia” między Niemcami a Rosją jak w 1939 r. – teraz między euroazjatycką Rosją a dominującymi w Europie Niemcami. Zmiany w polityce światowej zaprzeczają temu, co w latach 90. twierdziło wielu analityków: jakoby w czasach „globalizmu” wszelkie rozważania geopolityczne straciły aktualność i pojawiła się optymistyczna teza o „końcu historii”, bowiem świat przyjął liberalną gospodarkę wolnorynkową oraz demokrację parlamentarną...

Polskie elity poczuły się zwolnione z obowiązku geopolitycznego myślenia z chwilą wstąpienia Polski do NATO i UE. Mało tego, zapanowały w RP postępująca bezmyślność i beztroska – niezbyt roztropne zdanie się wyłącznie na pomoc silnych sojuszników (z NATO oczywiście). Tymczasem w Rosji geopolityka zastąpiła marksizm i stała się nową ideologią. Obserwatorzy rosyjskiej polityki twierdzą nawet, że ten geopolityczny wymiar dążeń władz Federacji Rosyjskiej nabrał – z polskiego punktu widzenia i przyszłości świata – złowieszczego znaczenia. Te wielkomocarstwowe aspiracje przywódców są w dodatku podzielane przez większość rosyjskiego społeczeństwa, jak wynika z różnych badań – przez 50-80 proc. Rosjan.

Polski błogostan

Gdyby NATO zachowywało swą sprawność wojskową, a UE ocaliła spoistość i solidarność, to być może ten polski błogostan mógłby być uzasadniony. Dyskutujący podczas seminarium wojskowi specjaliści z dziedziny obronności (z racji swych poglądów obecnie poza Akademią Obrony Narodowej) podawali przykłady wielu zdarzeń i dziwnych zachowań władz Polski ignorujących bezpieczeństwo i obronność kraju.

Panuje zgoda co do tego, że najmocniejszym ostrzeżeniem, które kazało zwątpić w bezpieczeństwo Polski wynikające z sojuszniczych powiązań, była przeforsowana przez Rosję budowa rurociągu Nord Stream, za pełną zgodą i we współpracy z Niemcami, które wraz z Polską są w NATO i UE. Mimo nieśmiałych protestów Polski „rura” została położona. Warto przypomnieć opinię wygłoszoną wówczas przez Radosława Sikorskiego, że jest to współczesny pakt Ribbentrop-Mołotow. Interesy narodowe Polski zostały zlekceważone przez jej sojuszników. Dlatego powinniśmy być ostrożniejsi w ocenach, na ile możemy liczyć na poparcie NATO lub UE w razie kolejnych zagrożeń bezpieczeństwa Polski.

Na panewce spaliło także inne ważne założenie polskiej strategii obronnej – specjalne stosunki Polski z USA. Wygląda na to, że USA tracą ochotę na wpływanie na politykę światową w jej fragmencie europejskim, jakby abdykowały ze swego zaangażowania, np. na terenie Polski. Polska pozostaje więc osamotniona i w swym błogostanie jakby nie zauważała zmian w polityce europejskiej, np. tego, że Rosja ignorując instytucję UE, prze do nawiązywania dwustronnych kontaktów z wybranymi państwami członkowskimi Unii. Faktem już staje się współpraca wojskowa sojuszników Polski z NATO z Rosją. Rosja, mimo sprzeciwu USA, Gruzji i krajów bałtyckich, kupiła od Francji okręty wojenne typu Mistral, a w ubiegłym roku podpisała umowę na budowę ogromnej bazy szkoleniowej rosyjskich wojsk lądowych ze wspieraną przez niemieckie ministerstwo obrony firmą Rheinmetall. Nie tylko pesymistom nasuwać się więc musi skojarzenie ze współpracą wojskową Rosji i Niemiec przed II wojną... Prof. Romuald Szeremietiew zwraca uwagę na dziwne zjawiska, jakie zachodzą w polskim państwie, a zwłaszcza w części jego elit, tych najbardziej wpływowych. Jego zdaniem, doszło dziś do tego, że Polacy są straszeni odrodzeniem „polskiego nacjonalizmu” (straszy się nim całą Europę), a neguje się jakiekolwiek zagrożenia zewnętrzne, bo „wojny nie będzie”. – Czy przypadkiem nie jesteśmy już w trybach mechanizmu, który kiedyś doprowadził do podziału kraju nad Wisłą na trzy zabory? – pyta były minister obrony.

 

 

Myślenie ewentualnościowe

Trudno zaprzeczyć, że w minionym dwudziestoleciu myślenie polskich elit o bezpieczeństwie i obronności kraju sprowadzało się do planu: wejść do UE i NATO, a wtedy to one zatroszczą się o bezpieczeństwo Polski.

Pod koniec swojej kadencji minister obrony Bogdan Klich ogłosił wielki sukces, że wreszcie NATO przyjęło tzw. plany ewnentualnościowe dla Polski, czyli że w razie zagrożenia 4 polskie dywizje będą wsparte ewentualnie przez 5 dywizji NATO. Tę radosną informację podano w momencie, gdy już zapadła decyzja w MON o likwidacji jednej z tych 4 dywizji (warszawskiej)! Oznacza to brak myślenia o bezpieczeństwie narodowym nie tylko na poziomie geopolitycznym, ale i zwykłym operacyjnym – mówią „niepoprawni” wojskowi. Takie niemyślenie doprowadziło do tego, że nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć potrzeb obronnych Polski, do tego stopnia, że nie potrafimy nawet bezpiecznie przewieźć prezydenta, zwierzchnika Sił Zbrojnych, co pokazała katastrofa smoleńska... Katastrofa smoleńska, nie wnikając w szczegóły, świadczy o słabości Polski. Sposób zachowania władz Rosji, sposób zachowania polskiego rządu, sojuszników Polski, to czarny obraz bezpieczeństwa Polski – podkreślają niezależni eksperci wojskowi.

Ppłk rezerwy dr Grzegorz Kwaśniak, oceniając bezpieczeństwo militarne Rzeczypospolitej w 12 lat po wejściu do NATO, przywołuje książkę Józefa Mackiewicza sprzed prawie 70 lat: „Optymizm nie zastąpi nam Polski”, która opisuje postawę polskich elit emigracyjnych w czasie II wojny światowej, ich relacje oraz nadzieje wiązane z sojuszniczą Wielką Brytanią. Wskazuje na analogię między tamtymi złudnymi nadziejami a nadziejami, jakie dziś wiążemy z naszymi sojusznikami (NATO i UE). Jego zdaniem, trzeba jasno postawić pytanie: Czy Polska ma dziś jakiekolwiek samodzielne plany obronne? W mediach z rzadka pojawiają się na ten temat informacje. Najciekawsza ukazała się jesienią 2010 r., gdy ktoś oficjalnie przyznał się, że takich planów nie było przez 12 lat. Podobno jakieś ogólne plany zostały opracowane dopiero jesienią 2010 r. ...

Obowiązuje strategia bezpieczeństwa narodowego z 2007 r., która zakłada solidarność sojuszniczą w ramach NATO, udział w europejskiej polityce bezpieczeństwa oraz rozwój stosunków sojuszniczych dwustronnych z USA. Mamy też nowszą strategię obronności z 2009 r., która w pkt. 53 pociesza, że sojusznicze siły wzmocnienia, jeżeli zajdzie taka potrzeba, przyjdą na pomoc... Teoretycznie wszystko jest w porządku. Jednak, zdaniem dr. Kwaśniaka, niepokojące jest to, że polskie siły operacyjnie są w stanie bronić kraju zaledwie w 30 proc. (bardzo optymistycznie licząc – dodają niektórzy), sojusznicze siły wzmocnienia będą zatem musiały ewentualnie uzupełnić 70 proc. skuteczności obronnej... Cała klasa polityczna, elity polityczne i poprawne elity wojskowe zgadzają się z taką strategią i w zasadzie nikt jej oficjalnie nie kwestionuje. Śpią spokojnie, nie zważając zupełnie na to, że sytuacja geopolityczna i geostrategiczna Polski znacznie się pogorszyła.

Fantomy obronności

Gdy wstępowaliśmy do NATO, wiara w solidarność i zaufanie do Sojuszu były uzasadnione, jednak w ciągu 12 lat polskiego członkostwa sporo się zmieniło – zmieniło się samo NATO, zmieniły się Stany Zjednoczone, zmieniła się Rosja. I to ona znów staje się – choć nie chce się tego widzieć – głównym problemem polskiej polityki bezpieczeństwa. O ile za rządów prezydenta Jelcyna można było mieć jeszcze jakieś nadzieje, że Rosja będzie demokratyczna, zbuduje gospodarkę wolnorynkową i będzie państwem, ze strony którego nic nie będzie Polsce groziło, to teraz, niestety, coraz wyraźniejsze stają się ambicje neoimperialne Rosji.

Wiele do myślenia powinna dać polskim elitom rosyjska agresja na Gruzję w sierpniu 2008 r. – to nie była przecież napaść Gruzji na Rosję, jak nam to próbowano wmawiać. Wtedy powinno definitywnie skończyć się myślenie, że we współczesnym świecie żadne państwo europejskie nie będzie używało siły militarnej przeciwko drugiemu państwu w celu rozwiązania sporów politycznych. Niestety, okazało się, że jest to możliwe, że dziś także w Europie można wysłać czołgi do sąsiadów... To się może wydarzyć nie tylko na Kaukazie, nie wypierajmy tego ze swojej świadomości – przekonuje dr Kwaśniak.

Niepokojąca jest coraz wyraźniejsza rozbieżność interesów poszczególnych państw członkowskich NATO i UE. Nie sposób ignorować zjawiska renacjonalizacji polityki zagranicznej państw, kryzysu demokracji w UE oraz bardzo niekorzystnej tendencji, zauważalnej w skali całego NATO, do zmiany modelu funkcjonowania sił zbrojnych. Przez ostatnie 60 lat głównym celem NATO i głównym zadaniem sił zbrojnych była obrona terytoriów państw członkowskich Sojuszu, obecnie te zdolności obronne są zamieniane na zdolności ekspedycyjne poza krajami NATO. To się odbija niekorzystnie na zdolności NATO do obrony własnych członków.

Wobec tych uwarunkowań niezrozumiała jest postępująca degradacja systemu obronnego państwa polskiego, które cały wysiłek finansowy i organizacyjny skupia na tym, aby członkostwo w NATO było w miarę sprawnie realizowane, brakuje natomiast czasu, chęci i pieniędzy na troskę o własny system obronny, o Polskie Siły Zbrojne. Wszystko, co krajowe, w dziedzinie obronności jest odkładane na później. Po kilkunastu latach – ocenia dr Kwaśniak – dorobiliśmy się już tak wielkich zaległości, że ogólnie rzecz biorąc, nasz system obronny nie spełnia swojej konstytucyjnej roli. Dość powiedzieć, że wciąż obowiązuje ciągle zmieniana i poprawiana ustawa o powszechnym obowiązku obrony z 1967 r. – z czasów towarzysza Władysława Gomułki... Obowiązuje niczym fantom (po co? dlaczego?), bo przecież polski rząd zakwestionował powszechność obrony, czyli podstawę polskiej doktryny obronnej, która opierała się na odstraszaniu, a odstraszanie na powszechnym obowiązku obrony... Fantomem pozostaje więc też art. 85 polskiej Konstytucji o obywatelskim obowiązku obrony Ojczyzny... Polski minister obrony Bogdan Klich w swoim czasie mówił z dumą, że nikt już więcej nie będzie zmuszał młodych ludzi do służby w wojsku...

Efektem pseudoreform i „przemian” polskiego wojska stała się utrata zdolności obronnych przez Polskie Siły Zbrojne – wyrokują „niepoprawni” eksperci polskiej obronności.