Papieski krzyż

Aleksandra Zapotoczny, Rzym

publikacja 21.03.2012 12:12

„Krzyż jest wpisany w życie człowieka” – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II do młodzieży na placu św. Jana na Lateranie, w kwietniu 1998 r. „Kto próbuje usunąć go ze swojego życia, nie zna prawdy ludzkiej kondycji. Tak jest! Jesteśmy stworzeni do życia, ale nie możemy usunąć z naszej indywidualnej historii cierpienia i trudnych doświadczeń."

Nasza Droga 6/2012 Nasza Droga 6/2012

 

„Był wieczór Drogi Krzyżowej 2005 r., kiedy podczas czternastej stacji Ojciec Święty obrócił się na fotelu i poprosił ks. Stanisława o krzyż. Wziął go obydwoma rękami i przytulił do siebie. Potem oparł o niego swoją głowę, pocałował Chrystusa i ponownie przytulił drzewo krzyża do swojego serca” – wspomina Arturo Mari – papieski fotograf. „Patrzyłem na niego z końca kaplicy i wiem, że tej sceny nie widział nikt, bo telewizja w ciągu tych kilku sekund transmitowała ujęcie z Koloseum. I dzisiaj śmiem twierdzić, że właśnie ta scena oddała istotę świętości Jana Pawła II, na którą składają się: siła w modlitwie, tajemnica krzyża i znoszenie bólu”.

Zdjęcie sytuacji, o której opowiada papieski fotograf nie tylko obeszło cały świat i opublikowane zostało przez tysiące czasopism, ale zawstydziło ludzkie serca. Za każdym razem, kiedy spoglądamy na nie, uświadamiamy sobie, że papieska nauka, by pokochać Krzyż, jest nadal aktualna. My jednak zbyt często odmawiamy Jezusowi pomocy w jego dźwiganiu.

„Krzyż jest wpisany w życie człowieka” – mówił Ojciec Święty Jan Paweł II do młodzieży na placu św. Jana na Lateranie, w kwietniu 1998 r.Kto próbuje usunąć go ze swojego życia, nie zna prawdy ludzkiej kondycji. Tak jest! Jesteśmy stworzeni do życia, ale nie możemy usunąć z naszej indywidualnej historii cierpienia i trudnych doświadczeń. (...) Jezus mówi: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je (Mt 16, 24–25). (...) Jeżeli Krzyż zostaje przyjęty, przynosi zbawienie i pokój (...). Bez Boga Krzyż nas przygniata; z Bogiem daje nam odkupienie i zbawienie. (...) Weź Krzyż! Przyjmij go, nie pozwól, aby przygniotły cię wydarzenia, ale z Chrystusem zwyciężaj zło i śmierć! Jeżeli z Ewangelii Krzyża uczynisz program swojego życia, jeżeli pójdziesz za Chrystusem aż na Krzyż, w pełni odnajdziesz samego siebie!”.

Pamiętam doskonale to papieskie kazanie. Byłam wówczas studentką Uniwersytetu Papieskiego. Mieszkając w Rzymie jeszcze podczas Pontyfikatu Jana Pawła II, miałam okazje niemalże co roku w Wielki Piątek uczestniczyć w Drodze Krzyżowej w Koloseum wraz z papieżem Polakiem. Tłumu, jaki tam się zbierał, nigdy tak naprawdę nie można było dokładnie policzyć, gdyż wierni stali nie tylko na placu pod Koloseum, ale także na via Fori Imperiali przechodnie zatrzymywali się, by chociaż jedną stację Drogi Krzyżowej rozważyć wraz z Ojcem Świętym. Zawsze oczekiwałam na Niego z tyłu Koloseum, na ulicy łączącej tę część miasta z Circo Massimo. Kiedy tamtędy przejeżdżał, machałam do Niego i pozdrawiałam po polsku. Pamiętam Jana Pawła II z końca lat 90-tych, kiedy niósł krzyż podczas ostatnich stacji Drogi Krzyżowej, pamiętam też, że często po zakończonej modlitwie zwracał się do zgromadzonych własnymi słowami, pomijając przygotowaną homilię. Pamiętam ogromny entuzjazm zgromadzonych, ale także pragnienie wspólnej modlitwy. Osoby trzymające zapaloną świecę, patrząc w jej płomień, naprawdę rozważały Mękę Pańską.

W pamięci utkwiła mi Droga Krzyżowa z 2002 roku, kiedy to medytacje do niej napisane były przez czternastu dziennikarzy z całego świata. Polskę reprezentował wówczas ówczesny korespondent TVP Jacek Moskwa. „Ojciec Święty uczył nas cierpienia. Tę myśl starałem się wyrazić, gdy znalazłem się w gronie autorów »Drogi Krzyżowej« w rzymskim Koloseum” – powiedział. Polski dziennikarz napisał wówczas refleksję do stacji: Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi.

I myślę, że każdy pamięta także ostatnią Drogę Krzyżową z 2005 roku, kiedy Papież brał w niej udział już ze swojej kaplicy, tuląc do serca krzyż, o czym przypomniał bezpośredni świadek zdarzenia, Arturo Mari.

„Nigdy nie zapomnę dnia poprzedzającego jego śmierć” – powie potem Joaquín Navarro-Valls, były dyrektor biura prasowego Stolicy Apostolskiej. „Był to piątek, 1 kwietnia. Jan Paweł II leżał cierpiący w łóżku i starał się przekazać coś, czego dobrze nie można było zrozumieć ze względu na tracheotomię. Siostra Tobiana podała mu kartkę papieru. Papież napisał na niej, że chciałby odprawić Drogę Krzyżową. Odczytano mu czternaście stacji Męki Chrystusowej. Podczas każdej stacji wykonywał znak krzyża. Dzień później oddał ducha temu Bogu, któremu tyle razy towarzyszył w Jego Męce. Miłość do Krzyża nie czyniła jego charakteru zgorzkniałym czy też smutnym. To właśnie z towarzystwa cierpiącego Chrystusa wypływała jego radość, nieustający dobry humor, niezachwiany optymizm, stanowiący charakterystyczną cechę jego osobowości. On widział w Chrystusie Ukrzyżowanym – pozostawił to spisane w sposób odważny i piękny w książce »Przekroczyć próg nadziei« – najbardziej wymowny i definitywny dowód na miłość Boga do ludzi”.

W Zakopanem, w czerwcu 1997 r., Jan Paweł II zwrócił się do Górali: „Ojcowie wasi na szczycie Giewontu ustawili krzyż. Ten krzyż tam stoi i trwa. Jest niemym, ale wymownym świadkiem naszych czasów. Rzec można, że ten jubileuszowy krzyż patrzy w [stronę] Zakopanego i Krakowa, i dalej: w kierunku Warszawy i Gdańska. Ogarnia całą naszą ziemię od Tatr po Bałtyk. (...) Nie wstydźcie się tego krzyża. Starajcie się, na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz”.

Enrico Marinelli – komendant służb specjalnych policji i ochrony Watykanu, który czuwał nad bezpieczeństwem Jana Pawła II, wspomina, że papież szedł zawsze w górę, bo na szczytach były krzyże, a on pod nimi klękał. „W Cadore, w północno-wschodnich Włoszech, Ojciec Święty dotarł na wysokość 2694 m n.p.m., przedostając się przez niebezpieczne przejście wśród skał. Po czterech godzinach drogi pragnął dotrzeć do krzyża na górze Peralba. Byłem przeciwny temu wyczynowi, zwłaszcza, że szlak był ogrodzony drutami. Papież zwrócił się do mnie: »Generał zostanie tu na dole i patrzyć będzie, jak papież modli się pod krzyżem za ludzkość«. Wieczorem po powrocie do domu Jan Paweł II przyznał się: »Generał miał rację, szlak był niebezpieczny«”.

Lino Zani, alpinista i instruktor narciarski, który towarzyszył papieżowi na szczycie Adamello (północne Włochy) podczas wypraw narciarskich, otrzymał od Ojca Świętego niezwykłą misję: „Papież nazywał mnie apostołem gór, apostołem krzyży” – wspomina alpinista. „Nakazał mi zanosić jego krzyże w najwyższe miejsca. I trzydzieści już lat ustawiam je na górskich szczytach. Dotarłem na Biegun Południowy i Północnym. Jest to moja misja”.

Jan Paweł II ukochał krzyż, który stał się symbolem jego Piotrowej posługi. Papież ten krzyż całował, przytulał, opierał o niego swoją głowę, a podczas Mszy św., która inaugurowała Jego Pontyfikat, podniósł go tak wysoko, by wszyscy zrozumieli, że „w Krzyżu zbawienie”.