Prawdziwie zmartwychwstał!

Jan Gać

publikacja 07.04.2012 16:45

Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu. Mk 16, 6

Posłaniec Serca Jezusowego 4/2012 Posłaniec Serca Jezusowego 4/2012

 

Co do tego nigdy nie miałem wątpliwości. Moje przekonanie bazuje na kilku przesłankach. Po pierwsze, na powszechnej wierze Kościoła. Czy jest w ogóle do pomyślenia, by mogły się mylić owe miliony chrześcijan, którzy od dwóch tysiącleci podzielają pewność tej wiary? Jaka musi być próżność, a może i pycha tych, którzy w imię zasad racjonalizmu i zdrowego rozsądku odrzucają możliwość zmartwychwstania, przywołując na potwierdzenie swych tez jakże często karkołomne, a czasem wręcz infantylne argumenty!

Po drugie, przekaz ewangeliczny jest tak porażająco realny w tej kwestii, iż gdyby podważyć to, co mają do powiedzenia autorzy Ewangelii o zmartwychwstaniu, należałoby zakwestionować prawdziwość i wiarygodność samych Ewangelii jako źródła historycznego. A postępując tak, konsekwentnie należałoby zakwestionować prawdziwość i wiarygodność wszystkich tekstów, jakie wyprodukowała starożytność. Przecież żaden z nich nie został poddany tak dogłębnej i wszechstronnej analizie badawczej, jaką zastosowano w odniesieniu do Ewangelii.

Po trzecie, za prawdą o powstaniu Jezusa z martwych przemawia niewiara Jego uczniów. Wszyscy oni milcząco przyjmowali do wiadomości czynione przez Jezusa aluzje, że coś takiego ma nastąpić. Nie rozumieli jednak, co ma znaczyć ta mowa. Kiedy ujrzeli Jezusa żywego po śmierci, byli zakłopotani, a nawet przerażeni. Postawa niewiary uczniów odnotowana w zapisie ewangelicznym jest tak mocnym argumentem za zmartwychwstaniem, iż to samo już przekonuje na jego korzyść.

Wreszcie o zmartwychwstaniu mówią dwa materialne świadectwa: Całun Turyński i Chusta z Oviedo. Intrygujące słowa Jana Ewangelisty, że po wejściu do grobowca ujrzał i uwierzył, wydawały mi się żelaznym argumentem potwierdzającym zmartwychwstanie. Jan jako jedyny z apostołów obecny przy pogrzebie, uwierzył, bo ujrzał leżące płótna (całun), w które owinięte było ciało Jezusa, płótna nienaruszone, a nie było już w nich ciała. Musiał Jezus przez nie przeniknąć, nie rozwiązał się, nie wydostał się na zewnątrz tak, jak wychodzi się ze śpiwora. Pozostały dwa wymiary tych płócien, długość i szerokość, brakowało trzeciego wymiaru – wysokości. I to widok w takim stanie zachowanych płócien był dla Jana koronnym i jedynym argumentem na zmartwychwstanie, a nie pusty grób.

Ale co z chustą, która była na głowie Mistrza, a teraz leżała osobno, zwinięta? Nie mogłem sobie poradzić z tym szczegółem, w końcu jakże przecież istotnym. Próbowałem odtworzyć w świadomości wygląd wnętrza grobowca na wszelkie możliwe sposoby i nie znajdowałem wytłumaczenia w sprawie tej chusty. Dlaczego leżała osobno, i to zwinięta, czyli starannie poskładana? Jak to możliwe, skoro była na głowie Jezusa? Kto ją poskładał? W jakich okolicznościach?

Wszystko wydaje się zaskakująco proste, zrozumiałe i jasne, gdy istnienie Całunu Turyńskiego uzupełnimy istnieniem Chusty z Oviedo. Otóż w kaplicy z relikwiami katedry w Oviedo w Hiszpanii przechowuje się od VIII wieku niezwykłe płótno, na którym znajduje się odciśnięte oblicze tej samej osoby, którą owinięto w płótno przechowywane w kaplicy katedry w Turynie. Ostatnie wszechstronne badania naukowe potwierdziły ponad wszelką wątpliwość, iż oba płótna, to z Turynu – duże, owijające całe ciało dorosłego mężczyzny, i to z Oviedo – małe, w które owinięta była sama tylko głowa, dotyczą tej samej osoby.

 

Co się wydarzyło?

Spróbujmy zrekonstruować zdarzenia zaistniałe po śmierci Jezusa. Ta nastąpiła około godziny trzeciej. Do rozpoczęcia paschalnego szabatu pozostawało jeszcze jakieś cztery godziny. W tym czasie należało dobić żyjących jeszcze skazańców, zdjąć ich ciała z krzyży i je usunąć. Gdyby nie Pascha, ciała ukrzyżowanych pozostałyby na krzyżach dłużej, może nawet aż do rozdziobania ich przez ptaki. Ze względu na święta, na wyraźną prośbę Żydów, Piłat pozwolił na przyspieszenie ich zgonu. Po dobiciu dwóch współskazańców przetrąceniem ich goleni żelazną pałą lub drągiem, Jezusa przebito włócznią, bo już nie żył. Teraz do Piłata udał się Józef z Arymatei, prosząc o wydanie mu ciała Jezusa. Piłat wyraził zgodę. Tymczasem z Kalwarii powrócili do swych kwater żołnierze, pozostawiając troskę o ciała skazańców ich bliskim lub sympatykom. To najprawdopodobniej Jan Ewangelista, który wraz z Matką Jezusa stał do końca pod krzyżem, wspiął się po drabinie i owinął twarz Jezusa chustą, zapewne dla powstrzymania krwotoku z nosa i ust. Mógł też przykryć Jego nagość przepaską na biodrach.

W tym czasie nadszedł Józef z Arymatei z wydanym przez Piłata pozwoleniem na pogrzebanie zwłok. Przy zdejmowaniu ciała z krzyża uczestniczyło przynajmniej trzech mężczyzn: Józef z Arymatei, Nikodem (który zakupił wonności) oraz Jan. Podczas tej operacji chustę z głowy Jezusa zdjęto, by nią później, już na ziemi, powtórnie owinąć głowę na czas przenoszenia ciała do grobu. Świadczą o tym odciśnięte na płótnie przesunięcia śladów krwi i odbić lewej części twarzy. Z tego też wynika, że po śmierci Jezusa Jego głowa opadła bezwładnie na krzyżu na prawe ramię.

Należało się spieszyć z pogrzebem, bo – jak zauważa Łukasz – szabat się już rozjaśniał, czyli w domach zapalano pierwsze świece paschalne. Nie było ani czasu, ani sposobności na poszukiwanie właściwego miejsca do złożenia ciała. Miejsce na pochówek odstąpił Jezusowi Józef z Arymatei, który zapobiegliwie zadbał o grobowiec dla siebie, dopiero co wykuty w litej skale. Tam to złożono ciało Jezusa, bez mycia, pospiesznie, namaszczając je mirrą i aloesem, po czym owinięto je w zakupione – zapewne przez Nikodema – na targu płótno. Mierzyło dwie długości dorosłego mężczyzny, tak aby można nim było owinąć dokładnie całe ciało zmarłego. Być może bezpośrednio na twarz położono jeszcze niewielką chustę, prawie przezroczystą, utkaną z delikatnego jak pajęczyna bisioru (chusta z Manoppello – wizerunek twarzy Jezusa zmartwychwstałego?). Tymczasem chusta, która chwilowo była na głowie Jezusa, teraz zbędna, została starannie złożona i położona na boku osobno. To o niej pisze Jan Ewangelista, naoczny świadek i uczestnik pogrzebu: Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim [za Janem]. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył (J 20, 6-8).

Jest rzeczą wprost niewyobrażalną, aby ci dwaj apostołowie po wejściu do grobowca mogli pozostawić tam owe płótna bezpańsko. Zabrali je z sobą jako najdroższą pamiątkę po Jezusie, chociażby po to, by pokazać je pozostałym uczniom. I niepodobna, by chrześcijanie kolejnych pokoleń mogli zapomnieć o tych drogocennych pamiątkach.