Wieczność ocali zwiędłe liście

Ks. Michał Heller

publikacja 12.04.2012 22:36

Nie bądźmy zaściankowi, może rzeczywiście Wszechświat jest tylko epizodem w istnieniu?

Tygodnik Powszechny 15/2012 Tygodnik Powszechny 15/2012

 

ARTUR SPORNIAK: Chrześcijaństwo głosi, że w tym życiu jesteśmy jedynie pielgrzymami. Podobna myśl pojawia się w tytule ostatniej książki Księdza „Wszechświat jest tylko drogą. Kosmiczne rekolekcje”. Czy to znaczy, że uczony może dojść także do wniosku, że nie jesteśmy „u siebie”?

KS. MICHAŁ HELLER: „Uczony” to nie jakiś inny gatunek człowieka. Nękają go te same egzystencjalne problemy, co wszystkich innych ludzi. Jesteśmy u siebie, bo gdzie indziej mielibyśmy być? Warto tylko uświadomić sobie, że nie jesteśmy tu zameldowani na stałe. Być „u siebie” i być „w stanie drogi” to nie dwie sprzeczne rzeczy. Im bardziej odkrywamy w sobie podróżnika przez Wszechświat, tym bardziej jesteśmy u siebie.

Dlaczego Wszechświat domaga się usprawiedliwienia?

Bo jest, a nie wiadomo dlaczego. Najprościej by było, gdyby go nie było. Nie tylko nie byłoby żadnych problemów, ale też nie miałby kto ich mieć. Poszukiwanie odpowiedzi na stare pytanie Leibniza, dlaczego istnieje raczej coś niż nic, jest poszukiwaniem usprawiedliwienia Wszechświata.

I jest jeszcze jeden powód, by jakoś usprawiedliwić Wszechświat. Bo my w nim jesteśmy. A pytanie „dlaczego?” w odniesieniu do nas samych jest pytaniem o sens. Bytowanie na jednej z miliardów (czy tylko miliardów?) planet we Wszechświecie bez sensu byłoby nie do zniesienia. Dlatego sensu poszukujemy – albo wmawiamy sobie, że nas to nie interesuje. Albo jeszcze częściej – zajmujemy się jakimś „bardzo ważnym” detalem, byle o tym nie myśleć.

Nauka pokazuje, że to „coś”, co istnieje, nie jest „byle czym”, lecz niezwykle subtelnie zorganizowaną strukturą. Trzeba zatem usprawiedliwić nie tylko, że coś istnieje, ale że jest tak niesamowite. Nauka nam w tym pomaga o tyle, że nam tę niesamowitość ukazuje: stopniowo, coraz pełniej, zaskakując nas niemal na każdym kroku. Po każdym sukcesie stajemy nad otchłanią nowych wyzwań...

Wszechświat jest uporządkowany. Fizycy przyjmują, że miarą tego porządku jest informacja – im więcej porządku, tym więcej informacji. Z kolei, zgodnie z drugą zasadą termodynamiki, z czasem Wszechświat traci porządek. Czytając o tym w „Kosmicznych rekolekcjach”, miałem mimo wszystko silną intuicję prawa „zachowania porządku/informacji”: że informacja nie może być tracona, że ona gdzieś jest. Tylko gdzie?

Rzecz w tym, że w miarę postępu nauki samo pojęcie porządku ulega ewolucji. Regularną strukturę kryształu jesteśmy skłonni uznać za porządek, a kłębowisko wody u stóp wodospadu – za synonim chaosu. Ale to są „zewnętrzne pozory”. Jeżeli wnikniemy głębiej poza poziom zjawisk, do poziomu praw fizyki, to musimy stwierdzić, że struktura, jaka kryje się „pod” chaosem wodospadu, jest niezwykle subtelna. Tu właśnie użyłbym słowa: „niesamowita”. To ona właśnie sprawia, że ruch każdej cząsteczki wody jest dla nas nieprzewidywalny. I to nas usprawiedliwia, gdy mówimy o chaosie. Mamy tu jednak porządek, ale nie porządek „zamarcia”, lecz porządek dynamiki. I to porządek niezwykły. Spójrzmy na jeden bąbel wody, który jakiś czas trwa, tańczy w zawirowaniu, a potem się rozpryskuje. Ruch każdej cząsteczki z osobna jest nieprzewidywalny, ale coś jednak każe milionom cząsteczek tak skoordynować swoje ruchy, aby utworzył się subtelny pęcherzyk.

Czy porządek/informacja podlega prawu zachowania? Na poziomie zjawisk nie. Prawo wzrostu entropii (druga zasada termodynamiki) mówi o wzroście bałaganu, a co za tym idzie: utracie informacji. A czy na poziomie praw porządek i informacja są zachowane? Atrakcyjna możliwość, ale by mówić o prawie zachowania na poziomie praw, trzeba by znać prawa, które rządzą prawami. Jeżeli w trakcie ewolucji Wszechświata prawa fizyki się nie zmieniają, to i zawarta w nich informacja nie ulega zmianie. Ale tu już wkraczamy na teren filozofii...

Techniczny termin „informacja” laikowi kojarzy się z rozmową. Ksiądz Profesor mówi, że informację zakodowaną w prawach przyrody można odczytać jako przekaz od Stwórcy. Niepokojący (znów dla laika) jest jednak wspomniany fakt, że Wszechświat z czasem traci informację/porządek. Bóg się od nas odwraca?

Gdy słucha się ludzkich rozmów (np. w zatłoczonym pociągu), nietrudno zauważyć, że rzadko w ich trakcie przekazywana jest jakakolwiek informacja. Ale w tym, co powiedziałem wyżej, chodzi mi o informację w sensie, w którym to pojęcie jest używane w teorii informacji. W tym sensie informację mierzy się nie jej treścią, lecz czysto formalnym prawdopodobieństwem: im mniejsze prawdopodobieństwo przypadkowego ułożenia się danego ciągu elementów (np. liter w jakimś tekście lub atomów w krysztale), tym większa zawarta tam informacja. Wszystko wskazuje na to, że Wszechświat traci tak rozumianą informację. Chociaż istnieją w kosmologii scenariusze, które starają się uchylić ten wniosek.

Jak tę utratę informacji rozumieć teologicznie? Nie bądźmy zaściankowi, może rzeczywiście Wszechświat jest tylko epizodem w istnieniu?

 



W pierwszej serii opublikowanych we wspomnianej książce rekolekcji, opracowanych 30 lat temu, Ksiądz Profesor mówił o metodycznej ascezie nauki: bada ona tylko ten fragment rzeczywistości, który poddaje się badaniu eksperymentalnemu, a oprócz tego istnieje rzeczywistość, w której można jedynie uczestniczyć (świat wartości, sensu, dobra). Dzisiaj neuronauki badają także to, co ludzkie: proces myślenia, motywy naszego postępowania, genezę człowieczeństwa. Czy można ów dualizm świata obronić?

Nie broniłbym dualizmu. Rzeczywistość jest jedna. Cień drzewa jest jego rzutem na płaszczyznę ziemi. Czy cień miałby mówić o dualizmie siebie i drzewa – czy raczej nie jest tak, że rzeczywistością jest drzewo, a cień tylko rzutem? To, co nazywamy „światem materialnym”, może być tylko rzutem czegoś bardziej rzeczywistego. Jak kłębowisko u stóp wodospadu jest tylko „realizacją” rzeczywistości praw. To są jedynie analogie, ale analogie wymowne. Mówienie o dualizmie to wyłącznie uproszczenie językowe: mówimy o dwu biegunach, bo tracimy z oczu całą kulę.

Jak Ksiądz radzi sobie z argumentem materialistów, że wykraczająca poza świat materialny wolna świadomość nie może oddziaływać na ów świat materialny, bo łamana by wówczas była zasada zachowania materii-energii?

Najpierw uściślenie: nie ma zasady zachowania materii-energii. Ściśle rzecz biorąc, termin „materia” nie znajduje się w słowniku fizyki (choć fizycy często go używają, jak wielu innych terminów z języka potocznego). Bo materii nie da się mierzyć; nie ma jednostek materii, jak np. są jednostki czasu i objętości. Istnieje w fizyce zasada zachowania masy-energii (bo masę i energię można mierzyć; jak kto chce, to nawet w tych samych jednostkach, gdyż E = mc2). Ale istnieje też wiele innych zasad zachowania: zasada zachowania pędu, momentu pędu, liczby barionowej, parzystości itd., itp. Zasada zachowania masy-energii niczym specjalnym nie wyróżnia się od innych zasad. Wszystkie prawa fizyki, łącznie z zasadami zachowania, obowiązują we Wszechświecie. Jeżeli Bóg stworzył Wszechświat, to razem z wszystkimi prawami fizyki. Czy mamy przypuszczać, że Bóg podlega prawom fizyki?

Ale każda zmiana w świecie fizycznym związana jest z przekształceniem masy-energii. Jak nasza niematerialna wola może wpływać na świat materialny i zmieniać go, nie podlegając temu prawu? Czy taka zmiana z fizycznego punktu widzenia jest „spontaniczna” (jak np. zjawiska kwantowe)?

Wie pan, dlaczego nie lubię udzielać wywiadów? Bo bardzo często dziennikarze prowadzący wywiady domagają się ode mnie odpowiedzi na pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi. A jeżeli w dodatku przyznaję się do wiary w Boga, to powinienem mieć wiedzę boską. Ale dobrze, rozpatrzmy przykład. Komputer pracuje, bo wykonuje jakiś program. Program jest czymś niematerialnym, kawałkiem matematyki, a jednak to program nakazuje prądom elektrycznym, czy i jak mają płynąć w całym urządzeniu. I żadne prawo fizyki nie jest przy tym złamane. Powiedziałbym, że cała przyczynowość w tzw. materialnym świecie sprowadza się do czegoś podobnego. Jeżeli dwie cząstki elementarne zderzają się ze sobą, powodując kaskadę nowych cząstek, to nie dzieje się tak dlatego, że dwie grudki materii mają takie właściwości (cząstki elementarne nie są grudkami materii!) i tak się zdarzyło, iż jakaś teoria matematyczna dobrze to opisuje, lecz dlatego, że – mówiąc obrazowo – cząstki elementarne wykonują program zawarty w pewnej strukturze matematycznej, którą udało nam się odcyfrować. Bez matematycznych struktur materia nie tylko nie mogłaby działać, ale w ogóle by nie istniała. Jak to możliwe? Nie wiem, nie mam wiedzy boskiej.
 

W „Kosmicznych rekolekcjach” znalazłem wiele myśli na temat śmierci: „Przemijanie jest następstwem złożoności”. „Umrzeć – to znaczy stracić możność ograniczania się, wrócić do chaosu” („Ograniczanie siebie nie jest wrogiem rozwoju”). „Śmierć jest potrzebna po to, by utrwalić przemijające dzieło sztuki” [jakim powinno być nasze życie]. „Wieczność ocali wszystkie zwiędłe liście”. W jaki sposób?

Tak pan zręcznie powybierał cytaty z mojej książki, że zaczynam wierzyć, iż jestem poetą. Ale to nie (tylko) poezja. Np. ograniczanie jest synonimem tworzenia: z chaosu wszystkich możliwości wybieram to, co tworzę. Bardziej naukowo: ograniczanie jest synonimem przyrostu informacji, więc bez ograniczania nie ma rozwoju.

A „wieczność ocali wszystkie zwiędłe liście”? Jak to rozumiem? Wróćmy do metafory drzewa i jego cienia. Jeżeli nasz świat to jedynie rzut innej Rzeczywistości, to czasowi podlega tylko rzut, a nie Rzeczywistość. Teologowie od dawna mówili, że wieczność to nie nieskończenie długi czas, lecz istnienie poza czasem. Z perspektywy Rzeczywistości zapewne można oglądać sobie „wszystkie zwiędłe liście”, i te, które dopiero zwiędną (jeżeli będzie nas to wówczas interesować).

Co ze mnie zostanie? Jeżeli świadomość rodzi się ze szczególnej konfiguracji elementów materialnych, a potem ją całe życie „uprawiamy” (kształtując duchowo), czy to oznacza, że ostatecznie zostaje sama konfiguracja? Czy to, co jest „poza”, to świat platoński? W jaki sposób ja jako jednostka mogę funkcjonować w świecie idealnych trójkątów?

Tylko jeden sprzeciw. O świecie platońskim nie myślmy jako o zbiorowisku idealnych kul i trójkątów. To pełen dynamiki, zapewne nieskończony, świat oddziaływających ze sobą struktur i struktur złożonych ze struktur...

A co ze mnie zostanie? Nie wiem. I dlatego śmierć może być czymś wysoce interesującym. Do końca trzeba pozostać eksploratorem...

Trudno sobie wyobrazić dynamikę poza czasem. Ksiądz Profesor wspomina w książce, że w myśleniu religijnym „tak łatwo ulegamy brakowi wyobraźni”. Meditatio mortis byłaby zatem ćwiczeniem wyobraźni. Co w tym może pomóc?

Doskonałym ćwiczeniem wyobraźni jest fizyka teoretyczna. Od dawna wiemy np., że dla fotonów (kwantów światła) czas nie płynie, a są one „pełne dynamiki”. A w kilku teoriach pretendujących do kwantowania grawitacji czas w ogóle nie istnieje, ale nie ma zamarcia i stagnacji. W meditatio mortis wyobraźnia bardzo się przydaje, choć niekiedy – jak to z wyobraźnią bywa – może prowadzić na manowce. Czyli i wyobraźnia powinna być pod kontrolą.

Jak się przygotować na zmartwychwstanie?

Tak samo jak trzeba być gotowym na jutro...

Ks. MICHAŁ HELLER, kosmolog i filozof, jako pierwszy Polak został laureatem Nagrody Templetona, przyznawanej za pokonywanie barier między nauką a religią. Autor ponad trzydziestu książek – w tym opublikowanego przez wydawnictwo Znak w tym roku zbioru pięciu cykli rekolekcji „Wszechświat jest tylko drogą. Kosmiczne rekolekcje”.