Zaadoptuj księdza

Z osobami zaangażowanymi w Dzieło Duchowej Adopcji Kapłanów rozmawia Karolina Krawczyk.

publikacja 25.05.2012 22:18

Księża nie biorą się nie wiadomo skąd. Oni wywodzą się spośród nas. I skoro my jesteśmy takimi „letnimi” katolikami, to nie oczekujmy, że oni będą lepsi. W końcu żyją między nami. Jeżeli nie będziemy się modlić, to czego możemy się spodziewać?

czas SERCA 118/3/2012 czas SERCA 118/3/2012

 

Nie ma takich osób w kościele, które by nie oceniały kapłanów. Wystarczy wejść do świątyni i trochę poobserwować: stojący w kolejce do konfesjonału pytają o to, kto spowiada i „czy wypytuje”; wychodząc z Mszy św. bez trudu można usłyszeć kąśliwe uwagi na temat kazania, samochodu księdza, zachowania przy ołtarzu. I tak w kółko. Bez zmian... Bez zmian? Sandra Kwiecień, studentka Uniwersytetu Śląskiego, zaczęła powolutku przemieniać to narzekanie w dobro. Tak powstało Dzieło Duchowej Adopcji Kapłanów. Z Sandrą i osobami zaangażowanymi w tę inicjatywę rozmawia Karolina Krawczyk.

Co to znaczy „zaadoptować księdza”?

Chodzi o to, żeby zadeklarować swoją chęć modlitwy za konkretnego kapłana. W Dziele mamy dwa rodzaje adopcji: czasową, czyli na określony, dowolny czas (miesiąc, rok, 10 tygodni itp.), lub stałą, czyli do końca swojego życia.

Modlitwa za kapłanów to nie tylko „zdrowaśka”. Całe nasze życie jest modlitwą, a przynajmniej ma nią być. Także nasze cierpienie czy praca – jeśli tylko zostaną ofiarowane – stają się modlitwą: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10,31)!

Nawet jeśli spojrzymy na to z matematycznego punktu widzenia: jedno Zdrowaś Maryjo w ciągu dnia pomnóżmy razy miesiąc, dwa... dziesięć lat... To robi wrażenie!

Ale nie oczekujmy niczego. Po prostu się módlmy. Przyjmijmy postawę pokory. Klasycznym przykładem jest św. Monika, która tyle lat się modliła i... dopięła swego.

Dlaczego trzeba modlić się za kapłanów?

Bo księża nie biorą się nie wiadomo skąd. Oni wywodzą się spośród nas. I skoro my jesteśmy takimi „letnimi” katolikami, to nie oczekujmy, że oni będą lepsi. W końcu żyją między nami. Jeżeli nie będziemy się modlić, to czego możemy się spodziewać?

Bardzo bym chciała, żeby ludzie zrozumieli podstawową ideę tej akcji. Chodzi o to, żebyśmy modlili się za tych, na których narzekamy, wracając z kościoła. Żeby to narzekanie zamienić na modlitwę. Tak po prostu. A jeśli się czegoś oczekuje od kapłana – to do roboty!

Modlitwa? Dzisiaj? Ma to – według Ciebie – sens?

Tak, fundamentem Dzieła jest modlitwa. Bez oceniania i bez krytykowania. To inicjatywa skierowana do każdego, choć z nastawieniem na tych ludzi, którzy nie mieli szczęścia spotkać dobrego kapłana na swojej drodze. Dzieło zostało założone przeze mnie, osobę świecką. Nie ma tu nadzoru, cenzury, patronatów. Tylko prostota. I tak powinno pozostać.

Jak przebiega adopcja, krok po kroku?

Trzeba wysłać e-maila na adres: sandra.kwiecien@gmail.com, podając w nim swoje imię i nazwisko, a także imię i nazwisko kapłana, za którego chcemy się modlić, oraz diecezję, z której ów kapłan pochodzi i kontakt do niego. Określamy też czas naszego zobowiązania modlitewnego. Więcej informacji można znaleźć na www.ddak.pl.

Jak powstało Dzieło?

2 lipca 2010 roku po prostu odczułam potrzebę wspomożenia pewnego kapłana modlitwą. Nawet nie znałam go bliżej... Dwa dni później dowiedziałam się, że przeżywa on kryzys kapłaństwa. Byłam w wielkim szoku. To dało mi pewność, że ta modlitwa była konieczna. Wiele osób myśli, że to moje dzieło, ale nie pomijajmy wiary! Tak naprawdę to nie miałam pojęcia, że wtedy był Rok Kapłański. Nie wiedziałam też, że św. Jan Maria Vianney jest patronem proboszczów. Zdumiewające, że idealnie wpasowało się to w Rok Kapłański i wygląda, jakby było owocem tego roku. Może i jest, ale na pewno z mojej strony niezamierzonym...

Dziś Dzieło to już nieźle rozwinięte przedsięwzięcie. A zaczęło się od modlitwy za jednego, nieznanego Ci bliżej księdza.

W tym samym dniu, kiedy wieczorem pracowałam nad stroną internetową, pewna osoba cudem odnalazła tę witrynę i adoptowała dwóch kapłanów. To był znak, że nie ma już odwrotu. Znalezienie jej było niemożliwe choćby ze względów technicznych – na serwerze istniała zaledwie kilkadziesiąt minut. Po takim czasie strona jeszcze nie widnieje w wyszukiwarkach.

Zaczęłam się modlić o to, aby to dzieło zostało rozpowszechnione. Ostrzegam! Trzeba uważać, o co człowiek się modli! (śmiech) Otrzymałam podpowiedź, żeby jechać na Spotkanie Młodych w Wołczynie. Dla osoby, która raczej woli stać z boku, było to trudne. Tym bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że nie jest to moje widzimisię. Panu Bogu wystarcza to, czym dysponujemy, choć w moim przypadku to naprawdę niewiele. (śmiech) W krótkim czasie przyjęliśmy ponad 200 adopcji, a Dzieło rozprzestrzeniło się na całą Polskę.

Dziś adoptowanych jest ok. 1900 księży. Deklaracji mamy ponad 2000, bo są kapłani, za których modli się więcej niż jedna osoba. Ta liczba dotyczy trwających aktualnie adopcji. Teraz zaczynają dominować adopcje stałe. To wielkie bogactwo, ale i wielka odpowiedzialność.

Jakie masz marzenia związane z Dziełem?

Do tej pory widzę Dzieło nie w całości, ale po kawałku. Pan Bóg prowadzi to od zakrętu do zakrętu, nie pokazując, co będzie na końcu. Jest to dla mnie pewnym sprawdzianem zaufania. Widzę mały odcinek i nie wiem, co będzie dalej. A marzenie? Mam nawet dwa!

Spotkałam w życiu wielu księży. Znaczna ich część cieszy się z tej inicjatywy, inni natomiast to lekceważą. Bardzo bym chciała, żeby sami kapłani zdali sobie sprawę z tego, że tej modlitwy potrzebują. To moje główne marzenie. A drugie – żeby ludzie uświadomili sobie, że to właśnie oni są tym Kościołem, o którym tak źle się wyrażają. Tak naprawdę wiele zależy od nas, od świeckich!

Ula Staszel pochodzi z Zakopanego. Ma 23 lata. Ona też modli się za swoich znajomych kapłanów. Dlaczego?

Modlę się za księży dlatego, że kapłan to zwyczajny człowiek: z problemami, słabościami, grzechami i wszelkimi wadami. Kiedy zakłada habit czy sutannę, nie staje się święty. Potrzebuje swych wiernych, którzy otoczą Go życzliwością, a przede wszystkim modlitwą, by mógł podnosić się ze swych upadków. Zresztą nie od dziś wiadomo, że mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodlimy.

Rzeczą niezwykłą jest brać udział w czymś, co ma obustronne korzyści. Często nie chce mi się wziąć różańca do ręki i odmówić tych kilka Zdrowaś Maryjo, ale przypominam sobie o zobowiązaniu, którego się podjęłam, i wówczas czasami od niechcenia je wypełniam. Wtedy Bóg sam działa i to ja otrzymuję dar bycia z Nim sam na sam pomimo mojej słabości. Także patrząc na prezbiterów, często dostrzegam ich ludzkie oblicze, ich upadki, problemy czy walkę o dochowanie wierności powołaniu. To też mnie motywuje – świadomość tego, że modlitwa jest potrzebna, nie tylko od święta, ale na co dzień. Mam kilka zobowiązań, zarówno w postaci DDAK, jak i jednej Margaretki.

O tym, że kapłaństwo sakramentalne i kapłaństwo powszechne wzajemnie się uzupełniają, mówią nam też państwo Izabela i Dominik Kisałowie z dwójką pociech – Rafałem i Michałem.

Modlitwa za kapłanów od zawsze była i nadal jest dla nas ważna. Odkąd zaczęliśmy się modlić razem, jeszcze przed narzeczeństwem, księża byli w niej obecni. Teraz mamy kilkunastu bliskich nam kapłanów. W duchowym sensie tworzymy wraz z nimi naczynia połączone. Oni karmią nas Słowem Bożym i sakramentami, a my modląc się za nich, też dajemy im rodzaj duchowego pokarmu. Wiele razy doświadczyliśmy mocy modlitwy, dlatego z tym większym przekonaniem prosimy o wszelkie łaski dla nich. Kapłani tak jak my przeżywają kryzysy, są kuszeni, zwodzeni, a jako ci, którzy oddali się Jezusowi na wyłączność, są na nie szczególnie narażeni. Ich rodziną jest Kościół, czyli my, dlatego powinniśmy otaczać ich szczególną troską.

Oboje jesteśmy w dwóch Margaretkach, na stałe adoptowaliśmy modlitewnie bliskiego nam franciszkanina. Oprócz tego w naszej modlitwie pamiętamy o Pasterzu wspólnoty, do której należymy, Proboszczu i naszych Spowiednikach. Dostrzegamy sens tej modlitwy. Nasz dom jest także otwarty na kapłanów. Lubimy czas poświęcony na wspólne jedzenie, siedzenie, śmianie się, grę w karty. Często takie spotkanie kończymy modlitwą, a nasze dzieci nie wypuszczą żadnego księdza bez błogosławieństwa.

Zobacz cały najnowszy numer „Czasu Serca” (http://www.egazety.pl/wydawnictwo-ksiezy-sercanow/e-wydanie-czas-serca.html)