Droga światła

Bp Grzegorz Ryś

publikacja 23.05.2012 19:05

Nowa duchowość, nowe nabożeństwo

Tygodnik Powszechny 21/2012 Tygodnik Powszechny 21/2012

 
I. JEZUS POWSTAJE Z MARTWYCH

1 Kor 15, 1-8

Czy trzeba nam przypominać Nowinę, która jest dobra i zbawcza? I w której trwamy?

Tak. Trzeba! Potrzebujemy przypominania spraw najbardziej podstawowych – tych, które przekazywane są „na początku” – jako najważniejsze i decydujące! Właśnie dlatego, że przekazywane są „na początku”, z upływem czasu tracą swoją nowość, siłę zaskoczenia, świeżość. Stanowią fundament – wiemy o tym; ale kto z nas codziennie ogląda fundamenty własnych czy cudzych domów? Naszą uwagę przykuwają ściany i powieszone na nich obrazy, postawione obok meble, dekoracje, kwiaty. Choć wszystko to można w każdej chwili zmienić... Wszystko to staje się zagrożone, gdy fundament okazuje się wadliwy... Właśnie tak: zaczynamy myśleć o jakości fundamentu, gdy na świeżo malowanej ścianie widzimy pęknięcie lub rozwijający się grzyb...

Oto fundament: umarł za nasze grzechy, zgodnie z Pismem; został pogrzebany, zmartwychwstał trzeciego dnia – zgodnie z Pismem. Ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu. Wydarzenie paschalne Chrystusa – zawierzone Kościołowi! Dla nas: wyzwolenie z grzechu.

Cóż, kiedy na co dzień myślimy i rozmawiamy o czymś zupełnie innym: o takich czy innych decyzjach personalnych w Kościele, o „tematach dyżurnych” (finanse Kościoła, celibat, uwikłanie w politykę), o „sprawach” niewątpliwie ważnych (katecheza w szkole, stan małżeństwa i rodziny, jakość życia sakramentalnego, np. bierzmowania). Zauważamy takie czy inne pęknięcia, rysy, plamy. Jedni widzą je ostrzej; inni łagodniej; jeszcze inni mówią, że da się zamalować albo przykryć tapetą. A Paweł mówi: przypomnijcie sobie to, co przekazałem Wam „na początku”. Bo właśnie to stanowi Ewangelię – Dobrą Nowinę! Motyw, dla którego warto trwać. Wtedy przypominamy sobie, że przyszedłeś nie do bezgrzesznych, ale w związku z grzechem. Że poza Twoim nie ma żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. Że Twoja miłość jest silniejsza niż śmierć.

II. UCZNIOWIE PRZY PUSTYM GROBIE

J 20, 1-10

Jan pisze o sobie (bo to on jest uczniem, „którego Jezus kochał”): „Ujrzał i uwierzył”. A Szymon Piotr? Czy też ujrzał i uwierzył? Św. Łukasz w równoległym tekście stwierdza jedynie: „Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało”.

Czy to nie zdumiewające? Jan wrócił „do siebie” wierzący, a Piotr tylko zdziwiony? A przecież wiara Jana zrodziła się dopiero po wejściu Piotra do grobu. To prawda – był pierwszy przy grobie. Biegł szybciej – nie dlatego, że był młodszy, ale dlatego, że gnała go miłość. Jednak gdy patrzył w grób przed przyjściem Piotra, niczego jeszcze nie rozumiał. Kiedy wszedł za Piotrem – ujrzał i uwierzył. A sam Piotr tylko się zdziwił?

Czy może budzić wiarę w drugim ktoś, kto sam jest tylko zdziwiony? Czy może naprowadzić na najwłaściwsze odpowiedzi ktoś, kto sam w sobie pozostaje raczej na poziomie stawiania pytań? Czy temu, kto kocha (i kieruje się miłością), może się przydać przewodnik, o którego miłości jeszcze nic nie wiadomo? Czy świętego może prowadzić grzesznik?

Na wszystkie te pytania właściwa odpowiedź brzmi: tak! I taki jest Kościół. Z ustanowienia Bożego. Z miłosierdzia Bożego. Zbudowany na apostołach, powoływanych dla nas przez Boga. Ich wybranie i urząd nie czynią ich supermanami, ludźmi bez grzechu i wahań. Święci – jak Jan – wiedzą, że ich potrzebują!


To tylko fragment artykułu.
Całość w 21 numerze "Tygodnika Powszechnego"