Tablica Grzesia Przemyka

Magdalena Kowalewska

publikacja 09.06.2012 22:24

Siły komunistyczne w Polsce były tak wpływowe, że dopiero w maju 2012 r., 23 lata po upadku PRL, udało się upamiętnić jedną z najmłodszych ofiar stanu wojennego

Niedziela 24/2012 Niedziela 24/2012

 

Musiało minąć prawie 30 lat od bestialskiego i śmiertelnego pobicia 19-letniego chłopca, który wraz z kolegami świętował w stolicy na placu Zamkowym swoją maturę, żeby wreszcie o tragicznej historii mogły dowiadywać się kolejne pokolenia młodych Polaków.

Na pogrzeb tego chłopca, zakatowanego w stanie wojennym przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, na warszawskie Powązki przyjechało blisko milion ludzi z całej Polski. Bł. ks. Jerzy Popiełuszko, który odprawiał Mszę św. żałobną za Grzesia Przemyka, prosił, aby kondukt z jego ciałem stał się najcichszym pochodem, jaki kiedykolwiek przechodził przez stolicę. Rozgoryczona młodzież posłuchała. Zapadła wymowna i wstrząsająca cisza jako odpowiedź na brutalne oblicze ZOMO.

Konał w męczarniach

Grzesio Przemyk stał się symbolem okrucieństwa i bezwzględności, a także kłamstwa rządzących Polską komunistów. Na Starym Mieście na murze dawnego komisariatu Milicji Obywatelskiej przy ul. Jezuickiej 1/3 – w miejscu, w którym milicjanci zakatowali na śmierć chłopca – została odsłonięta pamiątkowa tablica z  czarnego marmuru ku jego czci. Nie sposób nie zatrzymać się pod tragicznymi słowami inskrypcji, przypominającymi, co stało się w maju 1983 r. z maturzystą stołecznego XVII Liceum Ogólnokształcącego im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego: „Pamięci Grzegorza Przemyka, maturzysty, poety, śmiertelnie pobitego w tym budynku 12 maja 1983 roku na terenie ówczesnego komisariatu Milicji Obywatelskiej przez funkcjonariuszy MO. Miał 19 lat”. Na tablicy widnieje jeszcze jedno przyprawiające o dreszcze zdanie: „Sprawcy zbrodni do dziś nie zostali ukarani”.

Należy przypomnieć, że rozkazodawcy tej masakry też nie tylko nie zostali ukarani, ale nawet nie zostali ujawnieni. Już wtedy, w stanie wojennym, przypuszczano, że za morderstwem chłopca w komisariacie MO stali generałowie: Jaruzelski, Pudysz i Kiszczak. Dzisiaj w świetle badań IPN te przypuszczenia mają rangę historycznych domniemań. Przyczyną zakatowania Grzesia Przemyka była przede wszystkim zemsta bezpieki za bardzo aktywną działalność antykomunistyczną jego matki. Śmierć maturzysty miała być jednocześnie swoistym ostrzeżeniem dla tysięcy innych młodych ludzi, którzy brali udział w demonstracjach „Solidarności”.

Uwagę przechodzących ul. Jezuicką ludzi przyciągają liczne kwiaty i palące się znicze, które znajdują się pod budynkiem dawnego milicyjnego komisariatu. Młodsi, którzy nie pamiętają wydarzeń mających miejsce w 1983 r., z niedowierzaniem patrzą na słowa inskrypcji. – Miał tylko 19 lat – mówi do koleżanki jedna z dziewczyn, która również przystanęła pod tablicą. Starszemu pokoleniu nie trzeba tłumaczyć, dlaczego SB zamordowało Grzesia Przemyka, który prawdopodobnie byłby wielkim współczesnym poetą. – Nachodzili rodzinę Grzesia jeszcze przed jego zabójstwem. Gnębili ich, a szczególnie jego matkę, wywierając ogromną presję – wspomina Krzysztof Pusz, który należał do opozycji antykomunistycznej, działał w Federacji Młodzieży Walczącej. – Grzesio konał dwa dni w męczarniach. Skatowano go tak strasznie! Lekarz, który w szpitalu przeprowadzał operację, nie potrafił uratować zmasakrowanych wnętrzności. To była masakra – kontynuuje Pusz. – Chłopiec miał zmiażdżoną wątrobę, odbite obie nerki, połamane kości, w tym żebra, które rozerwały mu jelita.

Młody poeta

Grzesio Przemyk był jedynym i ukochanym synem poetki Barbary Sadowskiej, która była niezłomną, opozycyjną działaczką „Solidarności”, niosącą pomoc najbardziej potrzebującym. Współpracowała ze znajdującym się w kościele pw. św. Marcina w Warszawie Prymasowskim Komitetem Pomocy Uwięzionym i Internowanym. W swoich wspomnieniach Ligia Grabowska-Urniaż, przyjaciółka poetki, tak pisze o Sadowskiej: „Basia zdołała przekazać Grzesiowi wielką wrażliwość – również wrażliwość na piękno, miłość do ludzi i dobroć”. Przekazane wartości można zauważyć w niezwykle przejmującej poezji Grzegorza Przemyka. Jego wiersze Wiesław Budzyński, biograf Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, nazwał poezją walki. – To poezja walki o wartości, wartości wpojone przez ojca i matkę, walki o wolność, godność, o prawa człowieka, o co walczyła wtenczas „Solidarność” – mówił w 2008 r. podczas spotkania zorganizowanego z okazji wydania tomu wierszy Grzegorza Przemyka zatytułowanego „W dniu, w którym przyjdziesz po mnie...”, dodając, że „analogia do Baczyńskiego nasuwa się sama”.

19-letni syn Barbary Sadowskiej i Leopolda Przemyka był bardzo utalentowany. Jego wiersze są pełne dojrzałości i świadomości. Zagłębiając się w jego poezję, można odnieść wrażenie, że intuicyjnie przeczuwał czyhające na niego niebezpieczeństwo. „O jutro mnie nie pytaj/ bo nie wiem jeszcze/ czy w ogniu utonę/ czy w wodzie spłonę” – pisał młody Grzesio w wierszu zatytułowanym „Gra w szczerość”.

Matka, która cierpiała

Grzesio był młodym, zakochanym chłopcem, który zapewne miał wiele marzeń i planów. Grał na gitarze i śmiał się jak jego rówieśnicy. Jego matka była bardzo schorowana, ale nie poddawała się pomimo zastraszania. „Podobna była do ks. Jerzego Popiełuszki, z którym łączyła ją przyjaźń” – wspomina Grabowska-Urniaż. W stanie wojennym – w 1982 r.

Barbara Sadowska została aresztowana przez bezpiekę. Po licznych staraniach z powodu jej słabego zdrowia – m.in. dzięki jej przyjaciółce – matkę Grzesia udało się zwolnić z więzienia.

 

 

Śmierć dziecka dla każdej matki jest ciosem. Ale tak brutalny mord dokonany na jedynym synu był zadaniem podwójnego bólu Barbarze Sadowskiej. Ciało Grzesia Przemyka – jak zauważa Ligia Grabowska-Urniaż – całe pokryte było podskórnymi krwawymi wylewami. Matka chłopca znalazła oparcie w ks. Jerzym Popiełuszce. To on odprawił w żoliborskim kościele św. Stanisława Kostki Mszę św. żałobną w intencji jej syna. Morderstwo Grzesia przyczyniło się do wielkiego znaku sprzeciwu wobec komunistycznej władzy. Ludzie demonstrowali, a ks. Jerzy ich uciszał. Barbara Sadowska po stracie syna bardzo cierpiała. Ukojenie znalazła u Ojca Świętego Jana Pawła II, dzisiaj błogosławionego, który w miesiąc po zamordowaniu maturzysty przebywał w Warszawie w kościele Kapucynów przy ul. Miodowej i tulił zrozpaczoną matkę chłopca. Nie wytrzymała jednak ponownej bestialskiej śmierci w jej życiu, którą było męczeństwo ks. Jerzego Popiełuszki. Załamała się. Zachorowała na raka płuc. Zmarła 3 lata po śmierci syna.

Bezkarni mordercy

– Cieszę się, że upamiętniono miejsce zbrodni Grzesia Przemyka. Jednak ta tablica powinna zawisnąć znacznie wcześniej, już w latach 90. – konstatuje Krzysztof Pusz i dodaje: – Najbardziej boli mnie to, że milicjanci Denkiewicz i Kościuk, którzy brali udział w zabójstwie Grzesia, nie ponieśli do dzisiaj żadnej kary. Nie ponieśli również kary za tę zbrodnię tzw. mordercy zza biurka, czyli ci, którzy wydawali rozkazy milicjantom – mordercom. W pozorowanym śledztwie, które miało ustalić winnych śmierci Grzesia Przemyka, osobiście brał udział ówczesny minister spraw wewnętrznych, szef Służby Bezpieczeństwa i przewodniczący komitetu ds. porządku publicznego Rady Ministrów PRL, osoba numer dwa stanu wojennego – gen. Czesław Kiszczak. Celem nie było ujawnienie prawdy, a jej ukrycie. Kiszczak swoim wydanym rozkazem, który brzmiał: „Może być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze” – przyczynił się do tego, że sąd stanu wojennego w 1984 r. fałszywie skazał sanitariuszy za rzekomy brak udzielenia pomocy chłopcu w czasie, gdy wieźli go z milicyjnego komisariatu do szpitala. Choć po 1989 r. sprawą uniewinnionych wcześniej milicjantów ponownie zaczęły zajmować się sądy, do dzisiaj żaden z oprawców nie poniósł kary. Jedni sędziowie byłych funkcjonariuszy skazywali, inni ich uniewinniali. W  międzyczasie stwierdzono, że sprawa się przedawniła. Z kolei mordercy z ZOMO i SB unikali kary, powołując się na opinie biegłych, które wskazywały na ich rzekomy zły stan zdrowia. Własne dochodzenie prowadzi Instytut Pamięci Narodowej. Śledczy IPN postawili zarzuty utrudniania prowadzenia śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia Grzegorza Przemyka Kiszczakowi oraz milicjantom, którzy zakatowali chłopca. – Sekrety tej zbrodni, tak trudnej do pojęcia, tak niełatwej do rozwikłania, kryją ponure gabinety ambasady sowieckiej, dziś rosyjskiej. To dlatego tak trudno osądzić sprawców. Zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki to w istocie ta sama sprawa – stwierdził Wiesław Budzyński w swoim przemówieniu w czasie wspomnianego wieczoru, promującego poezję syna Barbary Sadowskiej. Biograf Baczyńskiego zaapelował również o „zdegradowanie generała Jaruzelskiego do stopnia szeregowca”, stwierdzając, że to „nie sądy, w których unoszący się ciągle duch komunizmu nie pozwala wymierzyć sprawiedliwości (…), lecz ten właśnie akt byłby aktem sprawiedliwości dziejowej”. Budzyński zaznaczył także, że pozbawienie Jaruzelskiego stopnia generalskiego byłoby odpowiedzią tym, którzy niegdyś, w XIX wieku, na stokach Cytadeli powiesili Romualda Traugutta, oraz tym, którzy „w naszych czasach mścili się na rodzinie Ryszarda Kuklińskiego, nie mogąc dopaść jego samego”, i w odstępie pół roku zabili obu jego synów.

Po śmierci Grzesia Przemyka jego rodzinie i najbliższemu środowisku, w którym się wychowywał, nie było łatwo. Domagali się prawdy o zabójstwie maturzysty, tym samym sprowadzając na siebie represje komunistów. – Niemal natychmiast nastąpiły dni, w których zrywano klepsydry z murów szkoły, pobito dozorcę, zerwano flagę państwową, pojawiły się podłe plotki o matce Grzesia i o nim samym. Dlatego trzeba pamiętać o Grzesiu, chłopcu na progu dorosłego życia, i o ludziach, którzy nie stchórzyli – mówiła Zofia Rutkiewicz, nauczycielka Grzesia Przemyka podczas odsłonięcia tablicy upamiętniającej jego śmierć.

To nie był przypadek, że właśnie Prezydent RP Lech Kaczyński w 2007 r. odznaczył pośmiertnie Grzesia Przemyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski – „Polonia Restituta”, jako jedną z trzech najmłodszych ofiar stanu wojennego. Symbolicznej tablicy  natomiast chłopiec doczekał się dopiero teraz.