Żydokomuna i komunopolonia

Kazimierz Wóycicki

publikacja 06.09.2012 22:37

W Europie, w której wielkie procesy cywilizacyjne prowadziły do tworzenia się państw narodowych, Żydzi pozostawali bez swego terytorium – mało tego, byli postrzegani przez innych jako przeszkoda na drodze do uzyskania ich własnych państw narodowych. Wszędzie będąc mniejszością, szukać musieli często dla zachowania własnej tożsamości sojuszników przeciw większości na danym obszarze

Więź 8-9/2012 Więź 8-9/2012

 

Paweł Śpiewak, Żydokomuna. Interpretacje historyczne,
Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2012, 270 s.

Historia Żydów w dużej części przynależy też do dziejów Polski. Nie powinna być więc traktowana jako egzotyczna czy osobna, w istocie jednak dzieje się tak często. Zastanowienia wymaga więc dziś fakt, że historii polskich Żydów nie włącza się do historii Polski albo też traktuje się ją jako coś marginalnego. Z pewnością „Żydokomuna” Pawła Śpiewaka może przyczynić się do zmiany tego stanu rzeczy. Ta świetnie napisana książka wymaga bardzo starannej lektury, stawia bowiem zasadnicze kwestie nie tylko dla stosunków polsko-żydowskich, ale i dla samej historii Polski.

Pierwszym niezbędnym zadaniem jest lepsze poznanie dziejów społeczności żydowskiej w Polsce w szerokim europejskim kontekście. Zawężenie tego kontekstu wyłącznie do wewnętrznych dziejów żydostwa lub zagadnień antysemityzmu nie może dać właściwego zrozumienia.

Dzieje społeczności żydowskiej – tak, jak ją przedstawia Paweł Śpiewak (lub przynajmniej taką interpretację podpowiada) – były w znacznie większym stopniu podobne do dziejów innych procesów narodotwórczych, niż się to powszechnie wydaje. To, że historia żydowskiego procesu narodotwórczego kończy się w Izraelu, a nie gdzieś w Europie, jest wynikiem skomplikowanego zbiegu przypadków, niestety w części przypadków tragicznych. Mówiąc o procesie narodotwórczym, należy mieć oczywiście na względzie tworzenie się nowoczesnych narodów w XIX i po części XX wieku.

Tak jak wiele innych narodowości, które przeobrażają się w nowoczesne narody, wyłaniając się z przednowoczesnej etnicznej mozaiki, również Żydzi zaczynają odkrywać siebie nie tylko jako etniczną czy religijną wspólnotę, ale również jako naród. Zarówno europejskie oświecenie (Haskala), jak i włączenie się społeczności żydowskiej w procesy modernizacji (m.in. dzięki dużej liczbie ludności miejskiej) czyni Żydów pionierami dziewiętnastowiecznej nowoczesności.

Problem polegał na tym, że wielu innych proces ten prowadził do stworzenia państwa narodowego. Urbanizacja, industrializacja i wspólny język pozwoliły na utworzenie państw narodowych nawet tam, gdzie, jak się wydawało, brak było ku temu historycznych przesłanek – jak w przypadku Słowaków czy Łotyszy. Pod wieloma względami społeczność żydowska miała więcej elementów nowoczesności niż inne społeczności, które w końcu dobiły się swego państwa. Masa żydowskiej biedoty czy malowniczy chasydzi nie powinni utrudniać zobaczenia tej właśnie żydowskiej nowoczesności. W przypadku innych narodów podobną funkcję pełnili przecież np. równie dzisiaj dla nas egzotyczni chłopi.

Żydowskiemu ruchowi narodotwórczemu brak jednak było jednego istotnego elementu, który nie pozwolił Żydom utworzyć własnego nowoczesnego państwa narodowego na terenie kontynentu europejskiego – terytorium. Nie wiadomo było ani nie sposób było określić, na jakim terytorium, na jakim obszarze, w jakim miejscu mieliby Żydzi tworzyć swoje państwo. Jedynie to stawiało ich w sytuacji wyjątkowej i trudnej, na koniec zaś tragicznej.

W Europie, w której wielkie procesy cywilizacyjne prowadziły do tworzenia się państw narodowych, Żydzi pozostawali bez swego terytorium – mało tego, byli postrzegani przez innych jako przeszkoda na drodze do uzyskania ich własnych państw narodowych. Wszędzie będąc mniejszością, szukać musieli często dla zachowania własnej tożsamości sojuszników przeciw większości na danym obszarze, opierając się o najmożniejszych Rosjan czy Niemców, co wywoływało dodatkowe konflikty. Bogaty opis Pawła Śpiewaka dostarcza wielu przykładów takiej właśnie sytuacji – jego opis w dużej części zgodny jest z dawnymi już interpretacjami, jakie przedstawiała Hannah Arendt. Nowością i przesunięciem akcentów jest to, że Pawła Śpiewaka interesują przede wszystkim przyczyny zaangażowania Żydów w ruch komunistyczny, gdy tymczasem Arendt interesowały głównie źródła antysemityzmu jako składowej ruchów totalitarnych.

Jeśli ruch narodotwórczy Żydów był często w konflikcie interesów z innymi ruchami narodowymi, to oczywiste staje się pytanie, jak układały się i jak mogły układać się stosunki między polskim a żydowskim ruchem narodowym na ziemiach polskich, gdzie Żydzi stanowili tak liczną mniejszość.

Nieuchronnie nasuwa się pytanie, czy po stronie polskiej (jak i po żydowskiej) nie można było prowadzić zupełnie innej polityki – ścisłego aliansu i ustalania wspólnoty interesów. Oczywiście istnieje wiele argumentów, że tak nie mogło się zdarzyć, ponieważ obie strony tego nie chciały. Polacy uważali, że Żydzi mają inne interesy niż Polacy, Żydzi odrzuceni przez Polaków tym bardziej zamykali się i koncentrowali się na własnych interesach. Tak pewnie musiało być, problem w tym, że tego zaczarowanego koła nikt właściwie nie usiłował przerwać.

Należy zdać sobie jednak sprawę, że stosunki polsko-żydowskie mogły układać się zupełnie inaczej. Żydzi wzięli istotny udział w modernizacji Polski, być może jednak, gdyby te stosunki układały się inaczej i lepiej, ich wkład mógłby być jeszcze większy, a Polska na ścieżkę nowoczesności mogłaby wkroczyć wcześniej i szybciej. Takie jednak wyobrażenie musiałoby być połączone z pełną akceptacją polskich Żydów jako polskich obywateli i Polaków bez żadnych dwuznaczności (i często głupich żartów z tym związanych).

 

 

Tylko pozornie centralnym tematem książki Śpiewaka jest żydokomuna. Tym niemniej wobec toksycznej siły tego stereotypu jest to temat ważny. Trzeba od razu powiedzieć, że wyznawcom tego mitu (z których większość, choć może nie wszyscy, są antysemitami) książka Pawła Śpiewaka dostarczyć może dziesiątków argumentów za antysemickimi przekonaniami. Czytając selektywnie i bez zrozumienia, można istotnie odnaleźć w książce opis szczególnego związku, jaki łączył część społeczności żydowskiej z ruchem komunistycznym.

Autor nie unika wspominania o faktach, które z jakichś powodów mogłyby okazać mu się przydatne w dążeniu do demistyfikacji „żydokomuny”. Jest świadomy powszechnie obecnych i obiegowych argumentów, przekonujących że „żydokomuna” istniała i może istnieje dalej. Pisze więc o stalinowskich oprawcach, podaje dokładne statystyki, nie kwestionując danych takich historyków jak Piotr Gontarczyk. Czytam u Śpiewaka o roku 1968: „Wyjątkowo ohydną, bo służalczą rolę, odegrali oficjalni przedstawiciele polskiego żydostwa. Syjonizm atakowano w «Fołks Sztyme», organie Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów, organizowano «spontaniczne akcje» pośród aktywu żydowskiego w celu potępienia państwa Izrael”.

W innym miejscu można w jego książce przeczytać: „Udział Żydów w ruchu komunistycznym w Sowietach i w Polsce, liczna obecność w służbach bezpieczeństwa, wywiadzie oraz w kontrwywiadzie daje się z trudem, jeśli w ogóle, pogodzić z tym dominującym paradygmatem mówienia o Żydach w diasporze [że istotą żydowskich dziejów jest cierpienie i nauka – dop. KW]. Wskazuje na wymiar odpowiedzialności i winy”.

W istocie jednak Paweł Śpiewak całkowicie obala mit żydokomuny, i to w sposób niepodlegający wątpliwości. Nie oburza on go i jego argumenty nie są moralizowaniem (jak zdarza się wielu anty-antysemitom). Jest świetnym historykiem, który odważnie podejmuje temat zakazany dotychczas dla nauki, a zawładnięty przez brak rozsądku i głupotę.

Śpiewak wie, że jeśli mielibyśmy mówić o żydokomunie, to tak samo winniśmy mówić o „komunopolonii”. Fakt, że Żydzi mieli więcej powodów, by wiązać się z ruchem komunistycznym, nie stanowi ani o tym, że byli jego twórcami, ani o tym, że nie mogli stawać się również jego ofiarami.

Autor w niezwykle przenikliwy sposób opisuje i objaśnia powojenną sytuację w Polsce, kiedy Żydzi stanowią istotną część wyższego aparatu władz i służb bezpieczeństwa. Pokazuje, jak przedwojenny mit nakłada się na nową sytuację (nieproporcjonalna liczba Żydów przy władzy). Wskazuje, że nowe formy antysemityzmu były atakiem na janczarów, a nie na ich dowódców w Moskwie, że beznadziejność i klęska wywołują demona. Pokazuje, jak można wyjaśnić nadreprezentatywność Żydów (o której można mówić tylko wtedy, gdy nie jest ona legendarnym ogólnikiem, lecz jest dokładnie określona na podstawie badań), bynajmniej nie usprawiedliwiając czynów takich ludzi jak stalinowski kat Samuel Morel.

Stosunek do Żydów stanowi bardzo poważny test dla polskiej tożsamości. I wcale nie z powodu oczywistej potrzeby zwalczania antysemityzmu, który najpewniej w Polsce utrzymuje się na średnim europejskim poziomie (co bynajmniej nie stanowi żadnego usprawiedliwienia). Stosunek do Żydów i ich kultury wyznacza w Polsce granicę między zwolennikami państwa ściśle narodowego (choćby nie było to wypowiedziane wprost i nie było skażone nacjonalizmem) a zwolennikami polskiego federalizmu. Polski federalizm to odwoływanie się do wielokulturowości pierwszej Rzeczypospolitej. Ta wielokulturowość obejmuje Ukraińców, Białorusinów, Litwinów, a nawet (choć na wpółmityczny sposób) także Ormian czy polskich Tatarów. W znacznie mniejszym stopniu obejmuje zaś Żydów, którzy traktowani są odrębnie (nawet jeśli z sympatią). Ukraińcy, Białorusini i Litwini opuścili jednak tę, wyobrażoną już tylko, wielokulturową Rzeczpospolitą w XIX wieku wraz z narodzinami nowoczesnych ruchów narodowych. Jeśli z federalizmu dawnej Rzeczypospolitej coś pozostało, czy też pozostawało dłużej, to właśnie związek z Żydami.

Ostatnia część książki Śpiewaka ma charakter bardziej osobisty. Marzec 1968 roku, antysemicka kampania w PZPR i wywołane tym antysemickie nastroje w społeczeństwie były już wielokrotnie opisywane. Paweł Śpiewak patrzy jednak na tę epokę oczami pokolenia, które ją przeżywało. Przywołuje pamięć o postaciach, które doskonale znane są jego i mojej generacji – takich jak Wiktor Woroszylski czy Roman Zimand. To właśnie oni, a nie „stalinowscy kaci” wskazywani byli jako pseudodowód istnienia żydokomuny. Istotnie biografie niektórych z nich (jak np. niewspomnianego w książce Krzysztofa Wolickiego, z którym byłem zaprzyjaźniony, co budziło niechętne uwagi tych, którzy nie mogli zapomnieć mu jego wcześniejszej działalności) były w rozmaity sposób uwikłane w dzieje powojennej komunistycznej władzy. Zarzuty te i wypomnienia czyniono wtedy, gdy osoby te były już w poważny sposób zaangażowane w opozycję antysystemową.

Jeśli ktoś chce pamiętać każdego żydowskiego stalinistę, to będąc konsekwentnym (choć nie jest to konsekwencja godna specjalnej pochwały), winien też pamiętać każdego żydowskiego opozycjonistę – spośród działaczy tego ruchu, który stworzył „Solidarność”, a następnie przyniósł Polsce niepodległość. Jest zadziwiające i godne podziwu, że tak minimalna żydowska społeczność wyłania z siebie tylu dzielnych ludzi niewahających się wziąć udziału w tak ryzykownym przedsięwzięciu, jakim było obalanie komuny.

 

 

Nie chcę w ten sposób w żadnym wypadku powiedzieć, że walka z systemem może być jakimś zadośćuczynieniem za zaangażowanie w stalinizm (to problem winy i odpowiedzialności, o którym pisze Śpiewak). Byłoby czymś niestosownym zestawianie obu zjawisk. Chcę jedynie powiedzieć, że trzeba zauważać pozytywny wkład Żydów – zarówno tych, którzy chcą się tak nazywać, jak i tych, którzy są tak nazywani – w najnowsze dzieje Polski.

Z pewną ironią można też zauważyć, że wiodącymi intelektualnie postaciami dla dwóch przeciwstawnych politycznie obozów są obecnie Adam Michnik i Bronisław Wildstein – jeden i drugi o wspaniałej biografii opozycyjnej. Dla nieuleczalnych antysemitów mogłoby to być powodem do stwierdzenia, że Żydzi – jak zawsze – są wszechobecni i sięgają po rząd dusz. Może to być jednak wyrazem normalności: że Żydzi to dziś nie tylko „żydolewica”, ale i „żydoprawica”. Wspominam tu oczywiście o żydowskich korzeniach Adama Michnika i Bronisława Wildsteina tylko z pewną złośliwością pod adresem tych, którzy z własnego obozu w taki czy inny sposób chcieliby wykluczać żydowskich współobywateli. W istocie owa żydowskość nie powinna bowiem mieć dzisiaj żadnego znaczenia, gdy mówimy o czyjejś obecności w życiu publicznym.

Mimo wszystko w stosunkach polsko-żydowskich dokonały się po roku 1989 pozytywne zmiany. I jeśli coś stanowi trudność w tych stosunkach, to nie jest to antysemityzm (słabnący, choć wciąż oczywiście należy go zwalczać), lecz właśnie brak zrozumienia, że dzieje polskich Żydów i dzieje Polski są nie do oddzielenia, że dzisiejsza polska społeczność nie zrozumie własnych dziejów i nie opowie sobie i światu własnej historii bez wiedzy o dziejach żydowskich współobywateli.

Tematyka stosunków polsko-żydowskich nadal budzi duże emocje. Należy jednak zadać pytanie, czy ich siła może być miarą znaczenia tej tematyki. Społeczność żydowska w dzisiejszej Polsce to zaledwie 20-30 tys. osób, a polityka polska nie jest aż tak globalna, aby stosunki polsko-izraelskie stały w centrum zainteresowań Warszawy. Jest jednak czynnik decydujący o tym, że problematyka polsko-żydowska długo jeszcze zachowa wielkie znaczenie. Jest nim pamięć o Holokauście. Głównymi depozytariuszami tej pamięci są oczywiście Żydzi. Są jednak nimi w poważny sposób również Polacy, ponieważ zagłada w dużej mierze rozegrała się na ziemiach polskich. Tragedia Holokaustu łączy więc obie społeczności w nierozerwalny sposób, nawet jeśli stosunek sąsiedztwa i bezpośredniego współżycia został bardzo poważnie ograniczony.

Ostatnia moja uwaga dotyczy samego autora tej wspaniałej książki. Paweł Śpiewak ma wybitną biografię zarówno jako intelektualista, jak i uczestnik ruchów obywatelskich i opozycyjnych przed rokiem 1989. Obecnie został on dyrektorem Żydowskiego Instytutu Historycznego. Ta niezwykle ważna dla polskiej kultury instytucja miała przez długi czas pecha. Niegdyś zsyłano tam na kierownicze stanowiska strąconych z piedestału komunistycznych działaczy żydowskiego pochodzenia. Ich wykorzenienie decydowało, że w istocie posiadali oni niemal zerowe kompetencje, by kierować tą instytucją. Szczególnie szkodliwe było to, że – będąc całkowicie areligijni lub na komunistyczny sposób religijności wrodzy – zajmować się mieli zbiorami poświęconymi żydowskiej tradycji przepojonej religijnością.

Sytuacja z czasem poprawiała się, zwłaszcza po roku 1989, ale nigdy na czele Żydowskiego Instytutu Historycznego nie stał człowiek obdarzony taką intelektualną charyzmą i takim naukowym autorytetem. Nie wygląda na to, aby książka przygotowywana była z myślą o objęciu tego stanowiska. Ukazała się jednak w momencie, gdy Paweł Śpiewak określa na nowo kierunki kierowanej przez siebie placówki. Daje to nadzieje, że ŻIH stanie się miejscem i inspiratorem wielu debat, których Polska tak bardzo potrzebuje, a tematyka żydowska zyska swoje pełne obywatelstwo w kulturze polskiej. Nawet jeśli stanie się to tak późno i po tylu tragediach, będzie to z pewnością czymś szalenie istotnym.

Kazimierz Wóycicki – ur. 1949. Politolog, filozof, publicysta. W latach 70. i 80. redaktor WIĘZI. Autor m.in. książek Niemiecki rachunek sumienia. Niemcy wobec swojej przeszłości 1933-1945 oraz Niemiecka pamięć. Rozrachunek z przeszłością NRD i przemiany niemieckiej świadomości historycznej. Był m.in. dyrektorem Instytutu Polskiego w Düsseldorfie i Lipsku, dyrektorem szczecińskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Obecnie wykładowca w Centrum Studiów Wschodnich Uniwersytetu Warszawskiego. Współinicjator polsko-niemieckiego kręgu dyskusyjnego „Grupa Kopernika”. Przewodniczący Stowarzyszenia Przyjaciół Muzeum Historii Polski. Członek Polskiego Pen Clubu. Prowadzi stronę internetową kazwoy.wordpress.com. Mieszka w Warszawie.