Psychologia zamiast etyki? Rzecz o podstawach teorii wychowania

Aleksandra Gondek

publikacja 04.10.2012 23:32

W Polsce, podobnie jak i w wielu innych krajach, mamy do czynienia ze zjawiskiem coraz intensywniejszej pedagogizacji. Dzieci i młodzież coraz więcej czasu spędzają w instytucjach wychowawczych oraz w obszarze oddziaływania nauczycieli, wychowawców, psychologów, różnego rodzaju trenerów i opiekunów – czyli pozostają pod kontrolą tzw. fachowców od wychowania. Nakłady finansowe na wykształcenie i wychowanie są obecnie znacznie większe niż były kilkadziesiąt lat temu, ciągle rozszerzają się inicjatywy i starania pedagogiczne, w szkolnictwie wprowadzane są coraz to nowe reformy. Paradoksalnie, mimo tych wysiłków pedagogicznych i nakładów finansowych, sukcesy wychowawcze i dydaktyczne są nieporównanie mniejsze, niż były kiedyś, gdy w edukację młodego pokolenia angażowano znacznie mniej środków i sił.

Cywilizacja 38/2012 Cywilizacja 38/2012

 

„Jeśli w jakiejś glebie, a nie w żadnej innej,
pomarańcze zapuszczają głębokie korzenie i wydają obfite owoce,
to tamten teren jest prawdziwy dla pomarańczy.
Jeśli określona religia, kultura, hierarchia wartości
czy forma aktywności, a nie coś innego sprawia,
że w człowieku rodzi się coś wielkiego,
przekraczającego jego własne granice, to znaczy,
że ta religia, kultura, hierarchia wartości czy forma aktywności
stanowi prawdę o człowieku”.

A. de Saint-Exupéry, Ziemia, planeta ludzi

Mimo stosowania coraz to nowszych metod nauczania, zatrudniania coraz lepiej wykształconych nauczycieli, mimo nowoczesnych laboratoriów, dostępu do komputerów i internetu stan wiedzy absolwentów współczesnych szkół jest coraz niższy, coraz mniejsza jest również ich zdolność do samodzielnego myślenia, a rozeznanie w świecie niewielkie i często fałszywe. Z roku na rok rośnie liczba dzieci nieradzących sobie z problemami, uzależnionych od substancji psychotropowych, stosujących agresję i przemoc, wchodzących w grupy przestępcze, popadających w depresję i stany samobójcze. W szkołach wielu krajów upadła już jakakolwiek dyscyplina, a normalne nauczanie stało się po prostu niemożliwe. Oznaki wielkiego kryzysu wychowawczego i dydaktycznego wyrażające się w negatywnych postawach dzieci i młodzieży oraz w obniżeniu poziomu wiedzy narastają w zastraszającym tempie. Mówi się już o tzw. „nowych dzieciach”, dzieciach, które mają poważne problemy z koncentracją, są niewydajne w pracy, zamykają się w sobie, są nieprzystosowane do życia w społeczeństwie. Z różnych ankiet publikowanych przez specjalistów wynika, że duży odsetek współczesnej młodzieży ma bardzo niską świadomość różnicy między moralnym dobrem a złem, niski poziom hamulców moralnych, poczucie bezsensu życia, a także niemal całkowity brak tzw. kodeksu honorowego – występującego niegdyś nawet wśród przestępców.

Wyraźnie widać, że aby przełamać kryzys, z jakim mamy tu do czynienia, potrzeba jest nie tyle więcej wychowania, ile potrzebne jest lepsze wychowanie.

Problem ten jest tym bardziej ważny, że pedagogika nie jest jakąś oderwaną od innych obszarów życia społecznego dziedziną, zamykającą się w obrębie swoich własnych zagadnień. Przeciwnie, błędy na tym obszarze przekładają się zawsze na poważne konsekwencje w każdej sferze życia społecznego.

Obecnie nietrudno zaobserwować, że we wszystkich niemal dziedzinach ludzkiego życia dokonują się daleko idące przemiany, przy czym nie chodzi tu tylko o przemiany technologiczne, ale mentalne. Widać je zarówno w codziennych zachowaniach ludzi, w dominujących wzorcach myślenia i postępowania, w modzie, sztuce, nauce, a nawet religii. Można powiedzieć, najogólniej problem ten ujmując, że istotą tych przeobrażeń jest pewne przestawienie akcentów – zamiast kłaść nacisk na obiektywność realnego, otaczającego nas świata, obecnie absolutyzuje się podmiotowe, subiektywne doznania każdego człowieka. Pojedynczy człowiek i jego odczucia stawiane są ponad obiektywnymi prawami, ponad normami moralnymi, prawnymi i obyczajowymi, ponad tradycją i społecznymi więziami. O ile jeszcze w politycznym czy ekonomicznym wymiarze obowiązuje nadal stosowanie zasad poprawnego myślenia i skutecznego działania, o tyle w innych dziedzinach, a zwłaszcza w życiu osobistym, rodzinnym, w sferze obyczajowości, a także np. w dziedzinie sztuki, jedyną normą i kryterium myślenia, postępowania i nadawania rzeczom sensu stają się przekonania lub emocje danego człowieka. Uderzającym przejawem owych przemian jest fakt, że te postawy i zachowania, które od setek lat uznawane były za naganne, wstydliwe czy szkodliwe społecznie, obecnie traktowane są jako objawy szczerości, naturalności, spontaniczności czy odwagi. To nie jest „kosmetyczna” zmiana obyczajowa, ale głęboki przewrót, który uderzając w fundamenty naszej kultury jest w stanie doprowadzić do jej upadku.

Taki przewrót dotyczący zmiany postaw życiowych, ideałów a nawet wierzeń i całej hierarchii ludzkich celów może dokonać się tylko w jeden sposób – poprzez opanowanie umysłów całych społeczności, a najważniejszą i decydującą o sukcesie metodą jego przeprowadzenia jest właśnie wychowanie. To poprzez kształcenie i wychowanie wpajane są bowiem ideały, nawyki i przysposobienie moralne, w oparciu o które kształtowane jest całe życie, tak indywidualne, jak i społeczne.

Przemiany kulturowe, z jakimi mamy do czynienia, wiążą się ściśle z sytuacją panującą we współczesnej pedagogice i związanym z nią stanem wychowania, a dokładniej – z przewrotem jaki nastąpił, zaś obecnie utrwala się i pogłębia na terenie teorii wychowania. Przewrót ten osoba niezbyt uważna może uznać tylko za pewne zewnętrzne zmiany w podejściu do wychowanka i sposobu jego wprowadzania w życie, ale tak naprawdę dokonał się on u samych najgłębszych fundamentów pedagogiki – stąd jego skutki praktyczne mają tak poważne konsekwencje.

Najważniejszym punktem odniesienia pedagogiki jest koncepcja człowieka, czyli rozumienie ludzkiej natury jako źródła działania.

To jest fundament każdego systemu pedagogicznego, centralny punkt wyznaczający cel pracy pedagoga i determinujący metody, które do niego prowadzą. Błąd popełniony na tym etapie, czyli przyjęcie koncepcji przekłamanej lub niepełnej, pomijającej jakiś istotny komponent ludzkiej natury, skutkuje fałszywymi systemami wychowawczymi, jakie zamiast prowadzić do integralnego rozwoju ludzkiej osoby kończą się zwykle zideologizowanymi formami manipulacji.

 

 

Pedagogika, która przez wieki współtworzyła kulturę Europy i dzięki której osiągały dojrzałość europejskie narody, po odpowiedź na pytanie „kim jest człowiek i jak należy go wychowywać” sięgała do filozofii. Jej punktem oparcia była antropologia filozoficzna czyli metafizyka człowieka, a szczególnie ta część, którą stanowi psychologia filozoficzna (racjonalna) będąca w zasadzie metafizyką duszy. Drugą dyscypliną filozoficzną, z którą teoria pedagogiczna była bardzo ściśle i bezpośrednio powiązana (stanowiąc wręcz jej integralną część) była etyka – teoria działania ludzkiego jako ludzkiego[1].

Psychologia racjonalna to dyscyplina filozoficzna, która bada zjawiska życia psychicznego analizą racjonalną, czyli wyjaśnia przejawy życia psychicznego w świetle naczelnych zasad bytu (niesprzeczności i racji dostatecznej)[2].

Etyka, będąc teorią działania ludzkiego jako ludzkiego, pozwala wyjaśnić, kim jest człowiek będący podmiotem moralnego działania, jaki jest cel jego życia, co jest dobre a co złe, jak dobro odróżnić od zła i jak dobro realizować. Etyka wyposaża pedagogikę w świadomość norm moralnych i ich obiektywnej obowiązywalności. Zajmuje się badaniem ogólnie przyjętych zasad życia moralnego szukając ich głębszego uzasadnienia, przy czym analizie każdego składowego czynnika etyki towarzyszy w sposób naturalny wychowawczy aspekt zagadnienia (czyli to, co wchodzi w obręb pedagogiki). Można powiedzieć, że zagadnienia wychowawcze stanowią w pewnym sensie najistotniejszy wymiar etyki, gdyż są probierzem prawdziwej wartości moralnej teorii etycznej.

Funkcjonujący w ten sposób związek pedagogiki z etyką jest dla tej pierwszej bardzo cenny, daje jej bowiem silne analityczne podstawy naukowe i wiąże z jasno przedstawioną koncepcją człowieka – źródła moralnego działania. Dzięki temu teoria wychowania musi się liczyć z wypracowanymi na gruncie etyki ustaleniami, w każdym momencie weryfikując zgodnie z nimi swoje własne rozwiązania, co nie pozwala jej na podporządkowanie się ewentualnym fałszywym modom czy narzucanym przez różne środowiska destrukcyjnym wzorcom. Za sprawą etyki teoria wychowania za punkt wyjścia do swych ustaleń przyjmuje obiektywną rzeczywistość a nie subiektywne doznania. Podstawą godnego życia człowieka staje się porządek ustalony przez uniwersalne prawa moralne i ich obiektywną obowiązywalność a nie kierowanie się w życiu osobistymi względami, upodobaniami, obawami, uprzedzeniami i pragnieniami jako miernikami zła i dobra.

Tak „wyposażona” pedagogika aspekty wychowawcze odnosi zawsze do naukowo uzasadnionych (czyli odczytanych w rzeczywistości i rozumnie objaśnionych) etycznych poglądów, z nich wysnuwając swe zasady i metody, nie daje się więc w żaden sposób wykorzystać do narzucania utopijnych społecznych wizji, dążących do różnych form zinstrumentalizowania człowieka.

Niestety, taka sytuacja w pedagogice funkcjonuje już tylko w ramach kierunków opisywanych w historii myśli pedagogicznej. Współczesna pedagogika (w ramach której mieści się szereg szkół i nurtów pedagogicznych – pozornie tylko niejednorodnych) uznając, że zagadnienie wychowania związane jest z etyką w sposób zupełnie luźny, po odpowiedź na pytania odnoszące się do ludzkiej natury zwraca się przede wszystkim do psychologii, przy czym chodzi tu o psychologię uprawianą współcześnie, niemającą wiele wspólnego z wyżej wspomnianą psychologią racjonalną. Psychologia ta, to wiedza o mechanizmach i procesach psychicznych, oparta na metodach eksperymentalnych. Zajmuje się ona obserwacją, opisem i klasyfikacją pewnych przejawów życia i na tej podstawie ustala prawa rządzące ludzkim zachowaniem.

Dociekania psychologiczne, prowadzone na bazie badań empirycznych, dotyczą analizowania objawów, które można celowo wywołać, w miarę potrzeby dowolnie odmienić i odmierzyć ilościowo. Zdobycze psychologii ograniczają się więc tylko do pewnej dziedziny zagadnień pedagogicznych, tych, które można sprowadzić do zjawisk dostępnych narzędziom psychologii. Są one w stanie wnieść do pedagogiki wiele wartościowej wiedzy na temat zjawisk z pogranicza psychologii i fizjologii (np. wrażenia zmysłowe), mogą pogłębić rozumienie takich czynności, istotnych z punktu widzenia pedagoga, jak pamięć, uwaga, myślenie czy uczucia, jednak szereg istotnych, wręcz priorytetowych dla wychowania kwestii z natury rzeczy nie kwalifikuje się do żadnych badań psychologicznych.

Przeprowadzane przez psychologów badania nie są w stanie nic powiedzieć o istnieniu w człowieku pierwiastka duchowego, czyli duszy, ani o substancjalnym związku duszy z ciałem[3]. Żadne psychologiczne testy, eksperymenty czy statystyki nie potrafią pomóc w zrozumieniu i właściwym potraktowaniu tak istotnej w wychowaniu sprawy, jaką jest harmonijne współdziałanie natury i łaski, najważniejsze bowiem problemy pedagogiczne zależne są od pojęć etycznych, a nie eksperymentów psychologicznych. Psychologia, do której odwołuje się dziś pedagogika, nie podaje nauki o grzechu pierworodnym i pozostawionym po nim wewnętrznym rozdźwięku między istotnymi czynnikami ludzkiej natury, nie uczy o trzech pożądliwościach, o wadach głównych. Nie zajmuje się też centralnym zagadnieniem pedagogiki katolickiej, jakim jest temat stałych usposobień do czynów czyli sprawności moralnych – cnót.

Tendencja do opierania pedagogiki na psychologii pojawiła się już dawno, jednak prawdziwa „psychologizacja” wychowania rozpoczęła się wraz z tzw. psychologią humanistyczną, która znacząco wpłynęła na sposób postrzegania przez dzisiejszych pedagogów zarówno teorii, jak i rzeczywistości wychowawczej.

 

 

Nurt ten zrodził się w Stanach Zjednoczonych i szybko stał się bardzo popularny w krajach zachodniej Europy. Od lat intensywnie i skutecznie popularyzowany jest w Polsce, o czym można się przekonać choćby studiując podręczniki akademickie obowiązujące studentów kierunków pedagogicznych, przeglądając bogatą ofertę książek z zakresu psychologii popularnej, analizując tworzone obecnie programy wychowawcze, czy nawet wsłuchując się w to, co mówią nauczyciele i wychowawcy. Warto pokrótce prześledzić drogę jego rozwoju.

Powstała w Stanach Zjednoczonych w latach 60. XX w. (i do dziś prężnie się rozwijająca) psychologia humanistyczna była nazywana także „trzecią siłą” psychologii, co miało podkreślić jej przeciwstawienie freudowskiej psychoanalizie (psychologia pierwsza) oraz behawioryzmowi reprezentowanemu przez B. F. Skinera i J. Watsona (psychologia druga), stała się nie tyle jednorodną szkołą, teorią czy kierunkiem psychologii, ile raczej ruchem kulturotwórczym na rzecz tzw. „humanizacji” świata, wprost przyznającym, że jego celem jest „odnowa cywilizacji”. W ramach tego ruchu zaczęły funkcjonować różne poglądy, teorie i szkoły, które jednoczyła wspólna idea, określana jako „zainteresowanie «humanum» tzn. postrzeganie i rozpoznawanie ludzkich właściwości oraz badanie i wspieranie możliwości rozwijania przez ludzi własnych zdolności oraz osiągania w pełni osobistego rozwoju”[4]. Koncepcje z zakresu motywacji i osobowości, jakie funkcjonują w ramach tego nurtu, przekroczyły teren psychologii i stały się popularne w psychiatrii, pedagogice, filozofii oraz w nauce o marketingu i zarządzaniu.

Głównymi przedstawicielami a zarazem inicjatorami psychologii humanistycznej są G. Allport, A. H. Maslow oraz C. R. Rogers[5]. Twórcy tego nurtu swą myśl oparli na wcześniej przyjętej wizji człowieka jako istoty całkowicie wolnej w tym znaczeniu, że każdy człowiek sam nadaje sens wszelkim swoim poczynaniom, nie podlegając żadnym regułom doktrynalnym czy moralnym, które określałyby ludzkie życie. Wizja ta zakłada, że człowiek rodzi się wewnętrznie dobry, bezkonfliktowy i harmonijny, a zatem zdolny do spontanicznej samorealizacji: bez dyscypliny i czujności, bez zasad moralnych i religijnych, bez konieczności szukania obiektywnej prawdy i uczenia się ofiarnej miłości. Na podstawie tego założenia humaniści uznali, że rozwój człowieka jest procesem całkowicie spontanicznym, a spontaniczność jest jednym z najważniejszych kryteriów zdrowia psychicznego. Wszelkie ewentualne trudności i zaburzenia w rozwoju danego człowieka mogą mieć jedynie zewnętrzne przyczyny.

Z takiej koncepcji natury ludzkiej wypływał podstawowy postulat psychologii humanistycznej głoszący uznanie własnego „ja” za jedyny dla każdego autorytet moralny. Na terenie psychologii Maslow i Rogers zaproponowali skoncentrowanie się na badaniu samoświadomości człowieka, jego twórczości, zdolności do wartościowania i poczucia odpowiedzialności. Na bazie badań empirycznych chcieli zbudować system wartości wyznaczający warunki zdrowego funkcjonowania człowieka.

W oparciu o dezyderaty psychologii humanistycznej Rogers opracował i rozwinął swą teorię i praktykę terapii niedyrektywnej. Początkowo chodziło o sposób leczenia osób z zaburzeniami psychicznymi, którego główną ideą była myśl, że każdy człowiek posiada w sobie samym, w swej świadomości, w głębi swego „ja”, odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie stawia sobie w kwestii swego postępowania. Należy tylko pomóc mu odnaleźć te odpowiedzi, pomóc dotrzeć do jego wewnętrznego fundamentu, jedynego autorytetu dla każdego człowieka, czyli własnego „ja”. Poddając pacjenta terapii niedyrektywnej prowadzący ma za zadanie oddalić od niego wszystkie „uwarunkowania”, każde zewnętrzne ukierunkowanie, czy to wcześniejsze (np. otrzymaną edukację) czy też obecne (np. jakieś kierownictwo duchowe, czy wpływy obyczajowe), by uzyskać czystą samoświadomość – zgodnie z często powtarzaną przez Rogersa maksymą: „Każdy musi być sobą, takim jakim jest naprawdę”. Aby być sobą (najważniejszy imperatyw psychologii humanistycznej), a tym samym osiągnąć wysoki poziom samorealizacji, odpowiadający ludzkiej naturze – należy czynić tylko to, czego się w głębi pragnie.

Z czasem zakres oddziaływania terapii niedyrektywnej rozszerzył się wykraczając poza leczenie chorych pacjentów, a przenosząc się na pomoc ludziom zdrowym (tzw. terapia dla ludzi normalnych), ale nie zawsze radzącym sobie z kłopotami życiowymi.[6] Uznano, że pomoc takim osobom (klientom – jak byli określani) polegać powinna na odsyłaniu ich do źródeł ich wewnętrznego autorytetu. Aby rozwiązać swoje problemy, muszą oni nauczyć się słuchać samych siebie i ufać swoim własnym impulsom.

Przyjmując wizję osoby ludzkiej jako z natury dobrej, a spaczonej dopiero przez warunki życia społecznego, piewcy psychologii humanistycznej nie przyjmowali do wiadomości istnienia w ludzkiej naturze żadnych złych skłonności. Namawiając ludzi do zaufania wszystkim swym impulsom zaszczepiali przekonanie, że wszelkie bodźce pochodzące z wnętrza człowieka są dobre, działali tak, jakby nie istniały paranoje, zboczenia czy psychopatie. Postulowali nieograniczoną wolność człowieka polegającą na tym, by czynić zawsze to, na co się ma ochotę.

Jednocześnie, odcinając poddawane terapii osoby (w imię dążenia do bycia autentycznym) od wszelkich zewnętrznych, społecznych uwarunkowań, tak naprawdę odcinali człowieka od tego, czym jest w rzeczywistości. Pozostawiając na boku całą wiedzę intelektualną, moralną, duchową pacjentów na rzecz wyeksponowania tylko ich podświadomości – źródła nastawień emocjonalnych, a nie rozumowych przekonań – dokonywali amputacji istotnej części ludzkiej natury, tej która wymaga wiedzy, wychowania, doświadczenia.

 

 

Na skutki tak rażących błędów nie trzeba było długo czekać. Niedyrektywni terapeuci skłaniając swych pacjentów do tego, by słuchali jedynie swych najgłębszych niezaspokojonych pragnień, prowokowali w prowadzonych przez siebie grupach niemal epidemię relacji seksualnych, gdyż większość ukrytych, niezaspokojonych żądz okazywała się być natury seksualnej[7].

Mimo fałszów leżących u samych założeń, ten sposób podejścia szybko się rozpowszechnił, jednocześnie przy tym radykalizując. Stworzył podstawy popularnych technik ćwiczenia wrażliwości znanych pod nazwą dynamiki grupowej” lub „grup spotkań”[8].

Pod wpływem inspiracji zasadami psychologii humanistycznej zaczęto poszukiwać najbardziej humanistycznej kategorii aktów wychowawczych. Uznano, że musi to być „wychowanie niekierowane” (niedyrektywne), czyli takie, które nie będzie z góry przyjmowało żadnego ideału osobowości ani stanu rozwoju. Skoro bowiem człowiek, jak głosi psychologia humanistyczna, jest istotą całkowicie wolną, to od jego osobistych decyzji i odpowiedzialności zależą wybrane przez niego formy jego życia; nie istnieją więc żadne reguły doktrynalne czy moralne, które określałyby jak powinno się żyć. Z góry zakłada się, że nie można przewidzieć, jak będzie przebiegał i na czym w istocie będzie polegał proces edukacji w danym przypadku. Aby to urzeczywistnić, trzeba zacząć od zrezygnowania z odwoływania się do jakiegoś z góry przyjętego modelu czy ideału wychowawczego.

W 1969 roku ukazała się książka C. Rogersa pt. Freedom to Learn. A viev of what education might become, która stała się biblią tzw. edukacji humanistycznej i wyznaczyła standard zmian postulowanych w szkolnictwie. Edukacja stopniowo zaczęła się przeradzać w pewien wariant terapii zatracając całkowicie jakiekolwiek etyczno - filozoficzne powiązania.

W ten sposób psychologia humanistyczna legła u podstaw niedyrektywnej pedagogiki, będącej analogią do niedyrektywnej terapii Rogersa. Nastąpiła projekcja wiedzy psychologiczno – terapeutycznej na zjawisko wychowania.

Książka Rogersa przedstawiała teorię, że uczeń jest „klientem” nauczyciela; zadaniem edukacji, podobnie jak terapii, jest doprowadzenie „klienta” do tego, by zaczął wykorzystywać swe najgłębsze, nieuświadomione impulsy i uczucia, co wymaga pracy nad przysposobieniem go do bezwarunkowej akceptacji samego siebie.

W oparciu o założenia psychologii humanistycznej Rogers uznał, że centrum, wokół którego budować powinna się praktyka wychowawcza, ma być badanie samoświadomości wychowanka i jego zdolności do samowartościowania. Postulował w wychowaniu konieczność przyjęcia postawy nastawionej na tworzenie warunków do pełniejszego poznania przez każdego wychowanka samego siebie. W trakcie procesu wychowania należy zatem wdrażać wychowanka do spontaniczności i ekspresywności, do szczerości wyrażania swych myśli i uczuć zgodnie z ich doznaniem (bez zbytniej samokontroli i obawy przed śmiesznością) oraz do otwartości na własne doznania pochodzące z organizmu, tak, by przy podejmowaniu decyzji kierował się całokształtem swych odczuć, a więc doznaniami organicznymi, emocjami a nie głównie przesłankami rozumowymi.

Pedagogika niedyrektywna z biegiem czasu stawała się coraz popularniejsza, z Ameryki, która była jej kolebką, rozprzestrzeniła się po Europie, wchodząc wręcz do kanonu współczesnych nurtów w edukacji. .Jej hasła stały się myślą przewodnią niekończących się debat, rozpraw, seminariów dotyczących wolności i poszanowania godności dziecka i wskazujących na konieczność reformowania szkół i systemów wychowawczych, w oparciu o które szkoły działają.

Opierając się na zasadach wypracowanych przez niedyrektywną terapię zaatakowano podstawy tradycyjnej pedagogiki. Coraz głośniej zaczęto kwestionować zarówno celowość wychowania, wyznaczony przez cel kierunek procesu, podporządkowanie regułom i normom, a także oddziaływanie poprzez autorytet wskazujący i oceniający sposób postępowania.

Potępiono dotychczasową pedagogikę za to, że usiłowała wyrobić u dzieci i młodzieży takie cechy czy właściwości osobowości, jakie pożądane były przez dorosłych. Wychowanie rozumiane w ten sposób uznano za tożsame z narzucaniem komuś uczuć, myśli, doznań, czy intencji, które nie są jego własnymi. Pedagog (tradycyjny) oskarżony został o to, że „zgodnie z patriarchalną mentalnością wszechwiedzącego dorosłego”[9] usiłował ujednolicić przebieg wychowania z ogólnie ustalonymi zasadami, zdeterminować rozwój dziecka ukierunkowując go na przyjęcie pewnego „odgórnie” ustalonego celu, zabijał w związku z tym w wychowanku jego prawdziwe uczucia, pragnienia i intencje. Dokonywał zatem aktu psychicznej (czasem nie tylko) przemocy. Tymczasem, jak uznano, rozwój człowieka nie może następować w wyniku narzucania zmian, ale poprzez tworzenie odpowiednich warunków, które sprzyjają wyzwoleniu się osobowego potencjału drzemiącego w każdym człowieku. „W tym celu trzeba uczyć się zdolności do zerwania z zakazami, samoświadomością, wolą, kontrolą, akulturacją i powagą”[10].

 

 

W 1967 r. ruszył w Stanach program treningu dla nauczycieli mający wdrożyć ich w przyjmowanie „postawy nieosądzającej” i wprowadzanie nowego typu nauczania – „nauczania ułatwiającego”, które musi zastąpić nauczanie tradycyjne[11]. W ramach treningu nauczyciele byli instruowani jak wycofać się na pozycję „facylitatora” oferującego uczniowi „refleksyjne słuchanie” i „nieosądzającą akceptację” zamiast instruktażu i krytycznego oceniania.

Program nastawiania nauczycieli na zmianę podejścia do procesu wychowania szybko przekroczył granice Stanów Zjednoczonych, zyskał wielką popularność w Europie zachodniej, dotarł już i do nas.

Postulowane zmiany w pedagogice wprowadzane są przede wszystkim w obszarze edukacji szkolnej, co przejawia się np. w eliminowaniu relacji między nauczycielem a uczniem opartych na uznaniu jakiejś nierówności między nimi na rzecz wprowadzenia „autentycznego partnerstwa i dialogu”, w eliminowaniu ocen, a także w ogóle w zalecaniu, by nie przykładać nadmiernej wagi do kategorii nauczania, bo wszystko, czego można się nauczyć, ma niewielkie znaczenie dla życia, chyba, że zostało odkryte i przyswojone samodzielnie. Nic dziwnego, że pedagogika niedyrektywna przybiera na tym obszarze postać ruchu zwanego „edukowaniem inaczej”[12]

Pedagogika staje się więc powoli psychologią terapeutyczną, nie tylko nie mającą nic wspólnego z etyką, ale wręcz „antyetyczną”. Nie dość, że zaniedbuje się możliwość moralnego wychowania dziecka, ale w ogóle odrzuca istnienie norm moralnych, powszechnie obowiązywalnych, uznając za jedyną normę realizację swych wewnętrznych pragnień (współbrzmi z nią dobrze słynne rodzime „róbta co chceta”). Psychologia skoncentrowana jedynie na analizie wewnętrznych impulsów została uznana za substytut etyki i podstawę do wyprowadzania wszelkich wychowawczych wniosków. Dlatego pedagogika unika mówienia o tym, co dobre, co złe, gdyż to przekracza zdecydowanie jej możliwości. W nowej relacji pedagogicznej terapeuta, a do tego w efekcie sprowadza się oddziaływanie każdego wychowawcy, nie ocenia – zwłaszcza pod kątem moralnym – swego „klienta” i nie krytykuje jego postępowania. Nie jest w stanie udzielić pouczenia: „Tak nie można postępować”, nie może przecież odwołać się do zewnętrznych norm, a tym bardziej oprzeć się na Bogu – moralnym Absolucie. Może tylko udzielić rady: „Wsłuchaj się w swoje wewnętrzne impulsy i postępuj zgodnie z nimi, sam musisz zdecydować, co jest dobre, co złe”[13].

Za pośrednictwem pedagogiki naszą kulturę opanował radykalny nurt sprowadzający moralność do obszaru uczuć, głoszący subiektywizm (wszelkie przesłania moralne, którymi kieruje się człowiek w swym życiu muszą pochodzić z jego wnętrza), relatywizm (nie istnieje żadne obiektywne dobro ani zło) oraz antyautorytaryzm (wychowawca nie może niczego narzucać ani wymagać).

Jest to niezwykle skuteczna droga, by zniszczyć naszą cywilizację. Nie bez racji mówiło się o Maslowie i Rogersie, że to dwa największe nazwiska w psychologii, które zmieniły świat. Dzięki psychologii humanistycznej na naszych oczach dokonuje się moralny przewrót blokujący rozwój „dawnej” kultury (trzeba odrzucić wszystkie „uwarunkowania”, a więc wszelki przekaz międzypokoleniowy, czy to dotyczący wiedzy, czy kultury, tradycji), a wprowadzający do niej zupełnie nowe, całkowicie subiektywne „wartości”.

Zwróćmy jeszcze uwagę, że Maslow, który przyjął dla psychologii humanistycznej termin „trzecia siła”, szybko doszedł do wniosku, że na kulturowym horyzoncie pojawia się coś, co określił jako „siłę czwartą”. Jest to najszersze pole psychologii, które „...zajmuje się badaniem najwyższego potencjału ludzkiego oraz rozpoznaniem, zrozumieniem i realizacją jednoczących, duchowych i transcendentnych stanów świadomości"[14]. Nurt ten znany jest pod nazwą psychologii transpersonalnej, będącej inną, bardziej „spsychologizowaną” nazwą „New Age. To psychologia, która chce zastąpić nie tylko etykę, ale też otwarcie chce wchłonąć religię, uznając, że orientacja humanistyczna w obliczu przeprowadzonych cywilizacyjnych przemian jest już za wąska.

Aleksandra Gondek - ilozof, współpracownik Fundacji Servire Veritati.

 


[1] Na ścisły związek, jaki istniał między tradycyjną myślą pedagogiczną, a etyką dobitnie zwrócił uwagę jeden z koryfeuszy tego nurtu – o. Jacek Woroniecki, gdy swe obszerne dzieło, będące opracowaniem podstawowych zagadnień wychowawczych, zatytułował Katolicka etyka wychowawcza
[2] Patrz: M. A. Krąpiec, Psychologia Racjonalna, Dzieła, t. XX, RW KUL, Lublin 1996. Dziś psychologia racjonalna jest dyscypliną niemal zupełnie nie znaną, sam termin „psychologia” w zastosowaniu ogranicza się do współcześnie uprawianych badań nad mechanizmami rządzącymi psychiką i zachowaniem człowieka.
[3] Stąd w wielu współczesnych teoriach wychowania bez trudu daje się zauważyć zaniedbywanie czynników duchowych na rzecz wyakcentowania zmysłowych, przybierające postać swego rodzaju sentymentalizmu (tak łatwo rozpoznawalnego w dzisiejszej myśli pedagogicznej – nierzadko także tej, która określana bywa mianem pedagogiki katolickiej) uznającego, że w życiu moralnym, a nawet religijnym najważniejszą rolę odgrywają uczucia zmysłowe.
[4] B. Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s.121.
[5] Wymienieni autorzy mieszczą się w nurcie psychologii humanistycznej stanowiąc jej trzon, choć nie wszystkie ich poglądy były ze sobą zbieżne.
[6] Informacje opracowane głównie na podstawie artykułu E. Michael Jones, Carl Rogers and the IMH Nuns: Sensitivity Training, Psychological Warfare and the „Catholic Problem” opublikowanego w: „Culture Wars Magazine” (październik–listopad 1999) oraz wywiadu z W. R. Coulsonem pt. We overcame their traditions, we overcame their faith, The story of repentant psychologist,, który ukazał się w: „The Latin Mass”, (wydanie specjalne, styczeń–luty 1994). W. R. Coulson, wieloletni bliski współpracownik C. Rogersa i twórca „edukacji afektywnej” po 20 latach prowadzenia tego programu określił swój projekt jako nieudany i stwierdził, że jest „winien przeprosiny rodzicom”.
[7] We wspomnianym wywiadzie W. R. Culson oskarża praktyki stosowane w ramach niedyrektywnej terapii (wprowadzanej również np. w katolickich szkołach, jak choćby podany przez niego przykład szkół w Kalifornii prowadzonych przez Zakon Sióstr Niepokalanego Serca Maryi) o rozbudzanie dewiacji seksualnych, w tym homoseksualizmu. Jak twierdzi Coulson, myśl Rogera zawarta np. w jego książce: On Becoming a Person, dostarczyła podstawowych argumentów ruchowi gejowskiemu.
[8] Bardzo popularne praktyki psychologiczne rozpowszechnione w latach 60. Uczestnicy każdej z takich grup pod kierownictwem terapeuty zachęcani byli do zaangażowania się w „niedyrektywne” autoanalizy i do odkrywania swych prawdziwych uczuć, jakie zachodzą w ich relacjach z innymi członkami grupy. Ten rodzaj psychologii zdominował w Ameryce całkowicie takie formy edukacji, jak tzw. seks-edukacja, drugs-edukacja, czy edukacja mająca walczyć z tendencjami samobójczymi. Co ciekawe, efektem był wzrost zwalczanych przez daną „edukację” zjawisk. Praktyka ta przybierając różne formy, ale zawsze zgodne z podstawami psychologii humanistycznej, bardzo rozpowszechniła się w wielu środowiskach – również niektórych wspólnotach powstających przy Kościele.
[9] Cyt. za B Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s. 121.
[10] A. H. Maslow, Motywacja i osobowość, Warszawa 1990, s. 20-22.
[11] Współpracownik Rogera, dr Coulson, przyznaje że, chcąc wprowadzić wśród nauczycieli niedyrektywną postawę sami organizatorzy tych treningów nie mieli zamiaru być niedyrektywni; „Pewnie, że nie. nikt, kto ma zdrowy rozsądek, nie będzie niedyrektywny w stosunku do swych własnych idei, (wywiad z W. R. Coulsonem).
[12] Za B. Śliwerski, Współczesne teorie i nurty wychowania, Kraków 1998, s. 128.
[13] W wywiadzie udzielonym przez Coulsona. znajdujemy ciekawą uwagę na temat częstego stosowania w USA metody niedyrektywnej w konfesjonałach.
[14] Określenie zamieszczone w pierwszym numerze „Journal of Transpersonal Psychology” z 1969r.