Jedną nogą na mistrzostwach

Michał Bondyra

publikacja 05.10.2012 23:41

Po strzelonym golu przybijają „piątki” kulami, dzięki którym biegają. Chodź dzieli ich wszystko: charakter, wiek, wykonywana praca, łączy jedno – serce do futbolu. Piłkę kopią świetnie, mimo że jedną tylko nogą.

Przewodnik Katolicki 39/2012 Przewodnik Katolicki 39/2012

Nie odcięli za karę

Zaczęło się ponad rok temu od filmu, który wspólnie oglądali studenci warszawskiej AWF. Jego bohaterami byli brazylijscy piłkarze po amputacjach. – Chciałem napisać o tym artykuł, ale jak zacząłem się wgłębiać w temat, postanowiłem stworzyć drużynę. Tym bardziej że o piłkarzach po amputacjach nikt u nas nie słyszał – wspomina Mateusz Widłak, pomysłodawca i inicjator Amp Futbol Polska. Dociekliwy student fizjoterapii zaczął od kontaktu z angielską federacją – europejską kolebką tej dyscypliny. – Ostrzegali mnie, że początki mogą być trudne, ale postanowiłem spróbować – przekonuje 26-latek. Mateusz założył stronę internetową. Wydrukował plakaty, które wywiesił w siedzibach instytucji pomagających osobom po amputacjach. Zostawił też ślad na Facebooku. Wierzył, że mu się uda. Przecież piłka nożna, mimo permanentnego braku sukcesów, to w Polsce wciąż sport nr 1. Miał rację. Na pierwsze zgrupowanie do stolicy dotarło 13 osób. Musieli się przełamać, bo większość z nich na co dzień nosi protezy, a tu wchodząc na boisko, publicznie mieli pokazać się bez nich. – Wytłumaczyliśmy sobie, że brak nogi to nie powód do wstydu, bo przecież tej nikt im nie odciął za to, że zrobili coś złego – tłumaczy. Przybył też trener Marek Dragosz. – Był jednym z czterech, którzy odpowiedzieli na moje zaproszenie. Tylko jednak jemu pasował termin. Zobaczył, jak to u nas wygląda i… jest z nami do dziś – mówi twórca Amp Futbol Polska. Trafił w dziesiątkę, bo okazało się, że trener Dragosz, pracując w Afryce z piłkarzami, widział treningi w tej dyscyplinie. – Dobry człowiek na odpowiednim miejscu – kwituje krótko.

Nieprzespana noc

Zgrupowania odbywają się przynajmniej raz w miesiącu. Systemem weekendowym. W sumie trzy treningi. Każdy po półtorej godziny. Rozciąganie z Grzegorzem Skrzeczką – fizjoterapeutą, kilka ćwiczeń taktycznych, technicznych z piłką i gierka. – Zazwyczaj w niedzielę kończymy pełnowymiarowym meczem – tłumaczy Widłak, który w drużynie pełni rolę menedżera. To on dwoi się i troi, by załatwić pieniądze na pobyt zawodników. – Wszyscy – zarówno sztab, jak i gracze – to pasjonaci. Robimy to za darmo, ale i tak potrzeba 4–5 tys. zł na nocleg, wyżywienie, bo chłopaki zjeżdżają się z całej Polski – uświadamia. W marcu dostają zaproszenie z Anglii. Mają grać z Irlandią, Niemcami i gospodarzami. Na wyprawę do Ligh Sports Village pod Manchesterem potrzeba już większych pieniędzy. Na wysokości zadania staje PZPN, który funduje koszulki z orzełkiem i 12 biletów lotniczych. Związek uznaje ich za reprezentację Polski. Pierwsza eliminacja, bo na treningi regularnie przyjeżdża już blisko 30 osób. Jadą najlepsi. – Dla chłopaków było to wielkie przeżycie, noc przed debiutem z Irlandią nie mogli spać – wspomina początki Widłak. Wygrali 2:1. Pierwszym strzelcem został Mateusz Kabała, stoper, o którym menedżer kadry mówi, że poza boiskiem to oaza spokoju, ale podczas gry potrafi skoczyć rywalowi do gardła i zdrowo zrugać kolegów, gdy gra się nie klei. Polacy rozgromili jeszcze 4:0 Niemców. Wygrali też powtórnie z Irlandczykami. Porażka z Anglikami spowodowała, że musieli zadowolić się drugim miejscem. Znakomitym.

Powrót

W Amp Futbol grają w 25 krajach; tam, gdzie konflikty zbrojne okaleczają ludzi oraz tam, gdzie futbol ma wielowiekowe tradycje. Kilku chłopców Marka Dragosza to byli piłkarze. Przed amputacjami nóg grali w okręgówce lub trzeciej lidze, jak choćby Paweł Kwaśniewski, który sukcesy osiągał też w pływaniu. Bramkostrzelny stoper Mateusz Kabała był z kolei u progu kariery, gdy zdarzył się wypadek. – Miał kilkanaście lat, jak przechodził z okręgówki do III ligi. Już podpisał umowę. W autobus PKS-u, którym jechał wbił się TIR. Przeżył, ale stracił nogę – opowiada jego historię Widłak. Gra w reprezentacji Amp Futbolu to też powrót do piłki dla kapitana drużyny, Przemysława Świercza. – Ostoja obrony i dobry duch drużyny. Głowa nigdy mu się nie „gotuje”. Szalenie pozytywna postać – komplementuje go menedżer kadry. Swoją pozytywną energię Świercz przelewa też na obozach na dzieci, ucząc je pływać. Ewenementem piłkarskim jest pierwszy bramkarz – Jakub Popławski, który z powodzeniem gra na co dzień jako… skrzydłowy w Mazovii Mińsk Mazowiecki. Ma sprawne obie nogi, ale kikut zamiast lewej ręki. Wszystko jednak zgodnie z zasadami, które określają, że w polu grają zawodnicy po amputacji jednej z nóg, a na bramce jednej z rąk. Według zasad nie ma też spalonych, nie można stosować wślizgów, a wymiary boiska i bramek odpowiadają popularnym orlikom. Gra się w siedmiu i krócej. O 40 minut. Jak zapewnia jednak Mateusz Widłak, który próbował grać o kulach, to i tak straszny wysiłek. – Kilka razy zdarzyło się, że w ferworze walki kule się łamały – dodaje, podkreślając waleczność zawodników.

Kamikadze gra z Messim

– „Kamikadze” – tak nazwaliśmy Sebastiana Ziółkowskiego. Na pierwszym treningu zupełnie sobie nie radził, ciągle się przewracał. Baliśmy się, że na drugie zgrupowanie już nie przyjedzie – tłumaczy Mateusz Widłak, zaczynając opowieść o tych, co z piłką zetknęli się po raz pierwszy po amputacji. Przyjechał i robi to do dziś. Swoją walecznością wzbudza podziw, a ambicja doprowadziła go do naprawdę dobrej gry i zmiany ksywki na „Kałużny” (od walecznego byłego piłkarza pełnosprawnej kadry). – Nagrodą za jego pracę była piękna bramka, którą strzelił z dystansu w meczu z Niemcami – chwali
26-letniego… dekarza z Cekcyna. Każda kadra ma swoją gwiazdę. U Dragosza jest nią Bartek Łastowski. – Mówimy na niego „Messi”, bo tak jak Argentyńczyk jest mały i niepozorny, ale szybki i świetny technicznie. Genialnie drybluje. On ma do nas najdalej, bo dojeżdża aż spod Szczecina – mówi o 15-letnim filarze napadu menedżer kadry. Tata postawił mu warunek: „możesz grać, jak się podciągniesz w nauce”. Poskutkowało. Stopnie ma lepsze, a na zgrupowaniach zawsze jest pierwszy. Mianem gwiazdy można też ochrzcić Kamila Rośka. Jego rodzinny Nowy Sącz dumny jest nie tylko z bramki z Anglią, ale przede wszystkim z wicemistrzostwa świata w biathlonie i jego udziału na paraolimpiadzie.

„Teraz druga noga”

Kilkanaście dni temu grali kolejny turniej. Tym razem pierwszy raz w Polsce. W stolicy na północnej Pradze. Choć tym razem zajęli trzecie miejsce, zagrali lepiej niż w Manchesterze. – Irlandczyków rozbiliśmy 5:0, a w meczach z Anglikami (2:3) i silnymi Ukraińcami (1:3) dobre wyniki były o włos. Najważniejsze, że nie było kontuzji – mówi zadowolony pomysłodawca Amp Futbol Polska, jednoczesny organizator warszawskiego turnieju. Skąd ten błyskawiczny progres? – Zebrała się u nas fajna paczka chłopaków, którzy dobrze się ze sobą czują, do tego potrafią grać – przekonuje. O atmosferze niech świadczą choćby żarty pokazujące dystans zawodników do swojego kalectwa. – Nieraz się zdarzy na treningu, że podczas ćwiczeń ktoś krzyknie „teraz druga noga” albo jedną parę butów na dwóch zamawiają – daje przykłady. Imponujący progres w wynikach i jakości gry nie przeszedł bez echa w świecie. Istniejąca od roku kadra została zaproszona na trzecie oficjalne mistrzostwa świata w Kaliningradzie. Zagrają z 11 najlepszymi drużynami globu. Jako jedyni z Europy obok gospodarzy, Anglii i Turcji. – Doceniono nasz szybki rozwój i zaangażowanie, choć o to miejsce starało się kilkanaście innych krajów – Mateusz Widłak nie może uwierzyć w coś, co jeszcze w czerwcu rozpatrywał w kategoriach niespełnianych marzeń. Teraz na gwałt szuka 7 tys. zł, by po opłaceniu autokaru i ubezpieczenia z trzynastką wybrańców 6 października przemierzyć 320 km z Warszawy do Kaliningradu.