Służyć młodemu człowiekowi prawdziwie

Rozmowa z bp. Markiem Mendykiem

publikacja 26.11.2012 11:12

Z bp. Markiem Mendykiem – przewodniczącym Komisji Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski – rozmawia ks. inf. Ireneusz Skubiś

Niedziela 48/2012 Niedziela 48/2012

 

KS. INF. IRENEUSZ SKUBIŚ: – Co jest dziś priorytetem Komisji Wychowania Katolickiego KEP? 

BP MAREK MENDYK: – Mamy sporo zadań, przypisanych statutowo przez Konferencję Episkopatu Polski, ale tym, co szczególnie nas dzisiaj zajmuje, jest miejsce nauczania religii w polskich szkołach. Ta sprawa leży nam na sercu, gdyż jest to troska o przyszłość polskiej katechezy. Wprawdzie MEN zapewnia nas, że się nic nie zmieni, ale działania, które są podejmowane, budzą nasz niepokój.

– Podpowiedzmy niezorientowanym czytelnikom, o co konkretnie chodzi. 

– 7 lutego br. zostało podpisane rozporządzenie w sprawie ramowych planów nauczania, które wyraźnie marginalizują obecność religii w programie szkolnym. Do tej pory religia znajdowała się w tzw. ramówce, czyli w grupie przedmiotów obowiązkowych, mimo że sama jest przedmiotem nieobowiązkowym, co oznacza, że z chwilą decyzji rodziców, iż dziecko będzie chodzić na religię, ten przedmiot staje się obowiązkowy. Dzisiaj religia wraz z etyką znajdują się w zupełnie innym bloku – tzw. zajęć szkolnych, czyli tych, które szkoła organizuje. Powoduje to zmianę statusu nauczania religii w szkole, ale też zmienia się sposób podejścia samorządów do tego przedmiotu. Wprawdzie ministerstwo wystosowało specjalny list do jednostek samorządu terytorialnego, w którym informuje, że gdy chodzi o organizację zajęć z nauczania religii, wszystko pozostaje na tym samym miejscu, nie wiemy jednak, czy taka będzie interpretacja tego rozporządzenia w kolejnych latach.

– Jeżeli jakiś samorząd będzie uważał, że religia jest niekonieczna – zwłaszcza tam, gdzie władzę mają ludzie lewicy albo wprost ateiści – to można będzie wprowadzić jakiś inny porządek, który eliminuje katechizację ze szkół na tym terenie. Czy tak? 

– Taka możliwość i takie niebezpieczeństwo istnieją. Spotykaliśmy się już z tym, że nawet jeśli samorząd jest przyjaźnie nastawiony do nauczania religii w szkole, to wyraźnie sugeruje się, że subwencja na tego typu zajęcia jest niewystarczająca. Pojawiają się też głosy, czy nie sprowadzić dwugodzinnego wymiaru katechezy w tygodniu do jednej godziny albo wprowadzić jakąś dodatkową, choćby symboliczną odpłatność. Przy czym to, co nas szczególnie niepokoi, to brak zrozumienia dla przedmiotu, jakim jest religia w szkole. Powiedziałem o tym na spotkaniu w ministerstwie przed kilkoma dniami: dziwi nas, iż ministerstwo nie szuka w  procesie kształtowania młodego pokolenia sojusznika, który by wspierał działania edukacyjne właśnie w Kościele, w katechetach, w samej katechezie. My niczego innego nie robimy na lekcjach religii, jak uczenie otwartości, szacunku, odpowiedzialności, miłości do ojczyzny. Dlatego też trochę nas zaskakują tego typu działania ministerstwa.

– Słyszymy czasem, że religia jest mało ważnym przedmiotem. Ja sam m.in. w swoich felietonach przekonywałem wielokrotnie, że człowiek odchodzi na tamten świat z myślą religijną i w tej ostatniej chwili nie będzie pamiętał wzorów fizycznych czy chemicznych lub innych pewników naukowych, ale będzie wiedział, co znaczy przejście do wieczności. Czy Księdzu Biskupowi udaje się takich ludzi merytorycznie przekonać?

– Podejmujemy rozmowy. Nie ukrywam, że są bardzo trudne, bo mówiąc kolokwialnie, patrzymy na to samo i każdy widzi co innego. Bardzo nam zależy, żeby wypracować wspólny model patrzenia na religię, jak też i na jej obecność w szkole jako przedmiotu, który będzie wspierał działanie edukacyjne szkoły. Szkoła, dzisiejsi nauczyciele i wychowawcy muszą sobie uświadomić fakt, że człowiek to nie tylko to, w czym można się wyspecjalizować, gdy chodzi o codzienność, o obsługę  urządzeń, instrumentów, ale to także pewna umiejętność  życia. Wiara, która działa przez miłość. Na lekcjach religii staramy się pokazywać, że warto i trzeba, szukając odpowiedzi na różne życiowe pytania, odwoływać się do tego, czym człowiek żyje, w co wierzy, co myśli, co czuje. Ten element wychowania religijnego – w tym momencie nie jest ważne, czy to będzie religia katolicka, czy inne wyznania religijne – jest czymś niezmiernie ważnym w procesie wychowania.

Miałem kiedyś takie doświadczenie. Byłem na stypendium za granicą, miałem okazję w diecezji Eichstätt odwiedzać szkoły, katechetów w nich posługujących, także katechetów niekatolickich. I pamiętam spotkanie z dyrektorem szkoły, kiedy na zakończenie mojego rocznego pobytu tam poszedłem do niego, żeby podziękować za możliwość zbierania nowych doświadczeń. Podczas naszej rozmowy, kiedy mówiliśmy o polskiej szkole, o współpracy z katechetami, z dyrektorami szkół, z Kościołem, w pewnym momencie ten przeprosił, mówiąc: – Przepraszam, jest godzina 11.15, muszę nadać dla szkoły komunikat. Podszedł do urządzenia, włączył radiowęzeł i nadał komunikat tej treści: „Przypominam, że dzisiaj jest wtorek, spotykamy się na naszym szkolnym nabożeństwie

o godz. 13 w kościele św. Jana”. Podziękował i usiadł przy stole. Kiedy zauważyłem: – Panie dyrektorze, my w Polsce mamy dobre relacje z dyrektorami szkół, ale prawdopodobnie tego typu ogłoszenie leżałoby już w gestii katechetów lub duszpasterzy w danej szkole. Odpowiedział: – Proszę księdza, stoję na czele tej szkoły, organizuję zajęcia z różnych przedmiotów, także z religii. Uczą się u nas grekokatolicy, katolicy, jest sporo ewangelików, a ja jestem odpowiedzialny za to, żeby uwzględniać też to, z czym te dzieci przychodzą ze swoich domów.

 

 

 

– Obserwowałem kiedyś w Niemczech stosunek państwa do religii. W Polsce traktuje się ją jak coś wstydliwego, coś, co jest prawie zabronione. Myślę, że są to relikty komunistyczne. Tam traktuje się religię jako coś normalnego...

– Bo to jest coś normalnego. Jednak kiedy spotykamy się z katechetami, z dyrektorami wydziałów katechetycznych, słyszymy, że ciągle religia jest takim piątym kołem u wozu w szkole, że te środowiska ciągle nie widzą ogromnej pracy, którą wykonują katecheci w szkołach. To nas trochę martwi. Wiele już udało się zrobić, ale na pewno jest jeszcze wiele do zrobienia. To, co robią katecheci, naprawdę budzi uznanie i szacunek. Uczestniczymy w komisjach na kolejne stopnie awansu zawodowego, przysłuchujemy się, co mówią dyrektorzy szkół. Naprawdę z uznaniem mówią o pracy nauczycieli religii. Pamiętam też świadectwo – zresztą kilka razy się pojawiało i w różnych miejscach – że jedyną osobą, na którą naprawdę można liczyć w szkole, jest pani katechetka, ksiądz katecheta czy pan od religii.

Trzeba zwrócić uwagę, że nauczyciele religii, katecheci mają jakby dodatkową motywację w misji, którą podejmują w szkole, tzn. motywację wiary, wrażliwość wiary, że się nie załamują, choć jest im ciężko. Często są jedynymi nauczycielami czy jedyną grupą w szkole, która jest gotowa do poświęceń, nie liczy czasu, czasem swoich pieniędzy. Są bardzo dyspozycyjni i ofiarni. Myślę, że jest okazja, żeby katechetów jakoś uhonorować.

– A jak Ksiądz Biskup ocenia stan polskiej katechezy, poziom merytoryczny, przygotowanie nauczycielskie?

– Na pewno jeszcze 20 lat temu spora grupa nauczycieli religii trafiła do pracy w szkole, powiedzmy szczerze, trochę z przypadku. Po latach u wielu z nich odkrywa się jakieś życiowe powołanie. Może tak właśnie Pan Bóg to wszystko poukładał, że mogli się trochę przekwalifikować i na nowo odczytać swoją misję w szkole. Dzisiaj, po 22 latach, mogę powiedzieć, że to są fachowcy, którzy mają dobrze zorganizowany warsztat pracy, dobre podręczniki. Kiedy patrzymy na podręczniki polskie i te wydawane za granicą, nie musimy mieć najmniejszych kompleksów. Wszystko jest na wysokim poziomie. Co mnie jakoś szczególnie buduje, a co też widać podczas wizytacji w szkołach, to fakt, że katecheci są grupą świetnie zorganizowaną w zakresie technologii informacyjnej. Idą z duchem świata, ale nie poddają się zbyt łatwo temu, co niesie świat. I to jest piękne. Tym, co jakoś nas chyba dodatkowo motywuje do pracy, która czasami wydaje się być  bez nagrody i bez jakiegoś szczególnego zauważenia, jest motywacja wiary.

– Kiedy religia zaczęła wchodzić do szkół, na kwestionowanie jej przez jedną z redaktorek pewnego pisma, jakoby katolickiego, odpowiedziałem 8-stronicowym listem, oczywiście broniąc katechezy w szkole. Tłumaczyłem, że religia ma prawo i miejsce być w szkole. Dzisiaj też są tacy, którzy chcieliby, żeby religii w szkole nie było, którzy myślą, że można byłoby znaleźć pieniądze, wyrzucając religię ze szkół.

– Religia musi mieć swoje miejsce w szkole. To żaden przywilej. Po prostu musimy być w tej przestrzeni, w której jest człowiek. To, co dokonało się w roku 1990, było działaniem opatrznościowym. To, że jesteśmy w szkole, że mamy możliwość oddziaływania na młodych ludzi, że mamy możliwość szukania razem z nimi odpowiedzi na różne życiowe pytania – to nie był przypadek. Na pewno łatwiejsza była katecheza w parafii, bo przychodzili na nią najgorliwsi. Łatwo było zbudować wspólnotę. Po 6 czy 8 godzinach pracy nie przychodziłem do domu taki zmęczony, jak później, kiedy poszedłem do szkoły i wracałem po 4 godzinach.

Dzisiaj nasze być – to szkoła, co nie znaczy, że nie mamy szukać jakiegoś sposobu, żeby organizować zajęcia dodatkowe, uzupełniające, pogłębiające właśnie w środowisku parafialnym. Tu się ostała katecheza sakramentalna, ale gdzieś po drodze umknęły nam kontakty z rodzicami, katecheza dorosłych, której praktycznie nie ma. Trzeba szukać różnych sposobów, żeby ich ewangelizować, żeby podejmować pedagogizację rodziców, pokazywać, jakie są zagrożenia, szukać sposobów, żeby pomóc im w wychowaniu.  Po to jest też chyba nowa ewangelizacja, żeby obudziła nowe motywacje, nową energię i siły oraz nowe zaangażowanie. To jest chyba dobry czas dla Kościoła w Polsce.

– Czy Ekscelencja zauważa rolę prasy katolickiej w katechezie szkolnej?

– Przez 13 lat towarzyszyłem biskupowi w wizytacjach, które prowadził. Dzisiaj czynię to sam przez pracę innych. Za każdym razem w zaleceniach powizytacyjnych było napisane: promować prasę katolicką i wprost: przynosić do pokoju nauczycielskiego prasę katolicką – nawet dużymi literami było napisane: „NIEDZIELA”.

Nie wyobrażamy sobie, jako duszpasterze, funkcjonowania Kościoła bez prasy katolickiej. Pamiętam, w mojej rodzinnej parafii był taki czas, że „Niedziela” przychodziła już we wtorki. Dwóch, trzech ministrantów brało adresy osób, które zadeklarowały chęć otrzymywania „Niedzieli” do swojego domu już wcześniej (czwartek, piątek, sobota), i rowerami jeździło po miejscowości, rozwożąc gazety. Przyjeżdżałem do mamy w czwartki, bo miałem zajęcia blisko domu rodzinnego, i tam już w czwartek była „Niedziela”. To było piękne, że to, co będzie czytane na ambonie w niedzielę, mogliśmy przeczytać już w czwartek. Zawsze tę gazetę dawało się potem komuś innemu, czytali nawet ci, którzy nie mieli szczególnych relacji z Kościołem. Czytając różne artykuły, komentarze, felietony, ludzie poszerzali swoje myślenie, wiedzę. To, czego nie znaleźli w innych mediach, to znajdowali w pismach katolickich.

– Myślę, że Księdza Biskupa musi też interesować katolicka prasa dziecięca. Jak ją Ekscelencja postrzega? Czy znane jest Księdzu Biskupowi wydawane przez nas „Moje Pismo Tęcza”?

– Bardzo się cieszę, że są różnego typu propozycje, także dla dzieci. Kiedy odwiedzam parafie, zawsze księża dodatkowo gromadzą dzieci, najczęściej te, które przygotowują się do I Komunii św., ale także dzieci młodsze, po to, żeby dać im do ręki np. „Tęczę”. To ogromna pomoc w pracy wychowawczej dla rodziców. To dodatkowy katecheta, nauczyciel religii w domu.