Poszukiwacze Chrystusa

Rozmowa z ks. Janem Abrahamowiczem

publikacja 15.12.2012 23:18

O duszpasterstwie osób żyjących w związkach niesakramentalnych oraz duszpasterstwie osób opuszczonych przez współmałżonka opowiada ks. Jan Abrahamowicz.

Rycerz Niepokalanej 12/2012 Rycerz Niepokalanej 12/2012

 

Przemysław Radzyński: Czym są związki niesakramentalne?

ks. Jan Abrahamowicz:
Związek niesakramentalny to związek kobiety i mężczyzny, w którym przynajmniej jedna z osób zawarła sakramentalne małżeństwo, potem cywilnie rozwiodła się i weszła w ponowny związek. Są wprawdzie osoby, które mieszkają razem i żyją ze sobą na wzór małżeński bez żadnych umocowań prawnych – tak cywilnych, jak kościelnych, ale takich par nie nazywa się związkami niesakramentalnymi, tylko wolnymi związkami.

Bardzo klarownie wyjaśnia to Ojciec Święty Jan Paweł II w Adhortacji apostolskiej o rodzinie Familiaris consortio, gdzie – począwszy od 79 punktu – znajdują opis sytuacje nieprawidłowe dla małżeństwa, a wśród nich powtórne związki małżeńskie bez sakramentu, czyli niesakramentalne.

PR: Duszpasterstwo, którym ksiądz kieruje, skupia rozwiedzionych, którzy weszli w no-we związki?

JA:
Zasadniczo są to osoby, których sakramentalne małżeństwo z różnych przyczyn rozpadło się. Mają za sobą traumę rozwodu, nadto nie sprostali wymogowi samotności. W trudnej dla siebie chwili spotkali kogoś, kto okazał się im życiowo pomocny. Zatem związali się razem na dalszą część życia, nie bacząc na konsekwencje takiej decyzji.

PR: W przypadku rozwodników można by ich chyba podzielić na tych, którzy zostali opuszczeni przez współmałżonków i na inicjatorów zerwania więzi małżeńskich?

JA:
Trafna ocena jest tu bardzo trudna. Subiektywizm, odczucie porażki i krzywdy potrafi nawet przesłonić prawdę. Rzeczywiście – jak zauważa Jan Paweł II we wspomnianej adhortacji – istnieje "różnica pomiędzy tymi, którzy próbowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo". Kiedy zaczynaliśmy się spotykać, uważałem, że istnieje jakiś szablon dla tego problemu. Tymczasem spotkania i rozmowy indywidualne pokazały, że każda droga jest nieco inna. Owszem doświadczenie pozostało wspólne: dramat nieudanego małżeństwa i przeświadczenie, że wchodząc w ponowny związek, pozostawili Boga gdzieś na boku, a teraz za Nim tęsknią. Mają z przeszłości doświadczenie wiary, a dziś nie mogą przyjmować Eucharystii i sakramentu pokuty.

PR: Czemu służy taki rodzaj duszpasterstwa?

JA:
Człowiekowi, który się zagubił, trzeba próbować pomóc odnaleźć drogę. Tak czynił Chrystus, tak próbuje czynić dziś Jego Kościół. "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają... Nie przyszedłem wzywać sprawiedliwych, ale grzeszników" – podkreśla Jezus. Mamy świadomość, że to Pan Bóg daje nam dar czasu. Dlatego częstą modlitwą jest prośba o to, by go wystarczyło na pełne nawrócenie. Zakłada ono powrót do pierwotnej wierności. Jeśli nie można wrócić do sakramentalnego współmałżonka, pozostaje życie w czystości, jak brat z siostrą. Nie jest to łatwe, ale są takie pary w naszym duszpasterstwie (blisko 20 osób korzysta z sakramentów). 5 pierwszych lat duszpasterstwa wydawało się w tym temacie zupełnie bezowocne. Trwaliśmy jednak razem. Okazało się potem, że był potrzebny czas, aby dojrzeć do takiej decyzji. Pan Bóg daje różne znaki. Odchodzili od nas ludzie stosunkowo młodzi: 40-, 50-letni. Nowotwór rozwinął się gwałtownie i człowiek w oczach gasł. Świadomość, że Pan Bóg może nas w każdej chwili powołać do siebie, jest nieustannym wezwaniem do czuwania.

PR: Czy czas, kiedy małżonkowie muszą pozostawać w czystości, żeby móc wrócić do życia sakramentalnego, jest określony jakimiś przepisami kościelnymi?

JA:
Sprawa ta nie jest kwestią przepisów kościelnych, ale określa ją praktyka duszpasterska. W archidiecezji krakowskiej zakładamy przynajmniej rok abstynencji seksualnej w związku, aby potwierdzić w czasie, że jest to decyzja, której można sprostać.

PR: A warunek uniknięcia publicznego zgorszenia? Przecież istnieje niebezpieczeństwo, że otoczenie, widząc ich przystępujących do Komunii świętej, mogło by mieć wątpliwości co do nauczania Kościoła na temat nierozerwalności małżeństwa.

JA:
W uzasadnionym przypadku zaleca się przyjmowanie sakramentów poza swoją parafią, gdzie są anonimowi. W dużym mieście nie ma z tym problemu. Trudniej na wsi.

PR: Do duszpasterstwa należą osoby, które mają wątpliwości co do ważności swoich pierwszych małżeństw?

JA:
Także i tacy. Uczestniczyłem w trzech ślubach sakramentalnych, które stały się możliwe na skutek orzeczenia sądu biskupiego o nieważności wcześniej zawieranego związku. Wprawdzie to nie są liczne przypadki, ale jeśli ktoś ma uzasadnione wątpliwości, czy któryś z istotnych elementów małżeństwa nie został pominięty, trzeba prosić o rozstrzygnięcie właściwy sąd kościelny.

PR: Zdarzają się takie sytuacje, że małżonkowie wracają do swoich sakramentalnych związków?

JA:
Często zranienia są tak bolesne, że nie podejmuje się decyzji o powrocie do męża czy żony z pierwszego związku. Były próby powrotu, ale nieudane. Istnieje natomiast w wielu przypadkach chrześcijańska troska o sakramentalnego współmałżonka. Ktoś jest ciężko chory, potrzebuje specjalistycznych i drogich leków, a jego sakramentalna żona odwiedza go i wspomaga finansowo.

 



PR: Spotkałem się z zarzutem, że Kościół pomaga tym, którzy opuścili swoich współmałżonków, a zaniedbuje tych zostawionych.

JA:
Myśliwi mówią: "Do samotnego zwierzęcia się strzela". Jeśli ktoś jest samotny i z problemami, a spotka kogoś, kto okaże mu współczucie i pomoc, wówczas szybko staje się bezbronny. Pojawia się łatwo propozycja wejścia w nowy związek, tym razem niesakramentalny. Ci, którzy mimo trudności i oczywistych braków pozostają przy Bogu, to bardzo dzielni ludzie. Pan Bóg ich niewątpliwie wspiera, a oni mają otwartą drogę do sakramentów. Ale bądźmy realistami – przedtem były dwie pensje, teraz jest jedna i te same zobowiązania; dziecko wychowywane przez jednego z rodziców stwarza nowe problemy wychowawcze. Dlatego mamy także duszpasterstwo osób opuszczonych przez współmałżonka, samotnych po rozwodzie, żyjących w faktycznej lub formalnej separacji. Spotkania w tym duszpasterstwie pomagają w wielu przypadkach i są dla nich mocnym, duchowym wsparciem.

PR: Jakie są główne przyczyny rozwodów?

JA:
Rozwiedzeni zwracają uwagę na niedojrzałość. "Gdybyśmy byli dojrzalsi, nie podjęlibyśmy takiej decyzji" – mówią. Nie chodzi tu o decyzję o rozwodzie, ale o samo zawarcie małżeństwa. Na etapie przygotowań do sakramentu zabrakło czegoś ważnego.
Inny problem to wtrącanie się w życie młodych ich rodziców. Mamy często nie widzą w zięciu kolejnego syna, ale raczej kogoś, kto odebrał im kochaną córkę.

PR: Czy to przypadek, że korzenie duszpasterstwa prowadzonego przez księdza sięgają roku 2000?

JA:
Rok 2000 był Jubileuszowym Rokiem Odkupienia. Wtedy to zrodziło się we mnie pytanie: Jak pomóc, także osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych, stanąć bliżej Chrystusa? Odpowiedź przyniosły rekolekcje wielkopostne, które zorganizowaliśmy w kościele Świętego Krzyża w Krakowie, w których wzięło udział 450 osób. Przyszli pod osłoną nocy. Zainteresowała się nami nawet lokalna telewizja. Po kolejnych rekolekcjach zapytali mnie: "Czy Kościół będzie się nami zajmował tylko raz w roku? My chcemy się częściej spotykać!" Duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych to ich inicjatywa, ja tylko na nią odpowiedziałem. Spotykamy się regularnie, raz w miesiącu. Wyjeżdżamy na majówki do miejsc związanych z kultem Matki Bożej. Wielkim naszym marzeniem była pielgrzymka do grobu Jana Pawła II, któremu chcieliśmy podziękować za adhortację Familiaris consortio i passus poświęcony osobom żyjącym w związkach niesakramentalnych.

PR: Ta pielgrzymka do Rzymu stała się rzeczywistością?

JA:
Nasze marzenie spełniło się w 2006 r. Odprawiliśmy niezwykłą Mszę świętą przy grobie Jana Pawła II, a po jej zakończeniu uczestnicy złożyli na płycie grobu list ze słowami: "Ojcze Święty, nas również szukałeś, a teraz my przybywamy do Ciebie! Ojcze Święty, przybywamy podziękować Ci za adhortację Familiaris consortio, w której wezwałeś gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, byśmy nie czuli się odłączeni od Kościoła, skoro jako ochrzczeni powinniśmy uczestniczyć w jego życiu. Dzięki tym słowom możemy nadal być w Kościele".

PR: Skąd pochodziła pierwsza myśl o konieczności stworzenia takiego duszpasterstwa?

JA:
Spotykałem tych ludzi w kościele. Widziałem ich niemoc. Byłem im wdzięczny za to, że przychodzą, mimo że nie mogą przystąpić do Komunii. Opowiadali mi o swoim cierpieniu. Zwłaszcza w czasie świąt, kiedy prawie wszyscy przyjmowali Pana, a oni musieli pozostać w ławce. Wiedziałem, że muszę się przygotować do tej pracy i zająć się tymi ludźmi. Po kilkunastu latach funkcjonowania naszego duszpasterstwa widzę pogłębienie i wzrost wiary u tych osób. Niektórzy podjęli dobrowolny wolontariat w hospicjach, rozumiejąc go nie tylko jako formę usłużenia bliźniemu, ale także chęć zadośćuczynienia za własne grzechy. Bywa, że od tego zaczyna się nawrócenie. Znam pary niesakramentalne, które praktykują codzienną wspólną modlitwę i mogłyby być w tym wzorem dla wielu.

PR: Jak ksiądz przygotowywał się do tych spotkań?

JA:
Wiedziałem, że aby pomóc, najpierw muszę wysłuchać i starać się ich zrozumieć. Już wtedy okazało się, że każda historia jest inna i nie da się ich włożyć do tego samego worka. W ludziach tych była obecna, i jest nadal, wielka tęsknota za Bogiem. W naturalny sposób trafili oni do mojego kapłańskiego brewiarza. Rozmawiam o nich z Bogiem.

PR: Ksiądz porównuje osoby z duszpasterstwa do Zacheusza.

JA:
Zacheusza i niesakramentalnych łączą: ciekawość, pojawiające się pytania, dobre chęci i wewnętrzny niepokój. Jest to niepokój ku dobremu. Widzę w nich poszukiwaczy Chrystusa – ludzi ciekawych Boga. Spotkanie z Chrystusem może odmienić ludzkie życie. I tak też się dzieje. Przestali bać się wiary i zachowywać tchórzliwie wobec Boga. Podjęli apostolstwo wśród ludzi w podobnej sytuacji. Dzielą się dobrem, którego sami doświadczyli.

Gdyby wszystkie osoby żyjące w związkach niesakramentalnych pozwoliły się zaniepokoić Jezusowi niczym Zacheusz, podobne duszpasterstwa w Polsce pękałyby w szwach.

PR: Co na podstawie duszpasterskiego doświadczenia doradzałby ksiądz małżonkom, żeby nigdy nie trafili do grupy, którą ksiądz prowadzi?

JA:
Znana zasada mówi: "Lepiej zapobiegać niż leczyć". W tym przypadku jest podobnie. Małżeństwo, jako sakramentalna więź miłości, musi być codziennie pielęgnowane. Nie wystarczy świadomość raz wypowiedzianej przysięgi. O miłość trzeba się autentycznie troszczyć. Ci, którzy tak czynią, rzeczywiście trwają. Badania socjologiczne pokazują ciekawą zależność między praktykami religijnymi a rozwodami. Wśród małżeństw, które razem się modlą i uczęszczają na coniedzielne Msze święte, odsetek rozwiedzionych par jest znikomy. Im mniejsze wspólne zaangażowanie w sprawy wiary, tym więcej rodzinnych dramatów. Myśląc o tym, jak pomóc małżonkom, organizuję dla nich warsztaty z udziałem specjalistów z różnych dziedzin. Zapraszam wszystkich, którzy uważają, że mogliby coś jeszcze ulepszyć w swoim małżeństwie. I zawsze są chętni.