Wiem, komu uwierzyłem – przez Niepokalaną

O. Arkadiusz Bąk

publikacja 22.12.2012 11:55

„Wzmocnij naszą wiarę” (Łk 17,5) – to prośba skierowana do Pana przez Jego najbliższych towarzyszy. Słowa te okazują się być aktualne także dzisiaj, w naszych – jak powiadają niektórzy – trudnych czasach. Beznadzieja, zniechęcenie, agresja, nietrwałość, pożądliwość, zgorszenia – to tylko niektóre przejawy słabej wiary, a może nawet jej braku. To nic nowego. Zawsze tak było. Nowym i zaskakującym okazać się może jednak liczba osób, które nie mają siły, odwagi, bądź też... nie chcą o wiarę prosić.

Rycerz Młodych 6/32/2012 Rycerz Młodych 6/32/2012

 

Wierzyć, ale komu?

Na co dzień z każdej strony dochodzą do nas informacje na temat m.in. niewłaściwego zachowania się „ludzi Kościoła”. Sensacyjne wydarzenia są wyciągane na światło dzienne w celu osłabienia naszej wiary, bądź doprowadzenia jej do ruiny. Najbardziej bolesny jest fakt, że to niekiedy osoby, które w naszych oczach uchodzą za autorytet, to chrześcijanie! Dlatego w naszym sercu pojawia się jeszcze jeden istotny problem: Komu tak naprawdę wierzyć? Za kim mogę odważnie i bez jakichkolwiek obaw pójść? Komu bez cienia wątpliwości powierzyć swoje sprawy?

Wiarygodny

Chrześcijanin to człowiek, który nieustannie w swoim życiu szuka Boga, a gdy znajdzie, nie przestaje nadal odkrywać Go na nowo. Księga Barucha poucza: „Jak bowiem błądząc, myśleliście o odstąpieniu od Boga, tak teraz, nawróciwszy się, szukajcie Go dziesięciokrotnie” (Ba 4,28). Przykładem długiego i mozolnego dociekania jest św. Augustyn, który po latach poszukiwań stwierdził: „niespokojne jest serce moje, dopóki nie spocznie w Bogu”. Niespokojne jest, ponieważ tylko Bóg może zaspokoić głód i pragnienie naszego serca, czego dowodem są jakże liczne życiorysy rozmaitych postaci.

Zatem chrześcijanin to człowiek, który w trudnościach szuka źródła. Wbrew logice idzie w górę, pod prąd, gdzie z pewnością znajdzie krystaliczną wodę. W chwilach wątpliwości nie zawraca, ale zatrzymuje się, by „złapać oddech”, by zapytać o drogę, spojrzeć w kompas.

Owym wiarygodnym źródłem, kompasem dla ewangelicznej Samarytanki, ale także i dla każdego z nas, jest sam Jezus Chrystus. Tylko Jezus, a z Nim Kościół, są ową wiarygodną wspólnotą wiary, w której spragnieni i zmęczeni drogą mogą znaleźć pokrzepienie, czyli umocnienie i siły do dalszej wędrówki.

Wstań, idź!

Papież Benedykt XVI w liście na Rok Wiary zauważył, że z jednej strony wiara jest łaską, ale z drugiej strony, wymaga także naszego zaangażowania, wyruszenia w drogę. Świadoma wędrówka ku Bogu ma swój początek w „wyjściu z niewoli egipskiej”, które na przykładzie narodu izraelskiego może trwać jakiś czas. Myślę także, że słowa samego Jezusa wypowiedziane do trędowatego okazują się być znamienne: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła” (Łk 17,19). Bóg nieustannie udziela nam swoich łask poprzez sakramenty, znaki Jego obecności.

Osobiście w swoim krótkim życiu miałem okazję zaobserwować, iż owe wyjście z niewoli dokonuje się właśnie w sakramencie pokuty i pojednania. Wtedy to człowiek, jeśli z wiarą do niego przystępuje, rzeczywiście rozpoczyna jakby nową drogę, doświadcza kolejnej szansy i możliwości powstania.

Moc w słabości

Zaskakujące jest dla mnie postępowanie Chrystusa. Powołując swoich uczniów, jako najbliżej stojących, będących obok, nie zadawał takich pytań jak: Wierzycie Mi...? Będziecie Mi wierni...?, ale mówił do nich: „Wstań i idź”, albo: „Wypłyń na głębię”, „Pójdź za Mną”, „Zostaw wszystko”. Z jednej strony w słowach Jezusa mogę dostrzec naiwność, ale z drugiej, coś bardzo tajemniczego i posiadającego wielką głębię i moc. On ufał swoim uczniom, kładł im na sercu wielkie sprawy i zadania, ale także dobrze wiedział, iż chwila słabości waruje u drzwi. Z pewnością św. Piotr Apostoł mógłby nam coś o tym powiedzieć, ale czy tylko on? A św. Maksymilian Kolbe? Osobiście bardzo lubię czytać o jednym z wielu ciekawych wydarzeń z życia o. Kolbego. Mowa tu o chwili, gdy postanowił on opuścić zakon, by walczyć za Ojczyznę, a Pan Bóg cudem nie pozwolił mu na to. Nie odczytuję tego jako usprawiedliwianie niewłaściwych postaw współczesnych, ale jako podstawową prawdę o człowieku i Bogu, że „moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12,8). Siła, która wypływa z wiary, pochodzi od Dawcy, i to On przez kruche narzędzie czyni piękne rzeczy.

Jezus Chrystus przy pomocy tych i wielu innych osób chce nam powiedzieć, że cały sekret wierności w wierze zależy od stopnia „przyklejenia” się do Niego, to w Nim każdy chrześcijanin ma moc. Sam z siebie mogę tylko popełniać błędy i krzywdzić ludzi wokoło.

Po co wierzyć?

Zapewne nie jeden z nas, w którymś okresie swojego życia, zadał sobie ważne pytanie: Po co wierzyć? Myślę, iż to pytanie powinien postawić sobie każdy, kto pragnie świadomie przeżywać swoją wiarę, a nie tylko ten, kto przeżywa zachwianie w wierze.

Dla mnie wiara jest nadzieją i umocnieniem. Nadzieją, gdyż jeśli Boga by nie było, to w ogóle nie widzę sensu swojego życia. Bez większego znaczenia byłoby trudzenie się w codziennym życiu (z pewnością każdy człowiek bez względu na wykonywany zawód, wykształcenie czy wiek ma w swoim życiu jakieś trudności i przeszkody). Obserwując swoją rodzinę, bliskich, znajomych oraz patrząc na trumnę zmarłego, niejednokrotnie postawiłem sobie pytanie: Czy życie człowieka w ogóle ma sens?! Niestety odpowiedź, która pierwsza mi przyszła do głowy, była negatywna. Życie nie ma sensu. Życie nie ma sensu bez… wiary w Boga i Bogu! Bo czym jest codzienne, nie raz wczesne, wstawanie i pracowanie do późnych godzin wieczornych, bądź załatwianie „normalnych” codziennych spraw, czy też uporczywe szukanie już nie godziwej, ale jakiejkolwiek pracy?! Wiara jest nadzieją, że każdy mój ruch jest pracą dla Pana, w Jego winnicy, choć może nie zawsze tu na ziemi sprawiedliwie wynagrodzoną. Wiara jest także umocnieniem, gdyż w chwilach trudnych wiem, gdzie szukać pomocy – w Kościele, gdzie czeka na mnie Chrystus. Szczególnym źródłem pomocy w rozwijaniu wiary, oprócz wspomnianych już sakramentów, są wspólnoty.

 

 

Żywi ożywiają

Rozmyślając nad Listem Ojca Świętego Benedykta XVI na Rok Wiary, odczytałem, iż pragnie on, aby ten Rok był także pogłębieniem naszej wiedzy o wierze, równolegle z doświadczeniem wiary.

Wszyscy poszukujący w swoim życiu Boga, podobnie jak ci, którzy na co dzień „widzą” działanie Boga w swoim życiu, mogą pogłębiać swoją wiarę we wspólnotach. Obecnie Kościół „serwuje” różnorakie wspólnoty. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, iż każdy człowiek może znaleźć w Kościele coś dla siebie.

Z drugiej strony, papież przypomina wymagania, które nie tylko duchowni, ale cały Kościół powinien spełniać. Pisze: „Kościół jako całość, a w nim jego pasterze muszą tak jak Chrystus wyruszyć w drogę, aby wyprowadzić ludzi z pustyni ku przestrzeni życia, ku przyjaźni z Synem Bożym, ku Temu, który daje nam życie – pełnię życia”.

Nie mogę w tym miejscu nie podzielić się ostatnimi przeżyciami. Otóż ok. miesiąc temu otrzymałem dwa listy (tradycyjnie pisane na papierze) od obcych mi osób, które dziękowały za osobiste świadectwo mojej wiary oraz podzieliły się doświadczeniem Boga w swoim życiu. Uświadomiłem sobie, iż tak naprawdę niewiele potrzeba, by w drugim rozbudzić – być może uśpione – pokłady wiary. I to jest właśnie to zadanie, jakie zostawia nam Ojciec Święty: wyprowadzać ludzi z pustyni – do życia, ale zawsze świadomi i pokorni – jak poucza św. Paweł: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7).

Wiara jest decyzją

W swoim krótkim życiu zakonnym niejednokrotnie stałem przed dylematem: iść za Panem (przede mną ciemność, nieznane, wątpliwości), czy też wybrać coś na pozór łatwiejszego. Z upływem czasu dostrzegam, że takie dylematy pojawiają się wówczas, gdy idę przed Panem. Tymczasem zadaniem ucznia Chrystusa jest iść za Mistrzem! – gdyż On jest światłością i oświeca drogę, to On uczy, jak „chodzić po wodzie”.

Zdążyłem się już przekonać, że wiara jest decyzją. Mogą być trudności i wątpliwości, ale gdy podejmie się już decyzję i zaufa się Bogu, to wówczas Pan przychodzi z pomocą łaski i wszelkie zawiłości z czasem zaczynają układać się w jedną logiczną całość.

Kto słaby, niech się modli

Współcześnie lansuje się pogląd, że musisz być najlepszy, najpiękniejszy i w ogóle naj... Natomiast, jeśli coś ci w życiu nie wychodzi lub o coś bardzo prosiłeś i tego nie otrzymałeś, to z pewnością twoja modlitwa nie została wysłuchana. Tymczasem wielki czciciel Maryi, o. Maksymilian Maria Kolbe, pouczał, że „kto się czuje słaby, niech się jeszcze więcej modli”. Myślę, iż w tych prostych słowach Czciciel Maryi zawarł całą życiową mądrość. Zazwyczaj w trudnościach ludzie obrażają się na Boga, a gdy On nie spełni ich życzeń, nawet tracą wiarę (spotkałem taką osobę).

Mam także przed oczami obraz z moich dziecinnych lat, kiedy to z całą rodziną wspólnie klękaliśmy do wieczornej modlitwy, zakończonej Apelem Jasnogórskim (koniecznie stojąc na baczność). Niejednokrotnie zastanawiałem się, dlaczego akurat śpiewaliśmy Apel w postawie żołnierza będącego na służbie... Dziś próbuję ten fakt zinterpretować i myślę, że z jednej strony to pewien szacunek względem Matki Bożej, ale z drugiej – postawa gotowości. Jestem, pamiętam, czuwam.

Na koniec zachęcam, aby każdy, jeśli jeszcze tego nie zrobił – podziękował Bogu za Jego wielkość, ale także za otwartość naszych rodziców, że kiedyś zdecydowali się włączyć nas do Kościoła poprzez chrzest święty i w ten sposób rozpocząć w nas to Boże dzieło, jakim jest tajemnica naszej wiary. Osobiście jestem wdzięczny swoim rodzicom za to, że przynieśli mnie do wspólnoty Kościoła w bardzo wymownym dniu – 8 grudnia, tj. w uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Dlatego ufam, że Matka Pana prowadzić będzie każdego, kto odda się w Jej ręce, by kiedyś stając przed Bogiem, można było wyszeptać: Wiem, komu uwierzyłem, przez Niepokalaną!