Rozumienie wolności w myśli filozoficznej Karola Wojtyły

Tomasz Górka

publikacja 03.02.2013 00:51

W rozważaniach filozoficznych na temat wolności Karol Wojtyła wychodzi od doświadczenia, które – według niego – jest zawsze jakimś zrozumieniem, znajduje odzwierciedlenie w świadomości, a także stanowi treść przeżycia. To doświadczenie, szczególnie dane poprzez czyn, dotyczy również przeżycia dobra i zła moralnego, czyli moralności. Doświadczenia człowieka oraz doświadczenia moralności nie można rozdzielać, ponieważ stanowią one pewną całość, chociaż każde z osobna można oddzielnie badać.

Cywilizacja 40/2012 Cywilizacja 40/2012

 

Podstawowym doświadczeniem czynu jest przeżycie faktu „ja działam”. W przeżyciu tym człowiek doświadcza siebie jako podmiotu działania, a zarazem jako tego działania sprawcę – to „ja” działa, „ja” jest przyczyną własnego działania. Dzięki doświadczeniu sprawstwa można również wyróżnić działania, których człowiek nie jest sprawcą, a które tylko „dzieją się” w człowieku jako podmiocie. Tego typu „dziejące się” dzianie Wojtyła określa jako „uczynnienie”. Stwierdza on, że w przeżyciu „ja działam” odsłania się przed nami moment samostanowienia osoby. To odsłonięcie samostanowienia osoby jeszcze bardziej ujawnia się w przeżyciu „mogę – nie muszę”, a dalej jeszcze – poprzez kształtujące się w ich przestrzeni – poprzez „chcę”. Owo „chcę” jest przejawem woli osoby. To dzięki niej człowiek może cokolwiek chcieć, może decydować o swoim działaniu.

Człowiek dzięki przeżyciu typu „mogę – nie muszę” oraz „chcę” doświadcza w sobie momentu wolności. Przeżycie to ujawnia nam wolę nie tylko jako właściwość czynu, który spełnia osoba, ale również, czy może nawet przede wszystkim, jako właściwość samej osoby. Dzięki posiadaniu tej właściwości osoba zdolna jest spełniać czyny. Patrząc niejako w przeciwnym kierunku można powiedzieć, że wola nie tylko ujawnia osobę, ale że to właśnie osoba unaocznia się poprzez wolę. To unaocznianie się osoby poprzez wolę jest samostanowieniem. Samostanowienie dokonuje się poprzez akty woli, ale nie utożsamia się z nimi. Samostanowienie jest właściwością osoby, stanowi ono istotę wolności człowieka. Mówiąc językiem metafizyki, samostanowienie należy do wymiaru substancjalnego, a nie przypadłościowego osoby. Jest ono wolnością człowieka, a nie tylko wolnością woli w człowieku.

Dzięki samostanowieniu osoba tworzy samą siebie, staje się jako osoba. W samostanowieniu osoby można zauważyć pewną złożoność. Otóż osoba jest tym, kto siebie samego posiada i rozporządza sobą, a jednocześnie jest tym, kto jest posiadany i rozporządzany tylko i wyłącznie przez samego siebie. Ta samozależność osoby została uwydatniona przez myślicieli średniowiecznych w określeniu: persona est sui iuris.

W samostanowieniu odsłaniają się struktury samo-posiadania oraz samo-panowania, bez których nie mogłoby ono zaistnieć. Samo-posiadanie ujawnia się i potwierdza w działaniu dzięki woli. Każde aktualne samostanowienie, wyrażone przez słowo „chcę”, jest możliwe dzięki samo-posiadaniu osoby. Tylko o tym można stanowić, co się realnie posiada, oraz może stanowić ten, kto posiada. Także przy samo-posiadaniu mamy do czynienia ze swoistą złożonością: posiadania i bycia posiadanym. Człowiek za pomocą woli sam o sobie stanowi, ponieważ sam siebie posiada. Równocześnie wola – za każdym razem, gdy pojawia się efekt jej działania, czyli przytaknięcie wyrażone jako „chcę” – potwierdza i urzeczywistnia to samo-posiadanie, które jest właściwe tylko osobie, potwierdza i urzeczywistnia to, że jest ona sui iuris. Należy w tym miejscu zauważyć, że oprócz aktów zależnych od woli człowieka, które wyrażamy poprzez „chcę”, są również akty niezależne od woli, które określamy przez wyrażenie „chce mi się”. Akty te są nakierowane na jakąś wartość, co oznacza, że są aktami intencjonalnymi (w rozumieniu fenomenologicznym), jednak nie są kierowane przez wolę osoby, występują one niezależnie od niej. Nie stanowią więc one aktów osoby, chociaż wykonywane są przez człowieka – należą do dziedziny „dziania się”, a nie „działania”, wyrażają bierność osoby, a także brak działania woli w tych aktach.

Samo-panowanie jest drugą strukturą człowieka jako osoby, o której mówimy przy okazji samostanowienia i która owo samostanowienie funduje. Samo-panowanie jest zakotwiczone i wypływa z samo-posiadania. Jest ono również powiązane z wolą. Według Wojtyły w samo-panowaniu również mamy do czynienia ze swoistą złożonością: „osoba jest z jednej strony tym, kto panuje, panuje nad sobą samym, z drugiej zaś strony tym, nad kim ona sama panuje”[1]. Należy zaznaczyć i dopowiedzieć, że samo-panowanie nie oznacza tutaj potocznego rozumienia panowania nad sobą (np. nad swoimi emocjami), czyli związanego z pewną sprawnością bądź cnotą. To potoczne rozumienie wskazywałoby raczej na „samo-opanowanie”. Natomiast samo-panowanie jest bardziej podstawowe, jest ściśle związane z wnętrzem człowieka, z jego wewnętrzną strukturą. Wyróżnia się ono tym, że osoba sama sobie panuje, należałoby więc raczej mówić o „panowaniu sobie” osoby, aniżeli o „panowaniu nad sobą”.

Samo-panowanie, będące właściwością osoby, zakłada samo-posiadanie. Stanowi też pewien jego aspekt i dopełnienie. Jedno i drugie (samo-panowanie i samo-posiadanie) warunkuje też samostanowienie i w nim znajduje swoje urzeczywistnienie. W aktach samostanowienia człowiek posiada samego siebie oraz panuje sobie samemu. Tego sposobu bytowania człowiek nie może nikomu poza sobą powierzyć ani przekazać, ponieważ nikt inny nie może za niego tej władzy sprawować, ani nikt nie może go w ten sposób wziąć w posiadanie. Średniowieczni myśliciele określali to za pomocą zdania: persona est alteri incommunicabilis (osoba jest nieprzekazywalna, nieodstępna).

W samostanowieniu mamy do czynienia ze swego rodzaju uprzedmiotowieniem osoby, którego dokonuje ona sama. Dzięki temu osoba jako podmiot sama dla siebie staje się przedmiotem. Należy zaznaczyć, że nie chodzi o urzeczowienie, reifikację osoby. Osoba nie może dla siebie samej stać się rzeczą. W uprzedmiotowieniu (obiektywizacji) podmiotu, osoba dla siebie samej staje się „pierwszym i zasadniczym przedmiotem, o którym sama stanowi. Właśnie w tym stanowieniu o sobie jej podmiotowość objawia się w swych najgłębszych możliwościach [...], które świadczą o tym, co człowiecze i zarazem osobowe”[2]. Uprzedmiotowienie osoby przez samą siebie nie dokonuje się w sposób czysto intencjonalny, jak ma to miejsce przy aktach chcenia. Akty chcenia są zawsze intencjonalne – jest to zawsze „chcenie czegoś” – przedmiot chcenia jest zewnętrzny w stosunku do podmiotu. Oczywiście przedmiotem chcenia można uczynić również samego siebie, własne „ja”, ale w przypadku samostanowienia nie chodzi o tego rodzaju odniesienie do siebie samego, nie chodzi o samą intencjonalność aktu, lecz o wskazanie głębszego wymiaru przedmiotowości osoby danej w samostanowieniu. Tym głębszym wymiarem jest to, że w samostanowieniu (w strukturach i relacjach samo-posiadania i samo-panowania) dokonuje się aktualizacja zawartej w osobie przedmiotowości. Każdorazowe intencjonalne skierowanie się do jakiegokolwiek przedmiotu zewnętrznego ma podstawę w tym, że występuje równocześnie podstawowe skierowanie się do samego siebie, do własnego „ja”, jako przedmiotu.

 


[1] K. Wojtyła, Osoba i czyn, w: tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, Lublin 1994, s. 152.
[2] Tenże, Osobowa struktura samostanowienia, w: tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, s. 429.

 

W tym miejscu, podsumowując dotychczasowe rozważania, można powiedzieć, że w samostanowieniu, jako przejawie ludzkiej wolności, możliwym dzięki strukturom samo-posiadania i samo-panowania, ujawnia się złożoność człowieka. W aspekcie metafizycznym, jak również fenomenologicznym, przeżyciowym, człowiek dany jest zarazem jako podmiot i przedmiot, jako ten, który siebie samego posiada oraz jest posiadany, który sobie panuje, ale jednocześnie nad którym sprawowana jest władza. W samostanowieniu, w przejawiającej się w niej złożoności, osoba uwidacznia się – o czym już mówiliśmy wcześniej – jako sui iuris et alteri incommunicabilis, czyli jako podmiot posiadający samego siebie i kierujący sobą w swej oryginalności i nieodstępności.

Należy stwierdzić, że akty woli cechuje intencjonalność, czyli zwracanie się podmiotu ku przedmiotom chcenia. Poprzez intencjonalne zwrócenie się podmiotu ku zewnętrznym w stosunku do niego przedmiotom następuje transcendencja tego podmiotu, czyli wyjście poza siebie, przekroczenie samego siebie. Wojtyła transcendencję opartą na intencjonalności nazywa transcendencją poziomą. Transcendencja podmiotu przez intencjonalne zwrócenie się ku zewnętrznemu przedmiotowi nie jest jedyną transcendencją. Wojtyła stwierdza, że jest jeszcze inna transcendencja realizowana w samostanowieniu osoby, którą nazywa transcendencją pionową. Jest to transcendencja aktualizująca się przez sam fakt wolności, przez bycie wolnym w działaniu, a nie tylko przez skierowanie intencjonalne w stronę przedmiotu. Człowiek nie tylko dokonuje skierowania ku jakiejś wartości (intencjonalnie), ale przede wszystkim sam decyduje o tym skierowaniu i poprzez nie stanowi też o sobie. „Pionowość” tej transcendencji polega na tym, że człowiek dzięki samostanowieniu przekracza samego siebie, przekracza swoją naturę, swoją podmiotowość, przez co wyzwala i umacnia siebie jako osoba.

Intencjonalne skierowanie chcenia osoby zawsze ma za cel jakąś konkretną wartość, jakieś konkretne dobro. Owo chcenie – jak już mówiliśmy – jest zawsze „chceniem czegoś”. Jednak chcenie czegoś nie jest determinujące w stosunku do osoby – przedmiot chcenia nie determinuje osoby do zrealizowania danego dobra czy osiągnięcia danej wartości. Osoba w swoim wyborze jest wolna. Jest ona wolna, ponieważ ma wybór, może dokonywać wyboru wartości, które chce osiągnąć bądź zrealizować. Przedmioty chcenia są przez osobę poznawane pod względem ich wartości. Mamy do czynienia z poznaniem, ale jest to poznanie specyficzne, poznanie aksjologiczne – osoba poznaje dane przedmioty pod kątem ich wartości, ich dobra. Ten typ poznania różni się od poznania ontologicznego, gdzie celem jest poznanie przedmiotów ze względu na nie same, na to, czym one są; w poznaniu aksjologicznym natomiast celem jest wartość poznawanego przedmiotu.

Osoba poznając wartości przedmiotów zachowuje w stosunku do nich wolność. Jawią się one wobec osoby w swojej prawdzie, którą Wojtyła nazywa „prawdą o dobru”[3]. Dzięki uzyskanej prawdzie o dobru osoba może dokonywać rozstrzygnięć odnośnie ich wyboru i realizacji. Nie dokonuje tego wyboru na zasadzie wybrania jednej wartości kosztem innych, ale wybór ten dokonuje się na zasadzie prawdy o tych dobrach. Osoba w stosunku do poznanych wartości jest niezależna, natomiast uzależnia swój wybór, swoje chcenie od poznanej prawdy. Zależność, czy nawet należałoby powiedzieć – współzależność poznania i woli, czyli myślenia i aktów chcenia, wyraża łacińskie adagium: nihil volitum nisi praecognitum. Człowiek nie może wybrać dobra, którego wcześniej by nie uznał za takie właśnie, a jednocześnie wybierając, kieruje się poznaną prawdą o jawiących się przed nim dobrach.

Każde działanie człowieka, które jest czynem, posiada swój skutek. Skutek ten, który jest wynikiem sprawczości, w stosunku do osoby jest zarazem zewnętrzny, jak i wewnętrzny, a także przechodni i nieprzechodni. Zewnętrzność czynu polega na jego intencjonalnym nakierowaniu na jakiś przedmiot bądź wartość, a także na wywoływaniu widzialnych skutków, np. napisany artykuł. Jednocześnie ten sam czyn mocą samostanowienia wnika w podmiot, który w samostanowieniu jest jego pierwszym i podstawowym przedmiotem, wywołując jakiś wewnętrzny skutek, np. utwierdzenie się w przekonaniu, że dobrze uchwyciło się badany przedmiot w artykule naukowym.

Czyny cechuje także przechodniość i nieprzechodniość. Każdy czyn osoby pod pewnym względem przemija, ma swój początek i koniec zarówno w wymiarze zewnętrznym, jak i wewnętrznym. Jednak w wymiarze wewnętrznym osoby czyn, oprócz charakteru przemijalnego, posiada również charakter nieprzemijalny. Dzieje się tak, ponieważ czyn wywołuje w osobie skutek trwalszy niż sam czyn. Skutek ten wypływa ze sprawczości osoby i jest zakorzeniony w jej samostanowieniu; czyn jest zaangażowaniem osoby w wolność. Zaangażowanie w wolności uprzedmiotowia się „nie tylko w samym czynie jako skutku przechodnim, ale ze względu na swój skutek nieprzechodni uprzedmiotowia się w osobie”[4]. Właśnie z uwagi na to, że czyny – ze względu na skutki wewnętrzne i nieprzechodnie – pozostają w działającym podmiocie, dlatego w wymiarze moralnym mają one moc czynienia człowieka dobrym bądź złym. Człowiek jest nie tylko „kimś”, ale przez swoje czyny, przez wybierane wartości staje się „jakimś” – człowiekiem dobrym bądź złym.

Należy podkreślić czynny udział człowieka jako podmiotu w stawaniu się dobrym bądź złym poprzez swoje czyny. To człowiek jest sprawcą czynów i poprzez te czyny jest również twórcą samego siebie. Poprzez samostanowienie, przez zwracanie się ku konkretnym wartościom, a dalej poprzez ich realizowanie, człowiek określa siebie samego w wymiarze moralnym. W ten sposób samostanowieniu odpowiada stawanie się człowieka jako człowieka.

 



[3] Zob. tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, s. 180.
[4] Tamże, s. 195.

Człowiek spełniając czyn, spełnia w nim również siebie jako osobę. Doprowadza do pełni swoją strukturę osobową, a więc samostanowienie ze strukturami samo-posiadania i samo-panowania[5]. Spełnienie poprzez czyn możliwe jest w dwóch wymiarach: ontologicznym oraz aksjologicznym (moralnym). Spełnienie osoby poprzez czyn w wymiarze ontologicznym ma miejsce zawsze, gdy osoba danego czynu dokona, przy czym nie ma znaczenia, jakiego rodzaju będzie to czyn, ani czego będzie dotyczył. Spełnienie osoby poprzez czyn w wymiarze moralnym następuje wtedy, gdy człowiek w swoim działaniu wybiera dobro – staje się wówczas dobrym człowiekiem pod względem moralnym. Natomiast gdy człowiek wybiera zło, mamy do czynienia z jego niespełnieniem się jako osoby pod względem moralnym.

O dobru lub złu moralnym informuje nas sumienie. To dzięki niemu mamy możliwość przeżywania prawdy o dobru. Prawda ta jest zewnętrzna w stosunku do podmiotu, który ujmuje ją za pomocą sumienia. Sumienie nie tworzy prawdy, lecz ją odczytuje i informuje o niej za pomocą sądu: „x jest dobre” (bądź: „y jest złe”). Jednak funkcja sumienia na tym się nie kończy. Jego właściwa i całkowita rola polega na uzależnieniu działania człowieka od poznanej prawdy („x jest dobre, dlatego x należy czynić” lub w wersji negatywnej: „y jest złe, y nie należy czynić”). Oznacza to, że człowiek od poznanej prawdy uzależnia swoje samostanowienie, a wraz z nim swoją wolną wolę.

Sumienie nie tylko informuje nas o prawdzie przedmiotów, które są celem działania, ale również informuje nas o rodzącej się z poznanej prawdy powinności. Poznanie prawdy jest uprzednie w stosunku do powinności. Jednak sumienie nie ogranicza się tylko do wydania sądu o wartości moralnej przedmiotu chcenia oraz do przeżycia powinności zrealizowania tego dobra (lub zaniechania jakiegoś działania). Tak pojmowane sumienie jest tego sumienia zawężeniem niejako tylko do aspektu formalnego i ostatniego etapu jego działania, czyli wydania sądu. Pełne i właściwe działanie sumienia polega na podejmowaniu przez osobę wysiłku, zmierzającego do ujęcia prawdy w aspekcie moralnym, czyli pod kątem wartości. Jest to najpierw szukanie prawdy i jej zrozumienie, by następnie prawdę tę przyjąć i uznać za własną oraz wyrazić ją za pomocą sądu. Jest to więc swoisty proces, który ukoronowany zostaje wydaniem sądu: „powinienem x”.

W sumieniu następuje swoiste sprzężenie prawdy z powinnością, które Wojtyła określa jako „normatywną moc prawdy”[6]. Na jej podstawie w czynie każdorazowo następuje przejście od „jest”, czyli od poznanej prawdy, do „powinienem”, do powinności wynikającej z prawdy. Inaczej mówiąc następuje przejście od „x jest prawdziwie dobre” do „powinienem spełnić x”. Naturalnie owo przejście nie dokonuje się tylko na drodze dedukcji czy logicznej konsekwencji, chociaż i one są niezbędne. Osoba przez uwewnętrznienie poznanej prawdy, które dokonuje się w przeżyciu jej jako prawdy, oraz przez nabranie wewnętrznej pewności co do prawdziwości poznanego dobra, przeżywa powinność jako nakaz zrealizowania poznanego dobra. Należy podkreślić, że bez przeżycia prawdziwości dobra oraz bez przeżycia powinności nie występuje moralny obowiązek zrealizowania jakiegokolwiek dobra. Tylko wtedy coś mnie moralnie obowiązuje, gdy staje się to treścią mojego sądu „powinienem”. Przez pójście za głosem sumienia, przez wypełnienie w czynie zrodzonej w sumieniu powinności, następuje spełnienie osoby jako osoby. Prawda bowiem nie niweczy wolności, ale ją wyzwala, pozwala jej w całej pełni zaistnieć.

Zagadnienie relacji prawdy do wolności, zwłaszcza w perspektywie sumienia, podejmował w swoich analizach uczeń Karola Wojtyły – ks. Tadeusz Styczeń. Według niego sumienie jest szczególnym „miejscem” stykania się osoby z prawdą oraz w sposób wolny wiązania się nią wraz z pojawieniem się powinności. Jednak czy owo wiązanie się prawdą oznacza, że wiążąca prawda jest czymś, co osobę zniewala, pozbawia ją wolności? Otóż uważa on, że tak nie jest, co więcej, sumienie jest gwarantem wolności, rozumianej jako samozależność, i wolności tej strażnikiem[7].

Styczeń zwraca uwagę na pewien fakt (ściśle związany z sytuacją Polski oraz innych państw socjalistycznych, które uzależnione były ekonomicznie, ale jeszcze bardziej ideologicznie od ZSRR), że próby swoistego „uwolnienia” człowieka od dokonywania wyboru między dobrem a złem, „uwolnienia” go od sumienia rzekomo w imię jego dobra oraz obrony jego wolności, zawsze wywoływały zdecydowany sprzeciw. Ludzie występując w obronie wolności sumienia, domagali się niejako pozostawienia ich – paradoksalnie – w więzieniu sumienia, ponieważ tylko w ten sposób czuli się wolni. Można dodać, że tylko tak ludzie mogą czuć się wolni zawsze. Jak więc można wytłumaczyć ten swoisty paradoks?

Styczeń uważa, że dzieje się tak, ponieważ osoba dzięki sumieniu zachowuje swoją wolność, że nie ma kolizji między nakazami sumienia w formie powinności („powinienem x”) a wolnością, że zachowuje ona swoją wolność od początku do końca. Osoba jest wolna od samego początku, ponieważ jawiącego się przed nią dobra nie musi wcale wybrać, co więcej może wybrać zło, którego wybrać nie powinna, a jednak zdolna jest to uczynić. Osoba zachowuje swoją wolność również wtedy, gdy wybiera dobro, które wybrać powinna. Powinność jako akt sumienia jest sądem, a więc wyrazem poznania.

Styczeń stwierdza, że zachowujemy wolność, gdy wydajemy sąd, ponieważ sąd ten jest przez nas wydawany, my jesteśmy jego autorem. Nikt za nas tego sądu nie może wydać. To my jesteśmy podmiotem wydanego sądu o powinności, która jest do nas skierowana z zewnątrz, przychodzi do nas, a my – wolnym aktem – ją przyjmujemy. Dlatego powinność mnie nie obowiązuje dotąd, dopóki ja sam nie wydam danego sądu: „powinienem”. Natomiast gdy go wydam, sam się nim wiążę, sam się od tego sądu uzależniam, a także w stosunku do niego i ze względu na niego dokonuję samozobowiązania, ale zawsze czynię to w sposób wolny.

 



[5] Zob. tamże, s. 195 i nn.
[6] Tamże, s. 205.
[7] Zob. T. Styczeń, Sumienie: źródło wolności czy zniewolenia?, „Zeszyty Naukowe KUL” 22 (1979) nr 1–3, s. 89.

 

Jednak wolność człowieka wydającego sąd o powinności mogłaby przybrać formę samowoli, gdyby przy wydawaniu tego sądu nie kierowała się normą obiektywną, którą ostatecznie jest prawda. Człowiek bowiem nie tworzy prawdy ani jej nie kształtuje, lecz poznaje i uznaje ją jako prawdę niezależną od niego – osoby ją poznającej. Wydanie sądu powinności jest niewątpliwe własnym aktem człowieka, jednak jest to również akt poznania, którego przedmiotem jest prawda. Oczywiście nie jest tak, że wydając sąd sumienia, zawsze ujmujemy w nim prawdę – dlatego niekiedy mówimy o sumieniu błędnym; z tego powodu należy usilnie dbać o rozpoznanie prawdy, o dotarcie do niej. Wydanie sądu sumienia poprzedzone jest etapem dochodzenia, poznawania, ważenia racji, nim ostatecznie osoba dokona wyboru powinności, nim stwierdzi: „powinienem x”. Jednak gdy już wyda sąd o powinności, wtedy obowiązuje on osobę bezwzględnie, w całej rozciągłości. Styczeń ujmuje to w zdaniu: „Com sam stwierdził, temu nie wolno mi zaprzeczyć”[8].

Pomimo nieco anachronicznej formy treść zdania jest nadal aktualna, a wypływające z niego wnioski są doniosłe. Na poparcie twierdzenia Styczeń odwołuje się do eksperymentu myślowego, który każdy na swój własny użytek może przeprowadzić. Wystarczy stwierdzić nawet najbłahszą rzecz (np. kolor kartki papieru, na której jest ten tekst), a następnie spróbować zaprzeczyć temu, co się wcześniej stwierdziło. Oczywiście mogę to uczynić, czyli zaprzeczyć temu, co przed chwilą stwierdziłem, ale wtedy nie tylko zaprzeczam poznanej prawdzie, ale również – co jest najistotniejsze – dokonuję rozłamu w samym sobie, sprzeniewierzam się i zaprzeczam samemu sobie, dokonuję wtedy samoniszczącego uderzenia w samego siebie. Styczeń stwierdza, że trudno o bardziej absurdalne i zarazem niszczące użycie wolności, gdy osoba poznając prawdę, za taką ją uznaje i świadczy o niej, jednocześnie tej prawdy się wypiera i jej zaprzecza. W ten sposób dokonuje samozniszczenia jako osoba.

Po przedstawieniu istotnego zagadnienia powinności, rozszerzonego o stanowisko T. Stycznia, powracamy do toku naszych poprzednich rozważań. Każdy przejaw działalności osobowej – jak to stwierdziliśmy – cechuje sprawczość. Człowiek jest sprawcą swoich czynów, swoich aktów. Ale ze sprawczością wiąże się również odpowiedzialność za swoje działanie, za swoje czyny. Człowiek jako autor czynów, jako ich sprawca, właśnie ze względu na to, że tych czynów jest autorem, jest równocześnie za nie odpowiedzialny. Odpowiedzialność w takim ujęciu cechuje się pewną zewnętrznością, na odpowiedzialność patrzymy niejako z zewnątrz. Jednak odpowiedzialność najściślej związana jest z wnętrzem człowieka, z jego samostanowieniem oraz ze spełnieniem się jako osoby przez dokonywane czyny. Ze względu na ten wymiar wewnętrzny odpowiedzialności można mówić o społecznym czy międzyosobowym wymiarze odpowiedzialności, i na tej podstawie ustalać pewne zasady życia społecznego.

Odpowiedzialność ściśle związana jest z sumieniem osoby, a więc z jego powinnością. Człowiek jest odpowiedzialny za wybierane wartości, ponieważ to, co wybiera i realizuje poprzez swoje czyny, ma wpływ na to, kim się osoba staje w wymiarze moralnym – wybierając i czyniąc dobro, osoba staje się dobra, wybierając i czyniąc zło, osoba staje się zła. Należy w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że osoba odpowiedzialna jest sama przed sobą za swoje czyny jako tych czynów sprawca. Odpowiedzialność ta jest odpowiedzialnością w sensie moralnym[9]. W przypadku odpowiedzialności osoby przed samą sobą, którą można nazwać również samo-odpowiedzialnością, występuje – podobnie jak przy strukturach samo-posiadania i samo-panowania – swego rodzaju złożoność: człowiek jest tym, kto za siebie odpowiada, jak również tym, przed kim jest odpowiedzialny. Odpowiedzialność moralna za swoje czyny jest równocześnie odpowiedzialnością za własną samorealizację, za własne spełnienie się jako osoby.

Wobec tego, co już powiedzieliśmy powyżej na temat wolności, rozważania te prowadzą nas do zagadnienia duchowości człowieka. Duchowość ta przejawia się przede wszystkim w transcendencji osoby. Odbywa się ona niejako na różnych poziomach, w różnych znaczeniach. W pierwszym znaczeniu mamy do czynienia z transcendencją metafizyczną (na gruncie filozofii bytu), która wyraża się przez transcendentalia, takie jak: byt, prawda, dobro, piękno. Każde z tych transcendentaliów przejawia się w rzeczach, jednocześnie przekraczając je, nie można ich bowiem sprowadzić wyłącznie do żadnej z nich. Drugie znaczenie transcendencji możemy odczytać na gruncie teorii poznania, a zwłaszcza na terenie filozofii świadomości. Chodzi o wychodzenie podmiotu na zewnątrz ku przedmiotowi, które dokonuje się w aktach poznania. Tego typu transcendencję określa się – jak o tym mówiliśmy powyżej – mianem transcendencji „poziomej”. Istnieje jeszcze jedno znaczenie transcendencji, które Wojtyła określa – o czym także już mówiliśmy – transcendencją „pionową”. Przejawia się ona na gruncie samostanowienia osoby. Owa transcendencja badana jest metodą fenomenologiczną, dzięki której mamy nie tylko ogląd badanej rzeczywistości, szczególnie rzeczywistości osoby, ale również i wgląd w tę rzeczywistość, czyli jej poznanie i zrozumienie jednocześnie.

Na kanwie przeprowadzonych przez nas rozważań człowiek jawi się jako „ktoś”, jako samostanowiący o sobie podmiot, osoba, posiadająca struktury samo-posiadania i samo-panowania. Dzięki temu osoba może przeżywać swoją wolność, przejawiającą się w działaniu, którego jest ona sprawcą i za które jest ona odpowiedzialna. Odpowiedzialność jest ściśle powiązana z przyporządkowaniem wolności prawdzie oraz zależności od niej, co przejawia się w aktach sumienia.

 



[8] Tenże, Normatywna moc prawdy, czyli być sobą to przekraczać siebie, „Ethos” 19 (2006) nr 4, s. 30.
[9] Należy powiedzieć, że odpowiedzialność jest zawsze odpowiedzialnością „przed kimś”, a więc zawsze jest to odpowiedzialność przed osobą bądź osobami, na zasadzie uczestnictwa. Tą osobą jestem ja sam, druga osoba, która jest adresatem mojego czynu, jak również w aspekcie całokształtu życia ludzkiego – Bóg.

 

Wojtyła stwierdza, że na doświadczeniu transcendencji osoby w czynie opiera się przekonanie o istnieniu duchowego pierwiastka w człowieku. Duchowość najczęściej rozumiana jest jako pewna opozycja do materialności, do cielesności człowieka. To, co duchowe, nie może być sprowadzone do tego, co materialne, duchowość jest zaprzeczeniem materialności. Jednak to negatywne ujęcie nie wyczerpuje tego, co o duchowości osoby można powiedzieć. Wojtyła uważa, że duchowość posiada również pozytywną treść i że tę treść ujawnia właśnie transcendencja osoby oraz to, co o transcendencji tej można stwierdzić. Tak więc wolność, powinność, odpowiedzialność, przyporządkowanie do prawdy zarówno w myśleniu, jak i w działaniu stanowią osnowę osobowego, a więc i duchowego życia człowieka.

Jednak przejawy duchowości, o których powiedzieliśmy wyżej, na zasadzie prawa niesprzeczności oraz racji dostatecznej doprowadzają nas do ich źródła – do stwierdzenia, że człowiek w jakiś sposób musi być duchem. Tak więc człowiek jest bytem złożonym, posiadającym zarówno ciało, jak i duszę. Pomimo tego złożenia jest jednak pewną jednością. O jedności człowieka informuje nas doświadczenie dane w oglądzie fenomenologicznym. Wojtyła uważa, że o jedności tej w głównej mierze stanowi pierwiastek duchowy bytu ludzkiego. Należy jednak jasno powiedzieć, że nie posiadamy bezpośredniego poznania duszy czy ducha ludzkiego, a przekonania o jej istnieniu nabieramy na podstawie skutków, które ona wywołuje. Skutki te, mimo iż nie podpadają pod zmysły, a więc nie są materialne, pozostają jednak dostępne doświadczeniu człowieka. Dzięki doświadczeniu są przedmiotem oglądu i umysłowego ujęcia oraz zrozumienia, a więc poznania. W takim aspekcie można również mówić o jakimś poznaniu duszy.

Podsumowując rozważania na temat Karola Wojtyły koncepcji wolności człowieka należy wskazać, że dzięki samostanowieniu i fundujących go struktur samo-posiadania i samo-panowania osoba nie tylko może spełniać wolne czyny, ale przede wszystkim jest wolna jako taka. To dzięki temu, że jest wolna jako osoba, może spełniać czyny. Pokazaliśmy również, że wolność jest ściśle związana z prawdą, która posiada szczególną „wiążącą moc” w sensie moralnym. Poznając bowiem prawdę o dobru, które chcę osiągnąć, niejako wraz z nim rodzi się powinność jego osiągnięcia czy zrealizowania. Owo „sprzężenie” prawdy o dobru i powinności następuje w sumieniu. Sumienie nie tylko wydaje pewien sąd, że coś należy uczynić bądź czegoś należy zaniechać, ale przede wszystkim następuje w nim swoisty proces dochodzenia do wydania tego typu sądu. Musi najpierw nastąpić rozważenie wszystkich „za” i „przeciw”, aby został wydany przez sumienie sąd wieńczący ten proces. Z tego powodu ważne jest również, by dbać o prawidłowe funkcjonowanie sumienia.

Pokazaliśmy także, iż człowiek przez swoje czyny w sensie moralnym staje się dobry albo zły. Czyniąc źle, staje się zły jako człowiek, natomiast czyniąc dobrze, staje się dobry. Dlatego bardzo ważne jest, aby w swoich czynach iść za wskazaniami własnego sumienia, ponieważ gwarantuje ono, że będziemy stawali się dobrymi jako osoby.

Powiedzieliśmy też, że wolność świadczy o duchowym wymiarze osoby. Dzięki niej może ona na różnych poziomach przekraczać samą siebie. Może tego dokonywać na poziomie bytu, poznania oraz samostanowienia. Duchowy wymiar osoby otwiera ją na inną rzeczywistość bytu, którym jest Bóg. Wymiar duchowy pozwala jej na wejście w osobową relację z Bogiem, który w ostateczności stanowi najwyższe Dobro oraz Cel wszelkiego działania. Zagadnienie to wykracza poza ramy niniejszego artykułu, dlatego nie zostało ono szerzej naświetlone, ze względu zaś na swój charakter oraz zakres domaga się bowiem odrębnego studium.

Summary

Artykuł przedstawia Karola Wojtyły koncepcję wolności ludzkiej. Wojtyła uważał, że dzięki samostanowieniu osoba nie tylko może spełniać wolne czyny, ale przede wszystkim być wolna jako taka. Wolność jest tu ściśle związana z prawdą – poznanie prawdy o dobru, rodzi powinność jego osiągnięcia czy zrealizowania.

Tomasz Górka - filozof, pracownik Instytutu Jana Pawła II KUL. W latach 2000–2008 współpracownik redakcji Powszechnej encyklopedii filozofii. Główne obszary badań: myśl filozoficzna K. Wojtyły-Jana Pawła II, etyka, antropologia filozoficzna. Autor artykułów z powyższych dziedzin. Treść niniejszego artykułu stanowi nawiązanie do przygotowywanej rozprawy doktorskiej autora pt. Pojęcie ojcostwa w myśli Karola Wojtyły, pisanej pod kierunkiem ks. prof. A. Wierzbickiego na Wydziale Filozoficznym KUL.

 


[1] K. Wojtyła, Osoba i czyn, w: tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, Lublin 1994, s. 152.
[2] Tenże, Osobowa struktura samostanowienia, w: tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, s. 429.
[3] Zob. tenże, Osoba i czyn oraz inne studia antropologiczne, s. 180.
[4] Tamże, s. 195.
[5] Zob. tamże, s. 195 i nn.
[6] Tamże, s. 205.
[7] Zob. T. Styczeń, Sumienie: źródło wolności czy zniewolenia?, „Zeszyty Naukowe KUL” 22 (1979) nr 1–3, s. 89.
[8] Tenże, Normatywna moc prawdy, czyli być sobą to przekraczać siebie, „Ethos” 19 (2006) nr 4, s. 30.
[9] Należy powiedzieć, że odpowiedzialność jest zawsze odpowiedzialnością „przed kimś”, a więc zawsze jest to odpowiedzialność przed osobą bądź osobami, na zasadzie uczestnictwa. Tą osobą jestem ja sam, druga osoba, która jest adresatem mojego czynu, jak również w aspekcie całokształtu życia ludzkiego – Bóg.