Dziecko – dar czy obciążenie?

Aleksandra Gajek

publikacja 21.03.2013 22:48

Antykoncepcja o wysokiej skuteczności umożliwiła oddzielenie współżycia od płodności. Przyniosło to zmiany w obyczajowości, przesuwając punkt ciężkości na czerpanie przyjemności ze współżycia, a tym samym doprowadzając do sytuacji, w której coraz częściej ma ono miejsce poza małżeństwem. Co więcej, jest to coraz bardziej społecznie akceptowane

Wychowawca 3/2013 Wychowawca 3/2013

 

Obecnie wiele mówi się o podmiotowości dziecka, jego prawach i wolnościach, ale rzeczywistość zaprzecza tym założeniom. I nie trzeba tu przywoływać tak skrajnych przykładów na przedmiotowe traktowanie dzieci, jak rosnąca liczba aborcji czy coraz większe poparcie społeczne dla zabiegów sztucznego zapłodnienia. Wystarczy spojrzeć na przeciętną rodzinę, w której dzieci głównie… przeszkadzają.

Od roku 2003, kiedy liczba urodzonych w Polsce dzieci była najniższa od 50 lat, dzietność wciąż kształtuje się na niskim poziomie, nie zapewniającym prostej zastępowalności pokoleń. W 2011 roku w Polsce urodziło się tylko 391 tys. dzieci. Najbardziej oczywistymi przyczynami takiego stanu wydają się być niekorzystne warunki społeczno-ekonomiczne, zniechęcające młodych ludzi do zakładania rodzin. Wzrost bezrobocia, trudności ze zdobyciem mieszkania, brak stabilizacji zawodowej, rosnące ceny produktów koniecznych do wychowania dziecka – nie wpływają korzystnie na dzietność Polaków. Ale wbrew pozorom nie jest to główna przyczyna, dla której rezygnujemy z dzieci. W rzeczywistości korzenie tej postawy sięgają przemian kulturowych i społecznych, które doprowadziły do zupełnej zmiany spojrzenia na dziecko. A wszystko zaczyna się jeszcze przed poczęciem.

Antykoncepcja o wysokiej skuteczności umożliwiła oddzielenie współżycia od płodności. Przyniosło to zmiany w obyczajowości, przesuwając punkt ciężkości na czerpanie przyjemności ze współżycia, a tym samym doprowadzając do sytuacji, w której coraz częściej ma ono miejsce poza małżeństwem. Co więcej, jest to coraz bardziej społecznie akceptowane, a normy regulujące zachowania ze sfery płciowości sprzed „rewolucji seksualnej” uważane są często za staromodne i nieaktualne. Możliwość kontrolowania poczęć sprowadziła dziecko do roli niemalże towaru. W sytuacji, gdy para nie chce mieć dziecka, jest ono postrzegane jako zagrożenie. O ciąży mówi się w kontekście niebezpieczeństwa, zaś jeśli dojdzie do nieplanowanego poczęcia, używa się pojęć takich jak „zawodność” środków antykoncepcyjnych, „niechciana ciąża”, czy... „wpadka”. Najdalej posuniętym uprzedmiotowieniem jest aborcja, w wyniku której dziecko zostaje zabite wyłącznie dlatego, że rodzice go nie chcą. Warto również zwrócić uwagę na przekaz medialny i społeczny związany z aborcją: zamiast o dzieciach mówi się o zarodkach bądź płodach, zamiast o zabójstwie – o „usunięciu ciąży”, zamiast o prawach dzieci – o prawach kobiet. Dziecku w początkowej fazie życia odmawia się człowieczeństwa. Na drugim biegunie znajduje się postawa pragnienia dziecka za wszelką cenę. Tu często zamiast „praw dziecka” mówi się o „prawie do dziecka”. Powołanie go do życia może dokonać się wielkim kosztem, nawet kosztem śmierci innych istot ludzkich. Takie nastawienie sprowadza go do roli przedmiotu, przyjmowanego jako coś cennego tylko wówczas, gdy jego rodzice zdecydują, że chcą mieć dziecko.

Aborcja i zapłodnienie pozaustrojowe to jednak sytuacje skrajne, choć społeczna akceptacja dla nich jest forsowana coraz silniej. Coraz powszechniejsze jest takie uzależnianie chęci posiadania dziecka od sytuacji ekonomicznej rodziny. Jest to co prawda, przejaw odpowiedzialności, częściej jednak staje się wymówką, aby dziecka nie mieć. Z chwilą pojawienia się dziecka poziom życia jego rodziców może ulec obniżeniu. Co więcej, dziecko komplikuje również karierę zawodową (zazwyczaj matce, choć komplikacje te dotykają także ojców). Trudności te wiążą się niekiedy z uniemożliwieniem rozwoju zawodowego, spełnieniem osobistych ambicji i ogólnie pojętej „samorealizacji”.

Mówienie o trudach i cieniach rodzicielstwa stało się modne. Dziecko nie jest postrzegane, jak dawniej, jako – gwarant opieki na starość dla rodziców. Współcześnie ludzie, zwłaszcza młodzi, nastawieni są na czerpanie przyjemności z życia, natomiast to, co może ograniczyć im tę możliwość, jest postrzegane jako niekorzystne. Dziecko ogranicza rodziców nie tylko w zakresie materialnym, zabiera również ich czas, utrudnia życie towarzyskie; każde wyjście musi być przez rodziców, szczególnie małych dzieci, dobrze zaplanowane, choćby ze względu na konieczność znalezienia opieki. Ponadto naturalne frustracje i emocje wiążące się z wychowaniem dziecka i pokonywaniem trudności wychowawczych uważane są częstokroć za zbyt obciążające.

Skutkiem opisanych przemian jest niż demograficzny. Jeden potomek często jest jeszcze czymś pożądanym – jako dopełnienie szczęścia pary, ukoronowanie życia pełnego sukcesów, dziecko jest swoistą „wisienką na torcie”. Dwoje dzieci to jeszcze coś dopuszczalnego – zwłaszcza jeśli miałaby to być „parka”, natomiast rodziny wielodzietne oceniane są często jako nieodpowiedzialne, a w skrajnych przypadkach patologiczne, mimo że nie są to w rzeczywistości rodziny dysfunkcyjne.

Powszechnie promowane jest dziś „świadome rodzicielstwo”, idea, zgodnie z którą para powinna decydować się na dziecko uwzględniając swoje warunki materialne. Nie uwzględnia się tu jednak podmiotowości dziecka, ani faktu, że dziecko – człowiek jest darem i dobrem dla swojej rodziny. Alternatywą dla „świadomego rodzicielstwa” może być „rodzicielstwo odpowiedzialne”. Uwzględnia ono godność dziecka jako osoby, nakazując, aby przy podejmowaniu decyzji o poczęciu rodzice kierowali się nie tylko możliwościami finansowymi swojej rodziny, ale także dobrem rodziny, społeczeństwa, Kościoła, jak również dziecka, które miałoby się począć.

Łatwiej nam wymieniać powody przemawiające za tym, by nie mieć dzieci (zwłaszcza kolejnego dziecka), niż żeby je mieć. Warto jednak pamiętać o tym, że przekazywanie życia, także w tym dosłownym sensie, jest dla nas powołaniem. Nie za wszelką cenę, ale z zachowaniem realistycznej, nieegoistycznej oceny naszych możliwości. Postawa otwartości na życie nie ogranicza się przecież do bycia przeciwnikiem aborcji – wyraża się w bardziej codziennych sytuacjach, kiedy o dziecku myślimy rzeczywiście jako o darze, a nie obciążeniu.

Aleksandra Gajek –  magister pedagogiki  (specjalizacja: pedagogika społeczna i andragogika)