Sekret papiestwa w sercu Kościoła

Grzegorz Górny

publikacja 16.05.2013 21:18

Kościół jest instytucją bosko-ludzką. Boską, ponieważ stanowi Mistyczne Ciało Chrystusa. Ludzką, gdyż tworzą go podatni na grzech ludzie. Grzech w Kościele nie powinien więc wywoływać zgorszenia, ale raczej zmuszać do jego przezwyciężenia. Osiągnąć to zaś można tylko za pomocą tego, co jest w Kościele boskie.

La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 3/2013 La Salette. Posłaniec Matki Boskiej Saletyńskiej 3/2013

 

Wybór papieża Franciszka spowodował, że wielu publicystów zaczęło podkreślać to, co jest nowe w jego posłudze jako zwierzchnika Kościoła. Uwadze komentatorów wydaje się natomiast umykać to, co jest w owym urzędzie ciągłe, a co stanowi samą istotę papiestwa. Niektórzy mówią wręcz o rewolucyjności obecnego pontyfikatu. Tymczasem o wiele większą rewolucję w dziejach funkcjonowania Stolicy Apostolskiej stanowił rok 1870. Upadło wówczas istniejące od 755 roku Państwo Kościelne, którego głową był papież. Wielu wydawało się, że nadszedł więc kres instytucji samego Kościoła.

A jednak to, co miało być śmiertelnym zagrożeniem, okazało się szansą. Biskup Rzymu przestał być suwerenem politycznym, władcą świeckim uwikłanym w spory z innymi państwami, a pozostała mu tylko rola przywódcy religijnego i autorytetu duchowego. I trzeba przyznać, że wszyscy papieże, którzy pojawili się od tamtego czasu, potrafili ową szansę wykorzystać, gdyż byli ludźmi świętymi. Warto w tym kontekście cofnąć się do momentu ustanowienia prymatu św. Piotra.   

„Ty jesteś Piotr czyli Skała”

Zbliża się dziesiąty dzień miesiąca tiszri, święto Jom Kipur, Dzień Przebłagania. Jezus wraz z uczniami przeprawia się na północny brzeg jeziora Genezaret i dociera do Cezarei Filipowej. W tym miejscu Jezus zapytuje uczniów, za kogo uważają Go ludzie. Odpowiadają Mu, że „jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków”. Wówczas pada bezpośrednie, wręcz intymne pytanie, które musi nurtować przecież każdego z nich: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Wówczas staje się rzecz niezwykła. Rybak Szymon Piotr, zwany po aramejsku Kefasem, odpowiada Mu: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego”. Po raz pierwszy w dziejach człowiek rozpoznaje w Jezusie prawdziwego Boga, po raz pierwszy ogłasza Go Mesjaszem, czyli Zbawicielem.

W tym czasie w Jerozolimie trwa święto Jom Kipur. Najwyższy arcykapłan składa na ołtarzu świątyni ofiarę przebłagania za winy całego Izraela. Wówczas to jeden jedyny raz w roku Izraelici mogą wymówić głośno imię swojego Boga Jahwe. Dokonuje się to ustami najwyższego arcykapłana, którym jest Kajfasz. Być może wypowiada on nabożnie i z namaszczeniem Boskie imię Jahwe wobec tłumów zgromadzonych w świątyni dokładnie w tym samym momencie, gdy Piotr-Kefas w Cezarei Filipowej obwieszcza apostołom boskość Jezusa.

Żaden człowiek, sam z siebie, nie mógł wiedzieć, kim jest naprawdę Chrystus. Jezus doskonale to rozumie, dlatego zwraca się do Piotra: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie”. W następnym zaś zdaniu mówi: „Ty jesteś Piotr (czyli Skała), i na tej Skale zbuduję Kościół mój”.

Ewangelia św. Mateusza podkreśla, że dopiero od tego wydarzenia „zaczął Jezus wskazywać swoim uczniom, że musi iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Wcześniej nauczał On i uzdrawiał, ale nigdy nie powiedział wyraźnie, na czym polegać ma Jego misja. Dopiero wówczas kiedy apostołowie dowiedzieli się, kim jest naprawdę Jezus, dopiero wtedy objawione im zostały szczegóły Jego powołania.

Wybór przez Chrystusa dnia, w którym objawił im to po raz pierwszy, nie był przypadkowy. W święto Jom Kipur dokonywała się ofiara przebłagalna za grzechy Izraela. Tego właśnie dnia Chrystus po raz pierwszy zapowiedział swoją śmierć, zapowiedział nową, doskonałą Ofiarę – już nie tylko za grzechy Izraela, lecz także za grzechy całego świata. Na tę ciągłość ofiar Starego i Nowego Przymierza zwrócił już uwagę autor Listu do Hebrajczyków: „Ciała bowiem tych zwierząt, których krew arcykapłan wnosi do świątyni jako ofiarę przebłagalną, pali się poza obozem. Dlatego i Jezus, aby krwią swoją uświęcić lud, poniósł mękę poza miastem”.

Dzień Jom Kipur łączy w sobie i podkreśla ciągłość Starego i Nowego Testamentu. Jak doskonała ofiara Chrystusa zastępuje krwawe ofiary ze zwierząt, tak Kościół zastępuje świątynię, a Kefas (który po raz pierwszy obwieścił boskość Jezusa) zastępuje Kajfasza (który obwieszczał boskość Jahwe) jako najwyższy kapłan Boga na ziemi.

„Zejdź mi z oczu, szatanie!”

W tej samej Cezarei Filipowej, w tenże dzień Jom Kipur, zaledwie kilka chwil po zapowiedzi ustanowienia Kościoła dochodzi jednak do niespodziewanej sceny. Jezus krzyczy do Piotra: „Zejdź mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki”.

Co się stało? Dlaczego Piotr (Skała, czyli Kościół) został tuż po swoim wyróżnieniu nazwany szatanem? Tak mocnych słów na kartach Ewangelii Jezus nie używał wobec żadnego człowieka, nawet wobec handlarzy, których wypędzał ze świątyni.

Otóż kiedy Chrystus zapowiedział swoją śmierć i zmartwychwstanie, „Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!”

Zdaniem szwajcarskiego myśliciela Denisa de Rougemonta, w tych kilku wersetach Ewangelii opisujących wydarzenia w Cezarei Filipowej zawarta została cała historia Kościoła. Na przestrzeni wieków Kościołowi towarzyszyć będą te same pokusy, które pojawiły się wówczas u Szymona Piotra. Pierwsza to myślenie „nie na sposób Boży, lecz na ludzki”. Druga to nadużywanie imienia Boga do celów niezgodnych z Bożą wolą. Piotr upomina przecież Jezusa słowami: „Niech Cię Bóg broni!” w momencie, gdy przedstawiony zostaje mu plan zbawienia świata.

 

 

Przykładów, kiedy Kościół ulegał wspomnianym pokusom, możemy odnaleźć na przestrzeni wieków wiele: od grzechów papieży począwszy, na proboszczach skończywszy. Znacznie ważniejszą sprawą wydaje się jednak pytanie: czy Chrystus, ustanawiając Piotra pierwszym namiestnikiem Kościoła, nie wiedział, że za chwilę nazwie go szatanem? Czy nie mógł przewidzieć tego wszystkiego? Pytanie to jest o tyle istotne, że wielu ludzi odpycha od chrześcijaństwa zło obecne w samym Kościele. 

Jeżeli uznajemy Boską naturę Chrystusa, to musimy stwierdzić, że zdawał On sobie doskonale z tego sprawę, wobec czego liczył się też z podatnością Kościoła na pokusy szatana. Nie jest przypadkiem, że na swojego namiestnika wybrał apostoła, który jest w Biblii najdotkliwiej krytykowany. W dniu męki Pańskiej Szymon Piotr aż trzykrotnie wyprze się swojego Mistrza. Nawet po Pięćdziesiątnicy i wylaniu Ducha Świętego zachowanie Piotra nie będzie wolne od uchybień; dość przypomnieć List do Galatów, w którym Paweł Apostoł ostro gani Kefasa za obłudne postępowanie wobec pogan w Antiochii.

Tenże sam Paweł nie jest jednak wolny od grzechu i sam się otwarcie do tego przyznaje przed swoimi uczniami: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę”. Tym samym Paweł podkreśla niejako ontologiczny status człowieka jako grzesznika. I znów dochodzimy do wniosku, że to, co robimy, wynika z tego, kim jesteśmy, a nie na odwrót. Jestem grzesznikiem nie dlatego, że grzeszę, ale grzeszę dlatego, że jestem grzesznikiem.

„Bramy piekielne go nie przemogą”

Nasze oczekiwania wobec świętych, że powinni być ludźmi całkowicie bezgrzesznymi, uznać więc należy za bezpodstawne. Takich złudzeń nie mieli natchnieni autorzy ksiąg biblijnych. Nie próbują oni retuszować portretów swoich bohaterów i przedstawiać ich lepszymi niż byli w rzeczywistości. Jakub oszukuje ojca i wydziedzicza brata. Aaron oddaje cześć złotemu cielcowi. Dawid posyła na pewną śmierć swojego podwładnego, by móc się zbliżyć do jego żony. Takich ludzi wybiera jednak Bóg i takimi się posługuje, by realizować swoje zamysły. Piotr i Paweł ze swoimi słabościami znakomicie wpisują się w ciągłość objawienia.

Słabości nie omijają też samego Kościoła, który jest instytucją bosko-ludzką. Boską, ponieważ stanowi Mistyczne Ciało Chrystusa. Ludzką, gdyż tworzą go podatni na grzech ludzie. Grzech w Kościele nie powinien więc wywoływać zgorszenia, ale raczej zmuszać do jego przezwyciężenia. Osiągnąć to zaś można tylko za pomocą tego, co jest w Kościele boskie. Jedynie Chrystus ma moc odpuszczania grzechów.

Pierwsi Ojcowie Kościoła mieli wielkie poczucie grzeszności, stąd często pojawiało się w ich pismach określenie „Ecclesia peccatrix” (Kościół grzeszny). Orygenes z kolei, podkreślając rozdarcie między upadłą naturą człowieka a łaską daną przez Boga, nazywał Kościół „nierządnicą, której Chrystus nie przestaje obmywać swoją krwią, aby uczynić zeń nieskalaną Oblubienicę”.    

Podobne refleksje znajdują się w poświęconej ekumenizmowi encyklice Jana Pawła II „Ut unum sint”: „Kościół katolicki uznaje i wyznaje słabości swoich dzieci, świadom, że ich grzechy są sprzeniewierzeniem się zamysłowi Zbawiciela i przeszkodą w jego realizacji. Czuje się zawsze powołany do ewangelicznej odnowy i stąd nieustannie czyni pokutę. Zarazem jednak uznaje i jeszcze bardziej wywyższa moc Chrystusa, który udzieliwszy mu obficie daru świętości, przyciąga go i upodabnia do swojej męki i zmartwychwstania”.

Papież dostrzegał więc wyraźnie zło w Kościele, które jest złem wpisanym w naszą ludzką naturę, wskazał jednak na obecny w nim zawsze wymiar świętości. Nie ma bowiem na świecie takiego grzechu, nad którym nie zatriumfowałby Chrystus. Tego właśnie wymiaru świętości, które jest uczestnictwem w wewnętrznym życiu samego Boga pozbawione są inne ludzkie wspólnoty i instytucje.

Nie na darmo podczas Ostatniej Wieczerzy Jezus powiedział do Piotra: „Szymonie, Szymonie! Oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za Tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”. Komentując ten fragment Ewangelii, Jan Paweł II pisał o pierwszym ze swoich poprzedników, iż „w ten sposób stał się „skałą”, chociaż jako człowiek był może lotnym piaskiem”. Zauważa też, że „papież zdany jest całkowicie na łaskę i modlitwę Pana (…), nawrócenie Piotra i jego następców opiera się na modlitwie samego Odkupiciela”. Jedyną więc obroną Kościoła przed pokusami szatana musi być nieustanne zakorzenienie w Chrystusie. Tylko w tej perspektywie można rozumieć Jezusową obietnicę względem Kościoła, że „bramy piekielne go nie przemogą”.