Pokochałem niepełnosprawność

Karolina Krawczyk

publikacja 22.05.2013 23:31

Bawer Aondo-Akaa w środowisku akademickim Krakowa jest bardzo znany. Najczęściej można go spotkać na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II, gdzie aktualnie kontynuuje studia doktoranckie. Jest także pasjonatem polityki i teologii, związany z partią Prawica Rzeczypospolitej. O spotkaniu Jezusa w cierpieniu i o swojej niepełnosprawności opowiada Karolinie Krawczyk.

Wstań 1/145/2013 Wstań 1/145/2013

 

W końcu udało nam się spotkać, biorąc pod uwagę Twój napięty plan zajęć. Teraz też ledwo skądś wróciłeś, prawda?

Akurat przyjechałem od pana Jacka, katechety z jednej z krakowskich szkół. Razem z moim przyjacielem Wiktorem odwiedziliśmy naprawdę nietuzinkowych ludzi! Każdy z nich miał w sobie coś szczególnego. Rozmawialiśmy z nimi między innymi o narkotykach, a ja dałem świadectwo. Wiesz, ja się nigdy nie przygotowuję do takich spotkań. Po prostu modlę się o natchnienie Ducha Świętego. To, że jestem mulatem, przyciąga uwagę młodzieży. A skoro Pan Bóg mnie tu postawił, to staram się Mu służyć już choćby poprzez mój wyróżniający się i będący dla młodych czymś niecodziennym kolor skóry. Mówię im o mojej rodzinie, o tym, jak Chrystus do mnie trafił i co ja z tym zrobiłem. Pan Jezus uratował mnie od ogromu złych sytuacji. Uchronił mnie przed śmiercią, przed depresją, przed pobytem w domu opieki społecznej.

Tamten czas był trudny dla Ciebie…

Jestem niepełnosprawny od urodzenia. Tydzień po moich narodzinach zachorowałem na żółtaczkę, czego nie dostrzegli lekarze. Wdała się infekcja, która spowodowała zapalenie opon mózgowych. Z mojego mózgu dochodzą do ciała zniekształcone impulsy nerwowe, dlatego poruszam się na wózku, a w wykonaniu prawie każdej czynności potrzebuję pomocy drugiej osoby.

Gdy miałem jakieś 10-11 lat, zachorowałem na grypę. Minęło dużo czasu, zanim wyzdrowiałem, bowiem pojawiły się powikłania. Pół roku później wpadłem w depresję. Nie chodziłem do szkoły, nie wychodziłem z domu. Chciałem umrzeć. To była taka strasznie ciasna i wąska myśl. Czułem już nad sobą, tak fizycznie, kostuchę, śmierć, ogromny ciężar życia. Rozpaczałem, że jestem niepełnosprawny, że nic nie mogę zrobić, nawet podnieść kubka lub pójść tam, gdzie chcę. Wtedy zacząłem doświadczać w swoim sercu Chrystusa. Po prostu nagle mogłem odpocząć, znajdowałem ukojenie. Nawet teraz zastanawiam się, jak bardzo było to dla mnie niesamowite.

Tak po prostu przyszedł do Ciebie Jezus?

Jezus był wewnątrz mnie, On mnie podtrzymywał. Ja to czułem bardzo wyraźnie na przykład w czasie kąpieli. Wiem, że był i nadal jest przy mnie, i podtrzymuje mnie, żebym na przykład nie utopił się w wannie.

Jakie masz teraz podejście do swojej niepełnosprawności?

Skończyłem 27 lat, a od tego mojego kryzysu minęło sporo czasu. Uważam, że to było świetne. Chociaż bardzo bolesne, to jednak świetne. Nie, nie jestem masochistą! To było genialne doświadczenie, które pokazało mi jedno: nie w tym rzecz, żeby robić wszystko tak, jak się chce, ale raczej by dostrzec, że to, co robię, robię tylko dzięki woli Pana Boga. Nie cierpię. Ja nigdy nie czułem, że jestem inny. Nigdy nie posądzałem o to Pana Boga.

Wiele razy rozmawiałem z Darkiem, moim przyjacielem, o Panu Bogu, o wierze. Doszliśmy do takich wniosków: skoro Pan Bóg jest, no bo to jest prawda naszej wiary, bo Ktoś tymi wszystkimi prawidłami musi kierować, i skoro jest On dobry, to i z mojej niepełnosprawności może wyprowadzić dobro. On jej w pewnym sensie chce. I to jest logiczne. Zatem dlaczego mam się temu sprzeciwiać?

W pełni akceptujesz swoją niepełnosprawność?

Ja tak, gorzej z innymi. Nie lubię, jak ludzie mówią: „Oj, ty, ty, Bawerku…”. Przecież ja mam 27 lat! Kiedy ktoś tak się do mnie zwraca, to mnie – przepraszam, że to powiem – upupia. Mówi jak do małego dziecka, a przecież ja nim nie jestem i to mnie bardzo denerwuje. Jeśli jedziesz autobusem i ktoś na przykład zastawia Ci drogę do kasownika, to też nie mówisz: „oj, ty, ty”, tylko kulturalnie: „przepraszam, czy mógłby pan się przesunąć”. Jednak kiedy byłem dorastającym mężczyzną, pojawił się we mnie bunt.

Uporałeś się z tym buntem?

Wtedy walczyłem, ale zawsze po stronie Pana Boga. On tak to rozegrał: „Bawer, chcesz się buntować? Dobrze, skoro taka jest twoja natura, to będziesz się buntował przeciwko ateizmowi”. To bunt skierowany ku dobru. Wiesz, czasem tak jest, że buntuję się na przykład w ten sposób, że mówię innym ludziom: „Dobra, ja was nie prześcignę w jeździe na wózku czy w podnoszeniu ciężarów, ale mogę was prześcignąć intelektualnie”. Zacząłem czytać książki, uczyć się. Sprawiało mi to przyjemność, że mogę sobie i innym zaimponować swoją wiedzą. Czuję się przez to silniejszy. Ale tak naprawdę w życiu chodzi o to, żeby robić swoje. Odkryć to i robić. Tyle.

Nie każdy ma takie podejście jak Ty. Ludzie skupiają się na tym, że cierpią.

Czasem ludzie koncentrują się na swoim małym ogródku, poletku, nie patrząc, że wokół, nieco dalej i dalej… jest cały wszechświat. To egoizm czy egocentryzm jest formą cierpienia.

Jesteś niepełnosprawny, na dodatek czasem zdarzało się, że ktoś wytknął Ci, że jesteś mulatem, jesteś inny. To jest cierpienie?

Nie… Cierpienie pojawia się wtedy, kiedy na przykład nie potrafię dogadać się z moim bliźnim. To jest prawdziwy ból. Niepełnosprawność fizyczna nie jest cierpieniem. Ja się niczym nie różnię od was. A skąd wiesz, czy Ty, wychodząc stąd, nie ulegniesz wypadkowi i za chwilę też będziesz na wózku? Nie jest najważniejsze to, jak wyglądam. Najważniejsze jest to, jak kocham. I wiesz, mogę jedynie powiedzieć, że się staram. Owszem, nie zawsze się z wszystkimi dogaduję i bardzo żałuję, że wciąż za mało kocham. Staram się, to wszystko.

Czy jesteś w stanie zrozumieć ludzi, którzy proszą o skrócenie swojego bólu i udręki, nie wykluczając eutanazji?

Hm… Tak. Myślę, że to jest ten obraz poletka, który przytoczyłem wcześniej. Patrzę tylko na to, co jest moje tu i teraz. Cierpię? To chcę to cierpienie przerwać. Ja też, kiedy byłem w depresji, miałem najgorsze myśli. Nie wiedziałem tego, co jest dziś: że się zaręczę, będę robił doktorat… Wtedy wydawało mi się to niemożliwe. Z perspektywy czasu widzę, że tamto pragnienie śmierci było szalone. Po prostu złe! Pewnie, że można uciekać od cierpienia. Jednak jedyną ucieczką jest Jezus Chrystus. Wszystko inne jest czasowe i doraźne.