Ku dojrzałości – wychowanie i samowychowanie człowieka dojrzałego

ks. Bogdan Czupryn

publikacja 23.05.2013 22:47

Budowanie dojrzałości czy to w procesie wychowania, czy też samowychowania domaga się solidnych fundamentów antropologicznych[1] . Obok pytania: czym jest dojrzałość i w jaki sposób powinna być osiągana w konkretnych warunkach życia, należy pokazać te wymiary osobowej egzystencji człowieka, które z jednej strony uzasadniają sam proces dojrzewania, z drugiej określają jego charakter.

Cywilizacja 42/2012 Cywilizacja 42/2012

 

Trzeba bowiem pamiętać, że tylko człowiek-osoba może kierować swoim dojrzewaniem, stąd też musi posiadać twarde punkty odniesienia, aby podejmując się tego zadania nie przekreślić siebie i zarazem nie wyrządzić krzywdy innym. O dojrzewaniu wszystkich bytów nieosobowych, a więc roślin czy zwierząt, decyduje bądź zdeterminowana natura własna, bądź czynniki zewnętrzne, choćby warunki atmosferyczne. Poszukując fundamentów dojrzałości trzeba odnieść się zatem do sposobu obecności człowieka w świecie. Należy również zobaczyć jego szczególną pozycję wobec rzeczywistości przemijania i śmierci. Dopiero w tej perspektywie potrafimy zasadnie rozstrzygnąć, na czym polega rzeczywiste wychowanie i samowychowanie do dojrzałości. Generalnie zmierzamy do tego, aby pokazać, że wychowanie i samowychowanie do dojrzałości znajdują swoje uzasadnienie i podstawowe określenie w sposobie istnienia człowieka.    

Realizm jako podstawa dojrzałości

Bardzo często spotykamy się z określeniem „dojrzała decyzja” czy też „dojrzała postawa”. Z kolei pewnie niezbyt często zastanawiamy się nad znaczeniem użytych wyrażeń. Stąd też stosunkowo proste pytanie: dlaczego coś jest dojrzałe? – może okazać się kłopotliwe, przynajmniej w niektórych sytuacjach. Podejmując się jednak odpowiedzi, należy zauważyć, że z reguły przedmiotem dojrzałych działań są sprawy rzeczywiście ważne, mające brzemienny wpływ na własne losy lub życie innych. Raczej nie używamy kwalifikacji „dojrzała” wobec decyzji na konkretną potrawę, czy określony strój.        Opisując dalej postawę dojrzałości, musimy podkreślić, że angażuje ona i wyraża całego człowieka – inaczej mówiąc, najbardziej go charakteryzuje. Tym samym zachowania, które stanowią jedynie emocjonalną odpowiedź na wrażenia chwili, nie pretendują do miana dojrzałych. Widzimy również, że dojrzałe działania domagają się na swój sposób dojrzałej postawy; pewnie trudno byłoby utrzymać przekonanie, że niedojrzały człowiek świadomie podejmuje dojrzałe decyzje. Nie wynika z tego, że dojrzałe działania powstają nieomal mechanicznie z dojrzałego podmiotu. Wręcz przeciwnie, ich symptomem jest gruntowny namysł. A jego brak, czyli lekkomyślność, powierzchowność itp. wskazuje na niedojrzałość. Co prawda mówi się o tzw. decyzjach trafionych, które powstają spontanicznie, w ramach bliżej nieokreślonej intuicji, są to jednak sytuacje przypadkowe i raczej nie ujawniają całości postawy. Ale czy sam namysł jako podstawowy składnik dojrzałego działania wystarczy? Wszystko zależy od tego, jak przebiega i czego dotyczy. Długie przygotowanie samo w sobie nie gwarantuje jeszcze dojrzałości działania. Niewątpliwie stanowi drogę do takiego działania, ale pod warunkiem, że zmierza do ustalenia właściwego uzasadnienia. Stąd też działanie dojrzałe musi z konieczności być odpowiednio uzasadnione, bez tego narażamy się na zarzut bujania w obłokach subiektywnych przekonań, a konsekwentnie – człowiek niedojrzały jawi się jako ten, który – używając języka młodzieży – „nie kontaktuje z rzeczywistością”, żyje w swoim świecie i w ostatecznym rozrachunku zaprzecza najbardziej oczywistym doświadczeniom. Nie potrafi wykorzystać możliwości własnych, ale też i tych, które przychodzą do niego niejako z zewnątrz.

Powiązanie dojrzałości z uzasadnianiem, które przedstawiliśmy opisując w sposób przednaukowy zachowania człowieka – choć niezwykle ważne, nie wyczerpuje jeszcze naszych zdroworozsądkowych oczekiwań wobec samej dojrzałości. Otwarte pozostaje pytanie o charakter uzasadnienia, nie każde bowiem wystarczy. Musi być ono jednoznacznie osadzone w obiektywnej rzeczywistości. Tylko wówczas zachowanie jest dojrzałe we właściwym tego słowa znaczeniu. Nie trzeba nikogo przekonywać, że decyzja, która rozmija się z rzeczywistością, do dojrzałych należeć nie może. Mamy zatem prawo twierdzić, że właściwa człowiekowi dojrzałość ujawnia się przede wszystkim jako adekwatna odpowiedź na faktyczne wyzwania obiektywnego świata. Z tego też wynika konieczność uwzględniania w działaniu wszystkich jego realnych składników, tak podmiotowych, jak i przedmiotowych. A to pokazuje również, że decyzja jest niedojrzała, bo nie dojrzano, nie zobaczono wszystkiego, co powinno być uwzględnione. Dojrzałość zakłada zatem nie tylko prawdziwy ale i całościowy ogląd sytuacji, w której jesteśmy, czy też w której podejmujemy działania. Jednym słowem, dojrzałość domaga się osadzenia działania w obiektywnej rzeczywistości, tak przedmiotu, jak też posiadanych dyspozycji. Dojrzała postawa polega w gruncie rzeczy na realistycznej obecności w świecie. Szczególnym jej wyrazem byłby sposób odniesienia do innych osób. On też najbardziej jednoznacznie odsłania samą dojrzałość. Raczej trudno sobie wyobrazić, a tym bardziej – uznać za uzasadnioną taką sytuację, gdy ktoś właściwie odnosi się do świata – powiedzmy – zwierząt, a niewłaściwie do ludzi. Mamy prawo powiedzieć, że relacja do innych ludzi stanowi kryterium dojrzałości.

Skoro dojrzałość ujawnia się wobec spraw najważniejszych – o czym wcześniej była mowa, to musi pojawić się pytanie, w jakim obszarze doświadczeń i zachowań ludzkich możemy poszukiwać jej wypełnienia, czy też, najbardziej doskonałej postaci. Przekonanie powszechne wskazuje na miłość, rozumianą jako bezinteresowne darowanie siebie innej osobie. Swoiste uzasadnienie dla tego przekonania znajdujemy w pytaniu, poniekąd retorycznym, a mianowicie, czy o kimś, kto nie potrafi kochać, możemy powiedzieć, że jest dojrzały? Z powyższego wynika, że dojrzała postawa wobec miłości najbardziej świadczy o dojrzałości w ogóle.

Tyle zdroworozsądkowa analiza dostępna każdemu, kto nieco głębiej reflektuje świat ludzkich zachowań. Powstaje pytanie, czy poczynione ustalenia znajdują właściwe uzasadnienie i pełniejsze wyjaśnienie w obiektywnej rzeczywistości bytu ludzkiego. Może się bowiem pojawić wątpliwość, czy na poziomie opisu przednaukowego nie mówimy bardziej o oczekiwaniach, niż o faktycznych działaniach. Musimy zatem zmierzyć się z pytaniem, czy realizm, jako sposób dojrzałej obecności człowieka w świecie, znajduje potwierdzenie w podstawowym doświadczeniu siebie? Ono bowiem stanowi fundament realistycznej koncepcji człowieka[2]. Bazując na nim spróbujemy rozstrzygnąć postawione wyżej pytanie. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że przewidywana odpowiedź żadną miarą nie pretenduje do całościowego wyjaśnienia. Bardziej chodzi w niej o pokazanie drogi i zachętę do wnikliwszych poszukiwań w oparciu o lekturę takich mistrzów realistycznego wyjaśniania, jak M. A. Krąpiec czy K. Wojtyła.


[1]Problem dojrzałości podejmowałem już w artykule, Dojrzewanie młodzieży – antropologiczna perspektywa dojrzałości, w: Nauczyciel wobec problemów globalnego nastolatka [e-book], red. nauk. K. Stępień, Lublin 2011, s. 11–28. Próbowałem wówczas pokazać relację zachodzącą między dojrzewaniem a odpowiedzialnością za rozwój własny i innych. Została więc przedstawiona – niejako – funkcjonalna strona omawianego zagadnienia, co było niezwykle ważne w kontekście refleksji nad dojrzewaniem młodzieży. W niniejszych rozważaniach chodzi bardziej o odniesienie samego dojrzewania do podstawowych doświadczeń człowieka, aby przedstawić jego ostateczne uzasadnienie i podstawowy charakter.
[2] O takim fundamencie wielokrotnie w różnych publikacjach mówił M. A. Krąpiec. Najbardziej lapidarne sformułowanie znajdujemy w jego pracy Ja – człowiek. „Punktem wyjścia – czytamy tam – analizy natury człowieka w filozofii realistycznej są pewne dane uzyskane w bezpośrednim przeżyciu ludzkiego podmiotu, w którym odróżniam w sobie to wszystko, co jest «moje» od tego, co stanowi mnie samego, co jest «ja»” (M. A. Krąpiec, Ja – człowiek. Zarys antropologii filozoficznej, Lublin 1979, s. 102).
 

 

W podstawowym doświadczeniu siebie stwierdzamy własne obiektywne istnienie: „ja” jestem. Od razu trzeba zapytać: gdzie jestem? Odpowiedź znajdujemy w tym samym doświadczeniu siebie: jestem w obiektywnym świecie, bo wobec tego, co rzeczywiste, podejmuję „moje” rzeczywiste działania, które odróżniam od „ja”. Moje działania nie mogłyby być rzeczywiste, gdyby – o czym przekonuje nieco bardziej rozbudowana refleksja filozoficzna – nie były aktualizowane przez to, co realnie i obiektywnie istnieje. W podstawowym doświadczeniu siebie człowiek odsłania się przed sobą – jeśli można tak powiedzieć – jako „ja” istniejące obiektywnie, w obiektywnym świecie rzeczy, który jawi się jako podstawowy i zarazem właściwy obszar ludzkiej aktywności. Tak rozpoczyna się swoisty dialog z realnym światem. Człowiek odpowiadając na rzeczywiste istnienie czyta z obiektywnego świata i zarazem bardziej odsłania prawdę własnego bytu; nie jest więc skazany jedynie na świat własnych myśli i odczuć, potrafi ubogacać się tym, co realnie istnieje.

W rzeczywistym świecie, szczególne miejsce zajmuje „ty” nazywane przez Wojtyłę drugim „ja”[3]. Konsekwentnie, międzyosobowa  relacja „ja” – „ty” najbardziej ogarnia i zarazem ujawnia rzeczywiste odniesienie człowieka do obiektywnej rzeczywistości. Ona też jednoznacznie, choć na poziomie podstawowym, wyznacza sposób działania i określa charakter rozwoju. Przeżywając relację „ja” – „ty” odkrywamy, że dokonuje się ona w klimacie miłości. To swoiste odkrycie jawi się jako pierwotna realność, jako rzeczywistość, której nie trzeba dodatkowo uzasadniać. „Człowiek urodził się jako produkt miłości – podkreśla Krąpiec – i istnieje w miłości i do miłości. W samym sednie osobowości, w samym rdzeniu «ja» jest zaklęta inklinacja do «ty», dzięki której to inklinacji, jej realizacji przez akty miłości akcentujemy i rozwijamy coraz mocniej nasze «ja». Bez miłości jaźń nasza jest słaba, jest bez oparcia; co więcej, nie kształtuje się jako ludzka jaźń. «Ja» każdego człowieka zostało ukształtowane w realnych kontaktach (które są zawsze jakąś odmianą miłości) międzyosobowych. Realne więc więzy miłości stoją u podstaw rozumienia ludzkiej jaźni, jej egzystencji, skoro ta egzystencja, jako egzystencja ludzka, wypowiada się w miłości, a więc w związaniu «ja» i «ty»”[4]. Wobec nagłaśnianych przez media faktów dzieciobójstwa, czy wykorzystywania małych dzieci, może pojawić się pytanie, czy to kategoryczne stwierdzenie, że człowiek jest owocem miłości, oddaje obiektywną rzeczywistość. Bez wątpienia tak. I dlatego wspomniane wcześniej przejawy barbarzyństwa traktowane są jako wyraz szczególnego wynaturzenia. Potrzeba miłości, jej istotny wpływ na osobowy rozwój, to najbardziej realistyczne prawdy o człowieku odczytywane już na poziomie podstawowego doświadczenia siebie. Oczywiście, to podstawowe ujęcie nie zastąpi dalszego wyjaśniania. Stanowi natomiast bazę wyjściową, do której stale trzeba się odwoływać, aby dochować wierności realistycznej refleksji nad człowiekiem[5].

W dialogu z obiektywną rzeczywistością drugiego człowieka najbardziej wyrażamy i zarazem wypełniamy swoją realistyczną obecność w świecie. To od innych, którzy w klimacie miłości jawią się w świecie naszej egzystencji, uczymy się najwięcej. Oni najbardziej otwierają nas na bogactwo obiektywnej rzeczywistości. Dzięki temu potrafimy lepiej rozumieć siebie, i bardziej sobą dysponować. W rzeczywistym dialogu osób kształtujemy postawę mądrości, niezbędną w drodze do autentycznej dojrzałości. Mądrość bowiem to nic innego, jak umiejętność rozumienia siebie w konfrontacji z obiektywną rzeczywistością, zwłaszcza rzeczywistością drugiego człowieka. W kontekście tych ustaleń należy zobaczyć również realną potrzebę wychowania i samowychowania. Skoro ubogacamy się tym wszystkim, co niejako z zewnątrz przychodzi do nas od innych, powinniśmy zadbać o to, aby ów proces współuczestnictwa w rozwoju innych był odpowiednio przygotowany i skutecznie realizowany.

W podsumowaniu tej części rozważań trzeba podkreślić, że realizm jako sposób bycia i działania stanowi naturalną konsekwencję obecności człowieka w świecie. Umiejętnie rozwijany otwiera na bogactwo tego, co obiektywne we mnie i poza mną, otwiera przede wszystkim na osobową miłość. W tym kontekście musimy uznać, że dojrzałość domaga się rzeczywistego dialogu z obiektywnie istniejącym światem. Być dojrzałym człowiekiem – to właściwie odpowiadać na obiektywną rzeczywistość, zwłaszcza na rzeczywistość innych osób; to uznać obiektywną prawdę i zrozumieć jej podstawy. Zaprzeczeniem dojrzałości będzie budowanie na lotnych piaskach rozmaitych półprawd. Przeprowadzone analizy pokazały, że przednaukowe powiązanie dojrzałości z realizmem znajduje pełne uzasadnienie w obiektywnej prawdzie o człowieku.

Dojrzałość w perspektywie śmierci

Realistycznie spojrzenie na obiektywną rzeczywistość własnej egzystencji odsłania perspektywę śmierci. Człowiek dojrzały musi się zmierzyć z tą rzeczywistością, choćby po to, aby uniknąć obsesyjnego myślenia o umieraniu, aby widmo śmierci nie odbierało radości istnienia. Zagadnienie śmierci nieomal od zawsze intrygowało wielkie umysły. Pytano, czym jest śmierć i jak sobie z nią poradzić. Czy jest zwyczajnym wprowadzeniem w nicość, czy też początkiem czegoś nowego? I jedna, i druga odpowiedź miała i ciągle ma swoich zwolenników. W zależności od koncepcji śmierci proponowano bądź stałe przygotowanie do nowego „pośmiertnego” istnienia, bądź jej odsunięcie na zupełny margines życia, aż po całkowite zapomnienie o niej. Ta ostatnia postawa wydaje się być dzisiaj szczególnie aktualna. To prawda, że można o śmierci próbować zapomnieć i żyć tak, jakby nas nie dotyczyła. Co więcej – można intelektualnie uzasadnić taką postawę przywołując koncepcję śmierci jako trwałego zaniku świadomości. Przy tym ujęciu, jak przekonywał już Epikur w starożytności greckiej, gdy śmierć przychodzi – nas już nie ma, a zatem skoro nie przeżywamy własnej śmierci, to po co o niej myśleć? Tym bardziej, po co jej się lękać? Po co odbierać sobie radość istnienia? To rozwiązanie tylko pozornie satysfakcjonuje i uspakaja. Przecież nie o lęk przed samym aktem, czy momentem śmierci tutaj chodzi, lecz o umieranie. Nie o ból śmierci, ale ból umierania. A umieranie, to nic innego jak świadomość nieuchronnego końca. Świadomość, że trzeba odejść i zostawić to wszystko, co było dla mnie drogie, co wypełniało codzienność. Ostatecznie, ów lęk jest wołaniem o sens istnienia. Czy moje życie ma sens, skoro w każdej chwili może być brutalnie przerwane to wszystko, co nadawało sens mojej codzienności? W tym pytaniu zawiera się właściwe uzasadnienie dla lęku przed śmiercią. O samej śmierci możemy zapomnieć, ale nie potrafimy zapomnieć o sensownym życiu, bo zapominając faktycznie czynimy je bezsensownym.



[3] Problematyka ta została przedstawiona bardzo szeroko w pracy K. Wojtyły, Osoba i czyn, Kraków 1985.
[4] M. A. Krąpiec, Człowiek w perspektywie śmierci, w: O Bogu i człowieku. Problemy filozoficzne, pod red. B. Bejze, Warszawa 1968, s. 143–144.

[5] Wszechstronne rozwinięcie tej problematyki znajdujemy w pracy K. Wojtyły, Miłość i odpowiedzialność, Lublin 2001.
 

 

Rozumienie śmierci zależy wprost od koncepcji człowieka. W realistycznej wizji osoby ludzkiej wskazujemy na nieśmiertelną duszę, która będąc źródłem osobowego istnienia, stanowi zarazem podstawę jego kontynuacji mimo śmierci ciała. Uzasadnienie istnienia duszy przebiega dwiema uzupełniającymi się drogami[6]. Najpierw odwołujemy się do podstawowego doświadczenia siebie, gdzie afirmujemy istnienie „ja” w każdym „moim” działaniu. To pokazuje, że jaźń jako niematerialny podmiot wszystkiego, co „moje”, co ode mnie pochodzi, istnieje niezależnie, tzn. posiada własne istnienie. Co więcej, jest to istnienie trwałe, bo nie „zawieszone” na moich działaniach. Te ostatnie przemijają bez wpływu na istnienie „ja”. Druga droga ma charakter wyjaśniania pośredniego. Pokazujemy najpierw, że właściwe człowiekowi działania osobowe są w swoim sposobie zachodzenia niematerialne. Odwołując się do zasady racji dostatecznej uzasadniamy, że właściwym ich podmiotem musi być niematerialna dusza, która bytuje samoistnie. Obok rozumienia duszy, istotną rolę w realistycznej koncepcji osoby spełnia rozumienie ciała, zwłaszcza jego funkcji w osobowym rozwoju. Od sposobu wyjaśnienia tej kwestii zależy rozumienie śmierci, bo ta przecież dotyczy wprost sfery cielesnej.

Odwołując się do realistycznej wizji człowieka, Krąpiec wyróżnia dwa ujęcia śmierci: bierne i czynne. W pierwszym, śmierć traktuje się jako rozpad sfery cielesnej, zachodzący niezależnie od woli człowieka. Owszem, poprzez konkretne działania można ten proces przyspieszyć lub opóźnić, ale nie wykluczyć. Czynne przeżywanie śmierci ma charakter osobowy. To znaczy, świadomy i wolny. Od człowieka zależy, jaką decyzję podejmie. Przedstawiając koncepcję czynnego przeżywania śmierci Krąpiec określa najpierw rolę ciała w osobowym rozwoju. „[…] nasze ciało – stwierdza – jako […] element ograniczający i determinujący bytowe działanie także do sposobu działania i do ujednostkowionej materii, byłoby tym czynnikiem, który z jednej strony umożliwia rozwój ducha, z drugiej zarazem nieustannie wiąże go z jednostkowymi, indywidualnymi i atomizującymi formami działania”[7]. Wspomnianego powiązania nie należy rozumieć po platońsku. Ciało nie jest żadnym więzieniem dla duszy. Stanowi drogę rozwoju, ale drogę określoną. Ogranicza pełne dysponowanie sobą, ale też do takiego dysponowania w sposób konieczny przygotowuje. Śmierć powoduje rozpad sfery cielesnej i przez to stwarza warunki do wypełnienia tego wszystkiego, co było wcześniej przygotowane. Tę nową sytuację wyjaśnia Krąpiec w następujący sposób. „W momencie zatem, gdy po biologicznej śmierci ustanie ta forma ograniczającego działania, jaźń nasza uzyska warunki pełnego wypowiedzenia się w miłości ku «Ty» transcendentnemu; uzyska warunki pełnego «darowania się», a przez to – do pełnego ukonstytuowania się w doskonałej osobowości psychicznej, która jest istnieniem poznawczym ku miłości i zjednoczeniu z «Ty» absolutnym”[8]. Bez tego wypełnienia miłości – wyjaśnia dalej – wszelkie jej akty wcześniejsze „byłyby raczej czymś patologicznym i nienaturalnym, aniżeli dziełem ludzkiej natury duchowej”[9]. Śmierć biologiczna otwiera zatem nowe możliwości dla osobowego dopełnienia. I znowu trzeba podkreślić, że nie chodzi tu o platońskie wyzwolenie się duszy od ciała, lecz – jeżeli już pozostaniemy przy określeniu „wyzwolenie” – o wyzwolenie w samej duszy szczególnych możliwości działania; nie o wyzwoleniu „od” należy tutaj mówić, lecz o wyzwoleniu „do”. Dlatego też podkreśla Krąpiec, „[…] człowiek w momencie śmierci staje się ostatecznie doskonale uzdolniony do podjęcia swych decyzji dotyczących sensu życia ludzkiego, afirmacji Boga i ostatecznego celu”[10]. Powtórzmy jeszcze dla całości, że wspomniane uzdolnienie wypływa z dwóch źródeł: z osobowego rozwoju oraz rozkładu sfery cielesnej. Śmierć biologiczna stwarza jedynie warunki bytowe – jeśli można tak powiedzieć – do podjęcia wspomnianej decyzji. Od konkretnej osoby zależy natomiast, jaka decyzja będzie podjęta. Ostateczne opowiedzenie się za Bogiem musi być – w jakiejś mierze – przygotowane doświadczeniem miłości Boga i człowieka. Opowiadając się za Bogiem, osoba ludzka decyduje się na wypełnienie właściwego sobie rozwoju. W gruncie rzeczy jest to decyzja wyrażająca i dopełniająca racjonalne istnienie człowieka. Czynne przeżycie śmierci umożliwia zatem wypełnienie racjonalnego istnienia człowieka.

Biorąc pod uwagę realistyczną koncepcję czynnego przeżywania śmierci, należy podkreślić, że człowiek dojrzały powinien być dysponowany, a więc na swój sposób przygotowany do ostatecznego podsumowania swojego życia poprzez opowiedzenie się za Bogiem. Wbrew pozorom takie nastawienie nie prowadzi do obsesyjnego lęku przed śmiercią, lecz pozwala pełniej korzystać z doczesności. Świadomość, że w każdej sytuacji, niezależnie od okoliczności, w momencie śmierci mogę dokonać wyboru, który nada ostateczny sens mojemu życiu, stanowi w gruncie rzeczy afirmację życia.

W tej perspektywie sens istnienia nie polega wyłącznie na wypełnieniu własnego planu na życie. Nie oznacza to oczywiście, że nie należy planować. Oznacza natomiast tyle, że nawet wtedy, gdy mój plan zawodzi, gdy z różnych racji, choćby choroby, nie może być realizowany, to jeszcze nie przegrywam życia, bo pozostaje wciąż ten plan, który przysługuje mi jako osobie z natury. Plan przygotowany przez Stwórcę. Takie spojrzenie na śmierć umacnia dojrzewanie na co dzień.


[6] Obie koncepcje przedstawia Krąpiec w przytaczanym wcześniej artykule Człowiek w perspektywie śmierci, s. 127 i nn. Do tej problematyki powraca wielokrotnie w różnych publikacjach. Szczególnie warto wspomnieć o wspomnianej wcześniej książce Ja – człowiek oraz Psychologia racjonalna, Lublin 1996.
[7] M. A. Krąpiec, Człowiek w perspektywie śmierci, s. 144.
[8] Tamże, s. 145.
[9] Tamże.
[10] Tamże, s. 137.

 

 

Rzeczywiste wychowanie jako droga autentycznego dojrzewania

Analiza osobowego przeżywania śmierci dała odpowiedź na pytanie, do czego, do jakiej postawy, czy – jak kto woli – sytuacji egzystencjalnej powinniśmy dojrzewać. Pozwoliła również zobaczyć, że wysiłek podejmowany na rzecz dojrzewania nigdy nie jest daremny, bowiem poprzez ostateczną decyzję na oddanie się Bogu w miłości nadajemy sens naszemu dojrzewaniu do pełni człowieczeństwa, niezależnie na jakim etapie drogi jesteśmy.

Skoro warto trudzić się na rzecz dojrzewania, powstaje pytanie, w jaki sposób należy to robić, żeby skutecznie uzyskać spodziewany rezultat. Aby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba przywołać wcześniejsze ustalenia dotyczące podstaw dojrzewania. Pokazaliśmy już, że człowiek kształtuje swoją dojrzałość w relacji do obiektywnej rzeczywistości. Ona na niego oddziałuje i umożliwia zarazem głębsze zrozumienie samego siebie. Szczególną rolę w tym dialogu z obiektywną rzeczywistością spełnia inna osoba. Trzeba jednak mocno podkreślić, że oddziaływanie drugiego człowieka na nas o tyle jest skuteczne, o ile potrafimy obiektywnie go rozeznać. Każde zafałszowanie w tym względzie prowadzi do rozczarowania i zamiast wspomagać budowanie, będzie burzyć. To oczywiste, że jeżeli biorę drugiego za kogoś innego niż jest w rzeczywistości, prędzej czy później przychodzi frustracja i poczucie zawodu. Obiektywne rozeznanie drugiego jest niezwykle ważne. Buduje autentyczny autorytet i zarazem sprawia, że potrafimy skutecznie korzystać z doświadczeń innych dla budowania własnej osobowości. W kontekście tych ustaleń odnajdujemy uzasadnienie dla rzeczywistego wychowania do dojrzałości i poniekąd potrafimy określić podstawowe jego wymiary. Bardziej szczegółowe określenie rzeczywistego wychowania, czy też skonstruowanie teorii takiego wychowania domaga się rozległych analiz, co przekracza ramy niniejszego przedłożenia. Ograniczymy się zatem do podania kilku uwag w nadziei, że staną się pomocne dla dalszych, bardziej już konkretnych ustaleń.

Po pierwsze, wychowanie jest rzeczywiste, gdy faktycznie zachodzi, tzn. gdy osoby trzecie, przede wszystkim rodzice, choć oczywiście nie tylko – widzą realną potrzebę współtworzenia osobowego rozwoju swojego wychowanka. Konsekwentnie działają w sposób systematyczny i zorganizowany, zarazem dążą do tego, aby przyjęta metoda wychowania wychodziła naprzeciw rzeczywistym dyspozycjom wychowanka i faktycznym wyzwaniom sytuacyjnym. Zaprzeczeniem wychowania rzeczywistego będzie wychowanie pozorne, polegające na akceptacji wszystkiego, co życie przyniesie.

Po wtóre, wychowanie jest rzeczywiste, gdy jego koncepcja wyrasta z realistycznego rozeznania obiektywnej prawdy o człowieku. Takie wychowanie polega na kształtowaniu postaw, inaczej cnót, które określają właściwe człowiekowi dyspozycje. Chodzi tu zatem o aktualizację tego wszystkiego, co stanowi obiektywną naturę ludzką. Przyjmowanie fikcyjnych wzorców zachowań, wbrew temu co naturalne, w konsekwencji rodzi sprzeczność; a tam, gdzie sprzeczność – nie ma rzeczywistego rozwoju. Zaprzeczeniem rzeczywistego wychowania byłyby w tym względzie wszystkie koncepcje zabarwione ideologicznie czy też konstruowane pod zamówienie poprawności politycznej. W hitlerowskich Niemczech istniał przecież konkretny system wychowania, ale jako nierealistyczny poniósł całkowite fiasko siejąc po drodze śmierć milionów ludzi. Tak samo trzeba oceniać wychowanie sowieckie.

Po trzecie, wychowanie jest rzeczywiste, gdy ma charakter stały, tzn. zostało związane z osobowym rozwojem człowieka, a ten zachodzi zawsze. W przeciwieństwie do rozwoju fizycznego, czy w pewnej mierze również intelektualnego, nie kończy się w momencie jakiegoś apogeum, po którym musi nastąpić regres. Trwa nadal mimo wieku i związanych z tym ograniczeń. Z tego wynika, że dojrzewanie obejmuje całość ludzkiej egzystencji, choć – oczywiście – przechodzi przez różne etapy. Właściwie przyjęte wychowanie do dojrzałości powinno zaowocować odkryciem, czy też ukształtowaniem w sobie potrzeby samowychowania. Jednym słowem: człowiek dojrzały pragnie stawać się jeszcze bardziej dojrzałym i zarazem podejmuje racjonalne działania, aby to osiągać.

Realistyczne spojrzenie na siebie uzasadnia zatem potrzebę samowychowania. Pokazuje ponadto, że ten proces powinien zachodzić stale i być osadzony w obiektywnej prawdzie o sobie i otaczającej rzeczywistości. Bez tego droga do dojrzałości może okazać się trudna, a nawet niemożliwa. Trzeba zobaczyć siebie w lustrze obiektywnej rzeczywistości, aby rozpoznać kim naprawdę jestem. Naturalną konsekwencją prawdziwego wychowania jest więc prawdziwe samowychowanie.

W podsumowaniu całości rozważań trzeba jednoznacznie podkreślić, że ostatecznie wychować do dojrzałości, wychować innych i wychowywać siebie, to w sposób rzeczywisty ugruntować i rozwinąć właściwą człowiekowi postawę realizmu oraz nauczyć odpowiedniego odniesienia do rzeczywistości śmierci. To jest absolutny fundament. Na nim budujemy konkretne koncepcje wychowania dostosowane do sytuacji i możliwości poszczególnych ludzi.

ks. Bogdan Czupryn - doktor filozofii, teolog, adiunkt w Katedrze Metafizyki na Wydziale Filozofii KUL, wykładowca Instytutu Nauki o Rodzinie KUL, autor haseł do Powszechnej encyklopedii filozofii, publicysta, specjalizuje się w antropologii filozoficznej.