Dzieci samotne

ks. Andrzej Zwoliński

publikacja 23.05.2013 23:19

Pojawiają się wszędzie na świecie. Niekiedy ich samotność jest wynikiem nieszczęśliwego splotu wydarzeń, niekiedy niedojrzałości rodziców, czy ich nieustannego szukania własnego szczęścia, a czasem wypadkową wielu czynników naraz.

Cywilizacja 42/2012 Cywilizacja 42/2012

 

Syn A. Einsteina (1879–1955), Eduard, cierpiący na schizofrenię, od 1932 r. aż do swej śmierci w 1965 przebywał w zakładzie zamkniętym. Ukochanego niegdyś syna ojciec odwiedził ostatni raz w 1934 r., a potem przez resztę życia (21 lat) wykłócał się o koszty opieki nad Eduardem. Syn genialnego fizyka był w klinice Burghoelzi pacjentem trzeciej, najniższej kategorii – pozostawiony sobie samemu. Jego matka, M. Marić, ze starej szlacheckiej rodziny serbskiej, została sama po rozwodzie w 1919 r. Pierwsze ich dziecko, przedślubne, córka Lieserl, została oddana potajemnie do adopcji, a w ten sposób skutecznie ukryta przed całym światem, jeszcze przed ślubem w 1903 r. To przy córce Einstein zadziwił się nad tym, że dziecko rodząc się od razu umie płakać, a śmiać się uczy dopiero później. Drugim dzieckiem był syn Hans Albert, który został profesorem inżynierii hydraulicznej na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley. Po śmierci ojca stwierdził, że przypuszczalnie był „jedynym przedsięwzięciem, którego ojciec zaniechał”[1]. Wszyscy bliscy wybitnego fizyka nosili w sobie poczucie głębokiej samotności i poczucie porzucenia.

Osamotnienie dziecka zawsze wiąże się z samotnością, która jest stanem wynikającym z izolacji społecznej lub zakłóconych relacji międzyludzkich. Jest rodzajem skazania dziecka na zamknięcie się w swoim świecie wewnętrznym, co zawsze jest jego bagażem, rodzi poczucie izolacji, wiąże się z bólem, odrzuceniem, tęsknotą za bliskimi, domem i ciepłem rodzinnym. Samotność może być fizyczna (społeczna) – rozumiana jako izolacja, odosobnienie, odczuwane jako obojętność innych, brak bliskich. Może być samotnością psychiczną – gdy jest odczuwana przez jednostkę jako niewystarczający kontakt psychiczny z innymi, jako marginalizacja i dyskomfort psychiczny. Może też być przeżywana jako samotność moralna, gdy jest brakiem związku z wartościami, symbolami i wzorami, a środowisko kultury jest odbierane jako obcy chaos pojęć, z którym trudno się jednostce identyfikować[2]. W przypadku życia dziecka do osamotnienia prowadzą trzy jego sfery: sfera zagrożeń – milczenie, brak poczucia przynależności, niewypowiadanie swego zdania; sfera dewastacji – wyrażana jako blokada emocjonalna, brak okazywania uczuć; sfera wyboru – której wyrazem jest wycofanie, izolacja, unikanie kontaktu z innymi, smutek, depresja, myśli samobójcze, pustka emocjonalna i egzystencjalna[3]. Wszystkie te oznaki są niepokojące, a każda oznacza łzy, których często nie widać, ale które wzbierają, zamieniając dzieciństwo w trudny czas lęków i obaw. Brakuje bowiem tych, którzy powinni być blisko, kochać i wypełniać dziecięce życie miłością.

W niepełnej rodzinie

Za niepełną, niekompletną uznaje się rodzinę z jednym rodzicem, czyli taką, w której rolę wychowawczą i opiekuńczą sprawuje tylko jeden z małżonków – najczęściej matka – z różnorodnych powodów, takich jak: śmierć współmałżonka, rozwód, porzucenie, czasowa nieobecność rodzica, rozdzielność zamieszkania. Tak więc rodzinę niepełną tworzą matka i dziecko (dzieci) lub ojciec i dziecko (dzieci). Rodzina taka może być rozpatrywana w różnych aspektach: jest niepełna, ale pozytywna, zdrowa, wydolna wychowawczo i finansowo, stabilna i zamożna lub też niespełniająca swych ważnych funkcji, gdy jej podstawowym deficytem jest brak obecności, kontaktów z drugim rodzicem[4].

Najczęstszą statystycznie przyczyną pojawiania się niepełnej rodziny są rozwody. Wzrost liczby rozwodów świadczy o upowszechnianiu się tzw. poligamii sukcesywnej. Pierwszy związek często jest traktowany jako przygotowanie do następnego, a chęć zawarcia nowego jest coraz częstszą przyczyną rozwodu. Następne małżeństwa wykorzystują doświadczenie zdobyte w poprzednich. W tzw. społeczeństwie rozwodowym zatraca się poczucie celu instytucji małżeństwa. Dobro rodziny przestaje być miarą czy motywem działania. Zasadniczym celem staje się dobro osobiste (egoistyczne stawianie siebie w centrum życia)[5].

Instytucja rozwodów ma historię prawie tak długą jak małżeństwo. W prawie rzymskim były one traktowane jako sprawa prywatnej umowy lub jednostronnego oświadczenia zainteresowanej osoby. Rozwody były również znane w dawnym prawie germańskim. W średniowieczu Kościół usilnie zabiegał o trwałość małżeństw, jako konsekwencję sakramentalnej nierozerwalności węzła małżeńskiego. Zostało to odrzucone w okresie reformacji – kraje protestanckie wprowadziły rozwody. W oświeceniu małżeństwo uznano za contractus civilis (umowę prywatną), a rozwód traktowano jako element państwowego porządku prawnego, oderwanego od jurysdykcji kościelnej. Prawo francuskie przyjęło rozwody w 1792 r., a powtórzył to kodeks Napoleona. Powstało później wiele modeli prawnych i sposobów przeprowadzania rozwodów: umowa między małżonkami (tzw. rozwód prywatny); odrzucenie małżonka wskutek złożenia przez drugiego oświadczenia skierowanego do drugiej strony (tzw. list rozwodowy w prawie Mojżesza lub w islamie); poddanie żądania rozwodu pod rozstrzygnięcie sądu; dokonanie rozwodu przed organem administracyjnym (np. w Danii, w Rosji). W Szwecji notuje się rocznie 38 tys. małżeństw i 31 tys. rozwodów. W każdym przypadku pozostaje problem dobra dzieci rozwodzących się małżonków. Dobro małoletnich dzieci było też przywołane przez kodeks rodzinny i opiekuńczy, obowiązujący w Polsce od 1 I 1965 r. Zakładał on, że w wyroku rozwodowym sąd orzekający rozstrzyga także sprawy dotyczące władzy rodzicielskiej nad małoletnim dzieckiem stron oraz sposób alimentacji dziecka. Ustala także sposoby kontaktowania się rodziców z dzieckiem w toku postępowania o rozwód[6]. Według polskiego Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego: „Jeżeli między małżonkami nastąpił zupełny i trwały rozkład pożycia, każdy z małżonków może żądać, ażeby sąd rozwiązał małżeństwo przez rozwód”(poz. 1, art. 56)[7].

Jak wykazują statystyki, w ostatnim półwieczu nastąpił bardzo znaczny wzrost liczby rozbitych małżeństw i rodzin w Polsce. W latach 1950–1974 liczba rozwodów wzrosła 3,5-krotnie. Na 1 tys. zawartych w tym okresie małżeństw przypadają 84 rozwody. W latach 90. XX w. nieznacznie spadła ilość rozwodów (w 1990 – 42,5 tys., 1991 – 33,8 tys.), a kolejne lata transformacji ekonomicznej przyniosły dalszy ich spadek, gdyż w 1993 r. było ich 27,9 tys. (w tym samym czasie wzrosła jednak liczba „małżeństw na próbę” – żyjących bez żadnego formalnego ślubu). W 2003 r. w Polsce było aż 48,6 tys. rozwodów, podczas gdy małżeństwo zawarło 195 tys. par. Najczęściej rozwodziły się pary, które przeżyły ze sobą od 5 do 9 lat (stanowiły około 27% ogółu rozwodzących się par). Skutki rozwodu dotknęły każdego roku około 50 tys. dzieci w wieku poniżej 18 lat. Najczęstszym powodem rozbicia rodziny była niewierność małżeńska albo trwałe związanie się z inną osobą (na skutek zdrady rozwiodło się 34% w wieku poniżej 30 roku życia oraz 60% w wieku 55–60 lat; połowa mężczyzn rozwodzi się w wyniku zdrady żony w okresie wieku średniego, a ten procent obniża się znacznie powyżej 50 roku życia). Pijaństwo jest przyczyną połowy wszystkich rozwodów (w wieku kobiet 40–44 lat stanowi to przyczynę 67% rozwodów).


[1] M. A. Velez, Albercik, „Przekrój” (2006) nr 32, s. 46–49.
[2] Zob. O samotności – o spotkaniu, wybrał T. Gadacz, Kraków 1995, s. 17; Samotność i osamotnienie, pod red. M. Szyszkowskiej, Warszawa 1988, s. 64 i nn.
[3] Zob. J. Izdebska, Dziecko osamotnione w rodzinie. Kontekst pedagogiczny, Białystok 2004, s. 59.
[4] Zob. T. E. Olearczyk, Sieroctwo i osamotnienie. Pedagogiczne problemy kryzysu współczesnej rodziny, Kraków 2007, s. 25–26.
[5] Por. A. Szymański, Społeczne znaczenie rozwodów, Lublin 1931; I. E. Kotowska, Teoria drugiego przejścia demograficznego a przemiany demograficzne w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, „Studia Demograficzne” (1998) nr 4, s. 10–17.
[6] Zob. E. Naumann, Rozwód w polskim prawie, „Dziecko Krzywdzone” (2008) nr 4, s. 6–14; S. Szostakiewicz, Groza szwecjalizmu, „Fronda” (2005) nr 37, s. 9–37. Por. A. Czerederecka, Manipulowanie dzieckiem przez rodziców rywalizujących o udział w opiece, „Dziecko Krzywdzone” (2008) nr 4, s. 15–34.
[7] Kodeks rodzinny i opiekuńczy, Sopot 1998, s. 23.

 

 

Kolejną przyczyną jest tzw. niezgodność charakterów, w tym egoizm, agresywność, zarozumiałość i lenistwo, nieprzygotowanie do życia wspólnego, nieumiejętność utrzymania trwałych związków uczuciowych[8]. Po rozwodzie częściej po raz drugi żenią się mężczyźni niż kobiety. W Polsce w 2002 r. (Narodowy Spis Powszechny) było 635,8 tys. rozwiedzionych kobiet, a mężczyzn 494,2 tys. Po rozwodzie mężczyźni najczęściej wybierają panny (w 2001 r. na 25 889 powtórnych związków, aż 6 709 ślubów było z pannami; 6 515 ślubów z rozwódkami; 874 ślubów wdowca z panną i 1281 kawalera z wdową). Trwałość drugich związków okazuje się silniejsza w Polsce, niż na Zachodzie, gdzie obserwuje się zjawisko zwane „małżeńskim korkociągiem” – skoro był jeden rozwód, to następne przychodzą coraz łatwiej[9].

Skutki wychowywania dzieci w niepełnych rodzinach, zwłaszcza po rozwodzie, są łatwo zauważalne. Takie dzieci najczęściej gorzej się uczą, w dorosłym życiu częściej wchodzą w niszczące związki. Macocha czy ojczym często przez długie lata są obiektem agresji ze strony dzieci, a wzajemne relacje przypominają nieustanną bitwę o zaakceptowanie[10]. Po rozwodzie rodzice nie rezygnują z relacji z dzieckiem, lecz stają przed trudnym zadaniem zbudowania rodzicielskiego kontaktu z nim na nowych zasadach. Oboje rodzice, już w okresie przeprowadzanego rozwodu, muszą pamiętać o wspieraniu dziecka w jego przeżywaniu tej sytuacji. Konsekwencje ich ustaleń przed sądem bezpośrednio najbardziej dotykają dziecko, zmieniają jego świat i zmuszają do wysiłku zmierzenia się z bolesną zmianą[11]. Wśród zaobserwowanych u dzieci skutków rozstania rodziców wymienia się najczęściej: lękliwość, płaczliwość, szukanie bliskości z dorosłymi, agresywność, a u dzieci starszych: kłopoty szkolne i problemy społeczne. Zasadnicze problemy emocjonalne są przezwyciężane przez dzieci przeważnie po okresie około 2 lat, chociaż skutki rozwodu ciążą na nich przez całe życie (badania amerykańskie mówią, że po 20 latach około 70% dzieci rozwiedzionych było zadowolonych i dobrze sobie radziło w życiu).

Reakcja dzieci na rozwód jest różna i pozwala wydzielić grupy: dzieci „wysoko obciążonych” – z najgorszymi prognozami rozwojowymi; dzieci „mało obciążonych”, które nie wykazują niepokojących zachowań; oraz dzieci „potrafiące uporać się z obciążeniem”, u których występowało początkowo więcej zaburzeń, jakie z czasem ustąpiły. Największym zagrożeniem dla dzieci rozwiedzionych rodziców są kłótnie i trwające starcia dorosłych (budzą lęk, poczucie bezsiły, zaburzenie oceny sytuacji); wciąganie dziecka w konflikt rodziców („kupowanie” jego sympatii, przekonywanie o czyjejś winie, traktowanie jako „bufor” między rodzicami itp.); jego parentyfikacja, czyli obciążanie dziecka zbyt wielką odpowiedzialnością w rodzinie („przesuwanie” na poziom osoby dorosłej); przecenianie sił dziecka (danie mu większej odpowiedzialności i prawa współdecydowania, co pozbawia je rodzicielskiego autorytetu); zmniejszenie wydolności wychowawczej rodziców; zapominanie, że jest ono dzieckiem; budowanie w nim poczucia małej wartości; niechęć do kontaktów z przybranymi rodzicami. Wszystkie te zagrożenia pogłębiają poczucie samotności dziecka i jego bezradność[12].

Coraz częściej podejmowane praktyki fluktuacji partnerów, bez względu na ich rodzaj, zawsze burzą ideę wierności w miłości, separując kontakt seksualny i związek osobowy między partnerami. Bez względu też na czas podejmowania tego typu praktyk (w okresie przedmałżeńskim, w małżeństwie), są zagrożeniem dla trwałości małżeństwa i niosą konkretne zagrożenia dla dzieci poczętych w takim związku. Konsekwencją oderwania życia seksualnego od miłości małżeńskiej są np. dzieci pozamałżeńskie. Liczba ich nieustannie powiększa się. W Polsce udział takich urodzeń w ich ogólnej ilości systematycznie wzrastał: od poziomu 5,8% (32 779) w 1989 r. do 10,2% (43 548) w 1996 r.[13] Z początkiem XXI w. już co trzeci noworodek w Unii Europejskiej jest dzieckiem nieślubnym, w Polsce zaś aż 17% dzieci przychodzi na świat w związkach pozamałżeńskich. W Stanach Zjednoczonych tylko w latach 2002–2004 liczba nieślubnych dzieci wzrosła o 14%. Badania Instututu Gallupa w Federacji Rosyjskiej przeprowadzone w 2007 r., wykazują, że 77% Rosjan uważa za rzecz normalną urodzenie dziecka poza ślubem[14].

Już w 1934 r., w artykule pt. The Family: Past and Present (Przeszłość i teraźniejszość rodziny), opublikowanym w czasopiśmie „The New Era”, B. Malinowski mówił o poważnym zagrożeniu przyszłości rodziny. Odnotowywał zapowiedzi socjologów, którzy alarmowali: „Rodzina zniknie w ciągu najbliższych pięćdziesięciu lat”, albo „Seks obecnie jest stosowany dla rekreacji, a nie dla prokreacji”, „Życie rodzinne jest ewidentnym studium szaleństwa”. Sam patrzył na przyszłość rodziny z większym optymizmem wskazując, że już wcześniej potrafiła ona uporać się z różnymi zagrożeniami, a indywidualne małżeństwa zawsze dobrze radziły sobie z różnymi atakami natury politycznej, ekonomicznej, prawnej czy hedonistycznej[15].

Współcześnie pojawiło się szereg nowych alternatywnych form życia małżeńsko-rodzinnego, stąd coraz częściej w publikacjach znaleźć można termin używany w liczbie mnogiej – „rodziny”. Alternatywne formy traktowane są jako rzeczywiste układy życia, z których wiele jest aprobowanych społecznie, a nawet legalizowanych – zwykle po pewnym czasie, ex post facto – przez prawo. Stają się w ten sposób zinstytucjonalizowanymi wzorami życia i dają „partnerską wyłączność siebie”. Chociaż eksponuje się ich różnorodność, główny typ rodziny formalnej, monogamicznej wciąż nie zanika[16].

Za podstawową formę rodziny nadal jednak uważa się małżeństwo formalne, monogamiczne pary heteroseksualnej. Zawarcie takiego związku prowadzi do powstania rodziny nuklearnej, uznanej za najbardziej korzystną dla człowieka. Ale w wyniku oddziaływania różnych dezintegracyjnych czynników tradycyjnej formy rodziny, a zwłaszcza przez wcześniejsze opuszczanie domu rodzinnego przez młodych, opóźnianie zawierania związków małżeńskich lub życie w samotności, wzrost rozpadu związków i rosnącą liczbę przypadków uniezależnienia się od rodziny w wieku starszym, coraz powszechniejsze stają się różne formy i typy związków alternatywnych. Pośród nich występują m.in.: małżeństwa powtórne (efektem jest powstanie rodzin zrekonstruowanych), monoparentalność (rodziny samotnych matek, ojców), związki kohabitacyjne (w różnych etapach życia i różnego stanu cywilnego – wolnych, rozwiedzionych, separowanych, owdowiałych, pozostających już w związkach formalnych), tzw. Living Apart Together (LAT – razem, ale oddzielnie, jako typ związku kohabitacyjnego bez stałego wspólnego zamieszkania), związki homoseksualne, życie w samotności (tzw. single life – często z wyboru), małżeństwa seriale (określane jako poligamia sukcesywna), małżeństwa kontraktowe (tzw. covenant marriages – ich trwanie określa umowa restrykcyjna, często bazujące na ponawianej przysiędze), a także wciąż jeszcze spotykane życie w rodzinach wielopokoleniowych, rodach i skupiskach plemiennych[17].



[8] Zob. P. Góralczyk, Powtórne związki małżeńskie w teologicznym i etycznym świetle, Ząbki 1995, s. 31–32, 44–45; J. Stradowski, Wzór na związek, „Wprost” (2004) nr 11, s. 78–79; Pełnomocnik rządu do spraw rodziny, Raport o sytuacji polskich rodzin, Warszawa 1998, s. 24–28. 
[9] Zob. B. Pietkiewicz, Drugie obrączki, „Polityka” (2003) nr 27, s. 70–72.
[10] Zob. D. Kowalska, Rodzinny patchwork, „Newsweek Polska” (2007) nr 19, s. 78–80. Por. H. Cudak, Funkcjonowanie dzieci z małżeństw rozwiedzionych, Toruń 2005; R. Grochocińska, Psychospołeczna sytuacja dzieci w rodzinach rozbitych, Gdańsk 1990.
[11] Zob. A. Olszewska, A. Zawadzka, Rozwodowe trzęsienie ziemi. Jak zadbać o dziecko?, „Dziecko Krzywdzone” (2008) nr 4, s. 120–128.
[12] Zob. W. Jaede, Jak uchronić dziecko przed skutkami rozwodu rodziców. Poradnik dla rodziców, przekł. A. Kleszcz, Kraków 2007, s. 45–62; J. Amarowicz-Pietrasiewicz, K. Becker, Cele i metody pracy terapeutycznej z dziećmi z rodzin rozbitych, „Dziecko Krzywdzone” (2008) nr 4, s. 98–112; R. Roch, A. Dzierżawska-Popiołek, Mediacja w systemie pomocy rodzinie w kryzysie. Co można zrobić, by uchronić dziecko w rozwodzie?, tamże, s. 129–143; M. Besert, Strategie radzenia sobie z rozwodem rodziców podejmowane przez dzieci w wieku dorastania, tamże, s. 82–97.
[13] Zob. I. E. Kotowska, Teoria drugiego przejścia demograficznego a przemiany demograficzne w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, s. 10–17.
[14] Zob. J. Kowalska-Iszkowska, Rewolucja w kołysce, „Newsweek Polska” (2005) nr 48, s. 42–44; L. Andriejewa, Proces piechristuianizacji w siekuliarizowannom rossijskom obszciestwie, „Sociologiczieskije issliedowanija” (2007) nr 8.
[15] Zob. B. Malinowski, Przeszłość i teraźniejszość rodziny, w: tenże, Seks i stłumienie w społeczności dzikich oraz inne studia o płci, rodzinie i stosunkach pokrewieństwa, przeł. B. Golda, G. Kubica, Z. Mach, Warszawa 1987, s. 327–334.
[16] Zob. K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie, Kraków 2002, s. 78–82; por. M. Baker, Families, Labour and Love, Vancouver 2001, s. 43 i nn.
[17] Zob. K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie, s. 86–115.

 

 

Monoparentalność, czyli „samotny rodzic”, jest zjawiskiem z zakresu socjologii rodziny, które w ostatnich latach znacznie przybrało na znaczeniu. W Polsce lat 80. XX w. co dziesiąte dziecko rozpoczynające naukę w szkole pochodziło z rodziny niepełnej. Dzieci wychowywane tylko przez matkę stanowiły z nią rodzinę rozbitą przez rozwód lub porzucenie (55%), założoną przez kobietę niezamężną (12%) lub rodzinę niepełną przez śmierć ojca (33%). W 1995 r., w książce pt. Fatherless America (Ameryka bez ojca) D. Blankenhorn napisał: „Stany Zjednoczone zmieniają się w społeczeństwo bez ojców. Dzisiejszej nocy ok. 40% dzieci amerykańskich będzie spało w domu, gdzie już nie mieszka ich ojciec. Połowa naszych dzieci skazana jest na spędzenie znacznej części swego dzieciństwa w oderwaniu od rodziców. Nigdy przedtem w tym kraju tyle dzieci nie było dobrowolnie porzuconych przez ojca i nigdy tyle dzieci nie wychowywało się, nie wiedząc, co to znaczy mieć ojca”[18].

Jak wykazują badania, samotne matki są przekonane, iż ich dzieci wymagają opieki i obecności ojca. 53,4% samotnych matek w Polsce w braku ojca widzi przyczyny trudności wychowawczych, chociaż 45,2% kontakty dziecka z ojcem toleruje, a jedynie 18,4% – akceptuje. Wiąże się to z jednej strony ze świadomością rangi obecności ojca w wychowaniu, ale z drugiej – z krytyczną oceną jego rzeczywistej kondycji moralnej i duchowej. 25,7% ojców, według oceny matek, zachowuje się niewłaściwie przy dzieciach, 66,7% matek podejrzewa ojców o próby przekupienia dzieci, a 49,4% obawia się utraty swego autorytetu u dzieci. Z tego też powodu aż w 56,4% przypadków samotne matki poświęcają się wyłącznie dziecku, rezygnując z poszukiwania nowego partnera. Jednocześnie jednak aż 38,8% matek niewiele wie, czym zajmują się ich dzieci poza domem i szkołą, 16,5% opiera swą wiedzę wyłącznie na relacjach dzieci, 15,6% zna ich kolegów tylko z imienia bądź z rozmów telefonicznych, a 22,1% zna ich dobrze[19]. Różne są czynniki, które wpływają na decyzję o wyborze samotnego macierzyństwa: natury ekonomicznej (preferencje i ulgi dla matek samotnych, lęk przed ekonomiczną dewastacją rodziny przez męża); psychologicznej (brak zaufania do partnera – ojca dziecka, nietrwałość związku); moralnej (związek zawarty pod presją nie stwarza dobrych prognoz na przyszłość)[20].

Mężczyźni samotnie wychowujący swe dzieci również nie należą dzisiaj do rzadkości, np. w USA w 1992 r. stanowili 14% wszystkich rodzin – tj. ponad milion dzieci żyło w tego typu rodzinach. Powstawaniu tego typu rodzin sprzyja polityka społeczna państwa np. przejmowanie przez administrację obowiązków rodzica (tzw. „biurogamia”), co powiększa skalę zjawiska, którego skutki są trudne do przewidzenia. Wiąże się ono m.in. z utratą osobistej odpowiedzialności rodziców za dzieci i nie jest jedynie pomocą państwa w pokonywaniu np. trudności ekonomicznych[21].

Typowy dla współczesnej rodziny stał się również konkubinat (od łac. „concubina” – „ta, która z kimś sypia”). Tak w przeszłości nazywano pozostawanie w związku pozamałżeńskim. W dawnej Polsce konkubinę (nie było męskiego odpowiednika – niekiedy zwaną też metresą, kochanką, nałożnicą) odróżniało od żony to, że nie nosiła ona nakrycia głowy (jak żona). Różnica dotyczyła też dziedziczenia i legalności potomstwa. Konkubiny pochodziły często z wojennej branki (Bolesław Chrobry wziął w 1018 r. podczas wyprawy kijowskiej dziewięć sióstr księcia ruskiego Jarosława, z jedną z nich żył „mimo żony” niemal do końca życia). Jan Długosz twierdził, że dzieci z takich związków cechuje „odrażająca deformacja nosa”, „drżenie członków” i „ogólne szaleństwo umysłu”. Musiało upłynąć wiele czasu, zanim ustawodawstwo zniosło różnicę statusu dzieci rodziców żyjących w wolnym związku i w małżeństwie. Konkubinat jest współcześnie nazywany „wolnym związkiem”, czy też „wolną miłością” – jako przypominający małżeństwo długotrwały związek partnerski pozostający jednak bez urzędowej legitymizacji w formie ślubu i bez opieki państwa. W rzymskim ustawodawstwie cesarza Augusta był uznawany prawnie, jeśli z powodu praw stanowych niemożliwe było małżeństwo (np. gdy wyzwolona niewolnica chciała wyjść za mąż). W Rzeszy Niemieckiej w XVI w. konkubinat, jako „pozostawanie w niemałżeństwie”, był karany. W większości kantonów szwajcarskich zakazywano go aż do XX w., a w Prusach policja miała prawo interweniować, gdy stawał się powodem publicznego zgorszenia. „Wolna miłość” jako sposób życia zrodziła się na początku XX w., będąc alternatywą i uzupełnieniem mieszczańskiego małżeństwa. Idea ta została przejęta jako jeden z postulatów społecznych alternatywnych, anarchistycznych i radykalnych prądów i początkowo znalazła także oddźwięk w Związku Sowieckim. W. Lenin, w rozmowie z K. Zetkin w 1920 r., mówił: „Upadek, zgnilizna, brud mieszczańskiego małżeństwa, które trudno było rozwiązać, z wolnością dla mężczyzny, z niewolnictwem dla kobiety, obrzydliwe zakłamanie moralności i stosunków seksualnych napawają głębokim wstrętem najbardziej żywe i najlepsze umysły. Przymus mieszczańskiego małżeństwa i praw rodzinnych zaostrza zło i konflikty. To przymus «świętej» własności. Uświęca on sprzedajność, nikczemność, brud. Reszty dopełnia konwencjonalna hipokryzja zacnego społeczeństwa mieszczańskiego. Ludzie poszukują swego prawa przeciw panującej obrzydliwości i nienaturalności”[22]. Był przekonany, że dopiero rewolucja bolszewicka stwarza „podstawę dla koniecznego odnowienia stosunków małżeńskich i seksualnych”.

Wśród współczesnych alternatywnych wzorów życia małżeńsko-rodzinnego najbardziej popularna jest jednakże kohabitacja, rozumiana najczęściej jako „życie razem” – a więc jako niezinstytucjonalizowany związek dwojga osób wspólnie zamieszkujących przez dłuższy czas, prowadzących wspólne gospodarstwo domowe i utrzymujących związki seksualne. „Kohabitacja oznacza, że dwie osoby płci przeciwnej żyją razem jak mąż i żona, nie będąc jednak małżeństwem”[23]. Opisy sytuacji związków kohabitacyjnych koncentrują się przeważnie na ułatwieniach wspólnego życia, ekonomicznych wymiarach związku, seksualnym pożyciu, oraz posiadaniu i wychowywaniu dzieci. Można wyróżnić kilka odmian kohabitacji: poprzedzająca małżeństwo i będąca okresem przedłużonego chodzenia ze sobą; poprzedzająca małżeństwo i stanowiąca przygotowanie do niego; alternatywna forma małżeństwa; forma niezamężnego życia wyrastająca z idei niezależności. Badania wykazują, że krytyczny dla kohabitacji jest okres 2 lat, po których związek rozpada się lub legalizuje (dotyczy to około 50% par). Tylko 1/10 związków nadal trwa jako długoterminowy, nie kończąc się małżeństwem.


[18] Cyt. za: J. Porada, Rodzina bez ojca, „Nowy Przegląd Wszechpolski” 9 (2002) nr 5–6, s. 34.
[19] E. Adamczak, Bariery samotnego macierzyństwa, w: Kobieta w kulturze i społeczeństwie, t. 1, pod red. B. Jedynak, Lublin 1990, s. 237–242.
[20] Zob. T. Olearczyk, Sieroctwo i osamotnienie, s. 26–27; por. L. Kopciewicz, Polityka kobiecości jako pedagogika różnic, Kraków 2003.
[21] Zob. F. Fukuyama, Wielki wstrząs. Natura ludzka a odbudowa porządku społecznego, przeł. H. Komorowska, K. Dorosz, Warszawa 2000, s. 69, 247.
[22] Cyt. za: L. Aresin, K. Starke, Leksykon erotyki, przeł. K. Jachimczak, R. Wojnakowski, Katowice 1998, s. 400; por. P. Krzyżanowski, Związek zdradziecki, „Wprost” (2003) nr 51, s. 59–62.
[23] M. W. Matlin, The Psychology of Women, 3rd ed., New York 1996, s. 308; zob. K. Slany, Związki konsensualne – nowa forma małżeństwa, „Problemy Rodziny” 29 (1990) nr 3, s. 28–32.

 

 

Osoby decydujące się na wspólne życie w związku nieformalnym mają do spełnienia określone zadania, podobnie jak w małżeństwie: utworzenie wspólnego miejsca zamieszkania („domu”); stworzenie wspólnego systemu ekonomicznego; wynegocjowanie podziału ról w związku; utworzenie intelektualnej i komunikacyjnej wspólnoty; zbudowanie wzajemnie satysfakcjonującego pożycia seksualnego, w tym negocjacja sposobu regulacji poczęć; utworzenie efektywnych relacji z krewnymi obu stron związku; zbudowanie relacji z kręgiem przyjaciół, kolegów, sąsiadów, organizacji i instytucji, które interesują obie strony związku; planowanie rodziny (w tym ewentualnie dzieci); utworzenie wspólnej filozofii życia, przekonań i wartości; uznanie sfery seksualnej nie tylko za siłę reprodukcyjną, ale i za wiążącą i spajającą partnerów[24].

Zjawisko kohabitacji nasila się zwłaszcza od lat 70. XX w. Nazywane jest formą życia na próbę. Wzrasta także społeczne przyzwolenie na tego typu związki. W Kanadzie 88% młodych ludzi uważa, że nie ma nic złego w tym, jeżeli dwoje ludzi młodych żyje razem bez ślubu. Badania z 1996 r. mówią, że 62% Australijczyków uznaje, że można żyć razem nie myśląc o małżeństwie, a około 45%, że jest akceptowane posiadanie dzieci urodzonych poza formalnym związkiem. W Szwecji w 1992 r. kohabitowało 80% kobiet w wieku przed ukończeniem 25 roku życia (między latami 70. a 80. XX w. nastąpił wzrost od 23 do 50%). W Norwegii w 1997 r. więcej było kohabitujących kobiet w wieku 25–29 lat (36%) niż kobiet zamężnych w tym przedziale wiekowym (29%). Badania z 1994 r. pokazują, że najwięcej kohabitujących par w wieku 16–29 lat było w Danii (72%), Holandii (54%), Francji (45%), Wielkiej Brytanii (38%), Niemczech (29%), Belgii i Luksemburgu (28%). Badania z 1999 r. wykazują, że w krajach zachodnich przeciętnie około 70% ludzi młodych (w wieku 20–24 lat) kohabituje przed zawarciem związku małżeńskiego, a w wieku 25–29 lat – około 33%[25]. Badania potwierdzają także, że związki kohabitacyjne są najczęściej nietrwałe (prawie połowa z nich kończy się w ciągu roku, 40% przekształca w małżeństwa formalne, które w 50% kończą się rozwodem, a 2/3 z nich wchodzi w powtórne związki małżeńskie). Ustalono nawet, że jeśli przynajmniej jeden z małżonków wcześniej kohabitował, to istnieje 50% pewności, że związek ulegnie rozpadowi w ciągu 3–4 lat, w przeciwieństwie do związku osób, które nie kohabitowały (do 5% rozwodów w tym okresie pożycia). Im dłuższa była kohabitacja przedmałżeńska, tym zachodzi większe prawdopodobieństwo rozpadu małżeństwa. Przypuszcza się, że wynika to z faktu selektywności kohabitacji: kohabitują gorzej wykształceni, biedniejsi, o specyficznych cechach osobowościowych (mężczyźni mniej wytrzymali, mniej pracowici, mniej kompromisowi, androgyniczni, postrzegający się jako atrakcyjniejsi od żonatych; kobiety mniej rozważne, bardziej podporządkowane, pracowite, samoakceptujące się, ekstrawertyczne, mniej dominujące niż zamężne). Kohabitacja jawi się dla mężczyzn jako związek wymagający mniejszego poświęcenia i z mniejszą odpowiedzialnością niż małżeństwo. Dla kobiet taki nieformalny związek jest zapowiedzią zaślubin partnera, daje poczucie pewności i trwałości, dla którego gotowe są podjąć różnego rodzaju ustępstwa (np. wyrazić zgodę na dziecko przedmałżeńskie). Wybór partnera do kohabitacji dokonuje się według tradycyjnych wzorów, przybierając bądź to postać modelu jedynego żywiciela rodziny, bądź opartą na partnerskiej współpracy w związku. Dla trwania związku kohabitacyjnego najlepszy jest taki układ, który zachowuje równy podział władzy. Okres trwania związku ma istotny wpływ na decyzję prokreacyjną: im dłuższy okres trwania związku, tym łatwiej o taką decyzję[26].

W Polsce systematycznie wzrasta średni wiek zawierania małżeństwa: w 1990 r. wynosił on dla kobiet 22,7 lat, a dla mężczyzn – 25 lat; a w 2000 r. – wyniósł odpowiednio 23,6 i 25,6 lat. Podkreśla się, że zwiastuje to przebudowę wzorca zawieranych małżeństw, podobnie jak wzrost liczby rozwodów, czy spadek płodności, dane te wskazują bowiem na pewne podobieństwo z trendami występującymi w krajach zachodnich. Różnice przejawiają się m.in. w opóźnieniu separacji młodych od rodziny pochodzenia, sposobie kreowania planów matrymonialnych (w Polsce ciągle duży udział najbliższych i ich sugestie), modelu projekcji prokreacyjnych (wychowanie zorientowane na rodzinę) oraz w społecznym odbiorze niezalegalizowanych związków (w niektórych środowiskach duży w obronie małżeństwa). Wzrosła też znacznie w Polsce liczba osób kohabitujących: w 1978 r. było ich 189 tys. (ponad 90 tys. par – 1% wszystkich par małżeńskich), w 1988 r. w związkach nieformalnych pozostawało około 250 tys. osób, a w 1995 r. – 310 545 (Mikrospis). Zdecydowana większość osób kohabitujących w Polsce znajduje się w wieku 30–39 lat i 40–49 lat (ponad 53% wszystkich w związkach nieformalnych: 55–% w miastach, 49% na wsi). W całej populacji osób kohabitujących znalazło się 179 060 dzieci (ale 88% związków ma na utrzymaniu dzieci: w miastach 124 290, a na wsi 54 770)[27]. Za wszystkimi tymi cyframi ukryty jest także problem dzieci, które są owocem takich związków. Najczęściej są zmuszone przeżywać swoistego rodzaju samotność, poczucie odmienności i niepokój, że nie mogą mieć „zwykłego” „pełnego” domu.

Z kluczem na szyi

Dla opisu różnych form samotności dziecka w rodzinie używa się określenia „sieroctwo”. Za „autentyczne” uważa się tzw. sieroctwo naturalne, spowodowane brakiem biologicznym rodziców na skutek ich śmierci. Wypadki, wojny, nieuleczalne choroby znaczyły się w życiu wielu dzieci sieroctwem, zabierając im rodziców lub jednego rodzica. Nie jest to sieroctwo zawinione, ani możliwe do zlikwidowania, ma charakter trwały. Śmierć raz na zawsze zrywa fizyczny kontakt dziecka z rodzicami. Trwa jednak pamięć o tych, którzy umarli, niekiedy przekazywana słownie przez pozostałą rodzinę. Wyróżnia się przy tym sieroctwo naturalne pełne – gdy oboje rodzice zmarli oraz półsieroctwo – gdy śmierć dotknęła jednego z rodziców[28]. Chociaż zawsze wiąże się z poczuciem osamotnienia dziecka, to jednak sieroctwo naturalne jest zrozumiałe, łatwiejsze do uniesienia przez dzieci, niż życie ze świadomością, że zostało ono porzucone, albo odsunięte na margines zainteresowań rodziców.

Bardzo bolesną formą osamotnienia dziecka jest sieroctwo emocjonalne – duchowe, które pojawia się jako poczucie izolacji emocjonalnej w rodzinie. Chociaż ma charakter subiektywny, jest reakcją na niezaspokojenie potrzeby miłości i zrozumienia. Może mieć różne przyczyny: nieudolność wychowawczą rodziców, rozbicie więzi uczuciowych w rodzinie, brak zainteresowania dzieckiem, nieobecność rodziców starających się przede wszystkim o wypełnienie funkcji ekonomicznych. Chociaż rodzina zachowuje pozory normalnego funkcjonowania, dziecko przeżywa dramat osamotnienia, emocjonalnego wycofania się, zamknięcia, co może być efektem niewłaściwego – przez nadmiar lub niedosyt – zaspokajania jego potrzeb. Tak dzieje się np. wówczas, gdy oboje rodzice są nadmiernie obciążeni pracą zawodową, lub gdy tzw. „robienie kariery” staje się dla nich najważniejszym celem życia. Wychowanie dziecka nie może być bowiem realizowane bez poświęcenia mu pewnej ilości czasu – i nie chodzi jedynie o czas, którego wymagają czynności opiekuńcze i organizacyjne, ale także wykonywane dla całej rodziny, ale w obecności dziecka. Angażowanie do opieki nad dzieckiem osób spoza najbliższej rodziny powinno mieć zawsze charakter wyjątkowy. Jednolitość i systematyczność oddziaływania dorosłych ma wielkie znaczenie dla dziecka. Obcowanie z dzieckiem umożliwia zaspokojenie jego podstawowych potrzeb psychicznych[29]. W przeszłości mogły też być inne sytuacje absorbujące rodziców, o czym świadczą np. relacje dzieci z okresu wojny i okupacji, gdy rodzice byli zbyt zaabsorbowani samym przetrwaniem rodziny, by skupić się na szczegółowych potrzebach dzieci. Rodziło to w nich odczucie porzucenia, a swe dzieciństwo wojenne traktowali jako „stracone”[30].



[24] Zob. A. Kwak, Niezamężna kohabitacja jako zjawisko społeczne, „Studia Socjologiczne” (1995) nr 3–4, s. 145–146; J. Trost, Nie zalegalizowane współżycie pary. Nowa postać dawnej tradycji, „Problemy Rodziny” (1977) nr 2, s. 8–19.
[25] Zob. K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie, s. 134–145; por. W. Miziołek, Duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych, „Homo Dei” (1981) nr 50, s. 117–129.
[26] Zob. L. Bumpass, R. K. Raley, J. Sweet, The Changing Character of Stepfamilies: Implications of Cohabitation and Nonmarital Childbearing, „Demography” (1995) nr 32, s. 16–28; R. R. Rindfuss, A. van den Heeuvel, Conhabitation: Precursor Mariage or Alternative to Being Single?, „Population and Development Review” (1990) nr 16, s. 703–726; A. Kwak, Niezamężna kohabitacja jako zjawisko społeczne, „Studia Socjologiczne” (1995) nr 3–4, s. 141–156.
[27] Zob. K. Slany, Alternatywne formy życia małżeńsko-rodzinnego w ponowoczesnym świecie, s. 174–195; por. Rządowa Rada Ludnościowa, Sytuacja Demograficzna Polski 2000, Warszawa 2001, s. 48 i nn.
[28] Zob. T. Olearczyk, Sieroctwo i osamotnienie, s. 102–103.
[29] Zob. H. Filipczuk, Gdy oboje rodzice są obciążeni pracą, w: 50 tajemnic o naszych dzieciach, cz. 1: Rady dla rodziców dzieci w wieku doszkolnym, pod red. nauk. D. Chrzanowskiej, Warszawa 1985, s. 21–25.
[30] Por. Y. Nir, Utracone dzieciństwo, przekł. J. Mazur, Warszawa 2005, s. 23 i nn.

 

 

Zabiegani, zapracowani i zagubieni dorośli często bezmyślnie i w pośpiechu zaspokajają materialne potrzeby dzieci. Efektem może być np. ich nadmierna otyłość, często powodująca liczne choroby. Aż 75% polskich dzieci z nadwagą nie leczy swojej otyłości i nie kontaktuje się z lekarzem. Aż 40% z nich wyrośnie na otyłych dorosłych i będzie naznaczonych chorobami typowymi dla nadmiernej otyłości. Liczne zajęcia, także pozaszkolne, odżywianie się w pośpiechu i bez kontroli dorosłych, późne kolacje, brak czasu na ruch i sport – pogłębiają ten stan, bowiem żadne dziecko nie da rady się odchudzić bez pomocy i wsparcia ze strony rodziców[31]. Brak czasu rodziców dla dzieci jeszcze głębsze rany pozostawia w psychice dziecka. Dzieci samotne często popadają bowiem w wyrachowanie, pozbawione są wyrzutów sumienia, poczucia winy. Potrafią sobie radzić w zawodach i zajęciach, które wymagają logicznego myślenia i racjonalnego chłodu – robią kariery polityków, prawników, biznesmenów, policjantów czy wojskowych. Emocjonalni analfabeci są także świetnymi maklerami giełdowymi. Jednak ich chłód emocjonalny staje się przeszkodą w kontakcie z ludźmi – mają problem w stworzeniu domu, środowiska, otwarciu się na innych. Zasilają szeregi cierpiących na aleksytymię, czyli niezdolnych do odczuwania emocji i empatii, a nawet do nazywania świata uczuć. Aleksytymicy są elokwentni, zniewalająco sympatyczni, znakomicie manipulują, lecz wzbudzają strach, są odrażająco chłodni i bezwzględni. Nie odczuwają strachu, a jeśli się boją, to głównie kary. Badania amerykańskie mówią, że w Stanach Zjednoczonych jest około 1% tego typu psychopatycznych osób. Testy psychologiczne przeprowadzone w Finlandii wykazują, że 13% osób (10% kobiet i 17% mężczyzn) to osoby z objawami aleksytymii. Większość badań wskazuje na doświadczenia z dzieciństwa jako źródło ślepoty uczuciowej[32].

Sieroctwo emocjonalne niebezpiecznie pogłębia lub nawet może stać się źródłem depresji dziecięcej. Na depresję może chorować nawet kilkumiesięczne dziecko, które np. na rozłąkę z matką reaguje płaczem, apatią, nie pije i nie je, mało śpi. Objawy depresyjne ma aż 28% polskich dziesięciolatków i 25% trzynastolatków. Aż 35,5% wszystkich dziewcząt ze szkół średnich doświadczało uczucia smutku i beznadziei, trwającego dłużej niż dwa tygodnie. Okazuje się, że obecność przynajmniej jednego kochającego rodzica dla 93% nastolatek jest argumentem dla niepodejmowania wczesnego współżycia seksualnego, traktowanego często jako forma szybkiego samopotwierdzenia się i znalezienia kogoś bliskiego. Dziewczęta, które mieszkają z obojgiem rodziców zdecydowanie rzadziej zapadają na zaburzenia wzrostu i opóźnienia w rozwoju intelektualnym, niż nastolatkowie mieszkający tylko z matką. Dziewczęta mieszkające tylko z matką mają duże trudności z kontrolowaniem swych zachowań, opóźniają przeprosiny i trudno im odróżnić dobro od zła. 21% wszystkich dzieci w wieku 12–15 lat stwierdziło, że ich najważniejszym zmartwieniem jest niewystarczająca ilość czasu spędzanego z rodzicami[33].

Innym obliczem samotności dziecka jest tzw. sieroctwo społeczne, związane z terminem „dziecko społeczne”, czyli wspólne, niczyje, nikomu konkretnie nie przypisane, któremu zagraża zaburzenie tożsamości. Pojęcie to zostało rozszerzone na dzieci, jakie posiadając rodziców cierpią na brak sprawowanych funkcji opiekuńczo-wychowawczych. Sierotą społecznym może się więc stać dziecko, które wychowuje się w pełnej rodzinie lub posiada jednego rodzica, ale jest zaniedbane, z silnym odczuciem osamotnienia (pomimo zamieszkania z rodzicami), a jego więź emocjonalna z rodzicami jest zerwana lub silnie nadszarpnięta. W wąskim rozumieniu tego terminu sierotą społeczną jest dziecko nieutrzymujące systematycznego kontaktu z rodziną, przebywające pod stałą lub czasową opieką poza rodziną biologiczną. Dziecko stało się „własnością społeczną”, gdy rodzice mają ograniczone prawa lub nie mają praw do dziecka, a ono nie ma zobowiązań wobec nich, zaś państwo przejęło obowiązki rodziców, zajęło się wychowywaniem, wykształceniem i usamodzielnieniem[34]. Jedną ze współczesnych odmian sieroctwa społecznego jest tzw. sieroctwo migracyjne, a więc związane z czasowym lub stałym pobytem zarobkowym rodziców (lub rodzica) poza granicami kraju, gdy dziecko przebywa pod opieką innych osób, np. babci, względnie starszego rodzeństwa, lub pozostawiono je „samo sobie”. Wyjazd jednego z rodziców odczuwają dzieci nawet kilkumiesięczne. Instytucje takie jak policja, pomoc społeczna, sądy czy szkoła interesują się nimi dopiero wtedy, gdy popadną w konflikt lub padną ofiarą przemocy. Najnowszy termin, który określa te dzieci, to „eurosieroty”, których w Polsce, w okresie wakacyjnym 2008 r., było ogółem 45 646[35]. W większości przypadków dzieci te mają ze swymi rodzicami jedynie kontakt internetowy (Skype). Dzieci najczęściej nie rozumieją tego, dlaczego rodzice wyjechali na emigrację zarobkową i dlaczego pieniądze są tak bardzo ważne. Konsekwencją emigracji jest czasowa lub stała niepełność rodziny. Wpływa ona na nadmierne obciążenie pozostającego rodzica, powoduje sytuację braku czasu dla dziecka, które stwarza coraz poważniejsze i nasilające się problemy wychowawcze[36].

Osamotnienie dziecka jest więc stanem jego ducha, który wynika z przyczyn naturalnych, emocjonalnych lub społecznych. Specyficznym sieroctwem jest tzw. sieroctwo decyzyjne, przez które rozumie się osamotnienie dziecka będące wynikiem podjęcia określonych decyzji przez rodziców, jak i przez organy administracyjne, takie jak sąd rodzinny. Sieroctwo dziecka może wówczas nastąpić na skutek dezorganizacji i patologizacji rodziny; niskiego poziomu życia, biedy; nieplanowanego macierzyństwa; niechęci do dziecka, porzucenia go lub zrzeczenia się praw do niego; decyzji rodziców o migracji bez dziecka. Może to być decyzja rodziców, kobiety „bez męża”, sądu ograniczającego lub pozbawiającego władzy rodzicielskiej[37].

Interwencja administracji i odpowiednich służb społecznych jest niekiedy niezbędna. Jej zadaniem jest wyszukiwanie niedomagań życia rodzinnego, a z drugiej strony stworzenie optymalnych, możliwych sposobów zaradzania zaistniałym sytuacjom[38]. Zdarza się jednak, że interwencja urzędników jest niezrozumiała. W Poradniku pracownika socjalnego (opublikowanego na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej) pojawiły się niejasno określone powody usprawiedliwiające tego typu działania ze strony urzędów: „zawstydzanie, narzucanie własnych poglądów, ciągłe krytykowanie, kontrolowanie, ograniczanie kontaktów, krytykowanie zachowań seksualnych”. Rodzice mogą więc być pozbawieni opieki nad własnymi dziećmi, gdy próbują je wychowywać zgodnie z własnymi przekonaniami i doświadczeniem[39].

Każda forma sieroctwa niesie ze sobą zagrożenie dla optymalnego możliwego rozwoju dziecka. Jest drogą prowadzącą do osamotnienia tego, który szczególnie potrzebuje ciepła, bliskości i spotkania z najbliższymi. To oni bowiem są dla niego najważniejszym darem Boga – jak ono powinno być dla nich.


[31] Zob. M. Suchodolska, I. Michalewicz, Dzieci E66, „Newsweek Polska” (2006) nr 40, s. 76–80.
[32] Zob. Z. Wojtasiński, Psychopaci i Królowa Śniegu, „Wprost” (2010) nr 6, s. 56–58.
[33] Zob. M. Meeker, Ojcowie, córki i ich problemy, „Fronda” (2010) nr 56, s. 22–47; E. Nieckuła, Depresja w kołysce, „Wprost” (2010) nr 7, s. 58–59; por. J. Rola, Depresja u dzieci, Warszawa 2001.
[34] Zob. T. Olearczyk, Sieroctwo i osamotnienie, s. 105–108.
[35] Zob. M. Markowski, Eurosieroctwo? Taki sam problem mają dzieci marynarzy, „Gazeta Wyborcza” [online] 6 XI 2008, [dostęp: 23 VIII 2012], dostępny w Internecie: <http://wyborcza.pl/1,85996,5888323,MEN__Eurosieroctwo__Taki_sam_problem_maja_dzieci_marynarzy.html>; por. E. Winnicka, Eurosieroty, „Polityka” (2007) nr 46, s. 35.
[36] Por. B. Balcerzak-Paradowska, Wpływ okresowej migracji na warunki życia rodziny, „Problemy Rodziny” (1994) nr 5, s. 12 i nn.
[37] Por. H. Haak, Władza rodzicielska. Komentarz do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, Toruń 1995.
[38] Por. J. Korczak, Dom sierot, w: tegoż, Pisma wybrane, oprac. A. Lewin, t. 1, Warszawa 1984, s. 318–382; R. Królikiewicz, Rodzinna opieka zastępcza jako forma kompensowania sieroctwa społecznego, w: Oblicza pedagogii, pod red. K. Jarkiewicz, Kraków 2005, s. 105–121; M. Kolankiewicz, Dzieci do trzeciego roku życia w instytucjach opiekuńczych w Europie. Statystyka i cechy charakterystyczne, Warszawa 2007; U. Kamińska, Zranione dzieciństwo. Wychowankowie domu dziecka mówią, Katowice 2000.
[39] Zob. R. Motoła, Rząd chce nam zabrać dzieci!, „Polonia Christiana” (2010) nr 13, s. 3–5 .

 

 

Jedynactwo

Z pewnością pewien rodzaj samotności, związany z ograniczeniem kontaktów z rówieśnikami, zwłaszcza w pierwszej fazie rozwoju dziecka, wiąże się z jedynactwem, czyli sytuacją, gdy rodzina posiada jedno dziecko. Zdarza się to bardzo często, zważywszy, że statystyczna Polka rodzi 1,39 dziecka. W historii taka sytuacja była traktowana jako społecznie dziwna, a obecnie stała się powszechnie akceptowaną rodzinną normą[40]. Jedynaków ciągle przybywa, zarówno w zdecydowanej większości krajów Europy Zachodniej, jak w Polsce. W coraz większym stopniu zaczyna dominować model rodziny z jednym dzieckiem – w Polsce to 46,9% ogółu rodzin. Przyczyn takiej sytuacji jest wiele, m.in. fakt, że zniknął lęk przed bezpotomną śmiercią, a osiągnięcia cywilizacyjne pozwalają bez lęku inwestować swój czas i zasoby w jedynaków. Innym argumentem są koszty wychowania dziecka. Analitycy z Centrum im. Adama Smitha szacują, że koszt wychowania jednego dziecka w Polsce – do 20 roku życia – to 160 tys. zł, a dwójki – 280 tys. zł. Odpowiednio koszt wychowania dwójki dzieci w Stanach Zjednoczonych do osiągnięcia przez nich pełnoletniości wynosi 250 tys. dolarów, a ukończenie przez nie prywatnych uczelni zwiększa te koszty o 100 tys. Anglicy obliczają, że wychowanie dziecka od narodzin do jego ekonomicznego usamodzielnienia wynosi 160 tys. funtów. Analitycy obliczają, że przeciętne koszty utrzymania i wychowania jednego dziecka wynoszą około 20% dochodu gospodarstwa domowego. Francuzi wykuli powiedzenie, które podkreśla ekonomiczne obciążenie związane z dzieckiem: „jedno dziecko kosztuje tyle, ile jeden dom”. Ta świadomość jest silnie obecna w małżeństwach planujących wielkość rodziny. Jak wskazują analizy amerykańskiego Guttmacher Institute, który zajmuje się badaniem zdrowia reprodukcyjnego w USA i na świecie, aż 64% kobiet w planowaniu rodziny bierze pod uwagę czynnik ekonomiczny, a 44% przyznaje, że jest on powodem opóźnienia decyzji o posiadaniu dziecka lub ograniczeniu się tylko do jednego potomka. Ważnym czynnikiem modeli rodziny z jedynakiem może być także administracyjny nacisk państwa. Widać to najlepiej na przykładzie Chin, gdzie konsekwentnie propagowany model rodziny „2 + 1” stworzył armię, która liczy ponad 90 mln jedynaków[41].

Tradycyjne myślenie na temat jedynaków wiąże się z przywoływaniem szeregu stereotypów na ich temat. Dzieci bez rodzeństwa uważano powszechnie za samolubne, rozpuszczone i samotne. Wśród popularnych opinii na temat jedynaków jedne mówiły o nich jako wyjątkowych dzieciach, uprzywilejowanych przez los, posiadających warunki dogodne do rozwoju i umożliwiające osiągnięcie sukcesu. Inne i częstsze upatrywały w nich egoistów, egocentryków, dzieci aspołeczne. Zarówno sukcesy, jak i klęski w rozwoju tych dzieci próbowano tłumaczyć jedynactwem. Jednak szereg badań i prac dotyczących rodzin z jedynakami nie wskazuje na to, by byli oni bardziej nieprzystosowani od dzieci z rodzin wielodzietnych. Socjologowie na różne sposoby badali, czy dzieci chodzące do żłobka i nieposiadające rodzeństwa mają mniejsze umiejętności społeczne niż ich rówieśnicy, wychowujący się z bratem lub siostrą. Uniwersytet stanu Ohio w Stanach Zjednoczonych przeprowadził w latach 1994–1995 szereg rozmów z dziećmi w ponad 100 amerykańskich szkołach, prosząc o wymienienie pięciorga chłopców i dziewcząt ze szkoły, których uważają za przyjaciół. Okazało się, że popularność jedynaków wcale nie różniła się od popularności uczniów mających rodzeństwo. Ich społeczne relacje były takie same. Podstawowymi czynnikami, które różnicowały wyniki badań, były: status społeczny i ekonomiczny, wiek rodziców, rasa oraz fakt, czy dziecko mieszkało z obojgiem, czy tylko z jednym z biologicznych rodziców. Wszystkie te czynniki mogą być i bardzo często są pozytywnie zaspokojone w rodzinach z jedynakiem. Wiele zaś świadczy o tym, że brak kontaktów dziecka z rówieśnikami w początkowej fazie życia, szybko i skutecznie jest uzupełniony w okresie przedszkolnych i szkolnych spotkań[42].

Polskie badania nad jedynakami potwierdziły odmienność warunków rozwoju dziecka, które jest jedyne w rodzinie. Często bywa ono ośrodkiem szczególnego zainteresowania i troski ze strony rodziców, co może rodzić chwilowe trudności w usamodzielnieniu dziecka. Często rodzice jedynaka starają się zapewnić mu wszystko, czego tylko ono zapragnie. Niekiedy chronią go nadmiernie przed kontaktami z innymi dziećmi, skazując na towarzystwo osób dorosłych. Postawy roszczeniowe wobec opiekunów dziecko może przenieść później na sytuacje szkolne, a rozczarowanie pozwala mu przybierać postawę obronną – płacze, wyrównuje lęk nadmierną ruchliwością czy nawet agresywnością, chcąc zwrócić uwagę na siebie. Wychowanie przedszkolne jedynaka w dużym stopniu znosi przyszłe szkolne trudności w nawiązaniu kontaktu z rówieśnikami. Uwarunkowania wychowawcze jedynaków można więc rozsądnie i skutecznie korygować, uwzględniając specyfikę środowiska ich wzrastania i dojrzewania. Przyzwyczajanie dziecka do samodzielności, umiejętne organizowanie mu czasu, wystrzeganie się „mamizmu” (dominowania osobowości matki nad osobowością ojca), znalezienie właściwych proporcji między nadmiarem a niedomiarem opieki, jednolitość decyzji w postępowaniu wychowawczym, właściwa postawa rodziców wobec uporu dziecka – są wskazówkami i przypomnieniami wspólnymi dla każdego modelu rodziny, nie tylko dla małżeństw z jedynakiem[43]. Tak więc dla jedynaka problem samotności może pojawiać się w zależności od postaw wychowawczych jego rodziców i wiązać się z ich podejściem do swego dziecka.

Ojcowie dochodzący, matki zapracowane i zagubione, dzieci osamotnione, czasem emocjonalnie zaniedbane, to coraz częstszy model – współczesnej, niestety dysfunkcyjnej rodziny. Po urodzeniu dziecka rozpoczynają się dwa równoległe procesy w obrębie rodziny: powstawanie i kształtowanie się więzi dziecka z rodziną oraz więzi rodziny z dzieckiem. Już pierwsze kontakty z nowo narodzonym dzieckiem mają ogromny wpływ na te relacje. Często są one oparte na naturalnych reakcjach matki i ojca, czy też najbliższego środowiska rodzinnego. Od dawna zaobserwowano wpływ tych reakcji na późniejszy rozwój dziecka, kształtowanie się coraz bardziej skomplikowanego systemu porozumienia: wzrokowego, ruchowego, mimicznego, a potem także słownego[44]. Powstająca powoli więź jest istotna dla stworzenia dziecku środowiska, w którym nie będzie się ono czuło samotne, zmarginalizowane, niepotrzebne. Na zawsze pozostanie w nim świadomość wartości bycia z najbliższymi, wśród których dziecko jest zawsze „u siebie”.

ks. Andrzej Zwoliński - profesor dr hab., kierownik Katedry Katolickiej Nauki Społecznej na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie, dyrektor Wydawnictwa Naukowego UP, ceniony rekolekcjonista, autor m.in.: Państwo a Europa (2001), Etyka bogacenia (2002), Słowo w relacjach społecznych (2003), Wojna. Wybrane zagadnienia (2003), Obraz w relacjach społecznych (2004), Duchy Afryki (2008), Encyklopedia końca świata (2009).

 



[40] Zob. Z. Wojtkowska, V. Ozminkowski, Rodzenie to sprawa wagi państwowej, „Newsweek Polska” (2010) nr 39, s. 38–42.
[41] Zob. O. Woźniak, Mit jedynaka, „Przekrój” (2010) nr 35, s. 34–36.
[42] Zob. tamże, s. 36.
[43] Por. J. Zborowski, Problem jedynactwa w rodzinie, w: Rodzina i dziecko, pod red. M. Ziemskiej, Warszawa 1979, s. 388–400.
[44] Zob. A. Blaim, Biomedyczne problemy rozwoju dziecka, w: tamże, s. 85–97.