Miłość jest najważniejsza

publikacja 24.11.2013 15:29

W praktyce życia, im dalej od tamtej chwili glorii przed ołtarzem, tym trudniej i ciemniej. Stuła już krępuje. Obrączki dawno zgasły. Miłość stała się albo zaborcza, albo letnia – wielka nieobecna, wypędzona z ust i serca. Co się stało?

Rycerz Niepokalanej 11/2013 Rycerz Niepokalanej 11/2013

 

I tak przeszliśmy przez cienie i mroki, przez samotność małżeńskiego łoża i domu, nocy i dnia. Można mieszkać pod jednym dachem, ale żyć obok siebie. W takich domach nie ma kłótni. Jest cisza. Martwa cisza. Grobowiec. Jest jeszcze inna cisza. Inna samotność. Chory mąż, żona w szpitalu. Trudny czas dla obojga. Czasami ludzie rozstają się z powodu choroby. Wtedy samotność jest jeszcze bardziej samotna. I smutna. Wreszcie, bywa w naszych domach samotność od czasu do czasu. Dąsania z byle powodu. I bez powodu. Niestety, można przyzwyczaić się do obrażania się – i zestarzeć się pretensjonalnie. I wreszcie krzyk! Wojna domowa. Po wieloletniej często wrzawie, tutaj także nastaje cisza. On nie ma już siły krzyczeć, ona milczy – ze strachu. Albo odwrotnie.

Samotni. Samotni małżonkowie

Na początku były pytania: Czy warto się żenić? Czy warto wychodzić za mąż? Czego jest więcej w małżeństwie – blasków czy cieni?

Nie ma na nie prostej i jednej odpowiedzi. Tyle bowiem jest odpowiedzi, ile małżeństw. Ale małżeństwo nie jest wypadkową moralnego relatywizmu. Małżeństwo jest „od Pana Boga rozkazane i postanowione”. „Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem”. Nie ma innych powodów takiego stanu rzeczy. Jedynie powody biblijne. Są one zarazem zasadą nierozerwalności, choć w czasach obecnych bardzo nadwyrężaną.

O co zatem tak naprawdę chodzi? O Miłość przez duże „M”, czy tylko o kochanie? Czy rzeczywiście powodem rozdarcia jedności małżeńskiej może być „wzgląd na zatwardziałość naszych serc” lub to, że po ślubie żona „nie pozyskała życzliwości” męża, gdyż ten „znalazł u niej coś odrażającego”? A może warto wrócić – wracać codziennie – do „pierwotnej miłości” i „pierwsze czyny podjąć”?

Pan Bóg nie ma w tej mierze żadnych wątpliwości. Jedynie my, słabi ludzie, często kluczymy w gąszczu powodów, z których trudno nawet upleść choćby przepaski przyzwoitości, i dowodzimy małżeńskiego qui pro quo. Tak naprawdę najczęstszy powód „rozłączenia się ciał” jest błahy i niewart dochodzenia ani przed sobą, ani przed sądem.

Wydaje się, że dobrą propozycją dla małżonków byłaby wspólna lektura Pieśni nad Pieśniami. Jest ich akurat sześć; jedna na każdy powszedni dzień małżeńskiego tygodnia. W niedzielę można by dla odmiany odśpiewać Hymn o miłości z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. A przy wieczornym pacierzu – wspólnym – czemu by nie powtórzyć przysięgi małżeńskiej? O rzeczach istotnych należy często przypominać, inaczej spowszednieją i przestaną być ważne. Kiedyś św. Maksymilian w swoim Regulaminie życia zapisał: „Muszę być świętym – jak największym”; zaraz pod tytułem: Regulamentum vitae – umieścił w nawiasie: „czytać co miesiąc”. Żeby przypomnienie także nie spowszedniało, można by dostosować się do tej uśrednionej przez o. Maksymiliana zasady.

Prawdą jest, że trudno o piękniejszy obraz ludzkiego szczęścia nad ten przed ołtarzem, gdy ręce związane stułą, a serca miłością. Nie ma większego blasku nad ten z obrączek na palcu. Ten blask niech nie oślepia, lecz niech rozświetla mroki. Stuła niech nie wiąże; niech łączy – ciała. Miłość niech nie zniewala serc; niech je wyzwala z egoizmu, niech uczy wolności – wolności odpowiedzialnej za siebie i za drugą osobę: za żonę, męża, dzieci.

To takie proste – w teorii. W praktyce życia, im dalej od tamtej chwili glorii przed ołtarzem, tym trudniej i ciemniej. Stuła już krępuje. Obrączki dawno zgasły. Miłość stała się albo zaborcza, albo letnia – wielka nieobecna, wypędzona z ust i serca. Co się stało? „Oto diabeł niektórych z was poddał próbie – jak Hioba – a nie potrafiliście znieść ucisku przez dziesięć dni. Bądź wierny! Bądź wierna – aż do śmierci, a Pan da ci wieniec życia. Kto ma uszy, niechaj posłyszy, co mówi do ciebie Duch Święty”. Zwraca się On do was jak do Kościoła, bo w istocie jesteście Kościołem – pierwszym, domowym.

W domu rodzi się i wzrasta miłość bezinteresowna, na miarę miłości Chrystusa, nie łasa na oklaski publiczności. W domu rodzą się dzieci. Młoda krew chrześcijaństwa. Nasza i wasza wolność. I przyszłość. Pokłosie waszego „trzy razy TAK”: Czy chcecie dobrowolnie i bez żadnego przymusu zawrzeć związek małżeński? Czy chcecie wytrwać w tym związku w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, aż do końca życia? Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?

Czy chcecie? Jeszcze dzisiaj...?

Niech ten sam Duch, którego Kościół przyzywał nad wami, będzie waszym Światłem, Obrońcą, Pocieszycielem. Niech będzie Przychodzącym w imię Boże, co dzień do waszego domu i serc.

O Stworzycielu, Duchu, przyjdź...,
Światłem rozjaśnij naszą myśl,
W serca nam miłość świętą wlej
I wątłą słabość naszych ciał
Pokrzep stałością mocy Twej.