Być kobietą, być mężczyzną

Magdalena Kubacka

publikacja 05.03.2014 22:30

Pan Bóg ma dobre pomysły. Pomysł numer 1: są kobiety i są mężczyźni. Pomysł numer 2: każdy z nas jest niepowtarzalny, ma inny charakter, inne pasje i talenty. Naprawdę nie po to, abyśmy mieli stać się armią klonów w różu i klonów w moro. Ale też nie po to, żebyśmy poprawiali jego dzieła i uczyli tego nasze dzieci

Droga 3/2014 Droga 3/2014

 

Chyba nie ma przesady w stwierdzeniu, że ostatnie tygodnie upływają w naszym kraju pod znakiem gender. Próby wdrożenia kontrowersyjnej równościowej ustawy spowodowały, że wszystkie media zajęły się tym tematem i – w zależności od profilu światopoglądowego – wysuwają argumenty za i przeciw. Na temat samego gender wiem niewiele, ale myślę, że nie trzeba być specjalistą, aby poddać pod refleksję (nie pod polemikę) kluczową dla sprawy kwestię: jesteśmy kobietami, jesteśmy mężczyznami.

Kiedy przez moje ręce przechodzą kolejne „genderoweˮ artykuły, zaczynam zastanawiać się, ile jest prawdy w twierdzeniu, że jeśli dziewczynki będą bawić się lalkami i nosić różowe ubrania, wyrosną na bezwolne istoty pozbawione aspiracji zawodowych (dlatego, że sama byłam dziewczynką), a ten, kto sprzeciwia się gender, na pewno sprzyja utwierdzaniu krzywdzących stereotypów. Nie wchodząc zbyt głęboko w kwestie lekkiego pomieszania pojęć (gender jako ideologia różni się od „prawdziwegoˮ gender – dyscypliny akademickiej), zastanawiam się i myślę o wielu niezwykłych kobietach i mężczyznach, których podziwiam. Dorastali oni, z racji wieku, w czasach, kiedy temat gender w Polsce nie istniał, w przedszkolach za to istniały wydzielone kąciki lalek i kąciki samochodowe, nikt też specjalnie nie buntował się, gdy padało sformułowanie „męski zawódˮ lub „babskie sprawyˮ.

Myślę o mojej babci, która – wychowana w tradycyjnym, góralskim domu – była najlepszą nauczycielką ciętej riposty i wyrażania sprzeciwu. Kto ją tego nauczył? Równościowe przedszkole? Chyba w ogóle nie chodziła do przedszkola. Nie przebierała się w młodości za postacie z męskiego świata, wręcz przeciwnie, trenowała gimnastykę artystyczną i dużo czasu spędzała przed lustrem. Za to siła jej charakteru była tak wielka, że ciężko było się jej sprzeciwić. I nie była to tyrania, tylko wielka charyzma podszyta miłością.

Albo taki Janusz Korczak. Podobno utarło się, że nauczycielstwo to sfeminizowany zawód. Jednak kto w czasach guwernantek i bon tworzył wielkie i przenikliwe teorie wychowania? Mężczyźni. Kto powiedział słynne, pełne czułości – „nie ma dzieci, są ludzieˮ? I w ostatecznym rozrachunku poszedł z tymi dziećmi na śmierć, choć sam nigdy nie urodził dziecka, więc nie powodował nim „instynktˮ? Mężczyzna. Był rok 1942.

Moja druga babcia w czasie wojny pracowała jako sanitariuszka, choć wiele z jej koleżanek wybrało inną drogę. Były łączniczkami, żołnierkami. Gdy czytam wywiady z dzielnymi, walczącymi kobietami, zdumiewa mnie, że pomimo tylu ciężkich prób i ciężkich karabinów, nie straciły ani trochę na swojej kobiecości. A przecież przed wojną nie istniało genderowe wychowanie.

I jeszcze wielkie królowe, na przykład nasza Jadwiga, która jako nastolatka pertraktowała z armią krzyżacką. I wszystkie moje koleżanki, które nie znoszą spódnic i różu, bo wolą bluzy z kapturem, ale wystarczy ich jeden uścisk albo jeden uśmiech, by zaświeciło słońce. Plus, oczywiście, bracia, synowie, mężowie i ojcowie, których mam przyjemność znać. Żaden z nich nie pracuje w kopalni ani nie jest piłkarzem. Lekarze, kulturoznawcy, leśnicy – mają różne profesje i kto by się w ogóle zastanawiał, czy są one męskie, czy nie, jeśli ich żony, córki, siostry, mogą czuć się przy nich bezpiecznie?

Pan Bóg ma dobre pomysły. Pomysł numer 1: są kobiety i są mężczyźni. Pomysł numer 2: każdy z nas jest niepowtarzalny, ma inny charakter, inne pasje i talenty. Naprawdę nie po to, abyśmy mieli stać się armią klonów w różu i klonów w moro. Ale też nie po to, żebyśmy poprawiali jego dzieła i uczyli tego nasze dzieci.

 

TAGI: