Uciekać czy walczyć?

Michał Nieniewski

publikacja 05.03.2014 22:31

Już w szkole zastanawiamy się, gdzie jest nasze miejsce jako osób wierzących. Pojawia się coraz więcej kwestii, w których trzeba zaznaczyć odmienność poglądów. I coraz więcej osób, które traktują nasz sprzeciw jak szkodliwe dziwactwo. Marzymy o jakimś innym, spokojniejszym świecie, o przeprowadzce, o wyjeździe za granicę... Najlepiej na bezludną wyspę!

Droga 3/2014 Droga 3/2014

 

Kiedy uświadamiamy sobie, że „świat zwariował” – podstawowe reguły są zawieszane, prawdy podważane, głupota bije kolejne rekordy – może pojawić się w nas chęć ucieczki. Nic dziwnego. Taki jest cel agresywnej propagandy: mamy zamknąć się w kościołach i siedzieć cicho. Głosy sprzeciwu wobec bezmyślnej ideologii „postępu” mają zamilknąć.

Wielkie ucieczki

Ucieczka wydaje owoce tylko wtedy, gdy jej celem nie jest nasz własny „święty spokój”. W Kościele pierwszy taki ruch wykonali pustelnicy w Egipcie w III w. Od marności tego świata uciekali na pustynię. Przez wiele wieków dzikie ostępy służyły medytacji w spokoju i ciszy. W rezultacie jednak do ascetów ściągały całe tłumy, chcąc zasięgnąć ich rady lub wysłuchać kazania.

W 2008 r. pewien przedsiębiorca uznał, że używanie pieniądza wiąże się z nieetycznym biznesem, marnowaniem jedzenia i zanieczyszczaniem środowiska. Mark Boyle zdecydował się więc żyć w ogóle bez pieniędzy. Nie odciął się od społeczeństwa. Ostatnie kwoty przeznaczył na promowanie bezinteresownej pomocy i handlu wymiennego. Ucieczka znów okazała się walką.

Jesteśmy w podobnej sytuacji, stykając się z atakami na Kościół, z podważaniem wartości wiary i rozumu, życia ludzkiego i rodziny. Nie każdy jednak ma powołanie do życia zakonnego czy ascetycznego, by udać się na odludzie.

Co zatem robić?

Św. Franciszek, obserwując kryzys duchowy w XII w., uznał, że sam również za ten stan odpowiada. Nie przyłączył się do kaznodziejów krytykujących grzeszne życie hierarchów. Rozpoczął od nawrócenia samego siebie. Swoim przykładem wywarł wielki wpływ na religijność w Europie i przyczynił się do uratowania Kościoła.

Możemy mieć pewność, że do problemów, z jakimi boryka się dzisiaj świat, Bóg wysyła z odsieczą całe oddziały. Nas. Obyśmy potrafili działać zgodnie z zamysłem Dowódcy!

Jesteśmy powołani, aby być żołnierzami Chrystusa. Dewizę tej armii zawierają Jego własne słowa: „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10, 16).

Źródłem naszej motywacji powinna być codzienna lektura Pisma Świętego. Źródłem naszej siły – często przyjmowany Najświętszy Sakrament. Sposobem na słabości – zawsze towarzysząca nam modlitwa i częsta spowiedź.

Nie jesteśmy sami w boju

Zawsze, kiedy bronimy prawdy, wartości życia i wiary, Pan Bóg jest z nami. W tym pojedynku liczebność nie ma dla Niego żadnego znaczenia. Pan Jezus mówi nam: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12, 32). W Starym Testamencie można znaleźć zapewnienie, że sam Bóg nas obroni: „Nie lękaj się, przychodzę ci z pomocą. Nie bój się, robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu!” (Iz 41, 13–14).

Bóg wyprowadza największe zwycięstwa tam, gdzie człowiek nie widzi szansy powodzenia. Gedeonowi nakazał nawet odprawić większość żołnierzy, by udowodnić, że zwycięstwo nie zależy od człowieka, bo należy do Boga.

Pamiętajmy, cokolwiek jeszcze nastąpi, że ostateczne zwycięstwo należy do Boga. Szatan to wie, dlatego atakuje z tym większą furią wszystko, co jeszcze nie zostało podeptane.

Nie uciekaj. Stań do walki.